Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od stycznia 2015 podwójna mama. Kobieta dużo pracująca. Bywa że udaje mi się schudnąć, w 2015/1016 z Vitalią osiągnęłam już niemały sukces, ale potem wszystko legło w gruzach... Krótko mówiąc: ciągle zaczynam od nowa ;-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 117974
Komentarzy: 6653
Założony: 10 października 2015
Ostatni wpis: 28 października 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Anulka_81

kobieta, 43 lat, Marki

167 cm, 90.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 maja 2017 , Komentarze (12)

Kochani,

początek nie jest tak trudny jak myślałam. Zasadniczo jest super! Omijam słodycze, głodna nie chodzę:-) Nie podjadam. Ostatecznie - jabłko, i czuję się rozgrzeszona :-)

Ponieważ w telefonie urwało mi wpis poprzedni, dokończę tutaj:-) W niedzielę jeździłam na rowerze około 45 minut (normalnym z rodzinką), wczoraj ponad godzinę - również w terenie. Endomondo pokazało na minus 354 kcl - nie wierzę, ale troszkę na pewno musiałam spalić:-)

Dziś bez ruchu, mały spacer tylko (30 min), ale wróciłam około 19.30 do domu (musiałam przygotować obiad na jutro, zając się dziećmi, etc., a już po 22giej grubo...).

Pochwalę się że  miałam dziś jeden z fajniejszych dni w pracy-zostałam godnie doceniona, super uczucie:-) I zawsze grosik wpadnie;-) 

Dietę vitaliową już otrzymałam (rozpiskę) , kurczę jak szybko człowiek zapomina jaka była smaczna:-) Nie żałuję że wróciłam, skądś mam siłę by iść na przód. Troszkę przeraża mnie myśl o "mecie", ale kiedyś tam dojdę:-)

Także Kochani, walczmy:-)

Wczoraj rano jak jechałam do pracy zobaczyłam jak jedna pani sprzedawała koszulkę z napisem:"yes, you can!" . We can  moje drogie:-)

Tego nie jadłam , a mam w domu , sama robiłam (lazania)

A to mam na jutro na obiad:

40 g makaronu ciemnego, 100gr dorsza gotowanego, fasola :-)

Pozdrawiam serdecznie !

Ania(kwiatek)

23 maja 2017 , Komentarze (24)

Witam Kochana!

Dodaje wpis z telefonu- mam nadzieję że uda się równie dobrze  jak z kompa:-)

Poniedziałek był super:-) Sama jestem zaskoczona że poszło tak dobrze.Otóż dieta 100%.Słodyczy 0!!! Jestem sama z siebie dumna

20 maja 2017 , Komentarze (51)

Cześć SKARBY wytrwałe!

U mnie cóż. Wstyd. Znowu waga w górę, znowu brak czasu na wszystko.

To  jest troszkę smutne, ale chyba taki life...

Ogólnie to pracuję po 10-11 godzin, śpię po 6 ... od 12 miesięcy miałam tylko 11 dni urlopu... i ledwo zipię... Ale już patrzeć na siebie nie mogę... Wykupiłam dietę Vitalii. I tak prawie codziennie gotuję, i tak. Postaram się więc robić to zdrowo. Potrzebuję wsparcia i motywacji:PP(zimno). Mam słabą wolę, ale cóż - wiecie i ja wiem, że raz z Vitalią mi się udało. Teraz też chcę żeby mi się udało:-) Najgorzej będzie z czasem na ćwiczenia, ale myślę że jakoś będę musiała podołać. Każdy z nas ma dane 24 h codziennie, i każdy jakoś to planuje, ja też muszę i chcę mieć czas na lepszą siebie:-) 

Mam nadzieję że podołam,

będę pisać, może dużo rzadziej niż kiedyś ale będę się starać,

buziaki:*

Ania(kwiatek)

26 grudnia 2016 , Komentarze (16)

