Nawet nie wiem kiedy minal listopad! Moj poprzedni wpis byl 5 listopada, a dzis juz 2 grudnia, whoa!
Masa rzeczy sie nadziala: skonczyly sie lekcje yogi i callanetics na 2014, nowa sesja zaczyna sie w styczniu, wiec chyba autentycznie bede musiala sama ze soba cwiczyc w domu te kilka tygodni
W zeszla sobote mielismy te firmowe Christmas Party (wlosy podciete, jewel red shellac na pazurkach). Wystapilam w dosc krotkiej jak na mnie (przed kolano) czarnej sukience w biale kwiaty, rekaw 3/4, czarne grube rajtuzy, buty krotkie botki na wysokim obcasie, srebrna kopertowka, srebrna bizuteria, i mega czerwone usta. Zadalam szyku, nie powiem Fajnie sie bawilismy, kilka osob sie skompromitowalo, co stalo sie tematem ploteczek w poniedzialek w biurze (ha ha ha!!!), jedzenie bylo bardzo dobre, piekny wystroj (impreza byla w drogim hotelu), a ja po angielsku zmylam sie ok 23:00 i nawet sie w niedziele wyspalam normalnie.
Zakupy: marzy mi sie taki cieniusienki zloty pierscionek...
Chyba sobie jutro taki znajde po pracy. Do czerwonych paznokci i bladych zimowych dloni bedzie idealnie pasowal.
Zrobilam tez troche zakupow w Sephora i Lush. Moglabym tam cala wyplate zostawic i nawet nie bardzo zalowac zdaje mi sie...
No i jeszcze Wam pokaze jak super prezent zamowilam dla mojego faceta na Swieta:
Firma nazywa sie Boomf.com, i drukuja zdjecia na ... marshmallows! Cos cudnego :)