Mam takie śmiałe postanowienie, przejechać w ten weekend 100 km na rowerze - raczej na stacjonarnym bo pogoda taka trochę nie tego. 10 km już dziś przejechałam :-)
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (11)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 12039 |
Komentarzy: | 52 |
Założony: | 21 sierpnia 2014 |
Ostatni wpis: | 17 października 2014 |
kobieta, 40 lat, Bydgoszcz
157 cm, 50.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Mam takie śmiałe postanowienie, przejechać w ten weekend 100 km na rowerze - raczej na stacjonarnym bo pogoda taka trochę nie tego. 10 km już dziś przejechałam :-)
Nad kolanami robi mi się takie fajne COŚ :-) zarys mięśnia, tak jak sportowcy mają ...no nareszcie! :-) Pewnie dzięki squatom oraz codziennej jeździe na rowerku
a w ogóle to jestem sama z siebie mega zadowolona ostatnio ..a co tam ;-)
Weekend zapowiada się balangowo. Nie dość, że jest kilka prywatnych okazji do zamoczenia dzioba w kuflu piwa, to jeszcze są finały MŚ w siatkówce. Oj, jutro będzie grubo :-) Od sierpnia dbam o dietę, unikam alkoholu.. ale jutro... hm... robię ten..no...jak Wy to nazywacie...? Cheat day? Nie żebym jadła makaron z zasmażanym serem i pieczarkami o 23:00 (może bez przesady) ale będą inne smakowitości bez liczenia kalorii. A co tam, raz nadwa miesiące można, nie???? :-)))))
Niestety będzie to też sobotnio - niedzielna przerwa od rowerka. Uzależniłam się prawdopodobnie od niego :-) Za to obiecałam sobie, że w wolnej chwili będę robić squaty, co nie wymaga sprzętu ani specjalnych warunków. Może w ten sposób nieco odrobię to balangowanie, heh.
:-)))))
Ogląda ktoś siatkarskie mistrzostwa świata?
Po 20:00 nasi zagrają z Francuzami. Pojechałam dziś na rowerku tylko 7 km, więc obiecałam sobie, że podczas trwania meczu siatkarskiego będę oglądać i jeździć na stacjonarnym. Nie chce mi się dziś zbytnio, więc dobrze by było jakby chłopaki załatwili sprawę w trzech setach
Nastawiłam się nie tyle na wielkie odchudzanie - no bo przecież celem było zrzucenie tylko 3 - 4 kg - ale myślałam, że potrwa to wszystko dłużej, dlatego uważałam, że będzie to spore przedsięwzięcie. Od trzech dni waga pokazuje kilka gramów poniżej 50 kg ... czyli w sumie zaczyna się niedowaga. Ale poszło szybko ... od początku sierpnia jem zdrowiej i regularniej, od połowy sierpnia ćwiczę, od początku września nie używam cukru i nie jem słodyczy .... mamy prawie połowę września - tłuszczyk zleciał, nawet z brzucha. Fajnie. No.... może jeszcze zostały jakieś fałdki do wygładzenia.
Co dalej? Pewne w 1-2 kg jeszcze stracę aby pozbyć się absolutnie całej tkanki tłuszczowej i będzie trzeba niedowagę ratować budową mięśni. Od jakiegoś czasu lecę z udami i widzę, ze jakiś tam mały zarys nad kolanami jest, ramiona też ładniejsze ....
Jak mi tak dobrze idzie, to jak skończę gubić tkankę to sobie delikatny sześciopak na brzuchu postawię ... pewnie na wiosnę wypracuję to sobie.
A skoro o pracy mowa... idę robić projekt, bo klient już dopytuje o efekty ... a ja jeszcze daleko w polu.
Mała prywata, bo reklamuję swoje wyzwanie :-)))
znajduje się tu: http://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzwania/odchudzanie/challengeId/388/name/SQUAT-nogi-i-tylek-bez-galarety-
DOŁĄCZAJCIE, bo z Wami będzie mi raźniej :-))) !!!
Bardzo polubiłam wykonywanie squatów, ale większość wyzwań określa dzienną ilość do wykonania. Wykonując też inne ćwiczenia, jeżdżąc sporo na rowerze obowiązkowe squaty w setkach to czasem dla mnie za dużo, dlatego proponuję wykonywanie tego zadania w miarę swoich indywidualnych możliwości oraz czasu jakim dysponujecie.
A tak poza tym, to super. Aż się sama sobie dziwię, że minął już miesiąc a ja ćwiczę z takim samym zapałem jak pierwszego dnia. Dziwne. Chyba zdrowszy styl życia jest już moim stylem :-)))
Czuję, że wrzesień będzie bardzo twórczy. Pierwszy raz w życiu cieszę się na jesień. Tak bez powodu. Zawsze marudziłam, że będzie zimno, że coś tam, a teraz jakoś mi to zwisa. Nastawiona jestem bardzo pozytywnie.
