Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kolejny spośród miliona grubasków który chce zmienić swoje życie na lepsze nie tylko pod względem wagi xD Chcę się zmienić, po prostu.... Poza tym miłośniczka leniuchowania, czytania książek, biegania, pływania i jazdy na rowerze, gotowania (ogólnie szukania nowych przepisów i smaków). Totalnie szalona na punkcie kotów :D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13263
Komentarzy: 82
Założony: 18 września 2014
Ostatni wpis: 14 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sofia0

kobieta, 31 lat, Szczecin

162 cm, 69.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Czuć się dobrze w stroju kąpielowym na plaży :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 maja 2017 , Komentarze (4)

Początki są najtrudniejsze, tak mawiają... czy u mnie faktycznie tak było?

Po części tak. Mój plan zmiany proporcji diety nie udał się idealnie. Trzymałam się bilansu ogólnego, nie przekraczałam 1900 kcal. Ale strasznie ciężko jeść mniej węgli i więcej białka.... Zwykle nie udawało mi się dojeść do tych 119 g białka i przekraczałam 200g węgli. Cóż, teraz pora na analizę moich błędów i posiłków żeby zobaczyć co trzeba zmienić. 


  • Śniadanie: no tu było kiepsko bo jadłam sklepowe płatki z mlekiem w polewie jogurtowej i owocami xD Wróciłam z majówki i jakoś obrzydła mi chwilowo owsianka, a na zimne płatki miałam wielką ochotę, więc je kupiłam. Od teraz koniec, wracamy do owsianki. Nadal myślę że przydałoby się do niej trochę białka, może z odżywki, ale muszę sobie znaleźć jakąś dobrą po której nie dostanę rozwolnienia. A przede wszystkim wytrzasnąć na nią trochę grosza :D
  • Drugie śniadanie: Tutaj jadłam różnie, zwykle bułka z wędliną albo jabłko. Kupiłam sobie teraz ciemny żytni chleb ze słonecznikiem, ma trochę białka więc liczę że nim nadrobię. Na pewno będzie lepszy niż jasna buła.... i co najlepsze w Lidlu mają taki ciemny na pięć kromek, idealnie na pięć dni tygodnia gdy mam zajęcia, więc to zagwarantuje mi brak podjadania pieczywa przez resztę dnia. Ta jedna kanapka mi wystarczy, za chlebkiem przez resztę dnia zbytnio tęsknić nie będę ;)
  • Obiad: Tutaj było ok, jadłam około 50 g węgli i mi to pasuje, nadrabiam białkiem. Myślę że moje porcje mięsa są troszkę za małe, jem go w okolicach 100-120 g, zwykle jakaś partia kurczaka. Chcę zwiększyć do co najmniej 150 g, zobaczymy w tym tygodniu czy to wystarczy. 
  • Podwieczorek: Nie mam kompletnie pomysłu na tę część. Zwykle wliczam do niego kawałek gorzkiej czekolady jedzony do kawy oraz jakieś orzechy czy pestki, którymi przekąszam w czasie nauki. Jak dotąd to wystarczało, będę się jeszcze tego trzymać.
  • Kolacja: Kolacja bez węglowodanów w postaci pieczywa mi służy. Jedząc głównie białko i tłuszcz jestem bardziej najedzona bez uczucia rozpychania żołądka. Do tej pory jadłam tutaj serek wiejski z warzywami, twaróg, sałatka z kurczakiem i serem... na razie dalej będę się tego trzymać, eliminuję pieczywo z tej części dnia. 



Małe podsumowanie: Zauważyłam że mój brzuch dzięki tym zmianom jest mniej wzdęty, wypróżniam się lepiej. Najważniejsze dla mnie jest UCZUCIE SYTOŚCI. Coś czego rzadko doświadczałam w mojej wcześniejszej diecie. Zawsze musiałam zjadać wielką miskę makaronu albo pół bochenka chleba żeby się najeść, ale to kosztowało mnie ból brzucha i rozepchanie żołądka. Przez co następnym razem aby się najeść musiałam zjeść więcej i więcej... Teraz jest zdecydowanie lepiej, jedząc więcej mięska i strączków nie muszę wreszcie podjadać. Mojej głowy nie zawraca już myśl o tym aby zajrzeć do lodówki i coś w siebie wrzucić, mam mniejszą ochotę na słodycze, chipsy (przynajmniej na razie, zobaczymy kiedy się ta błogość skończy :D)

Jak widać jestem baaaaaardzo zadowolona ze swojej zmiany. Mimo że ten tydzień był tylko takim "wprowadzeniem" i nie udało mi się wszystkiego to nic nie szkodzi! To nawet dobrze bo analizując moje posiłki mogę wprowadzić stosowne zmiany, dzięki którym będzie już lepiej :)

Udało mi się też wczoraj pobiegać! Moje pęcherze na stopach wreszcie zniknęły, buty zareklamowane. Zażądałam wymiany na nowe, za 2 tygodnie dostanę odpowiedź. Na szczęście mam swoje stare, dobre buty do biegania i zrobiłam sobie jakieś 40 minut marszobiegu połączonego z 6 przebieżkami interwałowymi w parku. Miałam w planach 45 sekund sprintu i 15 truchtu, ale za cienka na razie jestem jak się okazało ...Jedyne na co mnie teraz stać to 30 sekund sprintu :( Potem jakieś 30 sekund muszę dochodzić do siebie zanim zacznę kolejną serię... ech, słabeusz ze mnie, ledwo wtedy dawałam radę, myślałam że wypluję płuca i wątroba mi pęknie.... Ale nie poddałam się! Zrobiłam swoje serie, co prawda w krótszym czasie, ale zrobiłam! Łącznie spaliłam wtedy 530 kcal (jeśli wierzyć wskazaniom pulsometru (smiech)) Zobaczymy czy dziś po południu pobiegam, bo na razie pogoda ładna, ale zapowiadają burze! A ja co prawda kocham burzę, ale patrzeć na nie z mojego pokoju w którym jestem bezpieczna. Niekoniecznie chcę się wystawiać na działanie piorunów i deszczu na dworze (ninja) 

A chmury już się powoli zbierają...



Co do moich posiłków to proszę bardzo:

Makaron chow mein z kurczakiem i warzywną chińską mieszanką

Kasza jęczmienna, buraczki ze słoika i pulpety z kurczaka bez bułki tartej i jajka. Okazało się że bez tych dwóch dodatków też wychodzą pyszne i się nie rozpadają! Wystarczy w czasie ich "kulania" zmoczyć ręce zimną wodą (mięso się wtedy nie przykleja) oraz od razu wrzucić je na wrzątek. Wyszły bardzo delikatne :) Do tego sos pomidorowy z łyżką mąki i moim nowym odkryciem: przyprawami Podlaskimi. 

Była na nie akurat promocja w Rossmanie i pomyślałam czemu nie? Ta pomidorowa bardzo ładnie pachnie i coś czuję że będzie idealna do makaronów. W moim sosie się sprawdziła, miał bardzo delikatny, lekko czosnkowy pomidorowy smak <3 Na tej do rosołu gotowałam moje pulpety i też coś od siebie do tego sosu dała ;)

Na koniec moja nowa super ekstra kolacja: placki z twarogu! 

Wykonanie jest banalne: kostka twarogu, porządna łyżka mąki i trochę mleka żeby to wszystko połączyć. Nie ma być płynne bo się rozleci! Najlepiej lekko zwarte. Można dodać do tego jajko, ja tego nie robiłam z powodu alergii i jego braku xD Smażymy na łyżce oleju do zrumienienia się. Są przepyszne, lekko chrupiące, a płynny twaróg w środku to rewelacja. Polecam spróbować ich z jakimś dżemem albo owocami. Ja żadnej z tych rzeczy nie miałam więc zjadłam je tak o, ale i tak były fantastyczne :D Już są jednym z moich hitów na szybką i tanią kolację (puchar)


Zobaczymy co przyniesie przyszły tydzień w moich zmianach w żywieniu. Zdolność do skupienia się na nauce bez rozpraszania się myślą o jedzeniu bardzo mi się przyda, gdyż w piątek czeka mnie egzamin ustny, którego się trochę boję. Po pierwsze: nienawidzę egzaminów ustnych. Wolę testy, zawsze coś nastrzelam, a w ustnym dostanę pytanie z przysłowiowego tyłka i już po mnie. Po drugie: przedmiot jest do niczego co do tej pory miałam niepodobny, więc prawie wszystkiego się muszę uczyć od zera. To dodatkowy stres czy wyrobię się z materiałem i nie zrobię z siebie błazna przed profesorem. Zobaczymy jak to będzie....

Trzymajcie za mnie kciuki, papa (zakochany)

8 maja 2017 , Komentarze (4)

Co ja ze sobą zrobiłam do tej pory.... a raczej czego nie zrobiłam...

