Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pół roku po urodzeniu mojego synka zabieram się za siebie i rozpoczynam 6-miesięczny plan uzyskania formy jakiej jeszcze nigdy nie miałam. Chcę zobaczyć, czy coś ze mnie jeszcze będzie :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1921
Komentarzy: 18
Założony: 3 lipca 2014
Ostatni wpis: 29 listopada 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lamama

kobieta, 37 lat, Wrocław

163 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 listopada 2014 , Komentarze (1)

Zaczęło się. 

Będę chodzić zasmarkana z czerwonym nosem. 

Zima!

Dlaczego mi zawsze w zimę non stop cieknie z nosa a innym ludziom nie?

Ponure i senne dni prowokują do jedzenia czekolady.

Jak żyć?

Jak się motywować?

Nie chcę aby było jak zawsze. Nie chcę przezimować, ocknąć się wiosną, odkopać się ze wszystkich warstw ubrań i ze zdziwieniem zobaczyć, że moje ciało wygląda inaczej. Kupić fit wdzianko, iść 2 razy na fitness, odchudzać się tydzień i tyle. Teraz zaczynam odchudzać się przed zimą, kiedy moje ciało łaknie zamienić się w mięciutki, pokryty tłuściutką kołderką i pluszowym kocem kokon. Nie dam się! Nie tym razem!

To piszę ja, ta która przez cały dzień wżarła prawie całe opakowanie ptasiego mleczka. Byłam przesłodzona, miałam zgagę i było mi dobrze. Ptasie mleczko to niestety mój ulubiony smakołyk.

To było prawie zamierzone - cheat meal po "roboczym" tygodniu diety. Pogodziłam się z cheat mealami, że u mnie nie da się inaczej. Dzięki nim mogę dalej trwać na diecie. W tamtym tygodniu się sprawdziło.

A tak na prawdę to cheat meal był zamierzony ale niestety popłynęłam z prądem i zamienił się cheat day. Nie mogłam się opanować jak jakiś żul! 

Jestem po prostu czekoladowym żulem.

A później, po takiej ilości cukru, tak strasznie chciało mi się kolejnej porcji węgli, że pożarłam bułę z masłem (chociaż tyle, że nie z margaryną) i schabem. Buła miała stanowić 2 moje drugie śniadania :/ Z wielką kluchą w brzuchu poszłam spać. Dziś nadal odczuwam tę kluchę i już jestem strasznie głodna.

Wniosek: Słodycze sprawiają, że chce mi się więcej węgli, żadnych warzyw, sałatek, lekkich rzeczy... Cukier mi spadł i chciałam czegoś sytego o  dużej gęstości kalorii... na kolację...

Człowiek uczy się na błędach... Udzielam sobie rozgrzeszenia ale czuję się zbrukana. Bułę liczę też jako cheat meal. A ptasie mleczko jako 2 cheat meale, za karę.

Fotomenu sobotnie:

Brawka dla mnie.

Straszny żal tak patrzeć na 3 świetne dania i 2 totalne porażki i to jeszcze pod wieczór.

Wstyd mi.

Ale walczę dalej, to już prawie koniec drugiego tygodnia!

29 listopada 2014 , Komentarze (2)

Piąteczek za nami, dziś weekend! :) A ja od 5 nie śpię. FitBobo nie uznaje weekendów ale pogodziłam się już z tym.

Wczoraj szału nie było co do jedzenia bo 2 razy jadłam to samo, ale miałam smaka na łososia. Poza tym, gdyby nie spowiedź tutaj, mogłoby się skończyć na czymś innym...

Fotomenu, dzień 12:

Zamieszczanie fotek jedzenia z całego dnia (bez wyjątku) powstrzymuje mnie nie tylko przed szaleństwami i podjadaniem ale też dzięki temu dorzucam dodatkowe warzywa, bo wstyd umieszczać zdjęcie samej kanapki. Dzięki temu dorzuciłam do kanapek pomidory, szpinak i marchewkę.

Przy okazji zrobiłam 3 dodatkowe porcje makaronu z cukini :)

Ćwiczenia - fitness z bobasami - plecy i brzuch... Mam najsłabsze mięśnie brzucha z całej grupy.. Dodatkowo nie umiem wyprostować nóg do kątu prostego leżąc na plecach. Kurczę, nigdy tego nie umiałam.

