Dziś naszła mnie pewna myśl związana z powodem mojego tycia i problemów z jedzeniem. Szykując się rano przed lustrem uderzyła mnie myśl, dlaczego ładowałam i nadal ładuję w siebie słodycze i niezdrowe jedzenie. W jednym z pierwszych wpisów wspominałam, że cierpię na hirsutyzm, który w znacznym stopniu wpłynął na moje życie i zachowania. Sprawił, że robiłam wszystko, by ukryć jego objawy, starałam się, by nikt nie widział z bliska, jak naprawdę wyglądam, chciałam oszczędzić sobie przykrych komentarzy, docinków i uwag (co ostatecznie jednak nie do końca się udawało). Chciałam się ukryć przed innymi, być niewidzialną, nie rzucać się w oczy. To miało gwarantować bezpieczeństwo, święty spokój i brak konieczności tłumaczenia się, dlaczego wyglądam tak a nie inaczej. I choć nie jestem psychologiem czy psychoanalitykiem pomyślałam dziś, że może to podświadomość podsunęła mi zgubną wizję osoby grubej, otyłej, z którą inni nie chcą mieć kontaktu, której unikają, nie patrzą na nią z zainteresowaniem, a tym samym nie wnikają szczegółowo w jej sprawy. I tak chyba powstał podświadomy plan pod tytułem "Będziesz gruba, to nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi, na twój problem, zwłaszcza mężczyźni". Plan, który należało skutecznie zrealizować poprzez systematyczne tycie. Teraz, gdy w jakimś stopniu zaakceptowałam stan rzeczy co do mojego wyglądu, próbuję zmienić tę resztę, którą zepsułam w swoim wyglądzie przez tyle lat. Gdy oglądam tu zdjęcia dziewczyn w bieliźnie, myślę sobie: "Schudną, będę fajnie, zgrabnie wyglądać, nie będą się musiały już ukrywać". Nie wiem, czy cierpią na to co ja, może tak, tylko też próbują to ukryć, ale od razu nachodzi mnie myśl: "Ty możesz schudnąć, ale nigdy nie będziesz jak prawdziwa kobieta". I to "ale" tkwi gdzieś tam z tyłu głowy i sieje niepokój, zamęt, zwątpienie w sens całego tego odchudzania. To chyba jest myśl, którą muszę ostatecznie wyprzeć ze swojej świadomości, jeżeli chcę w końcu schudnąć i osiągnąć sukces.