Mój ostatni bieda-lament zadziałał trochę jak zimny prysznic. Trochę, a może nawet bardzo. 

Obiecałam sobie że Majówka będzie okresem mojego sprawdzenia się. Sprawdzenia czy potrafię sobie odmówić, czy potrafię się pilnować i nie popłynąć na żarciu wszystkiego niczym odkurzacz. Miałam też sprawdzić coś innego, ale to temat do omówienia z moim psychologiem... zobaczę za niedługo jakie będą tego wyniki. Na razie pogadajmy o jedzeniu...


 UDAŁO SIĘ!

Nie wrzucałam w siebie wszystkiego co popadnie! 

Da się spędzać super czas bez żarcia i nic nie robienia! Udało mi się na jakieś 90-95% i uważam że to super. Dlaczego?

Jednak jadłam chipsy i troszkę niezdrowego jedzenia. Ale kluczem jest tu słowo TROSZKĘ. Byłam w stanie nie kupić największej paczki chipsów i wciągnąć ją w siebie w kilka minut ustanawiając rekord Wrocławia i okolic. Co więcej, wybieraliśmy z moim facetem paczki jak najmniejsze i z jak najlepszym składem. Bez tego dziadostwa zwanego olejem palmowym. Głównie te pieczone lub smażone na oleju słonecznikowym. Są zupełnie inne, droższe i mniejsze, ale za to jakie dobre <3 No i kalorii miał mimo wszystko mniej. Zjadłam tylko troszkę i mi wystarczało, resztę czasu wolałam skupić się na filmie z moim facetem zamiast na poruszaniu paszczą :D

To jedzenie śmieci w domu, uważam że poszło mi dobrze. Zjadłam jakąś 1/5 chipsów z tego co zwykle w tym czasie bym pochłonęła z moim facetem (ale on jest wysportowany to sobie może pozwolić xD) Poza tym odkryłam nasiona CHIA i są przepyszne! Znaczy się tak.... mój facet twierdzi że są bez smaku i trochę są xD Ale ja w formie puddingu je bardzo lubię, mogę dodać owocków, miodu czy innych rzeczy i mam pyszne śniadanie, które mnie syci dłużej niż kochana do tej pory owsianka... oj chyba zdecyduję sie na połączenie tych nasionek w owsiance, ciekawe co mi z tego wyjdzie. Mają w sobie dużo białka, a z białkiem wiąże moje wielkie plany... ale o tym niżej, na razie skupię się na Majówce xD

Jak mi szło na mieście?

Nawet lepiej! Nie odwiedziliśmy ani jednego fast fooda z kiepskim żarciem! Zero kebaba, hamburgerów czy innego tego typu syfów. Sporo chodziliśmy po galeriach handlowych i gdy zgłodnieliśmy to zamiast wędrować do KFC czy Maka kuszeni kuponami oboje... wybieraliśmy kanapkę z pieca! Jedna duża na pół i już głód zaspokojony, nie trzeba jeść śmierdzącego kotleta czy kurczaka smażonego na głębokim tłuszczu. Kanapka na ciepło z kurczakiem, suszonymi pomidorami i mozarellą była od tego dużo pyszniejsza i zdrowsza <3 Raz tylko skusiliśmy się na frytki, ale tylko na frytki :)

Poza tym sporo z moim facetem chodziliśmy. Troszkę pospacerowaliśmy po rynku, odwiedziliśmy bary (zrobiliśmy sobie Tour de Craft jak do nazwaliśmy, bo oboje jesteśmy fanami craftowego piwa xD) Multitapów we Wrocku trochę jest, miały coś do zaoferowania, spróbowaliśmy i bardzo byliśmy z tego zadowoleni. Raz do piwa zamówiliśmy sobie naczosy z sosem z wędzonego jalapeno i śmietaną i były PRZEPYSZNIUTKIE! (Dobra, to kolejne z moich odstępstw, ale te naczosy znacznie zastąpiły mi podwieczorek i kolację, więc je sobie wybaczam, mam nadzieję że wy też xd)

Zdjęcie z neta, ale przyznacie ze smakowicie wygląda? Ciężko im odmówić, oj ciężko...

Największą atrakcją było PRAWDZIWE JAPOŃSKIE RAMEN. Jejku, jeśli uważałam że naczosy były dobre to ramen jest przepyszny wystrzelony w kosmos. Zamówiłam sobie opcję nazywającą się Panda na diecie xD na bulionie drobiowym z kilku rodzajów ptaków, z pulpetami drobiowymi, makaronem i dodatkami (które samemu się wybiera, można zaostrzyć, dodać sobie mięska, knajpka pierwsza klasa, ma u mnie 10/10 i na pewno nie raz się tam wybiorę) Nawet mojemu facetowi smakowało, czego się obawiałam, znając jego mogło mu się to wydziwione jedzenie typu glony nie podobać, ale jak stwierdził to glony w tej zupie najbardziej mu odpowiadały, więc jestem jeszcze bardziej zadowolona xD Kilka razy jedliśmy też sushi i mu bardzo smakowało, chyba go przekonam trochę do japońskiej kuchni (mimo że jak mówił dostaje się od niej raka xD) On miał bulion wołowo-wieprzowy z plastrami mięska, próbowałam go i też był bardzo smaczny. Ogólnie polecam, dużą porcją najadłam się na cały dzień, ledwo ją wciągnęłam.... przyznaje, ramen mnie prawie pokonało :D

PANda Ramen, kocham was! (wasze dania też xD)(puchar)(nudle)




Majówka już za mną, pora wracać do rzeczywistości. A jest taka że OD POCZĄTKU ROKU NIC NIE SCHUDŁAM. Wiem, musiałam (dalej muszę) się leczyć u psychologa z moich lęków i niesnasek. Czuję ogromną poprawę, nie uważam tego czasu za zupełnie zmarnowany. Ale lato się zbliża, w tym roku miało być inaczej... blablabla, ta sama gadka. Więc teraz jeśli nie zacisnę pasa i nie wezmę się za siebie na poważniej, to nici z tego. Tym bardziej że ostatni wpis pokazał mi że nie jest tak hurra optymistycznie jak myślałam. Mój wygląda pozostawia wiele do życzenia, okazało się że dużo więcej niż myślałam. Ale nauczona już od początku roku jak mam się prowadzić, co zrobić ze sobą i swoim życiem biorę się do roboty, zamiast rozpaczać jaka to ja jestem tłusta i poddawać się co robiłam do tej pory. 

Co więc mam zamiar zrobić?

Zmieniam dietę. Nie drastycznie, ale modyfikuję. Dalej jem 1800-1900 kcal, ale inaczej. Mianowicie obcinam węglowodany. Będzie jakieś 200g dziennie, a nie jak do tej pory 250. Idzie to na korzyść tłuszczu i białka. Moje proporcje będą teraz wyglądały tak:

To dość spora zmiana w porównaniu do tego co było do tej pory dla mnie. Ale czuję że się sprawdza. Dziś jestem po jakiś 100g białka i czuję się doskonale. Węgli też zjadłam mniej a jestem bardziej najedzona niż do tej pory. Tak mniej więcej rozplanowałam sobie swoje posiłki

  • Śniadanie: Postanowiłam do swojej owsianki dodać jakieś białko przez co jestem bardziej syta i nie czuję szybciej tego charakterystycznego "ssania" które sprawia, że muszę jak najszybciej czymś zapełnić żołądek. Rozważam zakup odżywki białkowej.
  • Na zajęcia muszę sobie zabierać jakieś jedzenie, inaczej nie wytrzymam. Uznałam że dalej mogę sobie robić kanapki, ale z dobrego, pełnoziarnistego pieczywa i z dużą ilością białka. Do tej pory był to tylko maleńki plasterek sera. Teraz chcę tam sobie dawać sporą porcję kurczaka, jakiś twarożek... muszę coś wymyślić jeszcze :D Ale będzie tam sporo dobrych rzeczy, tak żeby to nie była sama bułka :) Jeśli da radę to zrobię sobie coś do pudełka, kasza na słodko, słono, jogurt, sałatka... możliwości mam wiele
  • Obiady modyfikuję dodając do nich sporą porcję białka, czy to ryby, strączki, mięso (jajka niestety ograniczam przez alergię, więc muszę kombinować). Zmniejszam ilość węgli do około 50g w postaci kaszy czy makaronu, reszta to warzywa w dowolnej ilości. Po tym staram się nie jeść pieczywa, chyba że bardzo ciemne i ciężkie. 
  • Na kolację jakiś nabiał lub mięso. Z nimi mam zawsze największe problemy, jak nie kanapki to co? Teraz jem często sałatki z np kurczakiem, tuńczykiem z puszki, mozarellą ; serek wiejski z kaszą jaglaną albo sam serek z warzywami. Brakuje mi już pomysłów, może mi podsuniecie coś co mogłabym sobie robić? Bo nabiał obawiam się ze za niedługo mi się przeje :|

