Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kolejny spośród miliona grubasków który chce zmienić swoje życie na lepsze nie tylko pod względem wagi xD Chcę się zmienić, po prostu.... Poza tym miłośniczka leniuchowania, czytania książek, biegania, pływania i jazdy na rowerze, gotowania (ogólnie szukania nowych przepisów i smaków). Totalnie szalona na punkcie kotów :D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13261
Komentarzy: 82
Założony: 18 września 2014
Ostatni wpis: 14 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sofia0

kobieta, 31 lat, Szczecin

162 cm, 69.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Czuć się dobrze w stroju kąpielowym na plaży :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2017 , Komentarze (8)

Hej, pierwszy tydzień lutego już za nami.... rany, jak ten czas szybko leci :D

Skorzystałam z lekkich przywilejów jakie dają moje studia i sprawdziłam skład swojego ciała na specjalnej wadze... powiem wam że to był dla mnie lekki szok!

Okazało się że moje ciało ma w sobie ponad 37% TŁUSZCZU. Mam w sobie 25,5 kg czystego tłuszczu. To o jakieś 10 kg stanowczo za dużo..... Codziennie noszę ze sobą 10 kg tego zbędnego balastu, który wpływa na mój wygląd, samopoczucie, no i co najważniejsze na zdrowie. Mam czego się pozbywać! 

KIEDY MASZ W SOBIE WIĘCEJ % TŁUSZCZU NIŻ ŚMIETANA KREMÓWKA TO WIEDZ ŻE COŚ SIĘ DZIEJE..... 

(idealne słowa mojego faceta podsumowujące te wyniki xD)

Ale są za to pozytywne strony tego pomiaru. Dowiedziałam się że moja masa mięśniowa jest idealnie w normie, nawet bliżej górnej granicy, co mnie bardzo cieszy, bo to oznacza że nie popaliłam sobie doszczętnie mięśni głupimi dietami. Mogę nad nimi pracować, aby były większe i bardziej widoczne spod tych zwałów tłuszczu xD

Kolejna dobra wiadomość to informacja, że urządzenie z którego korzystałam mierzy też poziom tkanki tłuszczowej trzewnej. Z pomiaru wynika, że u mnie tłuszcz mieści się głównie na brzuchu i to z niego powinnam się go pozbyć, ale nie przekłada się to na tłuszcz trzewny. Wszystkie moje fałdki i oponki na brzuchu leżą bardziej "powierzchownie", to tłuszcz z tkanki podskórnej. Poziom tłuszczu trzewnego jest u mnie w normie, co oznacza że moje narządy jamy brzusznej nie są nim otoczone

TO WSPANIAŁA WIADOMOŚĆ!

Zawsze się bałam że te moje zwały na brzuchu wiążą się z otłuszczeniem narządów wewnętrznych, a to najniebezpieczniejszy rodzaj otyłości ze wszystkich! Pomiary mnie znacznie uspokoiły, mogę cierpliwie pracować nad sobą :)




DLACZEGO TAK BARDZO BAŁAM SIĘ (I KAŻDY Z NAS POWINIEN SIĘ BAĆ!) TŁUSZCZU TRZEWNEGO?

Jest to tłuszcz który otacza nasze narządy wewnętrzne. Jak wszystko w organizmie jest nam niezbędny, ale w odpowiedniej ilości ;) Jego nadmiar baaaardzo szkodzi. Ten rodzaj tłuszczu ma zupełnie inny metabolizm niż tłuszcz podskórny. Jest bardziej aktywny hormonalnie, bardziej wrażliwy na katecholaminy (czyli adrenalinę i noradrenalinę). Wpływa na powstawanie insulinooporności, przyspiesza rozwój cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, przez to zwiększa ryzyko incydentu sercowo-naczyniowego (czyli zawału lub udaru)

Badania dowodzą że osoby z dużą ilością takiej tkanki tłuszczowej mają wyższe ryzyko zgonu w ogóle! Co ciekawe są dwa rodzaje dystrybucji tkanki tłuszczowej.  Tzw typ TOFI (szczupłe zewnętrznie, otyłe wewnętrznie, czyli z dużą ilością tkanki tłuszczowej trzewnej, ale mało podskórnej, która bardziej odpowiada za wygląd "typowego grubaska")  oraz fenotyp FOTI (otyłe na zewnątrz, szczupłe wewnętrznie). Mimo że obie takie osoby mogą wyglądać zupełnie inaczej, mają jednak nadmiar tkanki tłuszczowej. Inne jest też ryzyko zgonu, gdyż wydaje się że to własnie fenotyp TOFI może mieć je większe (mimo że z zewnątrz nigdy byśmy tego o niej nie powiedzieli, przecież jest szczupła!) Co gorsza, taka osoba, ponieważ jest szczupła, nie ma chorób, nie ma zwykle pojęcia o tym że jej narządy wewnętrzne są otłuszczone i mają ten szkodliwy nadmiar tłuszczu....

                                   Waga 113 kg vs waga 55 kg

Pomyślcie jak ciężko muszą pracować narządy wewnętrzne otoczone takimi masami tłuszczu... co gorsza, takie otyłe osoby się strasznie operuje.... tkanka tłuszczowa po operacji fatalnie się goi... uwierzcie mi, nie chcecie oglądać owrzodzeń wynikających ze złego gojenia takiej tkanki... ja miałam to (nie)szczęście widzieć to na żywo...:|

Dbajcie więc o siebie i swój poziom tłuszczu w organizmie, zwłaszcza tego trzewnego! Pamiętajcie też że to że ktoś jest szczupły nie znaczy że na pewno ma prawidłowy jego poziom!




Tak więc bardzo cieszę się że choć tego nieszczęścia uniknęłam, ale to nie znaczy że jestem bezpieczna. Dalej mam ponad 10 kg smalcu do spalenia. Włączyłam więc wczoraj filmik z fitness blender i jazda z ćwiczeniami! Pół godziny wysiłku a ja spociłam się jak świnka :D Nogi mnie bolą do teraz, wejście po schodach to katorga... ale najważniejsze że wreszcie coś poćwiczyłam! Wreszcie ruszyłam swoją leniwą dupkę z kanapy i zrobiłam coś dla swojego zdrowia. Po tym wysiłku czułam się fantastycznie, mimo że bolało mnie wszystko, lało się ze mnie jak szczura i ledwo oddychałam... ale uwolnione endorfiny zrobiły swoje.... JA CHCĘ JESZCZE WIĘCEJ! :D

Pomiary powolutku spadają, miałam się nie ważyć w lutym, ale nie mogłam nie skorzystać z okazji na oddziale i zważyłam się na tej specjalnej wadze. Schudłam w tym tygodniu 0,6 kg, super wynik, bardzo się z niego cieszę 8)




 Niestety sezon chorób dopadł także mnie... pobolewa mnie gardło, głowa, mam katar.... trzeba się bronić przed przeziębieniem. Moim sposobem na nie jest przepyszna herbata z przyprawami:

Jak ją zrobić? Bardzo prosto! Wystarczy:

- posiekać w drobną kosteczkę mały kawałeczek świeżego imbiru (mielony też może być, ale świeży według mnie smaczniejszy :))

-zaparzyć zwykłą herbatę (ja używam Liptona)

-dodać do niej nasz imbir oraz: kurkumę, cynamon i kardamon w odpowiadającej nam ilości (jak lubię sporo, herbata jest wtedy lekko ostra i fajnie rozgrzewa :)) można też dodać miodu dla słodyczy

Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko pić! Odkąd moja mama mi ją poleciła (za pośrednictwem jednej ze swoich pacjentek) katar dużo szybciej przeszedł, gardło mniej boli a ja dużo lepiej się czuję. To od teraz moja absolutnie ulubiona herbata! :D




W przyszłym tygodniu mam tylko dwa dni zajęć ( w tym zaliczenie głupiego fakultetu, na które bardzo nie chce mi się uczyć :| ) i jadę do domu! Będę miała tydzień wolnego, który spędzę ze swoją rodziną i ukochanym. Już poprosiłam mamę żeby mi zrobiła pierogi i kluski śląskie (oczywiście nie zjem ich bardzo dużo, tylko troszeczkę 8)) a ja w domu obiecałam zrobić domową pizzę. Uwielbiam robić pizzę, od kiedy nauczyłam się tego jakieś 1,5 roku temu to praktycznie nie zamawiam jej tylko robię sama. Jest dużo zdrowsza i smaczniejsza niż ta z pizzerii... moja rodzina już się pewnie nie może doczekać! :D Nawet moja mama, która jest wielkim przeciwnikiem wszelkich fast foodów jadła ją ze smakiem :D




Teraz pora zbierać się do nauki, czytania, robienia obiadu... dziś mam w planach makaron z sosem szpinakowym, a na kolację sałatka z jajkiem. Rzadko jem jajka ze względu na uczulenie, ale raz na jakiś czas sobie pozwalam...  