Kochani, najtrudniejszy dietetycznie czas w roku już chyba za nami:-) Ja osobiście mam taką nadzieję... Oczywiście kuszą mnie jeszcze moje: makowce, sernik i śmietanowiec, i inne potrawy, które dzielnie kilka dni szykowałam... Ale staram się trzymać , nie przejadać, a najważniejsze , że wsiadłam dziś na rowerek i pedałowałam 50 minut (!!!!) :-)(puchar)

Cieszę się też z kilku wolnych dni, jestem oblepiona dziećmi do granic możliwości, Jasiek nie chce się wręcz dosłownie ode mnie oderwać, ale nie dziwię mu się -ma mnie tak mało, że szok... Woła do mnie "mamu!", "Aniu", i oczywiście "mama":-) Pieszczota dla uszu:-):) Mógłby w końcu zacząć przesypiać noce(szloch) ale cóż, takie życie, na wszystko przyjdzie czas:-)

Cieszę się,  że dzieci są zdrowe, że św. Mikołaj obdarował mnie fajnymi drobiazgami, że będę miała co czytać jeżdżąc do pracy... niestety w domu mam mało czasu na czytanie... Ale to pewnie jeszcze przez jakiś czas, Antek też kiedyś był malutki, a wyrósł. Teraz Jasio jest dominujący i wymagający, ale też przecież kiedyś podrośnie. Cieszę się też że moja mama była z nami na święta, że mogła być. Ma przed sobą operację - wymianę endoprotezy w prawym biodrze, założenie endoprotezy w lewym biodrze, i konieczność oprotezowania lewego kolana.  Powiem szczerze, że jak na tak liczne zabiegi całkiem dobrze psychicznie się trzyma, jest w miarę pogodna.  I co ważne wspiera mnie w moich dążeniach do celu, motywuje do lepszej "ja" :-)


Także Kochani, święta za nami, czas start po nowe figury! Pierś do przodu i do dzieła!!!

pozdrawiam serdecznie 

Ania(kwiatek)<3:*(kwiatek)

PS.Nie wrzuciłam żadnej fotki, bo Vitalia chyba szwankuje pod tym kątem dziś...

17 grudnia 2016 , Komentarze (44)

Kochani,

wracam ... Przepraszam za bardzo dług niebyt tutaj, ale wiązał się on z powrotem do pracy. Wstaję codziennie o 5tej rano, wracam do domu na 18tą (takie są uroki mieszkania w Markach, a pracowania warszawskim w "Mordorze"). I jak sami widzicie czasu jakby na wszystko brak... Dbam o pracę, dbam o dzieci, dbam o dom, a o siebie dbać najtrudniej...

Ale 28.11.2016 postanowiłam to zmienić. Mam mały sukces za sobą zeszłam z 89,7 (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! wstyd wiem:() do 85,7(puchar)  i cieszę się tym:-):D

Wiem że czas świąteczny nie sprzyja diecie, ale nie wiem jaki czas ma sprzyjać... Kolejne urodziny w marcu przede mną i nie chcę sama siebie zawieść... marzę o kieckach, o szpilkach (co prawda nie wiem jak się nauczyć w nich chodzić, ale przecież nie jestem jeszcze w wieku, że tylko kapcie i pled...). W ogóle znowu mi się chce - wszystkiego:-) A wiecie jakie to ważne żeby tam gdzieś, w środku poczuć POWER, żeby iść, żeby przeć na przód!

I ja mam teraz taki czas, czas natchniony na zmianę:-)

Moje dzieci na szczęście zdrowe (ja dziś co prawda z jakimś początkiem zapalenia oskrzeli ,ale dam radę...).

Jasiek w styczniu (8-go) skończy dwa latka, Antoś w listopadzie skończył 12 ście, mam wiec w domu wesoło. 