Mój dzisiejszy obiad zgodnie z nowymi założeniami prezentował się tak:

Mięso z uda kurczaka, do tego ryż brązowy z warzywami z patelni i fasolą, na dole cukinia z chili ze słoika z domu... Było przepyszne, najadłam się na dłużej niż moim dotychczasowym obiadem, którym była zwykle porcja makaronu xD

Uff... wielki plan na zmianę diety jest, a jak ćwiczenia? Oczywiście więcej! Mam popołudnia wolne, więc staram się iść biegać i włączam do tego bieg interwałowy. Tzn na początek 45 sek sprintu na maksa, 15 sek przerwy i tak kilka razy na zmianę.... Od przyszłego roku zapisuję się na naszą siłkę akademicką. Wystarczy wyrobić sobie kartę za 60 zeta na rok i mogę iść kiedy chcę, tuż za rogiem i mam wszystko do dyspozycji. Idealne rozwiązanie dla bieda-studenta jakim w tej chwili jestem :D    Niestety na razie nie mogę tego wprowadzić w życie, bo na moich stopach pojawiły się pęcherze wielkości pięciozłotówek :| Moje nowe buty po ledwie miesiącu używania przetarły się na piętach i tak zmasakrowały mi stopy, że ledwo mogłam chodzić, a na siedząco ciągle czułam to przeraźliwe kłucie. Będę je reklamować, to nienormalne żeby po ledwo miesiącu wyglądały jak po roku łażenia. Oby mi je przyjęli... jeśli nie to oddam je do szewca, może on jakąś łatę w to miejsce przyszyje.... a tak się cieszyłam z tych butów (szloch)

Postanowiłam także troszkę poszukać inspiracji w necie... trafiłam tak na Wilczogłodną i dziewczynę na dietetyce która opisuje proces odchudzania, daje naprawdę mądre i konkretne rady jak do tego podejść, przepisy na odchudzone dania. Bardzo konkretne w tym co piszą, mądre, wspaniale się je czyta! Oby więcej takich było :D



Rozpisałam się, ale to dobrze. Od teraz będę co tydzień tak kontrolować swoją dietę, ćwiczenia no i postępy, których się spodziewam! Nie po to wprowadzam tyle zmian i tak się staram żeby to wszystko zmarnować. Do wakacji zostało mało czasu, ale wierzę że poprawa mojej kondycji i schudnięcie co najmniej tych 5 kg to cel na wyciągnięcie ręki dla mnie. Trzeba spiąć poślady i się postarać, bo jest o co walczyć. Robię to w końcu dla siebie, bo ważne jest nie tylko moje zdrowie psychiczne (nad którym wiecej pracowałam od początku tego roku :)) ale także fizyczne, które będę teraz ostro szlifować! 

Trzymajcie się i powodzenia w waszych planach :D

27 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Hejka, przerwa długa, krótka, nieważne...

Chciałam sobie coś sprawdzić, wiec wreszcie się odważyłam. Zapytałam na forum na ile kg wyglądam (wiem, te głupie tematy czasami tak zaśmiecają xd). Naprawdę nie mogłam się przez jakiś czas ogarnąć z jedzeniem, ciągle wymówki, ciche pozwolenia na lenistwo i łakomstwo, olewanie ćwiczeń bo kanapa taka wygodna, ruszać sie nie chce...

Cóż, okazało się że w tym temacie dostawałam oceny nawet na 80kg. Wow. 80 kg. Tyle ile miałam w liceum gdy zaczynałam przygodę z odchudzaniem. Teraz jest mnie 10 kg mniej a dalej na tyle wyglądam? Popatrzyłam na siebie i rzeczywiście: zwały tłuszczu, talii zero, brzuch wielki, boczki się wylewają spod bielizny...

Mam wrażenie że od początku tego roku trochę się oszukiwałam, że jest super, że się uda, jak nie teraz to kiedyś.... nie ma co się spieszyć... a tu się okazuje że to nie do końca tak. To myślenie moje "chcę nie muszę" dalej uważam za dobre, ale przesadziłam z nim. Zamiast stać się podporą do zmiany siebie, swojego myślenia i działania ja jak to rasowa spryciula trochę je przekabaciłam i podkolorowałam, żeby mi dalej pasowało do tego "jak się nie narobić żeby coś zrobić, a ostatecznie nic nie zrobić" Mózg człowieka to jest jednak cwana bestia i przed zmianami broni się rękami i nogami... A ja wiem że jedzenie i ćwiczenie to nie fanaberia, tu chodzi o moje zdrowie. Mam za wysoki cholesterol w wieku 23 lat, wyglądam jak beczka, kondycja u mnie słaba... A plany miałam wielkie, czekają mnie w wakacje dwa wesela, chciałam wyglądać na nich super, chciałam zwiedzić Bieszczady z Ukochanym....

Ale jeśli naprawdę się nie zmienię, nie zepne swojego tłustego dupska i nie zrobię ze sobą porządku, to nic z tego nie będzie. Już pal licho plany na wakacje, mój wygląd, moje zdrowie i moje samopoczucie. Oto o co walczę. Oto dlaczego postanowiłam tutaj pisać. Dlaczego jeszcze raz podjęłam decyzję o odchudzaniu i zmianie stylu życia. Nie chcę być już tłustą beczką która wygląda na więcej niż waży. Bez kondycji i z ograniczoną możliwością wyboru ciuchów w sklepie. Chcę żyć zdrowo i w takim duchu wychowywać moje dzieci, żeby nie musiały przechodzić przez to samo piekło otyłości co ja. Ale jeśli dalej będę taka "szczfana kombinatorka" to nici z tego, mogę sobie pomarzyć. Chcenie chceniem, ale ja naprawdę muszę się wziąć do roboty. Nie mogę sobie wszystkiego tak olewać i uprawiać tumiwisizm na tak szeroką skalę. Moje zdrowie i samopoczucie nie jest tego warte...


Mamy prawie maj a ja od początku roku stoję z wagą niemalże w miejscu. Do tej pory starałam się myśleć pozytywnie, ale to mi przesłoniło rzeczywistość. Moje działania, a raczej ich brak do tego doprowadziły. 

CHCĘ I MUSZĘ SIĘ BARDZIEJ STARAĆ. MUSZĘ, BO INACZEJ WPADNĘ ZNOWU W PUŁAPKĘ OLEWANIA.


 Eh, ciężko to ze mną będzie, uparta jestem jak mało co xD Teraz się pochorowałam, więc biegać nie jestem w stanie. Jutro wyjeżdżam na Majówkę, tam czeka mnie 10 dni (tak mi się fajnie udało ustawić z wolnym) na sprawdzenie siebie. Brak chipsów, tłustego niezdrowego żarcia, koniec wreszcie z tym! Za to będą spacery, jazda na rowerze, zwiedzanie i wszystkie te fajne rzeczy jakie się robi razem (niekoniecznie musi to być opychanie się fast foodami :))


Założenie tego tematu bardzo mi pomogło. Bałam się tego i okazało się że jest czego. To mną wstrząsnęło. Naprawdę, załamałam się lekko tym że mogę wyglądać aż tak źle w oczach innych. Dziękuję za to, teraz czuję się mądrzejsza, silniejsza i zmotywowana do prawdziwej walki o swój wygląd :D

22 kwietnia 2017 , Skomentuj

Hejka, długo mnie tu nie było, cały miesiąc. Po drodze tyle się wydarzyło i tyle rzeczy miałam ochotę opisywać, ale jak to ja zwykle pozapominałam połowy... Spróbuję dać tyle ile tylko pamiętam