Po ćwiczeniach wróżyła nam pani interesująca się numerologią i wyszło mi, że każda zmiana, której dokonam będzie na lepsze, tak jak każda zmiana w moim życiu. Teraz mam czas siania plew a pod koniec 2015 będę zbierać plony. Tak więc postanowiłam uwierzyć w tę wróżbę i między innymi czekam na mój sterczący, jędrny i mięsisty tyłeczek, uda bez cellulitu i mięśnie brzucha.

Idę drzemać, bo Mały usnął... Czy ja kiedyś wyśpię się jak człowiek? Czy to już tak do końca macierzyństwa będzie? Pewnie mam jakieś 15 minut. 

Dziś cheat meal!! :)

28 listopada 2014 , Komentarze (4)

Przez te 2 dni zgłębiałam tajniki zdrowej diety w necie i szlag jasny mnie trafił. Miotało mną w różnych kierunkach - tego nie będę jadła, tamtego nie będę jadła, mięso powoduje raka, mleko jest be, pszenica jest be, w moich kiszkach są procesy gnilne, o nie, nie będę łączyć węgli i białka... w mięsie antybiotyki, chemia, w jajach masa chemii, mleko zabiera składniki mineralne z organizmu a wapń jest prawie nieprzyswajalny, w warzywach i owocach jest masa pestycydów i chemikaliów, pszenica sieje spustoszenie w kiszce, jestem zakwaszona na 100%, powinnam jeść 5 razy dziennie, nie, jednak nie, częstotliwość nie ma wpływu na metabolizm, na kolacje jeść białko, nie jednak nie, lepiej łatwostrawne węgle, jeść zawsze na ciepło, nie, lepiej na zimno itd., itd. i zostają mi warzywa z własnego ogródka, prawdopodobnie surowe. 

Zadałam sobie więc pytanie, czy będę w stanie zastosować się do tego wszystkiego przez całe moje życie? Zrezygnować z glutenu, mleka? Trzeba podejść do tematu realistycznie. Liczę na to, że mój organizm będzie w stanie poradzić sobie z tym wszystkim. To co jem teraz to i tak diametralna różnica w porównaniu do tego, co było kiedyś i robię dla siebie dużo dobrego.

A teraz fotki jedzenia ze środy:

Oraz fotomenu z czwartku:

Ćwiczenia środa - 40 minut nogi i pupa z MelB i Finess Blenderem. Czwartek - regeneracja :)

Edit.: Musiałam edytować menu 10, bo źle podpisałam - nie jadłam makaronu orkiszowego tylko amarantusowy. Pierwszy raz go testowałam i niestety szału nie było. Miał dziwny posmak, trochę jakby zgnilizny... nie chcę nikogo zniechęcać, jest bardzo zdrowy, ale nie każdemu smakuje. W każdym razie i tak muszę wykończyć całe opakowanie. Może zdążę się do niego przekonać.

Staram się urozmaicać moje menu ale nie jest to takie łatwe, bo do zrobienia jest wiele innych rzeczy. Dziś o 12 mam fitness z bobasami, może trochę się rozbudzę, bo jestem strasznie śnięta.

W planach mam też podwyższenie moich 1500 kcal do 1700... Tyle wychodzi mi w kalkulatorze aby utrzymać wagę 52 kg przy ćwiczeniach 1-3 razy w tygodniu. Ćwiczę teraz 5 razy więc wydaje mi się to dobrym rozwiązaniem, chociaż wydawało mi się, że ryzykuję z 1500... Mam zamiar zmienić swoje nawyki żywieniowe, więc lepiej sprawdzić te 1700 kcal. Może niepotrzebnie odbieram sobie przyjemność? Jakby nie wyszło, to lepiej teraz utyć niż po powrocie do pracy :) Podkręcę też trochę białko.

A co do przyjemności, w weekend cheat meale!! Na razie wykorzystałam 1/8. Jeszcze nie wiem, co bym chciała, ale chyba coś na słodko.

26 listopada 2014 , Skomentuj

Dieta idzie coraz lepiej :) Nie panikuję, jak nie mam czegoś przygotowanego. Tak było dziś z fasolką. Zapomniałam rozmrozić zupę krem. Drugie śniadanie to też improwizacja. 