Bycie Jasia też jest ważne jeśli chodzi o moją dietę, mam za sobą dopiero kilka nocy przespanych. Sami rozumiecie, jak ciężko jest funkcjonować po nocy gdzie nosi się dziecko, karmi, przewija, a trzeba wstać o 5tej i na 7mą być w job... Praca  jest o tyle wymagająca że nie można sobie pozwolić na błędy, więc miałam okres gdzie dietę odstawiłam na dalszy plan. A w zasadzie w niebyt... Ale teraz kiedy Jasiek zaczyna nam spać w nocy, kiedy troszkę się ode mnie odkleja jak wracam do domu, to widzę że będę mogła poświęcić dla siebie troszkę czasu. Troszkę go wykraść rodzinie i zadbać o siebie. Nie wiem co prawda ile będę mogła ćwiczyć, na ile starczy mi sił, ale muszę i chcę to robić. W czwartek poćwiczyłam pierwszy raz z MEL B i dziś może też mi się uda:-)

Życzcie mi szczęścia, postaram się pisać co kilka dni, choć parę słów.

Buziaki

Ania:)<3:*

29 maja 2016 , Komentarze (55)

Cześć Kochane Skarby moje! Przepraszam za długie milczenie. Ale miałam troszkę zawirowań życiowych, zachorowała mi mama (jakiś wirus przywiozła z UK od brata mojego po komunii jego córy 15 maja, miała 40 stopni temperatury i było źle...a kaszel ma do dziś), zachorował mi Jasiek (objawy te same), a potem mąż (jeszcze nosem pociąga, temperatura też go wytrzęsła). Miałam szpital a jeszcze przecież do pracy trzeba śmigać... Spałam po 4 godziny, a czasem i po 3.. I już na nic, absolutnie na nic nie miałam sił. Ani na kompa, ani na książkę, ani na TV. Na NIC. Ale to już na szczęści za mną. 

Z dietą u mnie kiepski, tzn. tydzień temu był nawet 200gr spadek, teraz mam wzrost, ale jest długi weekend i siedzę w domu, i za blisko mam lody i inne rzeczy. Powiem tak:jak siedzę w job, to jem mniej, jem to co mam naszykowane, a trzymam się tego przygotowywania i codziennie wiozę torbę jedzenia, tak na jakieś 4 posiłki, śniadanie, II śniadanie obiad i przekąska (owoc lub jogurt). Najgorsze są wieczory, i to że jednak zawsze chce mi się jeść. w domu jest najgorzej pod tym względem, bo zawsze można coś skubnąć, a to plaster sera żółtego, a to plaster wędliny, jakieś słodycze ... Te słodycze mnie zabiją.... Zimą tak mi się nie chciało, a teraz i lody i wszystko... Pewnie mnie rozumiecie, że człowieka jednak jednak ciągle ciągnie do tych niezdrowych rzeczy... 

Z aktywnością też ciężko u mnie, aczkolwiek wczoraj jeździłam 2 godziny na rowerze z mężem, i w tygodniu też się starałam po pracy (zamiast jeść) wyjść na gonną przejażdżkę, wiadomo że taki rower nie daje super rezultatów, i mniej "wyciska" niz stacjonarny, ale daje świeże powietrze,którego mi po całym dniu w klimatyzowanym budynku brakuje.  

Troszkę w sumie stanęłam w miejscu, a nawet się cofnęłam. Ale chyba każdy kto długo jest na diecie ma kryzysy.O odchudzaniu, tak jak i Wy - wiem już chyba chyba wszystko. Ale sztuką jest się żelaźnie trzymać, twardo wszystko liczyć i jeszcze nie przekraczać norm.Potrzebuję jeszcze co najmniej 8 kg zgubić, choćby do jesieni, ale zgubić... Zastanawiam się nad dietą owocowo-warzywną choćby na 10 dni, żeby ruszyć, ale czy wytrwam... Chyba muszę spróbować:-) Najlepsza jest dobrze zbilansowana dieta dieta, dieta z Vitalii jest super, tylko nie mam czasu na przygotowywanie tego wszystkiego...Albo tylko tak mi się wydaje;-) Codziennie wieczorem przed wykąpaniem Jasia szykuję do job pojemniczki, staram się tak gotować by nie musieć szykować sobie wszystkiego oddzielnie. Czyli albo gotuję zupę i odlewam sobie bez zabielania, albo piekę kurczaka i oddzielam sobie chude porcje. Codziennie też kroję dla siebie sałatkę warzywną do obiadu, najprościej jak się da, byle by było zielono i zdrowo. 