 Waga po świętach w miarę dobrze, przytyłam niecały kilogram, więc szybko to zrzucę. Bardziej jestem zła na siebie nie za samą wagę ale za postanowienia. Postanowienia z wielkiego postu których nie dotrzymałam. Zawsze znalazło się milion wymówek żeby nie ćwiczyć, żeby iść ze znajomymi do Maka posiedzieć przy frytkach, lodach i poplotkować, żeby się nie uczyć.... Niestety nic się pod tym względem nie zmieniło i czas Wielkiego Postu, który miał być wielkimi zmianami skończył się jak zwykle xD Może powinnam być zła na siebie, wyrzucać sobie że znowu się nie postarałam, znowu zawiodłam itd... Ale to nie ma sensu. Wolę wyciągnąć z tego wniosek że w moim przypadku robienie miliona ścisłych postanowień się nie sprawdza. Ja jak widać nie umiem wykonać skoku na głęboką wodę i zmienić wszystko jak za pstryknięciem palcem. Dla mnie wszelkie teksty typu: Nowy rok, nowa ja się nie sprawdzają. Dla mnie dobre są stopniowe zmiany, małe kroczki, codzienny jeden wysiłek więcej, taki wręcz niezauważalny, ale ostatecznie dający wielki efekt. U mnie chyba bardziej sprawdza się powiedzenie grosz do grosza :D Tak więc nie wyrzucam sobie że nie wytrzymałam i jadłam słodycze, ale lepiej żebym kupiła sobie gorzką czekoladę do kawy niż jadła te mleczne nadziewane świństwa pełne cukru i chemii. To nie tragedia że zjadłam lody, ale lepiej żebym wybrała mniejszą porcję naturalnego sorbetu niż wielki mleczny deser. Tak więc stopniowe zmiany, małe kroczki idą mi jak widać najlepiej. I zamiast wyrzucać sobie że moje postanowienia sie nie sprawdziły wolę wziąć inne. Dla mnie to tak jakbym się obrażała na siebie że nie umiem zaśpiewać arii operowej albo zatańczyć Jeziora Łabędziego. Kurcze, skoro nie mogę się winić za coś do czego nie mam kompletnie talentu to nie powinnam winić się że nie udaje mi się wprowadzać zmian w trybie który nie jest dla mnie dobry ;)


Mam meeega problem z oceną swojej figury. Wiem ze jestem zalana tłuszczem i wyglądam masakrycznie, nie wiem za to jak się ubierać, czy coś konkretnie ćwiczyć, jak to zmienić... czuję się trochę w kropce. Aż mam ochotę założyć temat i się w nim o to spytać was dziewczyny.... :|


Meh, jakoś naprawdę nie mam dziś ochoty ani na pisanie, ani na jakieś zwierzenia... nic mi nie przychodzi do głowy... miałam tyle do powiedzenia ale wszystko mi uleciało...wpadłam chyba w wiosenny marazm. Także zawiodę niektóre z was (:p) ale dziś będzie skromniej.... szykuję w głowie duży wpis, może podzielony na kilka części o tym jak wygląda moja psychoterapia, o czym rozmawiam i jak to wpływa na moje postrzeganie świata, decyzje o jedzeniu, świadomość swoich napadów żarłoczności i ich przyczyny. To jednak muszę troszkę poukładać w głowie i na papierze... ale ten wpis będzie, mam nadzieję że przyda się niektórym z was tutaj...


Na razie to niestety tyle, trzymajcie się tam (zakochany)

26 marca 2017 , Komentarze (3)

Och jej, jak ja dawno nie pisałam... pora nadrobić straty! :D


Moja waga wreszcie się zlitowała i po trzymaniu się diety i ćwiczeń ruszyła w dół... aktualnie ważę 68,4 kg czyli wróciłam trochę do punktu mojego zastoju. Teraz trzeba go pokonać :) 

Piękna wiosna się zaczyna za oknem, ptaszki ćwierkają, drzewa i rośliny budzą się do życia (tak samo jak studenci pod akademikiem, zaczynają się powoli grillowania (smiech)) Tak i ja wychodzę ze swojej nory i rozpoczynam misję: INTENSYWNE BIEGANIE NA DWORZE. W planach mam mniej więcej ćwiczenie 3x w tygodniu na zewnątrz. Pora teraz połączyć to z interwałami.. W pobliskim parku mam super długą prostą ścieżkę która będzie do tego idealna. Za radą mojego chłopaka (który na sporcie się zna dużo lepiej niż ja) włączam coś w rodzaju interwału. Tzn. po krótkim marszobiegu robię kilka serii szybkiego sprintu (wg faceta najszybszy na jaki mnie stać) przez jakieś 45 sekund, po czym 15 sekund przerwy i znowu... Po kilku takich seriach znowu marszobieg i rozciąganie na zakończenie. Mam nadzieję że ten nowy trening da dobre efekty :)

Ćwiczę także w pokoju z filmikami z fitness blender, dają mi nieźle w kość xD Ale widać efekty, czuję się dużo szczuplejsza i niektóre ubrania zaczynają na mnie wisieć, spodnie są dużo luźniejsze... to tylko motywuje do dalszego działania! :D

Odkryłam także że w Szczecinie organizowane są wieczorne biegi na Jasnych Błoniach... poszłam tam we wtorek i było super! Jest to w formie na razie marszobiegu, takie typowe dla początkujących. Mimo że pogoda nie dopisała bo lało wcześniej i wszędzie było błoto to zebrało się sporo ludzi, jedna kobieta biegła nawet z dzieckiem w wózku! Można? Można, jak się chce to się zawsze znajdzie sposób! 

Zrobiliśmy 5 okrążeń wokół Błoni pół na pół biegiem i marszem... Dałam radę i jestem z siebie dumna! Następne takie spotkanie we wtorek i tu niestety nie jestem pewna czy pójdę :( Nie, nie dlatego że mi sie nie chce, tylko z mojego koła naukowego mam warsztaty  i nie mam pewności czy zdążę i dam radę... będzie tam mnóstwo biegania ( są to ćwiczenia z oddziałem Policji, powiedzą nam jak zachowywać się w warunkach porwania i bycia zakładnikami, napaliłam się na nie strasznie! :D) To jeszcze zobaczymy jak to rozwiążę ;)


Z jedzeniem trzymam się w miarę dobrze, wymyślam coraz to nowe obiady i potrawy, aż dziwi mnie moja wena przy tak ograniczonym budżecie jakim dysponuję xD Ale to dobrze, kreatywność jest wszędzie ceniona, a w kuchni to chyba najbardziej xD Moje obiadki:

Spaghetti bolońskie z makaronem pełnoziarnistym

Makaron chow mein z kiełkami i warzywami z patelni

Ryż z gulaszem z fasoli i sadzone jajeczko

Moja ulubiona kolacja, czyli mozarella z pomidorami i szynką, do tego kilka czarnych oliwek i ciabatta <3

Makaron z serkiem wiejskim na ciepło i brokuły na parze

Chciałabym tutaj serdecznie podziękować pani słowik za radę odnośnie serka wiejskiego na ciepło. Jest przepyszny! Od kilku dni na kolację robię sobie kaszę jaglaną z serkiem z curry na ciepło i bardzo mi zasmakowało to połączenie. Muszę wymyślić więcej przepisów, czekam też na propozycję 8)


 Do swoich postanowień związanych z dobrym odżywianiem dołączyłam zwiększenie ilości produktów pełnoziarnistych w diecie. Chleb ciemny jem od dawna, czasami tylko zdarza mi się kupić pszenne kajzerki. Jednak chcę częściej jeść kasze i przede wszystkim pełnoziarnisty makaron. Do tej pory jadłam zwykły z pszenicy durum (też jest dobry i zdrowy) ale chcę zwiększyć ilość pełnego ziarna i błonnika w diecie. Makaron pełnoziarnisty bardzo mi zasmakował, więc to nie będzie trudne zadanie :D


W tym tygodniu wreszcie kończę uciążliwe fakultety, popołudnia będę miała wolne, więc z bieganiem nie będzie problemu. Jutro mam zaliczenie z jednego przedmiotu, muszę się więc troszkę pouczyć. Poza tym czeka na mnie ciecierzyca do obrania i zrobienia pasty na pieczywo, także masa roboty przede mną jeszcze tej niedzieli. Dzisiejsza zmiana czasu nie wpłynęła na mnie najlepiej, spałam do 13, tak byłam zmęczona xD Teraz muszę nadrabiać stracone godziny. 

Trzymajcie się tam i powodzonka! 