Tak więc powodzenia w następnym tygodniu i jeśli tylko macie możliwość to sprawdźcie sobie poziom tłuszczu trzewnego! Pozdrowionka (zakochany)(pa)

31 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Hejka, dziś ostatni dzień stycznia to przydałoby się zrobić małe podsumowanie miesiąca :D

Nie postarałam się zbytnio w tym miesiącu, mój wewnętrzny leń wziął górę nade mną....

Schudłam niecałe 1,2 kg... porażka. PORAŻKA. Mimo wszystko, mimo tego całego nastawienia pozytywnego do zmian nie mogę być zadowolona z tego wyniku i mówić sobie że będzie lepiej. Usprawiedliwianiem się i gładzeniem po główce nic nie zdziałam. Muszę przyjąć do wiadomości to że mi się nie udało, poniosłam klęskę. ALE.... nie w taki sposób jak kiedyś. Owszem, nie udało się, ale nie mogę z tego powodu się poddawać. Jeszcze miliony, MILIARDY rzeczy mi w życiu nie wyjdą, czy to jest powód żeby rzucać wszystko, zamknąć się w domu, zwinąć w kuleczkę i cichutko zapłakać? NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE!

Tylko wyciągnięcie wniosków z tego co zrobiło się źle może coś zmienić, rozdrapywanie ran dla samego ranienia się i obwiniania nic nie da. Tak więc co Zosia (przyjmijmy że mam taki pseudonim, często funkcjonuje wśród moich znajomych i już do niego przywykłam xD)

Co Zosia w tym miesiącu sknociła i dlaczego:

1) Olewanie diety. Cóż, jeden tydzień byłam lekko chora i wtedy mniej jadłam i nie ćwiczyłam i z tego powodu się nie winię... Choroba to nie żarty, gdybym się odwodniła i do tego jeszcze ćwiczyła to nieźle się mogłam załatwić... a jedzenia nie było sensu wpychać na siłę bo skończyło by się to bełtem do toalety (wymiotuje) Ale styczeń to nie tylko jeden tydzień, w czasie pozostałych 3 nie byłam systematyczna i to się zemściło małym spadkiem... Wkradły się zupki chińskie (promocja na azjatyckie żarcie wszędzie teraz, a ja nie mogłam się oprzeć i nie spróbować nowych Vifonów xD), chipsy też się wkradły, bo to tylko jedna paczka na jakiś czas... a z tej jednej zrobiło się kilka przez parę najbliższych dni... Nie ma co płakać nad sobą i swoim nieogarnięciem, trzeba to po prostu zmienić! 

2) Mała aktywność fizyczna. W planach miałam spokojniejsze treningi bardziej na rozciągnięcie moich stawów których ruchomość można porównać do pala wbitego w ziemię xD Niestety nawet tak wręcz debilooporne ćwiczenia wykonałam tylko 2 RAZY.... Oj strasznie leniwa ze mnie buła, walka z samym sobą jest najcięższa :|

3) Nie balsamowanie się. Kurcze, złe jedzenie i brak ćwiczeń to już można prędzej usprawiedliwić, ale tego objawu patologicznego wręcz lenistwa i siebie-olewanctwa już się nie da. Te 15 minut po kąpieli, które z założenia jest dla mnie relaksem i przyjemnością odpuściłam na rzecz siedzenia na dupie... a potem płacz że cellulit się wylewa jak woda z wanny xD

4) "Troszkę" olewanie nauki..... paskudny leń nie uczy się systematycznie na zajęcia, a potem płacze jak musi gonić. Eh, takie to stare, tyle już studiuje, a dalej takie głupie xD




 Z moich głównych "niedociągnięć" w tym miesiącu to chyba wszystko... niby dużo, niby mało.... zawsze mogło być lepiej. Zawsze to sobie powtarzałam i kończyło się na zatrzymaniu jakichkolwiek postępów, no bo przecież po co się starać jak "może być lepiej, ale nigdy nie jest, nigdy Ci sie nie uda...." itd... Owszem, mogło być lepiej, ale TAK JAK JEST TERAZ TEŻ JEST DOBRZE! :) ...

Więc w ramach przeciwwagi znajdę sobie teraz powody do dumy z siebie w styczniu:

1) Wprowadziłam plan budżetu. To najlepsza rzecz jaką zrobiłam. Dzięki temu miałam kontrolę nad swoimi pieniędzmi, nie wydałam wszystkiego od razu i mam jeszcze za co żyć, nawet zaoszczędziłam trochę... Nie kupowałam niepotrzebnych głupot, zmarnowałam mniej jedzenia, mój portfel i umysł odetchnęły trochę z ulgą :) Tym bardziej się cieszę bo w lutym mają mi wskoczyć dodatkowe wydatki, to naprawdę super uczucie wiedzieć że ma się kontrolę nad swoimi pieniędzmi i stać Cie na takie dodatkowe sprawy (które przecież każdego z nas mogą spotkać :)) NAPRAWDĘ POLECAM TO KAŻDEMU! :D (Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, ale gdy się zepnie swoje cztery litery to efekty są fenomenalne <3) Co prawda nie trzymałam sie go tak idealnie jak zakładałam na papierze, ale życie nie dzieje się na papierze.... czasami wskoczy coś niespodziewanego i dobrodziejstwo mojego zeszytu polega na tym że wiem na czym mogę zaoszczędzić żeby nadrobić te straty :)

2) Zaczęłam czytać książki. W uczelnianej bibliotece są półki z beletrystyką i postanowiłam że za każdym razem gdy tam będę to coś sobie wezmę. Teraz wzięłam wywiad z ks. Kaczkowskim i byłam zachwycona. Dosłownie połknęłam tę książkę w kilka godzin, mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz. No i jeszcze więcej książek księdza! Bardzo się ciesze że sama w swoim życiu trafiałam na dobrych księży, dzięki którym nie odsunęłam się od kościoła (sporo moich znajomych nie miało tego szczęścia i wiem że wiele ich pretensji wynika własnie z tego) Oby takich ludzi, nie tylko księży jak Kaczkowski było więcej..... A książkę którą czytałam kupię mojej mamie chyba na urodziny, coś czuję że bardzo jej się spodoba :D

3) Mimo że mało, to jednak schudłam! 1,2 kg zawsze mniej, startuję w lutym z pięknej wagi 69 kg xDD A z obwodów to łącznie straciłam 13 cm! Też jestem z tego dumna, efekty są! Tym właśnie chcę sie motywować do dalszych zmian, a nie ciągle dołować tym czego nie udało mi się zrobić i jakimiś niespełnionymi oczekiwaniami :D




 Już nie wiem co powinnam wymyślić ( a tak mi zależało żeby plusów było więcej niż minusów...) no trudno, w lutym musi być lepiej! CHCĘ ŻEBY TEN MIESIĄC BYŁ DLA MNIE LEPSZY, CHCĘ ZROBIĆ DLA SIEBIE WIĘCEJ! 