Ale kuleje u mnie sport, nawet w taki weekend jak ten, za mało ćwiczeń. Aczkolwiek wiem że potrzebowałam snu, zwłaszcza po tym jak chorowali moi domownicy i nawet w weekend musiałam wstawać rano, odespać mogłam dopiero wczoraj i dziś. W piątek szorowałam okna, gdyż jak wiecie i małe rączki Jasia plus nos Leny (która jest zdrowa jak rydz) robią swoje;-) 

Cieszą mnie dzieci, Antoś ma piękne wyniki na koniec roku, super stopnie i jestem z niego dumna. Jasiek rozwija się cudownie, pięknie nam pokazuje co chce, czego nie chce komunikuje krzykiem Godzilli:-) Uwielbia, kocha, ubóstwia być na dworze, w ogrodzie naszym:-) Toczy wojny o polewaczkę:-))) Wszystko by podlewał łącznie z nami:-))):D

Z rodzinnych spraw, to zrobiłam  mojej mamie wczoraj tort na 65 urodziny - kończy we wtorek, a na prezent kupiłam kijki :-)  Sobie też muszę kupić;-) Chociaż kocham rower...

Z fajnych rzeczy, to polecam najnowszą powieść K.Grocholi "Przeznaczeni", jest napisana dość lekko, aczkolwiek porusza tematy różne, nie najlżejsze... Końcówka to mistrzostwo świata:-)  Zawsze lubiłam jej powieści, mam chyba wszystkie, potrafiłam się nieźle przy nich odprężyć, ta wciąga jak poprzednie, i mimo obszerności, chce się więcej, a tu już koniec:-(   Z rzeczy zaskakujących u tej autorki, to odrobina pikanterii w strefach intymnych, nigdy dotąd tak szczegółowo się nie wyrażała,nie wiem, mowa naszych czasów chyba... Dla mnie było troszkę tego za dużo... Już chyba każdy napisał o tym co chciał, a przecież nie jest to temat rzeka (moim zdaniem oczywiście). Ale zależy kto co lubi;-)

Z innych spraw polecam dodatek Polityki o odchudzaniu, dbaniu o ciało i o ducha.Troszkę psychologii ważnej dla nas, żeby łatwiej było powstrzymać się przed lodem, czekoladą, tortem i innymi pokusami dnia codziennego.

Mam nadzieję, ze Was nie zanudziłam. Staram się Was czytać, staram się zaglądać, może uda mi się częściej. Muszę być z Wami, w grupie siła:-)

Buziaki, ściskam serdecznie!

Ania(kwiatek)

14 maja 2016 , Komentarze (37)

Hej Kochani, jakoś się trzymam. Nie mam czasu na nic. Ale to wiecie:-(  I chyba rozumiecie:-) 

Dziś się ważyłam i bardzo się ucieszyłam;), że nie przytyłam(puchar). A nawet schudłam odrobinkę:-) Jednak regularne jedzenie popłaca. Może nie jest łatwo o to  jedzenie dbać ale jednak jest moim zdaniem sukces. Odkąd schudłam te moje 13 kg to się trzymam. Nie idzie mi w górę (póki co). Bardzo się z tego cieszę, tym bardziej że czasem grzeszę, lodem, czekoladą... No po prostu nie umiem się powstrzymać. Im bardziej jestem niewyspana (nie oszukujmy się 5 godzin na dobę  to jak w obozie pracy przymusowej...) tym bardziej mam ochotę na cukier, zwłaszcza rano. Ratują mnie owsianki (zaparzam płatki wieczorem wrzątkiem, dodają miód kakao, bakalie, odrobinę mleka), które jem na śniadania w pracy:-). Zresztą bez owsianek mam problemy w toalecie. Jem dużo warzyw, sporo owoców, chleb razowy a i tak miewałam problemy "toaletowe". Sadzę, że po kakale lub czekoladzie gorzkiej. Jednak jak jem owsianki to problem "znika"":-)