Udało mi się dzisiaj zdobyć dobrego kontrahenta. Mam projekt do zrobienia, tak minimum to pewnie ze dwa miesiące, ale oby potrwało to dłużej. Dobre warunki. No zobaczymy, chce płacić tygodniówki, jeśli będzie to robił systematycznie i tyle co jest umówione to będzie super. Gdzieś tam w powietrzu wiszą jeszcze dwa inne projekty. Jeden miał się zacząć we wrześniu - nie wiadomo dokładnie, a ten trzeci ok. 7-8 września.
Teraz męczę się z jednym krótszym zleceniem. Wolałabym na rower wsiąść. Chyba dziś będzie krótko.
Obiecałam sobie do końca roku pracować bardzo sumiennie, a już mi się nie chce .... szukam motywacji.... nowe projekty powinny mi dać kopa .... jakoś na razie szału nie ma :-)
Dostałam link od życzliwej koleżanki, która zaprosiła mnie na pączki, a ja musiałam odmówić i zaproponowałam mineralną :-) Teraz się ze mnie nabija łajza i podsyła niespodzianki ... np. to: (polecam bo zaczyna się tymi oto słowami : nooo nie wiem, czy zrzucę te kilka deko ....)
https://www.youtube.com/watch?v=K7jU6jCjSg4 - to tylko 30 sekund trwa
Odkrycie stulecia normalnie :-)
Gdybym powiedziała, że pierwszy dzień okresu jest u mnie dniem wyjętym z życiorysu, bo dajmy na to kulam się z bólu i nie funkcjonuję w miarę normalnie, to na pewno bym przesadziła. Jednak fakt pozostaje faktem. Przez ostatnie parę lat w ten pierwszy dzień nie obyło się bez tabletek przeciwbólowych oraz pokładaniu się, ewentualnie rezygnowaniu z jakichś tam wyjść, noszeniu siatek czy coś.
Od początku sierpnia zmieniłam nawyki żywieniowe, od połowy sierpnia codziennie (bez jednego dnia na reset) ćwiczyłam, jeździłam sporo na rowerku. Wczoraj był ten pierwszy dzień i .... absolutnie nic mnie nie bolało... co? tak nagle? Bez przyczyny taka miła odmiana? Może się nakręcam niepotrzebnie, ale zaczynam wierzyć, że zdrowszy tryb życia, rozruszanie mięśni w jakiś sposób wpłynęły na dobre samopoczucie wczoraj. Nie musiałam łykać tabletek, ba, zrobiłam nawet ćwiczenia z wyzwań .... całe szczęście plank i squaty robiłam po północy, więc jeszcze przed okresem ... ale reszta, jak ćwiczenia na ramiona i inne takie to spokojnie sobie zrobiłam, nawet 30 minut szybkiego marszu sobie urządziłam (bo akurat się spieszyłam cholernie) ... fakt jest taki, ze nie odczułam tego boleśnie. Aż dziwne!
Odpuściłamsobie wczoraj rower aby nie wywołać jednak wilka z lasu :-) Dziś wieczorkiem na pewno wsiądę chociaż na 5 - 10 km, bo aż mnie nogi świerzbią do tego roweru ....
Pochwaliłam się rodzinie i znajomym, że we wrześniu nie jem słodyczy. Nikt nie wierzy, że mi się uda, chociaż oczywiście wszyscy mi kibicują. Z domownikami umówiłam się tak, że kiedy będą żreć słodycze to mają się przede mną chować po kątach i nie zostawiać papierków na miejscu konsumpcji. Najprawdopodobniej pomoże mi to w utrzymaniu silnej woli.
Dobra, zabieram się do pracy.
Mega wyzwanie, mega, mega wrzesień!
Wyzwanie, nie tylko tu, na Vitalii...
Nie miałam postanowień noworocznych, nie dmuchałam świeczek na torcie urodzinowym, bo nie było akurat czasu na tradycyjną imprezę, ale za to 1 września będzie magiczną datą, gdyż postanowiłam od tego dnia, trochę się zmieni.
1) będę nieco więcej pracować niż dotychczas (tak o 30% więcej będę bardziej się przykładać do roboty)
2) będę - i tu mega wyzwanie! - realizować wyzwanie dotyczące nie jedzenia słodyczy we wrześniu, nie wiem jak ja to wytrzymam, ale wytrzymam, a jak mi się spodoba, to i na październik przedłużę, a co?!
3) nie zmniejszę tempa i częstotliwości zasuwania na rowerku stacjonarnym i nie zaprzestanę innych ćwiczeń i wyzwań
4) będę spokojniejsza, nie będę drzeć ryja na najbliższych :-)
5) będę utrzymywać porządek w torebce ... :-)
nie, no to był żart !- punkt piąty jest absolutnie niewykonalny, reszta TAK!