8):*<3

13 marca 2017 , Komentarze (3)

Hejka, jakieś dwa tygodnie nie pisałam (sporo wydarzeń się na to złożyło, ostatnie trzy weekendy miałam zajęte, a to mnie nie było a to ktoś był) więc czasu na pamiętnik nie miałam za wiele. Pora nadrobić! :D



Jeśli chodzi o moją wagę to z nią nie jest najlepiej... Mam na myśli nie tylko masę mojego ciała ale także złośliwe, stare urządzenie na którym ją sprawdzam. Cały luty nie działała więc byłam zmuszona opierać się tylko na centymetrach. Ich wyniki mi się podobały bo cośtam spadało... ale gdy wreszcie stanęłam na wagę to zamarłam: 69,7 kg. Oznacza to prawie powrót do punktu wyjścia. JAK TO SIĘ STAO?? Cóż, sama nie mam pojęcia, ale się stało... Co najlepsze, nie przejmuję się tym! Znaczy nie tak kompletnie mam to gdzieś, ale gdy patrzę na siebie w lustrze po tym całym ćwiczeniu, zdrowym jedzeniu to widzę że jakoś tam moje odbicie się zmienia... figura nabiera lepszych kształtów, boczki znikają, ja się bardziej uśmiecham i bardziej podobam się sobie i to jest najlepsze! Bez względu na cyferki na wadze! Wiem że chcę żeby była niższa i dążę do tego, ale to że teraz mam tyle masy nie znaczy że mam nienawidzić siebie, swojego ciała i wyrzucać sobie wszystko co najgorsze. To tylko motywacja do jeszcze cięższej pracy nad sobą. Podstawą jest jednak lubienie samego siebie... gdy robiłam to bo nienawidziłam swojego wyglądu to zawsze kończyło się to źle... teraz nie zamierzam odpuścić tak łatwo paradoksalnie dzięki temu że podobam się sobie :) Wiem, zagmatwane, ale uwierzcie mi ze działa :D

A co do tej złośliwej mechaniki to w biedrze szykuje się promocja na wagę łazienkową, więc rzucę się na nie i miejmy nadzieję że ten sprzęcior mnie nie zawiedzie 8)


Moje postanowienia trzymają się różnie. Z relaksem, czytaniem Ewangelii i jedzeniem się staram i sie tego trzymam. Ćwiczenia wypadają gorzej, nie robię tego tak często jakbym chciała i powinna, tydzień temu ćwiczyłam zaledwie dwa razy... ale za to wyszłam pobiegać na dworze! (smiech) Pierwszy raz od dawna, byłam z siebie taka dumna.... powoli zapominałam już jakie to cudowne zmęczyć się tak na świeżym powietrzu, gdy wokół wiosna zaczyna działać... niedaleko mam taki mały uroczy park, gdzie nie jestem jedyną biegaczką, od teraz na pewno będę tam częściej zaglądać!  W kwestii dbania o ciało trochę lepiej, choć zdarza mi się odpuszczać balsamowanie i masaże, ale od kiedy facet powiedział mi ze serio działa i jakoś mniej mam tego cellulitu i tyłek mi tak nie wisi to motywacja znowu wystrzeliła w górę tak że na orbicie okołoziemskiej trzeba jej szukać :PP

Dodałam sobie nowe postanowienie, takie spontaniczne, chodzi o oglądanie rekolekcji na Youtube. Znalazłam ten przecudowny kanał razem z tymi jeszcze bardziej przecudownymi rekolekcjami, wkręciłam w to mamę, ona swoich znajomych, ogólnie każdemu sie spodobały! Polecam dla wszystkich, ja sama zaczęłam dopiero w czwartek ale bardzo szybko nadrobiłam wszystkie filmiki i czekam z niecierpliwością na kolejne :)



Jak tam z moim jedzeniem na diecie? Całkiem dobrze, zmieniam troszeczkę plan żywienia i wprowadzam więcej mięsa. Teraz niespecjalnie chciało mi się je przygotowywać, ale nie mogę bazować tylko na strączkach i serku wiejskim jako źródle białka :| Uznałam więc że będę sobie gotować rosołek (od wieków nie jadłam! A tak bardzo go lubię...) na jakiś udkach czy innym mięsie. Kurczaka mogę sobie potem spokojnie zjeść, a rosół zamrozić i wykorzystać jako bazę do innej zupy, potrawki czy sosu. Osobiście bardzo lubię jednogarnkowe dania typu ryż czy kasza z warzywami gotowane właśnie na rosole, mają przez to dużo więcej smaku :D Będę więc próbować, kombinować jakieś nowe przepisy, na pewno się podzielę. Chcę wprowadzić też więcej zapiekanek typu: "Pokaż lodóweczko co Ci zostało z tego tygodnia". Wiecie, jakieś resztki z makaronem czy kaszą... nienawidzę marnowania jedzenia, a dzięki temu z niczego można wymyślić niekiedy niesamowicie smaczne dania ;) Obecnie zajadałam się makaronem jajecznym z serkiem wiejskim i papryką, nie wiem czemu ale to połączenie niesamowicie mi smakuje (moi znajomi reagują na nie z dziwnym obrzydzeniem wręcz, kompletnie nie rozumiem o co im chodzi... :?) Może nie wygląda jak z Atelier Amaro, ale smakuje dobrze xD

Spotkał mnie też wielki pech bo w czasie przygotowywania hummusu blender dosłownie zdeh (szloch) Coś się musiało w środku spalić i cały sprzęt jest raczej do wyrzucenia ( to tanie dziadostwo z marketu bez gwarancji, wiec nie ma co naprawiać bo za tę cenę mogę sobie pewnie kupić dwa nowe.... mogę go ewentualnie zawieść do domu i dać bratu, jest szansa ze coś w nim wymieni i przylutuje i odzyska trochę życia) Co zrobiłam jako Perfekcyjna Pani Domu? Oczywiście zero załamki! No way! Od czego mam to małe wielofunkcyjne, pomimo swojej nazwy, cudeńko?

 Pasta zrobiona z jego użyciem nie jest tak gładka, ale przynajmniej popracuję nad bickiem :D No i nic mnie nie powstrzyma przed zdrowym jedzeniem, nawet takie przykre awarie! (zakochany)

Kolejna porcja ugotowanej ciecierzycy czeka na obranie, a ponieważ skończyło mi się tahini to zrobię ją ze świeżym pesto (też była smaczna :D) Zapas tahini uzupełnię później :)


Niedawno było święto wszystkich kobitek, niedługo po nim facetów. Z tej okazji daje spóźnione Wszystkiego Najlepszego dla każdego :D Ja z okazji tego dnia poszłam na obiad do swojej ulubionej makaroniarni i zamówiłam dużą porcję pesto rosso w promocji za dychę. Jest takie pyszne, kocham ich makaron, mogę jeść kilogramami gdybym nie miała takiego małego żołądka xD 

Z okazji Dnia Kobiet dostałam super prezent od faceta (muszę powiedzieć ze moja ramka ze zdjęciem na jego urodziny bardzo się spodobała! :D) Bardziej ucieszył mnie nie tyle sam prezent, co oryginalność jego zapakowania! No sami popatrzcie, czy to nie urocze i bardzo pomysłowe?

Zawinięty w ściereczkę do kurzu, na wierzchu ze zmywakiem z kokardką, zupełnie jak w tych śmiesznych obrazkach o daniu kobiecie roboty w domu jako prezent xDDD Doceniam kreatywność, w środku czekała na mnie ramka z naszym zdjęciem <3 i powerbank do telefonu. Super prezenty! Ja dla mojego Kochanego miałam coś dużo skromniejszego, mianowicie słoik włoskich ręcznie pieczonych ciasteczek, które z tego co wiem bardzo lubi do kawy. A że kawę pije hektolitrami to będzie miał coś słodkiego do niej ;)



Jak już pisałam, ostatnie weekendy spędzam poza domem. Tydzień temu byłam w Poznaniu u moich dawno nie widzianych znajomych i było ekstra! Pogadaliśmy, powygłupialiśmy się i sporo pochodziliśmy. Zwiedziliśmy park Cytadelę, pogoda nam wybitnie dopisała, było cudownie ciepło i słonecznie...

Wieczorem celem kulturalnej konsumpcji wyruszyliśmy na miasto :D Byliśmy w klubokawiarni Proletaryat i powiem wam, że klimat tego miejsca jest zabójczy! Zakochałam się w nim! Piwo mają w taniej cenie, w tle gra rock, wokół pamiątki z czasów PRL... mówię wam super! 

Poszliśmy potem do innego pubu, ale już mnie tak nie oczarował jak ten... gdy wrócę do Poznania to wrócę i tam! Nawet w toalecie nie opuści Cie klimat komuny xD

Ostatniego dnia zwiedziliśmy Palmiarnię, bardzo ciekawe i piękne miejsce... Choć mnie i moją znajomą bardziej zainteresowały rasowe koty, które akurat wystawiali w środku w klatkach na pokaz xD Kocham kiciusie i mogłabym przy nich siedzieć, patrzeć i głaskać je cały dzień <3

A żeby w domu się nie nudzić, kolega w domu poza psem ma także dwa węże i ptasznika. Pająka to ja mogę dotykać tylko i wyłącznie kapciem z rozpędu (smiech) więc skusiłam sie jedynie na głaskanie i wzięcie na ręce węża. Bałam sie go trochę, są srasznie silne mimo że nie wyglądają, ale w dotyku i obyciu okazały się całkiem milutkie ;)

Wycieczkę uważam więc za całkowicie udaną i chcemy ją jak najszybciej powtórzyć! Może tym razem w trochę innej lokalizacji xD


O Matko, ależ ja się rozgadałam xD

Miałam niestety dużo do powiedzenia, dawno nie pisałam. A planuje jeszcze więcej....  

