Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzania skłoniło mnie lustro.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4794
Komentarzy: 51
Założony: 7 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 9 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
DoWeselaSieZagoi

kobieta, 33 lat, warszawa

176 cm, 75.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Do tej pory nie chwaliłam się, co zjadłam w ciągu dnia, ale wydaje mi się jednak, że to w jakiś sposób pomaga jeszcze podsumować, czy dany dzień był udany. No to jedziemy :)

śniadanie - bułka fitness z marmoladą

drugie śniadanie - Jogobella wiśniowa

obiad (a raczej kolejny posiłek) - bułka pełnoziarnista z serkiem kanapkowym, rukolą i polędwicą

kolacja - makaron z sosem bolognese - jest kaloryczny więc wymyśliłam, że nałożę go bardzo malutko i wymieszam z garścią rukoli - rewelka! Smakowało chyba lepiej, niż tradycyjnie podane.

A rano ćwiczyłam z jutuba jogę dla początkujących. Na razie wychodzi trochę nieporadnie, a równowaga leży i kwiczy (dosłownie leży - nawet zaliczyłam przewrotkę), ale i tak rozciąganie ciała z rana i możliwość wyciszenia się to świetna sprawa! Już nie mogę się doczekać, jak nauczę się całego układu na pamięć i będę go wykonywać codziennie rano bez konieczności patrzenia co chwilę w ekran ;)

Czy któraś z Was ćwiczy jogę? Jakie macie z tym doświadczenia?

29 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Waga dzisiaj już wraca do normy - pojawiło się 77,1. To cały czas nie jest to, co już sobie gdzieś wypracowałam, ale jestem na króciutko przed okresem. Mam nadzieję, że mimo wszystko nowy tryb życia skutkuje.

Tymczasem wczoraj dietetycznie się udało. Właściwie trudno mówić tutaj o diecie, bo tak jak pisałam wcześniej, to ma być po prostu nowy tryb odżywiania oparty na małych przyjemnościach, które nie wyrządzą człowiekowi krzywdy oraz na opanowaniu tych wieeeelkich porcji, które zazwyczaj wcinałam. Poza tym nie mam zamiaru gotować osobnych posiłków dla siebie i dla męża. Okazuje się bowiem, że jeden kotlet mielony z połową porcji ziemniaków i surówką z marchewki i jabłka to raptem 345 kcal, czyli wcale nie tak strasznie dużo jak na obiad. Tak czy siak, wcielam w życie rady z książki "Francuzki nie tyją" i mam już kilka obserwacji:

1) Nie odczuwam głodu i potrafię zjeść tyle, żeby zapełnić żołądek, ale  go nie rozpychać.

2) Zjedzenie na śniadanie wieloziarnistej bułki z marmoladą to nie jest zbrodnia, a dzięki temu w ogóle nie mam ochoty na słodycze w ciągu dnia.

3) Małe porcje posiłków, ale jedzone bardzo powoli, mogą stanowić jeszcze większą przyjemność niż opychanie się wielkimi porcjami. W końcu to na języku odczuwamy smak, a nie w żołądku :) Nie jestem jeszcze mistrzem w powolnym jedzeniu, ale staram się skupiać tylko na nim i stopniowo wydłużam czas spożywania posiłków.

4) Lekkie uczucie głodu przed następnym posiłkiem tylko zwiększa smakowitość posiłku i jednocześnie sprawia, że wiem, że ten posiłek mi się należy. (to nie oznacza, że można zjeść dokładkę!)

5) Duża ilość wody naprawdę pomaga w wyregulowaniu apetytu i wprowadzenie zdrowego podejścia do spożywania posiłków.

Mam nadzieję, że z takim trybem życia uda mi się schudnąć 0,5kg tygodniowo, a w październiku mieć już wymarzony wygląd :)

28 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Przedwczoraj goście. Wszyscy prawie pili wódkę co i rusz, a ja jakoś wytrzymałam sącząc przez cały wieczór jedną lampkę wina, zjadłam trochę sałatki i kilka kawałeczków sera pleśniowego. Przetrwałam, biorąc pod uwagę wszystkie pyszności, jakie sami osobiście przygotowaliśmy.

Dnia następnego wzorcowo - rano małe śniadanie - pół bułki wieloziarnistej z marmoladą, potem obiad i kolacja w małych porcjach.

Dzisiaj śniadanie zaczęło się dokładnie tak samo - reszta posiłków też już zaplanowana. 

Dlaczego więc dzisiaj waga pokazała mi 77,9kg???????????? Czy to kara za to, że nie potrafię się powstrzymać przed wejściem na wagę do soboty? Foch. Zważę się w sobotę i dopiero wtedy zmienię wskaźnik na wadze.

26 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Nie ważyłam się zaraz po Świętach, bo bałam się zobaczyć wynik. 