Problem mam z zachowaniem systematycznej aktywności  takiej jak podczas urlopu rodzicielskiego gdy miałam mimo wszystko więcej czasu. Ale doszłam do wniosku że muszę zorganizować się z kartą Benefit, i zapisać się na regulane zajęcie choćby 2 razy w tygodniu gdzieś blisko pracy. Cóż, będę w domu później, ale za to będę po ćwiczeniach, a taka godzina zajęć da mi - chyba jakieś konkretne rezultaty:?. Bynajmniej nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie ćwiczę. W domu - wiadomo, po całym dniu nieobecności mam roboty po kokardę i nie mam już sił by o 21- tej lub 22- giej siadać na rowerek... Ostatnio co prawda dwa razy mi się udało, na stacjonarnym jeździłam w czwartek 30 min, wczoraj na powietrzu jeździłam z całą bandą rodzinną :-)Także takie mam plany. A z najbliższych to jutro nie zważam na pogodę i robię grilla:-) Przygotowałam karkówkę, udka z kurczaka, szaszłyki z piersi i warzyw:-) 

Może dieta nie idzie mi jakoś super, ale patrzę na to co jem i muszę powiedzieć, że się opłaca:-)

A to moje przykładowe jedzenie, w wczoraj:-)

ryż z kawałkami tuńczyka (obiad), sałatka z fetą (II śniadanie), owsianka z bakaliami i kakaem (I śniadanie), był lód (niestety...).

A to na dobry humor, kot mojej koleżanki, 4 miesięczny Brytyjczyk:-)

Pozdrawiam serdecznie:-) miłego wszystkiego!

buziaki!

Ania:-) (kwiatek)

8 maja 2016 , Komentarze (62)

Hej Kochani! Cóż dziś podsumowywań nie będę robić bo mam lekki kryzys z uczciwym dietkowaniem... Cóż bywa. Poza tym skupiłam się na innym marzeniu... i tak głowę tym zajęłam że tracę kontakt z rzeczywistością... Otóż marzy się dom wolnostojący... z większą działką... w zwykłej okolicy... i ze zwykłymi ludźmi w sąsiedztwie...Na moim osiedlu robi się mały Wilanaów... takie "ą" i "ę" z dużą kasąąąą... A my tacy zwykli, tacy przeciętni... Już w ogóle tu nie pasujemy... A nie byłoby to uciążliwe gdyby nie głupie przytyki sąsiadów, które zdarzają się coraz częściej... Nikt z nich nie robi nic sam przy domu (zawsze mają macherów)... Mój mąż wszystko. Oni tylko trawkę podlewają, którą posiał im ogrodnik, my wszystko sami... I ciągle uwagi, że "co nie stać Was?"... Niom nie stać na macherów, zresztą mój mąż złoży samochód, naprawi zmywarkę, zaprojektuje  i skręci meble... położy terakotę... zasadzi drzewka... niom wszystko sam...

I tak coraz gorzej nam tu... I myślimy o zmianie... I zobaczymy... Oczywiście dużo i  "zachodu" przed nami, na następne 3 -4 lata pewnie jakieś, łącznie z wynajmem czegoś po  ewentualnej sprzedaży tego... Nauczka dla nas: primo- nie mieszkać w bliźniaku z małą działką... bo: sąsiad zawsze nos przesadzi przez płot i będzie dogryzał, tekstem typu:" tyle nasadziliście tych chwastów, ze za 5 lat maczetą trzeba będzie wycinać"... o... Albo jak zmienialiśmy auto używane na też znacznie używane to: "o sąsiadko, widzę, że mąż komis zakłada"... Przykłady mogłabym mnożyć. Jak tylko robi się pogoda i człowiek chce wyjść na działkę, to "docinki" ma czy chce czy nie chce... Do tego oni palą...A my nie... I jak wietrzę sypialnię, czy pokój Antosia, czy otworzę salon, zawsze mam szansę się "podwędzić ich smrodem"... Do tego teksty typu: "jak smażysz ryby to u mnie czuć"..., "jak chodzicie w kapciach to stukacie po schodach" (co najmniej jakbym drewniaki nosiła....)... A już jak mąż coś wiercił... To awantury na "ostro" mieliśmy, mimo że w sobotę zazwyczaj tak po 11tej i nigdy po 19tej wieczorem...