Jak? Oto mój plan!

1) Lepsza dieta! Odstawiamy zupki chińskie, chipsiki i inne słodkości... nie są mi do niczego potrzebne, jeśli już mnie na coś kusi to lepiej zrobić coś samodzielnie niż kupować sklepowy syf! Dlatego jako alternatywę dla chipsów chcę wypróbować przepis na chrupiącą pieczoną ciecierzycę, gdy uznam że jest dobra to się nim podzielę, na razie nie chcę reklamować niesprawdzonych przez siebie potraw :D

2) Wincyj ruchu! Liczę bardzo na pogodę i stopnienie tego całego lodu który jeszcze zalega na chodnikach. Chcę wreszcie wyjść na dwór pobiegać! Najwyższa pora do ćwiczeń na rozciągnięcie w domu dołożyć jakąś cięższą aktywność fizyczną ;)

3) Smarować cielsko i masować. Szykuję się do sporych zakupów kosmetycznych, więc zaopatrzę się od razu w jakiś balsam albo oliwkę na cellulit. Przymierzam sie do zakupu tej: 

Ponieważ myślę już o wiośnie i lecie, to trza zacząć dbać o swoje ciało aby nie było wstydu. Dlatego też wprowadzam plan pielęgnacji moich STÓP. Strasznie pękają mi pięty, są dość szorstkie, a paznokcie wołają o pomstę do nieba... :| dlatego zabieram się za nie, żeby latem się ich nie wstydzić i nie chodzić w sandałach ze skarpetami (smiech) Mam krem z parafiną, olejek do paznokci i skórek i płyn do moczenia... nic tylko działać! (puchar)

4) Trzeba jednak wziąć się w garść i zacząć uczyć... nie mogę mieć aż takich zaległości i być aż tak leniwa bo to potem wstyd jak się o coś pytają a ja świecę oczami xD Już zaczęłam nad tym pracować i więcej się uczę, co ważniejsze robię to systematycznie :D

5) Dalej zapisywać w swoim zeszycie wszystkie wydatki i planować budżet. Łudzę się że luty jest krótszy o te kilka dni, więc zaoszczędzę więcej pieniędzy (smiech) Ale kto wie, może akurat mi się uda... jadę do domu więc przynajmniej pieniędzy na jedzenie nie będę musiała wydawać bo moja kochana mama mnie wykarmi <3(chleb)(spaghetti)

6) Zważę się dopiero pod koniec miesiąca. Tak, postanowiłam że na razie ważenie się co tydzień nic mi nie da, tylko mnie zdołuje i lepiej będzie zrobić to dopiero pod koniec lutego. Jeśli się postaram to zobaczę większy spadek, a jeśli zobaczę większy spadek to będę bardziej zmotywowana do dalszej pracy nad sobą! :D Poza tym baterie w mojej wadze skończyły się w najgorszym możliwym momencie, a mi trochę nie po drodze iść do sklepu po nowe xD Więc problemów z dotrzymaniem tego postanowienia nie powinnam mieć (smiech) Jedynie będę mierzyła swoje obwody raz w tygodniu.

7) W sumie najważniejsze: MIEĆ LEPSZE PODEJŚCIE DO SIEBIE! Chcę mniej się zamartwiać sprawami na które nie mam wpływu, żyć normalnie, nie obwiniać się tak o wszystko. Trudna droga przede mną, ale zaczynam wierzyć w to że tak kiedyś będzie... moja psycholog, leki i wiara mi w tym pomagają... oby tak było zawsze, chcę mieć spokojne i szczęśliwe życie :D




Wszelkie postanowienia mam już za sobą ( a długo się to pisało, myślałam że mi szybciej pójdzie... ale to taka forma relaksu że aż żal szybciej kończyć xD)

Dziś jedzeniowo się poprawiłam: 

Na śniadanie owsianka z kostką gorzkiej czekolady i wiórkami kokosowymi, kanapka z serem i hummusem, jabłko, ryż z pulpetami i fasolką. Nad kolacją jeszcze myślę, ale pewnie wypiję kefir i zjem jakąś bułkę :D A to moje dzisiejsze cudo obiadowe:

Dziś w planach mam też wreszcie skończyć ten wpis xD (siedzę nad nim już chyba ze 2h xD) pouczyć się, poczytać jakąś książkę dla relaksu, poćwiczyć, balsam i sen <3

...

Wstaję teraz bardzo wcześnie na zajęcia i muszę się przestawić. Zwykle kładłam się spać około 1, teraz idę spać o 23... muszę się wysypiać, bo jeśli nie to na zajęciach kompletnie nie ogarniam, wszystko mi się rozmywa przed oczami i po prostu chce mi się spać siedząc w tych ławkach, a to trochę wstyd i głupio tak ciągle spać (smiech) Dziś udało mi się nawet zasnąć w miarę szybko, z czego się bardzo cieszę, oby tak dalej (puchar)

TAKŻE LUTY NADCHODZI, ZNOWU BIERZEMY SIĘ DO ROBOTY! Jeśli ja nie wezmę się za siebie, jeśli nie zawalczę, to nikt tego za mnie nie zrobi! Chcę czuć się dobrze w swoim ciele i nie zamierzam się poddać! Powtórzę to już chyba milionowy raz, ale pisanie tutaj bardzo mi pomaga, dziękuję też za wsparcie każdego kto ma ochotę czytać te moje wypociny i skomentować to. Dzięki i powodzenia w lutym, pamiętajcie że wtedy wypada Święto Zakochanych <3 

Na razie wam wszystkim! 8);)

28 stycznia 2017 , Komentarze (9)

Cześć wszystkim, koniec tygodnia to znowu postanowiłam coś napisać i się z wami podzielić przemyśleniami :)



W tym tygodniu to bardziej wracałam do zdrowia po poprzednim, gdzie mnie coś strasznie złapało ( pisałam o tym w poprzednim poście..). Zaczynałam powoli więcej jeść, najpierw 1000, potem 1500, teraz powinnam dobić spokojnie do 1800 kcal na dzień zgodnie z planem. Cóż, różne sytuacje w życiu wypadają, poszło mi z odchudzaniem trochę gorzej, ale nie będę się nad tym rozwodzić. Najważniejsze jest to że w końcu czuję się lepiej i mogę dalej realizować swoje plany najlepiej jak tylko potrafię :) 

Musiałam też wrócić do balsamowania się, leniuszkowi się tydzień temu nie za bardzo chciało xD ale teraz odpalając muzyczkę i smarując swoje wielkie niczym balerony nogi czuję dużo radości i z niecierpliwością czekam na rezultaty swoich działań. Na razie poprawia mi się od tego humor, endorfiny się uwalniają, na powiedzenie cellulitowi "papa (pa) " jeszcze troszkę poczekam xD

Olałam też niestety kwestię ćwiczeń fizycznych (wybaczcie!)...Mówiłam sobie że nie mam siły, nie jestem w stanie, nie chce mi się..... DOŚĆ TEGO!!!

To moje ciało, mój wygląd i moje samopoczucie 

Jeśli ja o nie nie zawalczę, jeśli mi się nie będzie chciało, to nikt tego za mnie nie zrobi. 