Planuję na kolacje jeść głównie sałatki. Jest to wygodne, bo nie trzeba nic gotować - tylko pokroić kilka składników i gotowe. Warunek, że muszą być smaczne, będę teraz eksperymentować. W sumie to nigdy nie jadałam sałatek, to dla mnie coś nowego. 

Plusem sałatki jest też to, że nie dostarczam sobie na noc aż tyle węglowodanów. Tego dnia na tapetę poszedł łosoś. Wyszedł całkiem nieźle. Zastanawiam się tylko, dlaczego bardziej najadłam się sałatką z serem mozzarella a mniej z sałatką z łososiem, którego wagowo było więcej...

Ćwiczenia - fitness z babasami, przyznam, że trochę było ciężej niż wcześniej, za każdym razem jest jakieś urozmaicenie. Bardzo mi to odpowiada. Uwielbiam te zajęcia. I brzuch wydaje mi się już bardziej "zbity". 

Nastawienie - rewelacja!

25 listopada 2014 , Komentarze (4)

Jest dobrze, idzie drugi tydzień :) Poniedziałek okazał się grzeczny. Jednak niedzielny cheat meal zrobił swoje i zaspokoiłam swoje zachcianki na najbliższe kilka dni :)

Muszę zdecydowanie popracować nad ilością białka w diecie. Dorzucę dziś jakieś mięsko.

Poniedziałkowe ćwiczenia - nogi z Fitness Blenderem. A dziś fitness z bobasami - nogi i pośladki! Zbieram się :) 

Drugi tydzień zaczyna się z pozytywnym nastawieniem :) Damy radę dziewczyny!!!

24 listopada 2014 , Skomentuj

Po sobotnim kryzysie doszłam do wniosku, że nie będę się katować i wykorzystam pierwszego cheat meal'a z ośmiu dozwolonych w tym miesiącu. Mimo tego, że dałam sobie z założeniach przyzwolenie, czuję się podle. Pierwszy tydzień chciałam jeść czysto. Co prawda burger jest domowy, ale buła kupna. Zamieszczam tu wszystko co jem, więc:

Cheat meal ma za zadanie zwiększyć prawdopodobieństwo wytrwania na diecie. Jest to posiłek, który mamy jeść bez wyrzutów sumienia i ma nas nastawić pozytywnie do dalszej diety.

Mój organizm zaspokoił swoje zachcianki, rzeczywiście mam nowe siły, ale jakiś taki kac moralny mnie dopadł. Bo to tylko jedzenie, a pokonał mnie burger. Jak byłam w sklepie to z kolei wytrzeszczałam oczy na czekolady. Jakby mój świat kręcił się wokół NIEZDROWEGO jedzenia. Takie uzależnienie. Widzieliście kogoś uzależnionego od kalafiora? 

Moje wytyczne to przede wszystkim wyznawanie zasady eat clean, czyli jedz czysto, bez śmieciowego, niezdrowego jedzenia, wysokoprzetworzonego. To jest podobno największy podsycacz cellulitu, a ja mam go pod dostatkiem. Więc muszę się opamiętać.

23 listopada 2014 , Komentarze (3)

Wczorajsze fotomenu niestety zawiera tylko 4 posiłki, ale to i tak dobrze biorąc pod uwagę mój słaby poziom organizacji i to, że nie miałam ochoty na moje przygotowane posiłki...

Było ciężko, byliśmy w galerii i zaparkowaliśmy na piętrze z restauracjami... Później musiałam na szybko sobie coś ugotować. Na dodatek było po czasie wyznaczonym na obiad. Byłam strasznie głodna, a kiedy już miałam jeść to FitBobo zaczął strasznie marudzić, bo nie umiał usnąć. Jadłam na kolanie. Już więcej nie mogę sobie tego zrobić. Jak Mały usnął to ja razem z nim, po prostu padłam w minutę. 

Do życia wróciła mnie sałatka, chyba dlatego, ze zawierała tłuszcz. Tak się najadłam, ze już nie miałam miejsca na kolację :) Jestem w szoku, że najadłam się sałatką, była bardzo dobra. W następnym tygodniu też będzie na kolacje.