Także powoli dojrzewamy do decyzji że lokum trzeba zmienić... Na coś być może nie tak nowego jak nasz, być może do remontu, ale na wolnostojący dom. Nie chcę mieszkania, mogę dojeżdżać nadal, grunt żebym spokój miała, żeby nikt nas nie zaczepiał, żeby można było spokojnie korzystać z działki... A nie na zasadzie, że jak robiliśmy podjazd pod domem na auto, to matka sąsiadki do mojego męża:"czy wszystko tak zabetonujecie?"... raptem powierzchnia żeby auto w błocie nie stało... chore...

Ja się wychowałam w domach. Bez luksusów, ale w domach. Miałam normalnych sąsiadów, nikt Mercedesami się nie rozjeżdżał, z niczym nie obnosił.... Liczyłam na to , że Marki to nie Warszawa, że tu ludzie będą spokojni w miarę... ale się przeliczyłam...O, i tak sobie teraz mam głowę zajętą taki sprawami...:-) Oczyścicie, ja kocham robić remonty, kocham dobierać kolory, meble, urządzać i zmieniać, dekorować:-) Domo+ to mój ulubiony kanał:-) I gdyby udało nam się coś znaleźć fajnego, to potraktujemy to jako nowe wyzwanie, fakt, zachodu też trzeba będzie dużo włożyć... Ale bez trudu nie ma nic...A mi się marzy duża działka, ze starym drzewem na hamak i dużą ilością miejsca na kwiaty:-))) 

O ...tak niedzielnie, nie na temat diety, która lekko zawalona jest...aktywność też jest zawolna, tylko spacery;-)

A takie mam kwiatki:-)

A takie coś wymyśliłam na konkurs Belvity:-) ( z Auchan)

Ogólnie niedziela udana:-) Spacerowo, rodzinnie i obejrzeliśmy coś co nas zaintrygowało;-) Do remontu oczywiście:-))) Z dużą ilością sosen na hamaki:-))))

Całuję Was serdecznie i udanego tygodnia życzę!

Pozdrawiam

Ania(kwiatek)

5 maja 2016 , Komentarze (46)

Cześć Kochani, właśnie zdałam sobie sprawę jak ten czas szybko leci. Za szybko... A kilogramy tak wolno spadają, lub wcale... Ach... Cóż. Ogarnęłam michę:-) Ale wpadki zaliczam, i nie trzymam się kurczowo żadnej diety, unikam niezdrowości i tyle. Ostatnio mam problem z lodami. Dziś na szczęście wystarczyłam jedna gałka od sowy... Ale one są obłędne i uzależniające... Plus jest taki że piję wszystkiego w tym głównie wody wielkie ilości. Wczoraj w job wypiłam 1,5 l wody niegazowanej, 2 x herba 0,5 l (pu-erh i zielona), jedna kawa duża z chudym mlekiem... Także sporo, a w domu jeszcze woda... Dziś też dużo. Minus jest taki że bywam głodna... I to jest głupie. Bo mało nie jem. Dziś zjadłam: kanapkę z serem żółtym, smoothie bananowe, sałatkę z pomidora z ogórkiem małosolnym, kaszę pęczak z 100 gr kurczaka,gałka loda od Sowy, jajko na twardo, kilka suszonych moreli (od których obecnie mój brzuch przypomina tatrzańskie Rysy...)...Także mało nie zjadłam, a głodna byłam tak do 11tej, ciągle mi się jeść chciało... Fakt, że wstałam o 5tej... 

Ale dieta - niom jakoś się trzymam... To nawet nie dieta to nawyki. Szkoda tylko że nie umiem jeść małych porcji. Np. Kaszę pęczak bym "wiadrami" jadła... Niom ale ograniczam się, ogarniam...