(Święte słowa mojej kochanej mamy, które dopiero na starość zaczynam rozumieć i do mnie docierają, za dzieciaka się do nich takiej wagi nie przywiązywało (smiech))

Tak więc biorę się za siebie, dalej smaruję tyłek balsamami w nadziei na poprawę i ćwiczę w pokoju. Gdy tylko pogoda się polepszy pójdę biegać w teren. Teraz szkoda moich tanich butów na mróz i śnieg ( który ponoć w najbliższym czasie ma spaść u mnie, super że będę miała problem z dojazdem na zajęcia xDD). Na razie ćwiczę sobie z Fitness Blender najprostsze zestawy. Obecnie przerabiam ten, jest świetny na wieczór na wyciszenie i relaks. Na rozciągnięcie też,  moje stawy są w okropnej kondycji (serio, nie potrafię czasami wyprostować nóg w kolanach ani nie dotknę rękami ziemi, to chyba jakaś choroba :| )  nadzieję że ich zakres ruchów trochę wzrośnie, łapcie: 

https://app.vitalia.pl/videos/3-day-flexib...




Niestety musiałam zakończyć krótką współpracę z moją psycholog. Stwierdziła że lepiej będzie jeśli pójdę do kogoś innego kto lepiej zajmie się moimi lękami, lepiej analizuje psychikę i może mi konkretnie lepiej pomóc. Do nowego mam termin dopiero na 17 lutego, mam nadzieję że nic się po drodze nie stanie takiego... jestem dobrej myśli. Wizyty u niej i tak bardzo mi pomogły, lepiej rozumiem siebie i pewne sprawy, których wcześniej sobie nie uświadamiałam....Minus jest taki że będę musiała za to płacić...:( Rodzice już wiedzą, mama mówiła żebym się tym nie martwiła, ja też dzięki mojemu cudnemu zeszytowi budżetowemu ograniczyłam znacznie wydatki i wiem że nie będzie to ogromnym przeciążeniem dla mnie. Kiedyś bez planowania finansów pewnie załamałabym się wizją płacenia dodatkowych sporych pieniędzy, bo skąd ja je znajdę? Ciągle ledwo mi starcza na wszystko, nie wytrzymam, nie wyczaruję przecież kasy....

Całe szczęście że się ogarnęłam (lepiej późno niż wcale xD) i zaczęłam racjonalnie planować swoje wydatki. Nie wydaje już kasy na jedzenie które się zmarnuje, na kosmetyki i ubrania których prawdopodobnie nigdy nie założę i na pierdoły które będą się tylko walać po szafkach i zbierać kurz.... Kupuję to co jest mi naprawdę potrzebne, robię listy zakupów żeby niczego nie zapomnieć, poluję oczywiście na okazje (kocham promocję, po prostu kocham, marketingowcy na takich ludzi jak ja czekają latami, rzucam się na promocję niczym tygrys na swoją ofiarę (smiech)) Czasami zdarza się że poniesie mnie "szał zakupów" ale zdarza się to dużo rzadziej niż kiedyś, no raz.... dobra może 2-3 razy w miesiącu xD To i tak lepszy wynik niż praktycznie co kilka dni!

Co najlepsze: udaje mi się zaoszczędzić kochane pinionszki na późniejsze, ważniejsze okazje.... :D




Obiecałam foty porównawcze, pewnie sporo ludzi na to czeka! Ale oczywiście musiałam się najpierw wygadać (straszna gaduła się ze mnie zrobiła, poza tym polubiłam pisanie tutaj, szkoda że wcześniej się za to nie wzięłam :D)

Więc tak wyglądał grubasek jeszcze parę lat temu (obstawiam jakieś 5-6 lat temu, nie pamiętam dokładnie kiedy było robione to zdjęcie, waga to zapewne jakieś 80 kg niecałe...)

Paskudnie, wiem, zapuściłam się wtedy.... ale to było kiedyś, teraz walczę o siebie, mam jakieś 10 kg mniej..... Choć czasami mam wrażenie że tego po mnie wcale nie widać... Aktualnej na razie jakoś nie mam ochoty podawać, mam wrażenie że nic się nie zmieniło poza liczbą na wadzę... popracuję jeszcze nad sobą i swoim ciałem. Gdy będę z niego naprawdę zadowolona to się pokażę :)



ALE ALE... pora pokazać coś z czego zmiany naprawdę jestem dumna: MOJE WŁOSY!

Zapuszczałam je od tych paru lat systematycznie, po drodze miałam z nimi sporo przygód: dochodzenie do ciężkiego okresu gdy wyglądasz tak beznadziejnie że znowu chcesz je obciąć ale wiesz że jak przetrwasz to będzie lepiej xD walka z rozdwajającymi się końcówkami, musiałam swego czasu ściąć kilka cm włosów żeby to naprawić... Troszkę problemów mi zgotowały ale teraz jestem bardzo dumna z tego co się z nimi dzieje. Rosną sobie spokojnie i równo, plączą się coraz mniej, rozdwojone końcówki to teraz sporadycznie znajduję (a kiedyś całe kosmki miałam rozdwojone, to było okropne.... :|

Na fotce widać jakie były krótkie, po drodze miałam kilka farb, pasemka... jak teraz patrzę na te zdjęcia to sobie myślę: "Boże dziewczyno, coś Ty ze sobą wtedy robiła?" Ale młoda byłam, głupia, wreszcie z tego wyrosłam. 

Tu moja aktualna fotka ( w wykonaniu miszcza pajnta i fotoszopa xDD)

Jak będę miała kiedyś lepsze lustro i światło ( i oczywiście jeszcze bardziej zapuszczę włoski :D ) To postaram się o jakąś lepszą fociszę... może w porównaniu także do mojej sylwetki? :)



 Dziś z jedzenia tradycyjnie owsianka. Tym razem zmieniłam trochę składniki, banan już mi obrzydł. Teraz w czasie podgrzewania dodaję do niej kostkę gorzkiej czekolady, potem wiórki kokosowe i pokrojoną mandarynkę. Zakochałam się, lekko kwaskowate cytrusy w owsiance to jest to! (zakochany) Od dziś mam fazę na owsiankę z mandarynkami lub pomarańczą. Jest zima to powinno się jeść dużo cytrusów! (slonce)

Na obiad podgrzałam sobie porcję fasolki po bretońsku od mojej mamy kochanej, obok bułka z dynią z moim domowym hummusem. Doszłam do wniosku że jednak muszę obierać cieciorkę po ugotowaniu z łupinki, hummus wiele zyskuje na smaku gdy sie to zrobi. Ostatnio też był dobry, zjadłam cały, ale po obraniu smakuje zdecydowanie lepiej :)




Na zajęciach też w porządku... lepiej dogaduję się ze swoimi dziewczynami ( zapewne dlatego że zbliża mi się okres, a wtedy robię się zła niczym osa i lepiej się do mnie nie zbliżać xD:< ) Na szczęście humor mi się już poprawia, już nie będę gryzła xD Motywacji do nauki niestety nie mam, a zaliczenie dopiero za miesiąc, tym bardziej mi to nie pomaga xD Jednak chcę się dziś wreszcie za coś zabrać, nie mogę za długo się obijać, to niezdrowe wręcz. Poczytam sobie dziś coś, potem dla relaksu zabiorę się za książkę o oszczędzaniu i będzie dobrze :D Wszystkie swoje dzisiejsze obowiązki wykonałam (łącznie z posprzątaniem akademikowej łazienki, była moja kolej, oczyściłam też kratkę wentylacyjną, mam nadzieję ze dobrze ją założyłam i nikomu nie spadnie na głowę bo obwinią mnie o czyjś zawał xDD) Mogę wreszcie zabierać się do pracy! :D


No i oczywiście moje pomiary, zapomniałabym! Niestety tydzień rekonwalescencji nie skończył się spektakularnym spadkiem wagi... praktycznie żaden spadek. W dodatku moja waga zaczyna odmawiać posłuszeństwa i domagać się zmiany baterii, więc uznałam że nie mogę wierzyć w to co pokazuje i odjęłam sobie 100 g masy :D Centymetr mnie tak nie oszukuje ((zakochany))pokazuje spadki, zwłaszcza w brzuchu co mnie cieszy. To rejon z którego najtrudniej, najgorzej i najwolniej mi się chudnie, nad nim chcę pracować najbardziej. Tym bardziej cieszy mnie spadek obwodów, oby tak dalej było! :D


Na dziś to chyba tyle... nie wiem co jeszcze mogłabym napisać. Znając mnie coś mi się przypomni, uznam że dam to w następnym wpisie i jak zwykle zapomnę.. xD Taka moja uroda i urok, no niestety.. 