Od jakiegoś czasu zbieram się w sobie żeby opisać mniej więcej efekt mojej psychoterapii. Pracuję od grudnia nad sobą, widzę efekty tej pracy, to jak zmieniło się moje myślenie, postrzeganie świata i siebie... co najlepsze, mimo że jestem praktycznie dopiero w połowie drogi to już większość moich najbardziej dręczących problemów mnie opuściła... Nie mam już żadnego z tych lęków, z którymi pierwotnie zgłosiłam się do lekarza. I mimo że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie pracę nad nimi, to teraz nie żałuję... nauczyłam się DUŻO WIĘCEJ niż się spodziewałam... i spodziewam się nauczyć jeszcze więcej... 

Ale nie o tym teraz! To później, tak jakby osobno, żebym mogła łatwo do tego wrócić. Chcę też aby moje przeżycia, przemyślenia i praca nad sobą pomogły komuś. Może ktoś zauważy u siebie podobny mechanizm co ja i uda mu się stanąć do walki z tym. Bo ze swoimi słabościami, przyzwyczajeniami i kompulsywnym jedzeniem można wygrać :)


Także jeśli kogoś to ciekawi to niech czeka! Na pewno się odezwę. Teraz wracam do przygotowywania hummusu, nauki i ćwiczonek! Papa (zakochany)(puchar)

1 marca 2017 , Komentarze (3)

Hejka, koniec lutego, początek marca i jednocześnie Wielkiego Postu oznacza wielkie plany na najbliższy miesiąc, a właściwie 40 dni. Moje także takie są ;)

Dziś będzie trochę krótko bo już późno dość, a ja mam zajęcia na wcześnie rano do miejsca do którego baardzo nie lubię dojeżdżać, bo zajmuje to ponad godzinę (ale zajęcia przynajmniej mogą być ciekawe, w końcu będę na chirurgii plastycznej :D)

Jutro także walnę dłuższe podsumowanie lutego w powodu: patrz wyżej + jutro odbiorę zamówione wreszcie baterie do wagi i sprawdzę jak tam masa. Obawiam się trochę tego, luty uważam za udany ale ostatnie pomiary pokazały że centymetrów mi bardziej przybyło niż ubyło, więc boję się że waga też nie za bardzo ruszy.... I tak jestem zadowolona z siebie i swojego wyglądu, z tego że się ruszam, masuję, jem dobrze, dbam ogólnie o siebie... co ma być to będzie, jeśli zawalę to mogę przynajmniej przeanalizować ten miesiąc i nauczyć się na własnych błędach... Nic się nie zmarnuje i nic nie jest stracone :)

Dziś post udało mi sie w miarę utrzymać (parę moich znajomych chciało ale zapomniało niestety xD) Na śniadanie tradycyjnie owsianka, na kolację sardynki z puszki i bułka z hummusem, a na obiad zrobiłam sobie takie cudo:

Ryżotto z warzywami z patelni, dwa jajka na twardo i trochę świeżych warzyw, było pyszne! Zajęcia miałam do późna to i musiałam sobie przeorganizować posiłki i zabrać coś w pudełku. Podoba mi się ta idea, jest to tanie i praktyczne (zwłaszcza od kiedy chodzę z plecakiem a nie torebką nie jest mi tak ciężko dźwigając te całe pyszności, przynajmniej w tę jedną stronę xD)


W związku z moim nałogowym otwieraniem lodówki w nadziei że coś nowego magicznie po 5 minutach się tam znajdzie, przykleiłam sobie na drzwi strażnika, który ma mnie do tego głupiego odruchu zniechęcić. Zobaczymy czy jest skuteczny, od teraz każde skrzypnięcie drzwi będzie kontrolowane (smiech)




Ale ale... zbliża się jeden z najwspanialszych czasów w roku... wiadomo oczywiście jaki xd W związku z tym zrobiłam sobie całą listę postanowień! A co? Jedno to za mało dla mnie, co mam się ograniczać :D Spisałam je sobie elegancko na karteczkach, powiesiłam nad biurkiem i tak zaglądają na mnie i zachęcają do realizacji:

Zobaczymy czy mi się uda :) Dziś już troszkę zawaliłam, bo nie było rozciągania, ale naprawdę, naprawdę nie miałam czasu... wróciłam bardzo późno i ledwo się wyrobiłam ze wszystkim... jutro będzie podobnie, sporo zajęć... No i mam zamiar iść na wykład pewnej Pani Chirurg, znanej z przeszczepiania twarzy, będzie na pewno ciekawie :D Nie mogę tego przegapić! Poskutkuje to tym że wrócę pewnie znowu wieczorem i nie będę miała czasu na podsumowanie lutego... A w piątek... w piątek jadę do Poznania, spotkać się z moimi dawno nie widzianymi znajomymi :D Zwiedzimy pewnie miasto ( a nigdy Poznania nie zwiedzałam, musi być ciekawie! 8)(impreza))

Także na razie sama nie wiem kiedy, ale na pewno za podsumowanie lutego się zabiorę... no i wielkie plany na marzec! Kolejne zresztą, kolejne które będę starała się zrealizować z całych sił! I wierzę że mi się to uda, już coraz lepiej mi się to udaje ]:>

Na razie pora wracać aby zrealizować jedno ze swoich czołowych postanowień na ten Post, czyli czytanie Biblii... Dawno temu, gdy byłam jeszcze młodziutka i troszkę mniej głupiutka to to robiłam, potem jakoś przestałam.. teraz jest bardzo dobry czas na powrót do tego. Spokojne czytanie i analiza, aby być bliżej Boga :)

Koniec z przechwałkami, pora brać się za robotę! Papa i powodzenia i dużo siły i wytrwałości w nadchodzącym czasie! (pa)(zakochany)

23 lutego 2017 , Komentarze (1)

DZIŚ TO CHYBA POBIŁAM WSZELKIE REKORDY. 

Tak, dawno się tak nie objadłam. Uznałam że skoro tłusty czwartek, ja nie jem pączków i chipsów od dawna to mogę sobie zrobić dyspensę i zjeść ile tylko dusza zapragnie.  W sklepie moje oczy pożerały te wszystkie pączusie, czekolady i chipsy (chipsy są tłuste, a dziś Tłusty Czwartek jak to powiedziała moja znajoma więc można je jeść :PP) Zapakowałam więc koszyk niemalże po brzegi, ruszyłam do domu pochłaniać te słodkości...

Jak łatwo się można domyśleć, oczy mają większą pojemność jedzeniową niż żołądek... Ten po 4 pączkach i paczce chipsów do końca dnia odmówił mi posłuszeństwa.... Ale cóż, to przecież ja najpierw go skrzywdziłam ... nie samymi pączkami, ale ich NADMIAREM. Bo to nadmiar szkodzi i trzeba znać swoją miarę nawet w tak ukochane święto ;) Położyłam się więc grzecznie i dałam mu odpocząć... biedny, musiał się poświęcić żebym sobie nastrój chwilowo poprawiła.. Aż miałam ochotę w pewnym momencie zwymiotować, jak za starych (nie)dobrych czasów... na szczęście przeszło, Zosia zmądrzała i więcej AŻ TYLE w siebie wpychać nie będzie. Bo pączek w święto albo dwa jest okej, ale cztery na raz to już gruuuba przesada (donut)(donut)



Uznałam że pora na małą zmianę imidżu... długo szukałam dobrego obrazka, aż wreszcie zdecydowałam się na coś, czym jeszcze do niedawna katował mnie mój chłopak. Melodia z "Marta mówi" tak bardzo weszła mu w głowę że puszczał mi ją nawet w radio w samochodzie xD Oglądał ze mną pare odcinków i mówił jaka to jestem do niej podobna: "bo też jesteś taka okrąglutka i wyszczekana xD" Eh... za coś trzeba kochać tego swojego wariata... (puchar)(dziewczyna)

Z okazji jego niedawnych urodzin naszykowałam dla niego prezent. Czeka grzecznie zapakowany na jego przyjazd, oczywiście podpytuje mnie co to jest przy każdej możliwej okazji, ale ja jestem twarda niczym skała i nie powiem mu... dowie się jutro :D



Mój kochany Wielki Post się zbliża (dlatego dziś pozwoliłam sobie na jedzeniowe szaleństwo). Chcę się w tym roku postarać, chcę żeby ten czas był wyjątkowy, zadbać o swoje ciało jedzeniem i ćwiczeniami oraz o swoją duszę przez czytanie, spokój, naukę...

Zaczyna się idealnie pierwszego marca, do tego czasu wymyślę jakieś szczegółowe postanowienia. Na razie wiem mniej więcej co chcę zrobić (jak zwykle xD) na rozpisanie się mam jeszcze czas. Chcę przed tym zważyć się i zmierzyć, przez chyba dwa tygodnie tego nie robiłam więc ciekawią mnie rezultaty. 


