Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie wiem co osobie pisać. Ot, taki kuleczek

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4463
Komentarzy: 35
Założony: 11 maja 2015
Ostatni wpis: 13 października 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
miyumi

kobieta, 30 lat, Wrocław

165 cm, 79.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 października 2016 , Komentarze (5)

Za mną pierwszy dzień, gdy opanowałam się i ruszyłam zgodnie z planem. W końcu czuję motywację, żeby iść na przód. 

Wcale nie jest tak prosto wrócić z nie-diety na normalną dietę, co chwile pojawia się pokusa 'zacznij jutro...', która nie trwa dzień lub dwa, ale w moim przypadku trzy tygodnie. Kiedy pierwsza motywacja znika, naprawdę ciężko jest wrócić na właściwe tory. 

Jako, że nie mam wagi (zepsuła się, czeka na wymianę) potrzebuję innego wzorca mówiącego mi o tym, że chudnę. Oczywiście, będę się po prostu mierzyć. I tutaj pytanie do Was - które wymiary najlepiej mierzyć? Jeśli chodzi o brzuch to w którym miejscu? Jak z biodrami - wyżej czy nisko? Nie chcę się mierzyć w każdym możliwym kawałku ciała, bo zwyczajnie rano nie mam czasu. Myślałam o Ramię-pas-biodro-udo. Czy coś jeszcze warto mierzyć i obserwować?

10 października 2016 , Komentarze (2)

Tak, moi drodzy.

Poddałam się. Chyba jestem z miesiąc w plecy z dietą. Dno i metr mułu.
Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje i co w mózgu klika, żeby z tej diety tak pięknie zaczynało się rezygnować. Na bank przytyłam (nie sprawdzę, waga nadal martwa). Na bank mogłoby być lepiej, mogłabym być o wiele dalej niż jestem teraz. Mimo wszystko taki żal do siebie jest dobrą motywacją. Skoro wiem ile straciłam to więcej już tracić nie chcę.

Czas przestać się również oszukiwać. Troszkę się cackałam ze sobą. Tak tak, ta moja dieta nie zawsze była perfekcyjna. I ćwiczyć też mogłam więcej.  Przyznaję się do dużych niedociagnięć. Będę nad nimi pracować. 

12 września 2016 , Komentarze (3)

Ogłaszam, że w sumie to się da trzymać dietę na urlopie. Nie jakoś rygorystycznie, ale jeśli zjemy lody, spalimy je spacerem, nie weźmiemy kotleta w panierce i spaghetti, tylko kurczaka z grilla, to już całkiem sukces.  
Nie mówię, że jestem święta. Mam za uszami parę dań, które nie powinny być na talerzu (zwłaszcza deserów), ale mam nadzieję że parę wykroczeń jest lepsze niż robienie sobie wakacji od diety.

Z nowymi siłami wracam do odchudzania. Szkoda tylko, że nie mogę zobaczyć efektów - popsuła mi się waga. Nie ważyłam się z miesiąc. No trudno, jak wejdę to będzie niespodzianka :). 

17 sierpnia 2016 , Komentarze (1)

Wstałam rano o piątej trzydzieści, żeby nie zalegać w łóżku do ostatniej chwili. Na śniadanie razowy chleb i pasta z warzyw i tofu. W pracy rano pomarańcza, na luncz sałatka z kapustą kiszoną i chilli, do domu kawałek szłam pieszo (całości się nie da- osiem kilometrów), w domu fit leczo i bieg na autobus, żeby zdążyć na konwersacje z francuskiego, na francuskim sok szpinak-jabłko ananas, powrót piechotą. Na kolację jeszcze serek wiejski z papryką, może jeszcze posprzątam chatę i przygotuję luncz na jutro.

Uff, dużo tego.

Gdyby ktoś mnie spytał jakbym chciała żeby wyglądał mój dzień rok temu, to powiedziałabym że właśnie tak. Chciała, bo energetycznie to było niemożliwe, a każde popołudnie po pracy zaczynało się od drzemki i obiadu typu kuchnia orientalna (otwierasz lodówkę i orientujesz się, co jest). Nie poszłabym na żadne dodatkowe kursy, nie przygotowała posiłku na następny dzień, w ogóle nie ruszała tyłka z domu.