Trzymajcie się tam kochane, z góry dzięki za wszelkie komentarze. Mam nadzieję że ktoś chce tu wpadać i czytać te moje wypociny xD Do później! (pa)

23 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Cześć, wiem że dopiero co pisałam, ale czuję że muszę się znowu wygadać :D

Poprzedni tydzień był okropny, już to pisałam, ale powoli dochodzę do siebie.... wraca mi apetyt, zjadłam ( a właściwie mam zamiar zjeść razem z kolacją) 5 posiłków a nie góra 2, po których czułam się okropnie... Udało mi się dobić dziś do jakichś 1500 kcal, stopniowo będę wracać do normalnego jedzenia...

Mam wrażenie że stres u mnie wywołuje objawy somatyczne, wielu ludzi tak ma, to żadna nowość w medycynie. U mnie to było rozwolnienie i wymioty, poza tym ogólne zdenerwowanie, brak koncentracji, no i okropny lęk.... lek który towarzyszy mi cały czas i nie chce odpuścić. Jutro mam spotkanie ze swoim psychologiem, będę miała pierwszy raz od dawna dużo do powiedzenia xD Ale pisałam już to wcześniej w komentarzach, trafiłam do mądrej kobiety która już mi bardzo pomogła... a że moja zryta bania tak szybko nie odpuszcza to jeszcze będzie musiała się ze mną troszkę pomęczyć xD Tak łatwo jej nie dam spokoju :D 

Najważniejsze to że moje leki działają, terapia też... ciągle wierzę że jestem na dobrej drodze to celu, jakim jest zdrowie, fizyczne i psychiczne....Chcę być szczęśliwa w życiu, ale coś mnie co chwile blokuje, ciągle mam wyrzuty sumienia nie wiadomo dlaczego, ciągle się czegoś boję... nie chcę tak żyć, nie na tym ma to polegać... 

Religia była bardzo ważna w moim życiu od zawsze, a teraz czuję że jeszcze bardziej Boga potrzebuję. Muszę.....TFU, NIE MUSZĘ, JA CHCĘ! Chcę zmienić swój obraz na niego, chcę zmienić swój obraz na siebie, chcę zmienić siebie żeby być w życiu spokojną, szczęśliwą i spełnioną... Znalazłam obrazek Jezuska i położyłam go na półce, liczę na jego pomoc... Święta Bożego Narodzenia spędzone z rodziną też mi bardzo pomogły, uspokoiłam się. To był cudowny czas, przede wszystkim dużo miłości w naszej rodzinie się znalazło... no i dużo jedzenia xDDD Tak, święta i wiara to coś co mi bardzo pomaga.... może niewielu jest takich, może jestem szalona, ale tak własnie uważam ... i tego chciałabym się trzymać w swoim życiu :) Zresztą z tego co widzę nie jestem w tym tak bardzo osamotniona, bardzo mnie to cieszy że takich jak ja jest więcej :D



Ale ale... dość o tym, pogadajmy o JEDZENIU. Właśnie zabieram sie za robienie hummusu, dam małą fotorelację, bo widzę że paru chętnych na niego jest :D

A więc uwaga: MÓJ WŁASNY HUMMUS (ABSOLUTNIE NIE ORYGINALNY XD)

Potrzeba około 130 g ciecierzycy (namoczonej całą noc z łyżeczką sody, potem ugotowanej do miękkości. W czasie gotowania trzeba zbierać i wywalić białą pianę która się utworzy). Taką ciecierzycę można obrać z osłonek, wtedy hummus po zmieleniu będzie gładszy. Teraz tego nie zrobiłam (nie chciało mi się xD poza tym chciałam sprawdzić czy dalej będzie dobry... jest trochę grudkowaty ale jak dla mnie zjadliwy, jeśli nie chcecie tego to obierzcie ciecierzycę po prostu)

Wrzucamy nasze cudne nasiona do blendera i mielimy. Po drodze dodajemy inne składniki (ja daję takie proporcje bo najbardziej mi smakują, sezam nie jest moim ulubionym nasionem, a tahini ma bardzo intensywny smak, wolę czuć bardziej ciecierzycę :)). U mnie są to: 

-2 łyżki pasty tahini

-1-2 łyżki oliwy z oliwek

- 2 ząbki czosnku

- 2 łyżki soku cytrynowego (ja używam takiego z buteleczki zamiast wyciskać z cytryn, to duża wygoda :))

-sól, pieprz do smaku (ja jestem paskudna i daję trochę Kucharka... co poradzę, szczypta zawsze musi być xD)

-gdy jest za mało gęste dolewam wody, aż do uzyskania pożądanej konsystencji

-... tu można dodać na co się ma ochotę, ja mam chili w oliwie, więc dałam niecałą łyżkę

Po zmiksowaniu tak wygląda nasz efekt końcowy, mi bardzo smakuje. Dla lepszego wyglądu posypałam go z wierzchu słodką papryką w proszku :)

Kolacja się zbliża więc mam dylemat, czy hummus z warzywami, czy może mozarella z pomidorem..... na razie postawiłam na resztę oscypka (tym razem choć na papierku (smiech))



 Dostaliśmy wyniki egzaminu praktycznego, zdałam na 4 z czego bardzo się cieszę, jeden z najgorszych przedmiotów mam już za sobą. Teraz tylko test który czeka mnie latem... ale do lata jeszcze dłuuuuga droga (smiech)

Na razie czeka mnie nauka na mój obecny przedmiot, powinnam trochę poczytać żeby wstydu nie było... Najgorsze jest wstawanie o 6 rano i spacer oblodzonym chodnikiem, dziś parę razy było blisko a zaliczyłabym glebę spektakularnie :( Na szczęście jakoś dotarłam cała i zdrowa na autobus xD

Muszę też zrobić podsumowanie finansowe tygodnia w moim zeszyciku, kompletnie zapomniałam o tym w niedzielę... Niestety znowu przekroczyłam trochę budżet, miałam większy wydatek w aptece i trochę więcej jedzenia. Ponieważ mam słoiki od mamy to w tym tygodniu wydam na żarcie w sklepie mniej, obiady wystarczy odgrzewać, na bieżąco muszę sobie kupować tylko pieczywo :D



Zaczynam czuć się powoli lepiej.... zaczynam odzyskiwać nadzieję na to że będzie dobrze w moim życiu... chciałabym aby ten stan utrzymał się jak najdłużej, żeby moje lęki nie przejmowały nade mną i moim życiem kontroli.... 

Nie spodziewałam się tego, ale ten pamiętnik bardzo mi pomaga... to nie tylko zapis mojej walki o lepszą sylwetkę, ale także o lepsze samopoczucie... jest niczym terapia, odskocznia, odpoczynek. Mogę wyrzucić wszystkie swoje złe myśli z siebie i czuję się z tym lepiej... poza tym jestem w miarę rozumiana, dostałam trochę wsparcia z czego bardzo się cieszę i najmocniej wszystkim za nie dziękuję (Słowik, masz w tym swój duży udział, coś czuję że kiedyś się powinnyśmy spotkać (dziewczyna) )

Na razie to tyle, papa i do zobaczenia! ;)

22 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Cześć wam, tydzień nie pisałam więc pora na podsumowanie :)

Niestety, ten tydzień był dla mnie kiepski, wręcz ciężki. Czułam się chora, mało jadłam, wymiotowałam parę razy niemalże sama z siebie, dostałam jakiegoś rozwolnienia, apetyt też mi odszedł, ogólnie masakra... :(

Myślę że to wynik silnego stresu jaki przeżyłam w pon, nałożył się on na cały mój tydzień... dopiero teraz jakoś dochodzę do siebie, zaczynam powoli wierzyć w to że będzie dobrze, że będzie lepiej...