 Dziś tłusto-refleksyjno czwartkowy wpis... za niedługo szczegółowy plan działania! 

Bo ja już tak nie umiem bez planu, u mnie wszystko musi być na tip top opracowane. Z realizacją zwykle trochę gorzej, ale teraz już się tym tak nie spinam... Wiem że wszystkiego absolutnie nie uda się zrealizować, ale jeśli zrobię choć tę najważniejszą część i będę z tego powodu zadowolona to już będzie super. 

JAK ZROBIĘ, TAK BĘDZIE DOBRZE :)

Czekajcie na to i szykujcie się, to już niemalże ostatni moment na wprowadzanie zmian żeby na lato wyglądać jak laska! (każda z nas jest i tak laska, ale wiecie, taka super ekstra laska :D(slonce)(puchar))

19 lutego 2017 , Komentarze (2)

Hejka, dłuuuga przerwa, ale pora znowu coś napisać :)

Po moim poprzednim wpisie gdzie musiałam sobie ponarzekać na pewne sprawy już jest lepiej. Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku że jednak przesadzam z pewnymi rzeczami. Starych nawyków nie da się tak łatwo wyplenić, a ja mam skłonność do dramatyzowania i narzekania chyba największą na świecie xD Więc parę rzeczy wyolbrzymiłam, zwłaszcza ten mój czas spędzony w domu..

A BYŁO SUPER! Spędziłam z moim ukochanym prawie tydzień, dużo rozmawialiśmy, były spacery, odwiedziny rodzinki.... no i gotowanie! Wreszcie miałam normalną kuchnię i mogłam przygotować w spokoju i wygodzie swoje ulubione potrawy (odciążając tym samym moją biedną mamę). Oto jakie pyszności robiłam w tym czasie:

Ziemniaki po szwedzku z sosem czosnkowym na bazie jogurtu i szakszuka (jajka w pomidorach) Nawet mojej mamie bardzo to smakowało, a uwierzcie że to rzadkość!

Kasza bulgur z warzywami (warzywa smażymy chwilkę na patelni, dodajemy kaszę, przesmażamy chwilkę i zalewamy wszystko wodą lub rosołem, gotujemy do miękkości) i smażone na patelni grillowej pieczarki

Pieczona ciecierzyca jako zamiennik chipsów. Powiem wam że wyszła całkiem dobra, tylko za długo trzymałam ją w piekarniku i troszkę za bardzo się wysuszyła (najpierw 15 minut suszenia, potem 15 minut po dodaniu do niej oliwy i przypraw, muszę skrócić ten czas) Ale jej smak mi odpowiada, będę ją robiła na pewno częściej :)

Zrobiłam także domową pizzę i makaron z sosem bolońskim, ale tego już nie udało mi się udokumentować, rodzinka bardzo szybko to spałaszowała xD



Po powrocie na studia miałam wizytę u nowej pani psycholog... 130 zeta za godzinę trochę sporo, ale byłam pod jej wielkim wrażeniem. Bardzo miła kobieta, wyciągnęła ze mnie dużo informacji. Spodziewam się więc dobrych efektów i mam nadzieję że będą troszkę szybciej niż zwykle. Musiałam wliczyć sobie ten duży dodatkowy koszt w budżet, ale mama obiecała mi wsparcie... :) Myślałam też o jakimś dodatkowym zarobku, praca na etat przy moich godzinach na uczelni nie wchodzi w grę, więc chcę załapać się na jakieś inwentaryzację czy coś w tym stylu, takie jednorazowe zajęcia które podreperują mój budżet . Teraz jest na to pora więc liczę na to że coś znajdę ;)


Tak jak postanowiłam, do końca lutego nie ważę się i nie mierzę. Daję sobie chwilkę luzu. Oczywiście trzymam dietę i ćwiczę (wczoraj godzinę ćwiczyłam z Fitness Blender, ale mnie teraz łydki bolą! :p) Odpuszczam sobie na razie taką stałą kontrolę, mam wrażenie że wchodząc na wagę co tydzień i widząc spadek powtarzałam sobie "to ciągle za mało, mogę więcej" zamiast po prostu cieszyć się ze zrzuconych kilogramów....   Koniec więc z tym! Efekty będę oglądać dopiero na koniec miesiąca, chyba że wcześniej będę chciała sprawdzić ile ważę. To samo z pomiarem obwodów, mimo że te są dla mnie dość łaskawe i ładnie schodzą nie będę się nimi poganiać. Tak więc aktualizacja wagi nastąpi dopiero pod koniec lutego.... (do tego czasu muszę sobie kupić baterię do mojej wagi, kompletnie nie umiem się do tego zmotywować xD)



Postanowiłam też zmienić swój sposób pielęgnacji i zacząć używać więcej naturalnych kosmetyków. Kupiłam sobie na razie olej z czarnuszki i gdy skończę swój krem na noc będę się nim smarowała. Używam także oliwki antycellulitowej z Alterry i zakochałam się w niej. Cudownie pachnie pomarańczą a moja skóra jest po niej gładziutka i mięciutka w dotyku <3

Zamiast toniku mam zamiar używać rozcieńczonego octu jabłkowego. Jeśli kosmetyki Nacomi i inne naturalne się u mnie sprawdzą, na pewno zaopatrzę się w więcej rzeczy tej firmy. Już w oko wpadło mi czarne mydło oraz olejek na porost włosów (moje zakola robią się coraz gorsze... a wcierka Jantar okazała się u mnie niewypałem, mam wrażenie że jeszcze bardziej się po niej przerzedziły (szloch))

Skąd u mnie taka chęć zmiany? Zainspirowałam się tą książką (polecała ją też jedna z Vitalianek)

Przeczytałam ją całą wracając z pociągu i uznałam, że przynajmniej część z jej założeń wprowadzę w praktykę. Sama po sobie widzę że to co w niej piszą to nie wymysły... przez tydzień gdy byłam w domu nie używałam na swoją skórę nic poza wodą i czasami kremem na noc i powiem wam, że była w doskonałym stanie! Do tej pory używałam tony kosmetyków, chcę od tego odejść... Gdy dostałam AZS musiałam i tak znacznie zmienić swój sposób pielęgnacji i to mi pomogło. Żaden wymyślny balsam czy masło ze sklepu nie zrobiło dla mojej skóry tyle, co zwykła oliwka dla dzieci... smarowanie się nią po kąpieli to mój rytuał od dawna, teraz dołączyłam do niego masaże :) Tak więc zużywam to co mi zostało i zaopatruję się powoli w naturalne kosmetyki, a z części których (jak się okazuje) nie potrzebuję rezygnuję zupełnie. Oszczędność pieniędzy z wielką korzyścią dla mojej skóry! 8)


Powoli zbliżają się także urodziny mojego Lubego, a ja zachodzę w głowę co mu dać.... Nie stać mnie na wielkie drogie prezenty, on zresztą o tym wie i sam mówi mi żeby mu nic nie dawać. Sam na moje urodziny też mi nie kupił nic poza kwiatkami, ale to była trochę inna sytuacja (miał problemy z sercem, więc powiedziałam mu żeby nie kupował mi pierdółek tylko wydał te pieniądze na lekarza, bo to będzie dla mnie najlepszy prezent. Został zdiagnozowany i na szczęście to nie było nic bardzo groźnego, wiemy co mu jest i teraz powoli nad tym pracujemy :)) Pomyślałam więc że dam coś bardziej od siebie i kupię jakąś tanią, ładną ramkę ( coś w stylu sklep za 3 złote xD) i dam tam nasze zdjęcie. Zawsze będzie milej mieć przy sobie na biurku w trakcie nauki fotkę z ukochaną osobą i mam nadzieję że mu się spodoba. Sama sobie chyba też taką zrobię xD Będąc teraz w domu zrobiłam nam parę ładnych zdjęć, teraz tylko trzeba je wybrać i wydrukować. Poza tym może upiekę jakieś małe ciastko dla nas i już mam tani i co najważniejsze prezent prosto od serca :)(prezent)<3



Pielęgnacja, ćwiczenia idą mi dobrze, co w takim razie z jedzeniem? Też w porządku! :D Mój budżet na jedzenie zmalał do około 50 złotych na tydzień, ale zamiast rozpaczać postanowiłam potraktować to jako wyzwanie :D Kiedy byłam jeszcze w przedszkolu też nam się nie przelewało z pieniędzmi, a mimo to mama potrafiła wyczarować cuda w kuchni i nigdy nie chodziliśmy głodni ani nie jedliśmy chleba z musztardą zamiast normalnego posiłku. Kocham ją za to, oraz za to że nauczyła mnie gotować i teraz mogę korzystać z jej pomysłów oraz samodzielnie wymyślać tanie i dobre potrawy :)

Do mojej kuchni na stałe weszły strączki. Są tanie, smaczne i stanowią doskonałe źródło białka i tłuszczu. Poza hummusem (który kocham po prostu <3) wprowadziłam także soczewicę. Ostatnio jadłam czerwoną soczewicę z warzywami z patelni i wyszło mi pyszne i sycące danie. Dziś na obiad zupa z zielonej soczewicy z indykiem i mrożonką

Dodatek brukselki mnie nie zachwyca (nie cierpię jej, smakuje mi ziemią, jedno z nielicznych warzyw którego szczerzę nie cierpię :<) Poza tym jest przepyszna i nasyciła mnie na długo.