A teraz to jest dla mnie standardowy dzień, nie wymagający dodatkowego wysiłku. Śmieszne, nie? Kalorii mam przecież mniej, a energii dużo więcej. Nie schudłam dużo, w zasadzie to bardzo niewiele, ale zmianę naprawdę czuję. Mam nadzieję że zmotywuję tym trochę ludzi którzy się wahają, czy zacząć dietę skoro cel jest tak odległy, że nie będzie go nawet w tym roku kalendarzowym. Spoko, może wymarzona waga nie przyjdzie od razu, ale to nie tylko o wagę tu chodzi. Fajne ciałko to tylko dodatek wieńczący mega dużo zalet :). 

10 sierpnia 2016 , Komentarze (7)

Wpadka to jeden dzień. Kryzys to cztery dni. Tak, jest mi źle że odskoczyłam od diety. Jest mi nawet gorzej, bo nie mogę zacząć na nowo.

Niby robię dodatkowe kilometry, kupiłam nawet rower. Ale i tak te posiłki u mnie nie grają. Nie wiem co jest nie tak. Bardzo chcę się z tego podnieść, dlatego przeciwdziałam wszystkim symptomom mojego porzucenia diety.

Po pierwsze piszę otwarcie że mam problem. 
Po drugie staram się przyjąć to że mi nie idzie i znaleźć powody które psują i wybijają z rytmu. 

Daję też sobie czas na powrót, a co. Chcę powrócić z chęcią, a nie przymusem.

3 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Nie mam czasu pisać pamiętnika. Nie mam czasu nawet otworzyć kompa. W przeciągu tygodnia moje życie się delikatnie wywróciło na plecy i zaczęło mruczeć - zaadoptowałam małego kotka. Na tyle małego, że wymaga nieustannej uwagi i na tyle dużego, że mój starszy kot postanowił się ze stresu rozchorować.

Dieta idzie niespodziewanie dobrze, a nawet coraz lepiej. Bardziej pilnuję wagi posiłków, przykładam się do jedzenia regularnie, w pracy zdarzają się pielgrzymki do mojego talerza ze sprawdzeniem, co tym razem zataszczyłam ze sobą. Czuję się jak królowa plastikowych pudełek - mam ze sobą co chwile jakieś posiłki, sałateczki, czasem coś bardziej konkretnego. I dobrze, niech patrzą - może się przyłączą :).

Nawet zjadłam ostatnio trzy ciastka. Owsiane, z błonnikiem. Nie całą paczkę, tylko trzy - w dodatku na przestrzeni 2 dni! Kiedyś opieprzyłabym paczkę zanim zdążyłabym przeliterować własne imię. To postęp lepszy, niż spadek wagi, naprawdę :)

Nie mam za to czasu na ćwiczenia. Chwilowo wyjście do marketu wydaje mi się eskapadą. No ale trudno, to chwilowe, niedługo już będzie lżej :). Żeby wcisnąć jednak aktywność fizyczną pomiędzy ściśle zaplanowany plan dnia postanowiłam wcześniej wysiadać z tramwaju do pracy i wsiadać do niego parę przystanków dalej. Niby nic, ale łącznie się te 10 000 kroków zrobi. 

Mam dalej w planach Was odwiedzić i odwdzięczyć się za komentarze otuchy. Może w końcu wygrzebię trochę czasu!

25 lipca 2016 , Komentarze (2)

Było pięknie, dwa tygodnie jedzenia zgodnie z dietą, aż tu nagle przyszedł grill. Nie pierwszy w tym czasie, ale zdecydowanie pierwszy na którym dałam się pokusom.

Co zrobić po takiej wpadce? Zastanowić się co było jej powodem, czy z perspektywy całej imprezy to co zjadłam faktycznie miało znaczenie na samopoczucie  i ogólne zadowolenie, a następnie iść dalej. W "nagrodę" przeszłam w sobotę 9 kilometrów. Nie jest to wynik maratoński, ale czuję że w jakimś stopniu odpokutowałam zmiany.