Apetyt powoli wraca, ale przez jego brak przez ten tydzień jadłam kiepsko i mało, co tu się dużo rozpisywać, jakieś 1000 kcal na dzień... to nie jest normalna dieta, ale mój stan zdrowia też nie był normalny... Nie uważam tego za usprawiedliwienie, ale jakieś wytłumaczenie... nie ma sensu wpychać w siebie jedzenia na siłę jeśli zaraz miałabym je zwymiotować... szkoda przełyku.

Po dzisiejszej wizycie w kościele jakoś mi lepiej... religia odgrywa dużą rolę w moim życiu, wiara mi pomaga. Chcę wierzyć że w moim życiu będzie lepiej, że Bóg jest ze mną...ostatnie święta Bożego Narodzenia też mi bardzo pomogły, odpoczęłam, spędziłam cudowny czas z rodziną... naprawdę kocham święta za tę niepowtarzalną atmosferę <3 Już się nie mogę doczekać Wielkanocy :D

Ten okropny tydzień na szczęście minął, oby teraz było tylko lepiej... oby było lepiej.... Apetyt wraca, pałaszuję właśnie oscypka którego moi rodzice wysłali mi z wycieczki w górach na której niedawno byli. Pyszny jak zawsze, a na ciepło byłby jeszcze lepszy xD 

Oczywiście prosto z biurka, bo po co mi talerzyk? :PP

Wagowo, ponieważ jadłam bardzo mało jest lepiej.... 69,1. Schudłam prawie kg. Ale mam świadomość tego że to głównie woda. Gdy będę jadła normalnie to waga będzie spadała wolniej, ale na pewno bezpieczniej i trwalej. Teraz wręcz czuję się odwodniona, w kościele kręciło mi się w głowie... mam elektrolity w saszetkach, będę je codziennie piła, odwodnienie to nic fajnego w końcu :D 

Wracamy do normalnej diety. Moja mama wysłała mi w poniedziałek masę słoików z różnymi pysznościami... dostałam bigos, gołąbki, sosy do makaronu. Co najlepsze wiem że mama gotuje te wszystkie pyszności w sposób dietetyczny, więc mogę się zajadać jej obiadkami bez wyrzutów sumienia :D Od tak dawna miałam ochotę na kapustę ( a jest bardzo zdrowa, zwłaszcza kiszona!) i teraz moje pragnienia zostaną zaspokojone 8)

Na uczelni w porządku, zaliczyłam ostatnie koło, teraz czekam na wyniki egzaminu praktycznego. Zmieniłam oddział, będzie na pewno ciekawiej. Ale trzeba wstawać o 6 a nie o 10 jak do tej pory, co mnie troszkę boli, bo jestem śpiochem xD Tłumaczę to sobie że lepiej będzie dla mnie wstać wcześniej i mieć dla siebie więcej dnia niż jakbym miała pół przespać xD

Wczoraj był Dzień Babci, zadzwoniłam do swoich obu i pogadałam chwilkę dziękując za wszystko, były bardzo zadowolone. Dziś Dzień Dziadka, nie zapomnijcie o swoich ( ja moich już niestety nie mam...)

Wiem że ten pamiętnik nie jest stricte o jedzeniu ( postaram sie to zmienić jak tylko bardziej się ogarnę xD) ale sporo ludzi tu wchodzi i go czyta, co mnie bardzo cieszy. Wasze wsparcie jest nieocenione! :D Naprawdę cieszę się że mogę tu pisać, dzielić się swoimi problemami, przemyśleniami i liczyć na radę, dziękuję wam wszystkim! Kiedyś ten pamiętnik będzie może też inspiracją dla tych którzy chcą się czegoś dowiedzieć o jedzeniu, postaram się pisać o tym więcej. Ale własne przemyślenia to też ważna rzecz, fajnie jest móc choć trochę poznać tego kogoś po drugiej stronie klawiatury, może znajdzie się jakąś bratnią duszę.... :D

Tyle na razie, papa wszystkim (zakochany)

15 stycznia 2017 , Komentarze (12)

Hejka, niedziela wieczór to i pora coś naskrobać do pamiętniczka :)

Zważyłam się wczoraj i przeżyłam małe rozczarowanie bo schudłam zaledwie 0,2 kg :( Patrząc na siebie w lustrze byłam pewna że zleci mi dużo więcej. Pomiary mnie trochę pocieszyły bo z brzucha i tyłka po 3 cm zleciały. Zapewne to moje jelita ostatecznie pozbyły się tego czym je napchałam przez święta (a dużo tego dobrego było, mówię wam (smiech))

Podsumowałam sobie finansowo ten tydzień i powiem wam że zeszyt z budżetem to najlepsze co mogłam dla siebie zrobić. Do tej pory wydałabym wszystkie swoje pieniądze na pierdoły, a tak zostało mi ich jeszcze sporo, mało jedzenia zmarnowałam (bo nie robię niczym chomik zapasów których potem nie zjadam i się psują w lodówce). Z listą zakupów, planem co mniej więcej danego dnia zjem zaoszczędziłam sporo pieniędzy no i kcal się zgadzają. Bardzo polecam taki zeszyt każdemu! To mnie motywuje do dalszego zapisywania finansów, mam większą pewność że stać mnie na rzeczy naprawdę mi potrzebne...   a ponieważ sierotka w piątek się wywróciła w kałużę to pewnie będę musiała wydać z 50 zeta na pranie płaszcza. Cały bok jest ubłocony ;(

Dziś pod względem jedzenia miałam mały odpust, bo na obiad były krokiety zamrożone od mamy z mięsem. Na szczęście tylko dwa, napełniły mi brzuszek na długo i na kolację wystarczyła mi marchew z hummusem i bułką. Cóż, dziś nie najlepiej z jedzeniem, ale kcal nie przekroczyłam, jutro się poprawię :) 

Zrobiłam wreszcie swój domowy, prawdziwy hummus z tahini i chilii. Powiem wam że jest przepyszny, sklepowe się nie umywają. Używam go jako pasty na chleb, uwielbiam go podjadać z obraną marchewką, to teraz moja ulubiona kolacja <3

Oczywiście mały żarłok od soboty musiał już pół zjeść, ale to jest takie pyszne....(slina)

Od dziś zaczęłam także masować swoje cielsko. Żeby mi się nie nudziło to odpalam do tego jakąś fajną muzykę (najlepiej jakby piosenka trwała 5 min, bo tyle poświęcam na każde udo i brzuch, wystarczy potem włączyć replay 3x i wiem ile mi to czasu musi zająć xD) Zaraz po kąpieli nie wycieram się ręcznikiem, tylko smaruję oliwką dla dzieci (polecam, żaden balsam tak dobrze nie zadziałał na moją chorą na AZS skórę jak zwykła oliwka!) Potem używam zwykłego masażera z Rossmana, daję trochę balsamu żeby się lepiej ślizgało i jedziemy z masażem! Skóra jest po tym czerwona i rozpalona, ale oczekuję efektów :) Na razie używam balsamu z Ziaji, tylko dlatego ze akurat mam i szkoda żeby się zmarnował,  jak go zużyję to kupię sobie jakąś oliwkę antycelllitową. Ten jest w miarę fajny, szybko się wchłania, ładnie pachnie i ma aplikator w sprayu 

Olejowałam też dziś włosy, nałożyłam maseczkę, zrobiłam warkoczyk do snu.... kocham dbać o swoje włosy <3. Zapuszczam je już parę lat ze stanu "chłopczyca" coraz bardziej zaczynam się przełamywać żeby dać tutaj jakąś swoją fotę porównawczą... strasznie boję się jednak zdemaskowania (smiech)

Ćwiczenia zacznę od jutra. Dużo osób polecało stronę Fitness Blender, tam też zamierzam szukać inspiracji. Na razie ponieważ mojej kondycji trzeba by szukać z lupą na dnie Rowu Mariańskiego (smiech) postawiłam na spokojne ćwiczenia relaksująco-rozciągające. Mają kategorię 1, czyli najłatwiejszą, w sam raz dla takiej pyzatej klusi (jak to mnie lubi określać mój facet xD) jak ja :D Jak już się bardziej rozciągnę to wejdę na wyższy stopień wtajemniczenia.