Za to zważyłam się teraz i okazało się, że nie tylko nie wrzuciłam znowu swoich poprzednich kilogramów, ale też jest mini spadeczek! 0,5kg, ale w końcu to tylko tydzień, więc nie jest źle :) 

Święta zaliczam do udanych jednak pod każdym względem :D Założenie, żeby nie przytyć zostało spełnione!

26 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Walczyłam. Dzielnie. Instruktorka powiedziała, że wszystko wykonuję bardzo poprawnie :) A mimo to miałam ochotę zejść z rowerka i powiedzieć. No way. Chyba zwariowałaś, że to zrobię. Przetrwałam i teraz jestem przeszczęśliwa z ledwo żyjącymi mięśniami (smiech)

NIGDY, NIGDY W ŻYCIU nie ćwiczyłam tak intensywnie. To naprawdę daje kopa i nadzieje, że jednak człowiekowi spadnie ten kolejny kilogram. Następne zajęcia we wtorek - w weekend nie ma, a w poniedziałki siedzę cały dzień na Uniwersytecie. Taki los.

Dieta umiarowo - ograniczająca zaliczona. 5 posiłków:

- dwie kromki chleba z marmoladą pomarańczową (lovelovelove)

- jogurt truskawkowy z jabłkami

- spaghetti al pomodoro - tylko pół łyżki oliwy! - podane na talerzu pełnym rukoli 

- banan

- dwie kromki chleba z twarożkiem kanapkowym i pomidorami.

Dokonałam pewnych zmian po przeczytaniu opisu książki "French women don't get fat" i przeczytaniu całej książki "Lekcje Madame Chic". Coś w tym jest - jeżeli mam wprowadzić zdrowy tryb życia na stałe, to na pewno nie będę liczyć kalorii codziennie (ile można?), na pewno nie będę całe życie odmawiać sobie łyżeczki marmolady czy małego ciastka, albo odrobiny bardziej kalorycznego posiłku. Wszystko z umiarem. Jeżeli będziesz jeść pół porcji tego, co zawsze, to na pewno będziesz chudnąć. (Chyba, że byłaś naprawdę wielkim obżartuchem :D). A tak serio? Po prostu za bardzo lubię jeść, żeby odmawiać sobie absolutnie wszystkiego. Zobaczymy, czy w moim przypadku to poskutkuje. O wszystkim będę oczywiście regularnie donosić.

Od tego chyba nie da się przytyć, prawda? Mam taką nadzieję... Niestety, dzisiaj nocka, więc druga porcja spaghetti poszła w ruch zaraz po północy. Przecież nie da się funkcjonować przez tyle godzin bez żadnego posiłku.... Co o tym sądzicie?(mysli)

24 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

No cóż. Święta, delikatnie mówiąc, nie przyczyniły się do utraty wagi. Wprost przeciwnie, bardzo mnie od tego oddaliły. Co gorsza, po dwudniowej wizycie gości zostało mnóstwo jedzenia, które przecież nie mogło się zmarnować. I tak oto do diety wrócę pewnie dopiero w ten weekend albo dopiero w poniedziałek.

Jestem z siebie dumna, bo naprawdę trudno mi się przyznać do błędu i napisać - tak, owszem. Złamałam dietę. Zaczynamy praktycznie od początku. Nawet boję się wejść na wagę.

Zastanawiam się, czy liczenie kalorii ma sens. Zasady znam, wiem, na czym polega umiar w spożywaniu pokarmów i wiem, czego jeść się nie powinno. Może zamiast liczenia kalorii zaufać zdrowemu rozsądkowi? Po prostu zdrowo się odżywiać, ale wprowadzić to już na stałe?

Fitness klubie, tęsknisz? Ja się stęskniłam...

18 kwietnia 2014 , Skomentuj

Nie liczyłam kalorii. Na pewno mało zjadłam, ostatnio jestem mocno zestresowana. Wczoraj zjadłam trzy dietetyczne kanapki - bez dodatków masło-majonezów, na nic innego nie było czasu. Dzisiaj zjadłam jedno ciastko z brzoskwinią, które samo miało pewnie jakieś 260kcal. Oprócz tego jajecznicę na pół łyżki oliwy z oliwek i dwie kanapki z tuńczykiem z wody - bez masła. Do tego zupka chińska, która ma 51kcal. Pewnie jakoś przetrwam - jutro ważenie, więc wszystko się okaże.

Nic to, jak na razie mieszczę się w 1500 kcal. Pewnie i tak nie stracę nic na wadze, ale do poniedziałku robię sobie luz :) Cel na Święta - byle nie przytyć, poza tym nie jeść słodyczy. Może tylko jeden kawałek babki. Przyjeżdża cała rodzina, spędzę z nimi czas w SWOIM nowym mieszkaniu, gotując SWOJE potrawy - nie da się nie jeść. Robię sobie luz i już.

Po Świętach, od środy zaczynając, indoor cycling!!! ;)

Biorąc pod uwagę fakt, że czeka mnie mnóstwo porządków i przygotowań, a oprócz tego jutro jeszcze muszę pojawić się w pracy na regularne - pracujące - 8 godzin, czeka mnie mnóstwo wysiłku związanego ze Świętami i brak czasu jakiegokolwiek. 