Wygrzebałam też z szafki moje stare pudełko na kanapki. Koniec z marnowaniem papieru i woreczków śniadaniowych (środowisko trzeba szanować ;)) Zaczęłam robić sobie na uczelnię takie małe zestawy jedzeniowe...

Bułka z serem i hummusem oraz pokrojona marchewka. Aktualnie jem marchewkę kilogramami, uwielbiam ją, czasami dodaję sobie do tego zestawu inne warzywa lub jogurt bądź serek wiejski. Jest pysznie, tanio i sycąco :D


Poza tym zachęcona trochę przez mamę zaczęłam stosować SPIRULINĘ. Cóż to jest? Otóż to morska alga pełna wielu prozdrowotnych właściwości. Większość z nich to dokładnie to czego mi brakuje :D Tutaj link do badań (niestety po angielsku) które pokazują że branie jej to nie żadna fanaberia i naprawdę ma wpływ na nasz organizm: 

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/26813468

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC31365...

Co z tych efektów widziałam po sobie, to na pewno poprawa pracy jelit. Biorę ją od tygodnia i dość szybko zauważyłam, że lepiej się wypróżniam, nie mam już skłonności do biegunek ani zaparć co zdarzało mi się wcześniej. Wydaje mi się że to nie tylko kwestia zmiany diety (jestem na niej przecież od stycznia!) ale zażywanie tych dwóch tabletek dziennie (łącznie 1g spiruliny na dzień, mniej niż zalecane ale wolę nie przeholować :D) naprawdę dało efekt. Poza tym mniej swędzi mnie skóra ( a w AZS to poważny problem, czasami ludzie myślą że mam pchły że się tak drapię, ale to moja skóra po prostu swędzi tak że najchętniej tarzałabym się po papierze ściernym xD)

Badania pokazują także jej pozytywny wpływ na poprawę poziomu cholesterolu i LDL, a ja mam z tym problemy (ostatnie badania pokazały że dalej mimo diety są powyżej normy) więc liczę także na efekty jej działania także pod tym względem. To jednak sprawdzę dopiero za parę miesięcy. Na razie widzę wpływ na jelita i skórę i każdemu kto tylko może mogę polecić suplementowanie się spiruliną (chyba że ma się na nią alergię albo inne przeciwwskazania)

Moje opakowanie zawiera 150 g spiruliny, kosztowało mnie 42 złote. Biorąc pod uwagę że zażywam dziennie 2 tabletki, czyli 1g, mam zapas na 150 dni. Dzienny koszt suplementacji to zatem zaledwie 28 groszy! Myślę że tyle każdy z nas może wydać dla swojego zdrowia. A naprawdę warto, to udowodnione naukowo :) Ja spróbowałam i na razie jestem bardzo z niej zadowolona :) 




Uff, rozpisałam się, ale mam nadzieję że zachęcę kogoś do zmiany trybu życia. Ja to zrobiłam i jestem zadowolona. Powiem więcej, po wprowadzeniu diety, ćwiczeń i suplementów, a także lekach i psychologu mam wrażenie że nigdy nie czułam się tak szczęśliwa jak teraz :D Czuję że zdrowieję, czuję że jestem na dobrej drodze, czuję że to co teraz robię ma sens, że robię coś dobrze a nie wiecznie się obwiniam o porażkę... Moje lęki powoli odchodzą w niepamięć, z każdym dniem jest mi coraz lepiej i chcę żeby tak było już zawsze. Zmiana trybu życia i pójście do lekarzy to najlepsza rzecz jaką mogłam dla siebie zrobić... Dziwne że dopiero teraz się na to zdecydowałam, ale zawsze lepiej późno niż wcale! Wreszcie czuję się dobrze w swoim ciele które mimo wszystko nie jest idealne, czuję się dobrze sama ze sobą :D Pod koniec lutego pierwsze od dawna ważenie i mierzenie, zobaczę efekty swojej pracy i mimo wszystko będę z nich zadowolona. W końcu jak zrobię, tak będzie dobrze...:)

Do zobaczenia więc za niedługo! (pa)(zakochany)

15 lutego 2017 , Komentarze (2)

Hejka....

Jakoś dopiero teraz się zebrałam żeby coś napisać... miałam tydzień wolnego, który przebimbałam.... Eh, co tu dużo gadać..

Co prawda odpoczęłam od zajęć, tęskniłam bardzo za rodziną i ukochanym, ale mogłam ten czas spędzić lepiej niż całymi dniami zamknięta w czterech ścianach. Plany jak zawsze wielkie, ale z realizacją lipa... cóż, przynajmniej ten plus że spędziłam trochę czasu z facetem którego nie widziałam ponad miesiąc i pogotowałam trochę dla rodziny, za czym bardzo tęskniłam (a jeszcze bardziej za normalną kuchnią, gotowanie w tej akademikowej jednej na piętro jest czasami bardzo frustrujące, zwłaszcza gdy ze swojego pokoju musisz nosić wszystkie garnki i jedzenie po kilka razy :D)

Oczywiście się nie balsamowałam, w domu nie ma warunków itd... te ciągłe wymówki... no i podjadanie. To już nie tak wielkie kompulsy jak kiedyś, ale gdy na ławie leży ciasteczko albo czekolada to się nie oprę i sięgnę po kilka kawałków :|

Zrobiłam sobie też badania krwi na poziom cholesterolu, zawrotny wynik: 245... trójglicerydy 220... no ładnie się załatwiłam... kiedyś miałam jeszcze lepszy, prawie 270 (gdzie norma jest do 200).... eh... szkoda gadać...

W pokoju mam taki bajzel, że tylko dziada z babą brakuje, to jeszcze bardziej mnie dołuje bo generalnie wolę mieć czysto i porządek. Raz na jakiś czas (zwykle egzaminu albo po wyjeździe) mój pokój wygląda jak po przejściu tornada i wtedy z niecierpliwością czekam piątku, gdy spokojnie mogę zabrać się za sprzątanie i nie martwić się brakiem przygotowania na zajęcia.... tak też jest teraz xD

Waga i moja, i moich rodziców umarła, więc z pomiarami na razie koniec. Uznałam że do końca lutego daruję sobie to stałe stawanie na wadze i martwienie się czy coś spadło czy urosło. Będę przez najbliższy czas robiła po prostu to co do mnie należy, tylko tyle mogę zrobić.

Byłam dziś u nowego psychologa. Pani jest bardzo miła, wydobyła ze mnie dość dużo informacji w jedną godzinę, mam wrażenie że nawet więcej niż poprzednia xD Minusem jest jednak cena: 130 zł za jedną sesję to strasznie dużo... Muszę zacząć naprawdę oszczędzać na pierdołach i jedzeniu, a i tak może mi zabraknąć.... co gorsza kompletnie nie mam pomysłu na dodatkowe źródło ewentualnego zarobku. Z dawania korków jestem kiepska, w gastronomii doświadczenia nie mam więc mnie nie zechcą, moja dostępność jest dość mocno ograniczona.... mam twardy orzech do zgryzienia... :(





Dzisiejszy wpis to głównie jęczenie i narzekanie, ale czułam że muszę się wygadać... Ostatnio mam wrażenie że mimo wszystko trochę zawaliłam, źle mi z tym i jakoś nie umiem na razie sobie powiedzieć że tak też jest dobrze, jak to sobie obiecałam na początku roku.... Dziś było ciężko, może po prostu muszę się z tym przespać... przetrwać jakoś do weekendu, gdy znowu zacznę coś zmieniać, a pierwszą zmianą będzie posprzątanie bałaganu wokół siebie. W dosłownym tego słowa znaczeniu, bo posprzątam swoje małe królestwo w akademiku xD  To mnie jakoś zawsze uspokaja i napawa dumą; ogarnięcie takiego bałaganu jaki mam teraz to w końcu nie lada wyczyn! :D A od czegoś trzeba zacząć, małymi kroczkami iść do celu....


Wyżaliłam się, wyjęczałam, nawet mi lepiej:) W weekend naskobię coś bardziej pozytywnego, obiecuję! :D