Jutro czeka mnie ostatnie koło przed egzaminem, średnio się przygotowałam, ale zajęcia po południu to liczę że rano się jeszcze douczę. Poza tym mało tego jest i na szczęście niespecjalnie trudne :D Niestety na uczelni będę do 19, więc za wiele jutro nie zrobię... ale cóż, mówi się trudno.

Ważne że coś zrobię, zgodnie z zasadą którą wprowadzam: Jak zrobię, tak będzie dobrze. Nie mogę się obwiniać za każdą najmniejszą rzecz którą według siebie sknociłam. Bo mogłam lepiej, szybciej, dokładniej. NIE! Nawet jak mogłam, to zrobiłam tak jak zrobiłam i też jest dobrze. Muszę sobie pozwolić czasem na niedoskonałość, perfekcjonizm dobija. Zawsze był moim największym wrogiem jeśli chodzi o walkę o siebie... Teraz chcę zawalczyć o siebie w inny sposób, liczę na to że mi się uda ( i na waszą pomoc też ;) ) I tak nie spodziewałam się że tyle osób wejdzie w mój pamiętnik i go skomentuje i przeczyta! Dzięki wam serdeczne i na razie! :D(zakochany)

13 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Cześć wam. Dziś wg przesądów pechowy dzień. Zaczynam trochę w niego wierzyć, bo wracając ze sklepu wywaliłam się na błocie pośniegowym i zaliczyłam tak pięknego orła, że powinnam trafić na Youtube.... płaszcz trzeba oddać do czyszczenia, całe spodnie mokre, bluza pod płaszczem też (bo oczywiście największa niezdara świata musiała upaść wprost w kałużę, nie dało się normalnie na chodnik... :|) Dobrze że sobie nic nie złamałam (choć w pierwszej chwili tak mnie bolało że miałam takie wrażenie xD) Największe szczęście że mam drugą kurtkę zimową (kochana mamusia mi wysłała <3) bo nie miałabym w czym iść na zajęcia xd

Do sklepu szłam po wcierkę Jantar (były w biedronce za niecałe 9 zeta, nie mogłam się oprzeć ) Troszkę wypadają mi włosy, nie tak bardzo jak we wrześniu kiedy stresowałam się poprawkowym egzaminem, ale dalej trochę za dużo ich znajduję na szczotce. Najgorsze to moje małe zakola, które mam wrażenie coraz bardziej widać... rośnie tam trochę drobnych włosków, ale to nie wystarczy.... mam nadzieję że ta wcierka uratuje moją głowę.

I tak już mam dość długie i wypielęgnowane włosy. Myję je metodą OMO na przemian z myciem rozcieńczonym szamponem, dwa razy w tygodniu staram sie olejować i nakładać maseczkę, a raz w tygodniu myje je mydłem błotnym żeby wypłukać cały brud jaki zbiorą :D Kiedyś może pokuszę się na foteczkę, taką porównawczą, bo kiedyś byłam obcięta na chłopaka. Ludzie widząc teraz moje włosy sięgające daleko za ramiona nie mogą w to uwierzyć :D Może przy okazji pokuszę się na fotkę na której jestem jeszcze 80 kg grubaskiem.... ale to kiedyś, jak będę miała więcej odwagi.

Kolokwium którym się tak bardzo stresowałam zdałam na 4, egzamin którego się bałam też zdałam (jako jedna z nielicznych w grupie, parę osób mi tego pogratulowało xDDD). Na razie na studiach względny spokój. W poniedziałek kolejne kolokwium, w czwartek egzamin praktyczny i jak na razie mam spokojniejsze dni :)

Z jedzenia to tradycyjnie owsianka z bananem, potem kanapka z serem. Na obiad zrobiłam sobie kaszę gryczaną z mieszanką chińską na patelnię, indykiem i fetą. Nie wyglądało to zbyt pięknie (chłopak widząc to stwierdził ze wygląda jakbym to zwróciła :p ) ale najważniejsze że smaczne i zdrowe :D Na kolację zrobię sobie sałatkę grecką. 

W weekend poszukam sobie jakiś planów ćwiczeń, które mogę zrobić w swoim pokoju oraz masaży cielska (lato idzie to cellulit trza wreszcie zmniejszyć xD). Na razie posprzątałam bałagan, umyłam górę naczyń i sobie odpoczywam przed komputerem. Jutro mój wielki dzień bo pierwsze od przejścia na dietę pomiary. Jestem dobrej myśli, jest mi jakoś lżej i wydaje mi się że cośtam zrzuciłam, nawet jeśli to tylko woda i resztki zalegające mi od świąt w jelitach xD.

Tyle na dziś, jeszcze moja ukochana muzyka do wszystkiego, najlepszy na świecie DIO. Buziaki (zakochany)

10 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Wreszcie mój ulubiony dzień miesiąca, święto Matki Boskiej Pieniężnej jak to mawiała moja znajoma z liceum xD Mogę wprowadzić swój plan oszczędzania i racjonalizacji wydatków w życie. Jestem dobrej myśli i liczę na to że troszkę pieniędzy zaoszczędzę, może przy okazji przekonam się że aż tak wielkich zakupów jak do tej pory nie muszę robić.

Koło przenieśli nam na jutro, ale i tak jakoś nie mam siły do nauki na nie, nie wiem czemu, jakby mój zapał po pobycie w domu na święta już opadał. W dodatku to jest takie nudne, a czytam teraz "Godzinę Detektywów" i stale mnie do niej ciągnie. Co usiądę i się chcę pouczyć to mój mózg mówi mi: "Ale na półce taka fajna i ciekawa książka stoi, zostaw tę naukę, nie ucieknie, są przecież drugie terminy.... " i tak ciągle ]:>  Cóż, będzie co ma być, zobaczymy jutro... nie martwię się tym tak jak kiedyś, od jednego niezdanego koła świat się przecież nie kończy :)

Z jedzeniem mam wrażenie coraz lepiej mi idzie, lepiej się czuję gdy nie traktuję swojego żołądka jak worka bez dna (czy odkurzacza na resztki jak to mawia moja mama xD) i wpycham w niego wszystko... byle tylko go rozciągnąć... byle tylko zajeść smutki i problemy....byle się napchać i choć chwilowo poczuć złudne szczęście z tego wynikające... Mój problem z odchudzaniem od zawsze siedział nie w braku wiedzy tylko w psychice. Teraz zamierzam to zmienić i jak na razie trzymam się całkiem dobrze :)

Zrobiłam sobie małe zakupy, lista skutecznie ogranicza moją skłonność do kupowania niepotrzebnych pierdoł xd 

Dziś tradycyjnie na śniadanie owsianka z bananem, potem jabłko, kasza gryczana z kurczakiem i ogórkami ze słoika, a na kolację warzywa z hummusem. 