Zamelduję w poniedziałek, czy wytrwałam w postanowieniach. Nie ukrywam - może być ciężko :)

Drogie Kochane, Święta przed nami - życzę Wam dużo szczęścia i wypoczynku, nawet kosztem diety. Spędźcie te Święta z Bliskimi! Radości ze Zmartwychwstania!

16 kwietnia 2014 , Skomentuj

Wściekłość w pracy osiągnęła zenit. Aż mi wszelkie ochoty na jedzenie przeszły, a zamiast kolacji drink z mężem. Trudno, w 1500kcal i tak się zmieściłam. Cały dzień walczyłam dzisiaj z chęcią zapalenia papierosa i zjedzenia czegoś kalorycznego. Udało się, ale wcale nie jest mi z tego powodu lepiej.

"Jedzeniowo" właściwie bez zarzutu, zwalczyłam dzisiaj w pracy wszelkie poczęstunki z cukierkami (no tak, Święta! Nawet oni o tym pamiętają)

Krótko i na temat, teraz idę przeglądać oferty pracy. O ile nie zjem kilograma cukierków do tego czasu, to dzień udany. Tylko dietetycznie.

15 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

O 13.00 dietetyczny obiad jak przystało, zresztą naprawdę smaczny. Mąż nawet docenił moje dietetyczne obiady i stwierdził, że będzie jadł na obiad to co ja :) Więc obiad, a potem szybciutko na zajęcia. 

Zajęcia do 16.30, po zajęciach kawka z koleżanką. Ona zamawia wielką latte o smaku czekoladowym i NAJPYSZNIEJSZEGO NA ŚWIECIE rogalika z migdałami (no przecież wiem, że taki smaczny - skądś mam te nadprogramowe kilogramy). Ja sobie zamawiam... czarną kawkę, bez żadnego syropu. Żałość straszna, ale wychodzę z założenia, że lepiej nie zjeść nic, niż zjeść taką bombę kaloryczną. Gdyby mi ktoś coś takiego powiedział dwa tygodnie temu, na pewno bym go wyśmiała. Nic to - wytrzymałam w kawiarni. Dumna jak paw pożegnałam się z koleżanką o godzinie 18.00 i wyszłam na ulicę. A tam nagle z mojego żołądka wydało się jakieś "burm, rumb, burb"... słyszalne bardziej od autobusu. Eureka! Nie jadłam od 5 godzin.... Do domu dotarłam... 15 minut temu. Najszybsze, co przyszło mi do głowy to koktajl z banana, kefiru i płatków owsianych.

Taka sytuacja. Sama się sobie dziwię, że udało mi się wytrzymać 8)

14 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Pełna zapału rano zapakowałam kanapkę, banana i dietetyczny kefir. Takie oto pożywienie miało mi wystarczyć na cały dzień. A tu okazuje się, że odwołane zajęcia, że nie mam co ze sobą zrobić, że leje deszcz i spacer odpada i tak dalej. No więc skoczyłam do pobliskiej kawiarni, którą absolutnie uwielbiam. Kawę i tak zawsze piję czarną bez cukru*, więc ulubiona kawa i tak ma 0 kcal. Jak już tam weszłam, to pomyślałam, że zjem sobie sałatkę makaronową. Widząc ją u siebie na talerzu miałam wyrzuty sumienia nawet, jeżeli nie dodałam sosów, które dołączone były w małych pudełeczkach. Nic to - kupiłam, to zjadłam. Po następnych zajęciach okazało się, że reszta zajęć zostały odwołane, więc wróciłam do domu z kanapką, bananem i kefirem w torbie.

Już miałam zacząć liczyć kalorie i rozkładać sałatkę na części pierwsze kiedy okazało się, że mają u siebie na stronie informacje o wartościach kalorycznych. Moja sałatka miała 350kcal. Sporo - jak na drugie śniadanie. Pociesza mnie fakt, że dzisiaj pierwsze śniadanie i obiad były mniej kaloryczne. Mój jadłospis z wyliczonymi kaloriami mówi mi, że zmieszczę się w limicie 1500 kcal :D. A ta sałatka była taaaka dobra i naprawdę nadaje się na posiłek na miarę diety. Fajnie. Co prawda kosztuje tyle, co zestaw w jakimś śmiećfoodzie, ale chyba wolę już zjeść coś, czym się najem, nie będę się czuła ociężale, a moja dieta na tym nie ucierpi.

Tym samym dzień 8. pod względem diety zaliczam do udanych. O ile nie porwą mnie cukierki, które Mąż podstępnie wyłożył do miseczki na stole...

*Za to lubię syropy smakowe do kawy - strasznie cierpię, że muszę pić kawę bez ich dodatku, ale dodatek cynamonu i kardamonu oraz jedna tableteczka słodziku odrobinę mi to wynagradza