Waga pokazuje, że schudłam kilogram. Hura! 
Nawiasem, nie wiem tak naprawdę ile ważę. Mam na tyle krzywa podłogę w mieszkaniu że w niektórych miejscach waga pokazuje dziesięć kilo mniej, w innych pięć kilo więcej od mojego zapisywanego wyniku. Waga u rodziców pokazuje jeszcze dużo mniej. Niemniej jednak nie waga początkowa się liczy, a jej ubytek. Nawet jesli ważę mniej lub więcej, to i tak spadło mi łącznie 1.5 kilo w dwa tygodnie :)

Drodzy vitaliowicze, ogromnie trzymam za Nas kciuki! w tym tygodniu będziemy wymiatać :)

19 lipca 2016 , Komentarze (2)

... mogę też być chuda i szczęśliwa, średnia i szczęśliwa, młoda i szczęśliwa albo stara  i szczęśliwa.  Postanowiłam, że moje szczęście nie będzie opierane na kilogramach i centymetrach.

No dobrze, to nie jest żadne odkrycie, ale dzięki temu sama w sobie przyznałam się w głowie, że jestem zwyczajnie gruba. W mózgu zawsze miałam wersję siebie z wciągniętym brzuchem i dobrze zamaskowaną. Pogodziłam się ze sobą - taka właśnie jestem i w sumie nie czyni mnie to gorszą. To nie znaczy, że kończę odchudzanie i przystąpię do radosnej konsumpcji połowy lodówki. Wręcz przeciwnie, to zdejmuje presję z procesu odchudzania.  Mogę spokojnie czekać na efekty, nie odczuwam nerwówki związanej z wynikami. Dieta i gotowanie zaczynają sprawiać przyjemność, ćwiczenia są bardziej z własnej woli. Mój mózg przestał się buntować faktem, że coś mu każę.

Ok, jestem sobie gruba. Nie będę taka zawsze, ale w tym momencie jest to jedyna dostępna wersja mnie.

Dieta? Dobrze, wczoraj byłam na naleśnikach z koleżanką. Zamiast "a, pofolguję sobie" wjechał gryczany naleśnik z warzywami. I wróciłam do domu piechotą. 
Małe kroczki, ale zawsze na przód :)

16 lipca 2016 , Komentarze (1)

Pierwszy tydzień za mną. Schudłam ciut ponad pół kilo, co i tak uważam za sukces. Był to tydzień paskudnych pokus - od ciast przez grille, schabowe, na alkoholu kończąc. Kontrolowałam się, pilnowałam, starałam stosować do diety. I naprawdę, cieszę się z wyniku, bo początkowo do diety vitaliowej podchodziłam strasznie sceptycznie. Wydawało mi się, że z taką kalorycznością (2000 kcal) nie da się niczego schudnąć. A no jak widać, da się.

Co jeszcze? Nagle mam energię. Nie jestem tak senna, jak wcześniej. Przygotowywanie obiadów idzie mi nawet dość sprawnie i w tym tygodniu ani razu nie wylądowałam na kupnym obiedzie w pracy:).

Tydzień walki przypieczętowałam dziś ogroomnym spacerem. Od godziny 12 do godziny 19 byłam cały czas na nogach. I chociaż spacer kończył się wizytą w restauracji, zamiast tłustych rzeczy wleciała dziś grillowana pierś z kurczaka z sałatką grecką. 

Mój sceptycyzm topnieje, a z "muszę" robi się powoli "chcę". Życzę Wam tego samego :)

13 lipca 2016 , Komentarze (2)

Na wstępie wybaczcie mi, że nie odwiedzam i nie odpowiadam na komentarze przy wpisach. Widzę je, jestem mega szczęśliwa iż komuś chciało się moje drobniutkie wypociny przeczytać, ale harmonogram mam napięty jak plandeka na żuku i czas na takie sprawy zostawiam sobie na weekend. 

Wczoraj i przedwczoraj ponownie, pokusa z każdej strony. Na szczęście, ciasto zniknęło już z lodówki (obdarowałam nim chyba niemal każdego) bez mojego udziału.Niestety, w lodowce zagościł sprite (to jakaś mania, żeby kupować rzeczy których nie mogę?). Zrobiłam łyka (łyczka tylko, serio) i było mi tak źle, że do końca dnia diety przestrzegałam wzorowo. 

Śniadanie: twarożek + chleb pełnoziarnisty
2 śniadanie: kefir
lunch: sałatka z buraków i jabłek i fety
+ mus z truskawek 100g
__

w domu: bułek pełnoziarnisty z masłem makrelowym
kokajl z buraka, szpinaku i jabłek
garść malin no i glupi łyk sprajta