Tak się zastanawiam.. To przecież TYLKO jedzenie! Co jest z nami? To tylko żarcie, a mamy z tym taki problem. Niektórzy ludzie mają naprawdę poważne problemy. Co jest z nami nie tak?

Najważniejsze, że zacisnęłam poślady i przetrwałam.

Co do ćwiczeń - dziś dzień regeneracji :)

21 listopada 2014 , Komentarze (4)

Po 6 miesiącach po urodzeniu synka rozpoczynam z ogromnymi pokładami cierpliwości i motywacji program naprawczy. Muszę przyznać, że się trochę przestraszyłam... Jak nie zawalczę o lepsze ciało to zatonę w cellulicie i tłuszczu. Nie jestem jakoś specjalnie gruba. Mój problem jest taki, że mam za dużo tkanki tłuszczowej a za mało mięśni. Chcę zbić tłuszcz, popracować nad mięśniami i przede wszystkim zrobić test - czy za pomocą diety i ćwiczeń będę w stanie zmniejszyć hodowany latami cellulit? Oby się udało! 

Jestem już po pierwszych 5 dniach diety. Jak na razie liczę kalorie i makro. Staram się nie przekraczać 1500 kcal. Co do stosunku białka do węgli i tłuszczy to staram się dążyć do 20/50/30% ale nie jest to łatwe. Bez głodzenia się - z udziałem aktywności fizycznej - z cierpliwością. A oto moje dietetyczne fotomenu z pierwszych 5 dni. 

Fotomenu dzień 1,2 - 1500 kcal. Przygotowałam kilka posiłków na zapas i sobie odgrzewam. Niestety nie jestem zadowolona z leczo. Same warzywa mnie nie satysfakcjonują. Mój brzuch nie wie co się dzieje. Musiałam w nocy iść do... toalety.

fotomenu

Fotomenu dzień 3 i 4 - 1500 kcal. Czwartego dnia nie mogłam patrzeć już na mój obiad (gotowany kurczak z warzywami i dzikim ryżem) i niedojadałam. A przygotowałam 6 porcji... Już nigdy tego nie ugotuję. Kolacja pycha!

Fotomenu dzień 5 - 1500 kcal. Próbowałam ratować leczo kurczakiem, ale nadal to było to samo leczo.. no i obiad :) Cóż, takie są trudne początki. Ale ogólnie jestem zadowolona.

To co jest fajne, to to, że przygotowałam większość rzeczy na zapas. Tylko wyciągałam z zamrażalnika. Taki komfort psychiczny jest super i nie myśli się o jedzeniu, można coś natychmiast wyciągnąć i nie tracić czasu. Brak stresu związanego z przygotowywaniem jedzenia to moim zdaniem podstawa, nawet jeśli miałoby być trochę monotonnie.

Fotomenu to świetna sprawa, widzę, że muszę dodać trochę zieleninki do dań. Poza tym trzyma w ryzach. Głupio by było na początku robić foto czekolady.

Każdego dnia ćwiczyłam. Zaznaczam, że kondycję mam zerową. Fitness dla seniorów to optymalny poziom trudności dla mnie w tym momencie.

  1. Pon. - nogi i pośladki z MelB - aż 1/2 h z dzieckiem na zaślinionej macie :) Myślałam, ze mi noga odpadnie.
  2. Wt. - nogi i pośladki na fitnessie z bobasami - FitBobo w tym czasie nawiązywał romans z starszą o pół mc dziewczynką. W międzyczasie był hantelkiem i myślałam że urodzę drugi raz robiąc z nim przysiady po poniedziałku.
  3. Śr. - ręce, plecy, klatka z MelB - też aż 1/2 h. Ale dla mnie to dużo, jestem dętką. Jeszcze gorzej niż w przypadku nóg.
  4. Czw. - ręce, plecy, klatka z Chodakowską - niby wolne ćwiczenia, wyglądało to jak czysty relaks, a ja wypruwałam sobie flaki.
  5. Pt. - plecy i brzuch na fitnessie z bobasami -aby zdążyć zaliczyłam dodatkowo szybki bieg z wózkiem. I ćwiczyło mi się już dużo lepiej :)

Oby tak dalej!