Właściwie to "pseudohummus" bo bez tahini (na to chwilowo mnie nie stać, fizycznie i mentalnie, a do zrobienia domowej tahini nie mam wystacząjąco dobrego blendera :( ) Zmiksowałam więc cieciorkę z puszki z odrobiną wody która w niej była i dodałam małe opakowanie pesto z Lidla. Kocham pesto więc takie połączenie mi wybitnie smakowało, będę robiła pastę z cieciorki na pewno częściej. Tańsza niż ze sklepu i dużo zdrowsza. To dla mnie dobry patent na kolację, gdzie chcę ograniczyć węglowodany, chcę jeść więcej białka i tłuszczu. Idealne byłyby jajka, ale niestety mam na nie uczulenie, a nabiału wieczorem nie toleruję bo mnie wzdyma. Odkrycie hummusu było dla mnie przełomem, pokochałam go i od teraz moje kolacje to nie tylko nudne sałatki z kurczakiem <3

Warzywa z hummusem są przepyszne, zakochałam się w tym połączeniu, na pewno wprowadzę też więcej strączków do swojej diety.

Teraz na razie tylko dieta, od przyszłego tygodnia mam zamiar zacząć ćwiczyć i się masować. W weekend będę sobie szukała planów treningowych i jakiś masaży. Kolejny etap wprowadzania zmian w moim życiu, chcę żeby mi się udało i postaram się to zrobić.

Jutro w ramach relaksu nasze akademiki urządzają bitwę na śnieżki, oczywiście będę tam, a jak! Mimo że celność u mnie jak u zezowatego to dobra zabawa się przede wszystkim liczy prawda? ;)

To chyba tyle, do zobaczenia :D

7 stycznia 2017 , Komentarze (8)

Hejka, krótki wpis. 

Wczoraj udało mi się zrobić wszystko to co planowałam i jestem z tego bardzo zadowolona. Pokój w akademiku lśni, pranie też porobione (no prawie, bo jeszcze dwa wsady mam ale suszarka tylko jedna xD)

Plan budżetu na styczeń też mam, wynika z niego że spokojnie powinnam się zmieścić ze swoimi wydatkami i nawet zostanie trochę oszczędności. Będą na ważniejsze, późniejsze okazje :D

Chciałam też wrócić do czasów dzieciństwa i kupić sobie skarbonkę ale pomyślałam: "Hola! Tak ma wyglądać oszczędzanie, że wydaje masę pieniędzy na kawałek plastiku albo metalu w którym zbieram pieniądze? Gdzie Twoja kreatywność kobieto?" Tak wiec zrobiłam sobie skarbonkę z pudełeczka po tamponach (smiech) okleiłam ją białym papierem, pomazałam pisakami, popisałam różne głupoty, ogólnie została zindywidualizowana. Ledwo pół godziny pracy a takie cudne dzieło mi wyszło. Parę monet już do środka trafiło (gwiazdy)

Dziś dzień urody, więc maluję paznokcie, nakładam maseczkę, ogólnie wszystko co mi do głowy wpadnie. 

Dołączyłam także do wyzwania 52 książki w 2017 (wychodzi średnio jedna książka na tydzień) Z takim tempem mogę mieć problem, ale wierzę że w wakacje albo inne wolne okazje nadrobię :)

Wczoraj jedyne czego nie zrobiłam to pouczyć się, ale nie było tego w planach więc mnie to nie martwi. Dziś zasiadam do nauki, czeka mnie troszkę trudne koło we wtorek. Więc dziś trzeba wyłączyć komputer żeby mnie nie rozpraszał i zabrać się za czytanie. Najlepiej uczy mi się przy wszelkiej muzyce relaksującej jak szum fal, dźwięki ptaków, kapanie deszczu o szyby, polecam każdemu :) 

Z dzisiejszego jedzenia to na śniadanie klasycznie owsianka z bananem, potem kanapka z serem i sałatą. Na obiad makaron z kruszonką z chleba i kawałki smażonego indyka (moje pierwsze mięso od dawna :D ) Teraz piję kawę i powoli zbieram sie do odejścia od komputera....

To tyle na dziś, trzymajcie się 8)

6 stycznia 2017 , Skomentuj

Hej, jak obiecałam, tak zrobiłam, pora zmierzyć się po świątecznym balowaniu i obżarstwie. Wynik jest zły prawdę mówiąc, przytyłam, pomiary szlag trafił... ale cóż, nie użalaniem, dobijaniem się i deprecjonowaniem mam zamiar pracować nad sobą. To był wynik którego się po prostu spodziewałam, więc nie jestem rozczarowana. Sama chciałam tak odpocząć w święta po naprawdę ciężkim miesiącu, zjeść te wszystkie pyszności z rodziną. Poza tym nie jadłam ciągle, starałam się ograniczać choć troszkę, nie siedziałam cały dzień w domu tylko wychodziłam gdzieś na spacer, odwiedzić rodzinę, na zakupy (sporo nowych ubrań mi wskoczyło i bardzo się z tego cieszę :D ) Tak więc nie jest mi przykro że przytyłam w święta, cieszę się tym co mam, w końcu zawsze mogłam przytyć więcej..... zmiana nastawienia wiele mi dała. Zamiast zamartwiać sie tym co było i obwiniać się o wszystko po prostu cieszę się z tego jak aktualnie wyglądam (TAK, z nadwagą na pasku da się!) i chcę to zmienić. CHCĘ, nie muszę :) Każdy ma swój punkt wyjścia, od którego zaczyna swoją zmianę, mój jest taki jaki jest i cieszę się z tego. Przeszłam długą drogę aby przestać uważać sie za straszydło i paskudnego obrzydliwego potwora, a zwykłą, fajną i nawet troszkę ładną dziewczynę xD Polubienie siebie i zaakceptowanie stało się dla mnie pierwszym krokiem do sukcesu. Teraz pora na drugi, czyli wprowadzenie mojego planu zmian w życie. Mam nadzieję że pamiętnik mi w tym pomoże ;)

Cóż, wczoraj troszkę za bardzo zabalowałam z alko z moimi znajomymi i leciutko mnie boli głowa xD Zjadłam dwa tylko kawałki pizzy, troszkę chipsów i alko. Warto było, dawno sie tak nie uśmiałam, nażartowałam i zrelaksowałam... moje kochane znajome <3(alkohol)

Teraz pora na śniadanie, sprzedam wam mój nowy sposób na owsiankę. Jest naprawdę banalny: zamiast wstawać rano i gotować płatki zalewam je na noc mlekiem i trzymam w lodówce. Gotowanie im potem zupełnie niepotrzebne, moim zdaniem smakują nawet lepiej takie namoczone. Jako że nie jestem w stanie zjeść zimnej owsianki podgrzewam ją sobie krótko w mikrofali i dodaję jakieś pestki i owoce. Dziś moje ulubione połączenie czyli banan i słonecznik (zupa)  

Poza tym bardzo mnie cieszy mój najlepszy zeszłoroczny zakup, czyli mikrofala z Biedronki. Baaaardzo ułatwiła mi życie i gotowanie zdrowszych potraw. Dokupiłam teraz do niej pojemnik do gotowania na parze, w sam raz na warzywa. Nic tylko gotować!(zegar)

Dziś czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy, w moim pokoju w akademiku panuje okropny bałagan. Po powrocie ze świąt jakoś nie miałam czasu posprzątać i zostawiłam sobie to wszystko na długi weekend :D  

Chcę też zrobić bilans swoich wydatków na ten miesiąc i poszukać troszkę oszczędności. Mam zamiar też skorzystać ze (świetnego moim zdaniem) programu w banku do oszczędzania. Po prostu przy każdych zakupach kartą bank zaokrągla kwotę płaconą z karty do 5 lub 10 zł i tę kwotę przelewa na konto oszczędnościowe. Sporo płacę kartą więc liczę na duży zysk! :D W końcu kochanych pinionszkuf nigdy za mało (smiech)

Poza pracami domowo-budżetowymi czeka mnie jeszcze nauka przez weekend na kolokwium, więc tym bardziej muszę się zmobilizować. Do sprzątania ukochana oczywiście muzyka. To tyle (chyba) na dziś, na razie! :)