Ze sportami słabo. Tzn. nie najgorzej, dziś 40minutowy spacer z dzieckiem i mężem (piękna pogoda była o 19tej jeszcze). Za to we wtorek, kochani... :DOstatnio tak zmokłam w 1985 jak mnie moi bracia w przerębel zimą wrzucili, wyciągnęl i ociekającą odstawili po drzwi domu...po czym...zwiali...(smiech):D Tak więc 3 Maja, mąż mój przed południem jeździł na rowerze z dziećmi (młodszy w nosidełku-jeździdełku), następnie po 16tej mnie zaprosił... I pierwsze 7,5 km w kierunku Białołęki było boskie, słońce, powietrze, wietrzyk... Ale następne 8,5 km to była ucieczka do domu w siekającym po oczach gradzie... Nigdy tak nie zmokłam... Suchy miałam rąbek majtek, od wewnątrz przy siodełku rzecz jasna... Natomiast cała byłam jak bajora... ;)Na szczęście dopisywał nam humor, i jakoś w tym błocie  i wodzie, po mega kałużach dojechaliśmy do domu. Małżonek miał gorzej, gdyż miał tylko t-shirt, ja miałam jeszcze mój bezrękawnik (który też się zmoczył ale później). Także rowerowanie miałam świetne. Spaliłam pewnie milion kalorii jak organizm walczył z wyziębieniem... Ręce i ramiona miałam prawie sine... z zimna... W butach basen... Ach, będziemy to wspominać przez najbliższe 50 lat:-)))) 

Także tak to u mnie. Nie powiem, bywało lepiej, ale czytam Was regularnie, i widzę że każdy ostatnio zalicza wpadki... Zimą o dziwo było łatwiej... Ale MY się damy;-) Walczmy!;-)

Z innej beczki: to moje kwiatki ogrodowe:

A takie drobne zakupki poczyniłam wczoraj:-)

Lakiery z Rossmanna gdzie ostatnio nie ja jedna zostawiłam fortunę na przecenach;-) Koszulka w Myszkę Miki:-) i super tanie spodnie domowe z Auchan (15zł)

Pozdrawiam Was cieplutko i miłej nocki życzę:-) Jutro piątunio:-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

:D:D:D;)(smiech):)

Buziaki

Ania(kwiatek)

2 maja 2016 , Komentarze (45)

Witam Was Kochani! Ja dziś krótko... Dietka u mnie ostatnio poległa. Wpis tego nie udźwignie co zjadłam... Ale chyba tak już jest, że czasem człowiek musi odpuścić, by potem móc zacząć z nowa mocą. Dziś już dzielnie się pilnuję. W sobotę był grill, wczoraj lód,słodycze... Na szczęście jest jakaś aktywność. Wczoraj zaliczyłam 3,5 km spaceru po lesie. Można rzec, że nawet połowę przebiegłam. W końcu odważyłam się pobiec:-))) Mega radość. Muszę się tylko "zorganizować" by móc biegać częściej. Dziś wzięłam się za porządki, nadgoniłam prania, i co najważniejsze wyszorowałam mój taras przylegający do sypialni i nasze okno trójdrzwiowe -największe. Więc pot się lał, a ja mam satysfakcję że czyściej jest:).

Plus jest taki, że staram się gotować zdrowo. Że nawet rodzinka czasem musi zjeść zdrowe rzeczy bo tylko takie są:-) Minus to ciągoty do słodkiego. W zasadzie ciągle mogłabym jeść czekoladę. Jak alkoholik, tylko czekoladowy... Jeśli chodzi o dietkę to chyba mam mały kryzys po prostu. Spadki znikome, w zasadzie żadne ostatnio. Moje 13,6 kg na minusie to wciąż za mało. A jednak czasem zwyczajnie nie mam siły, ani na dietę, ani na ćwiczenia tym bardziej. Praca,dojazdy, życie rodzinne pochłania mój czas jak czarna dziura.

Z fajnych spraw to mieliśmy wczoraj wieczór dla siebie z mężem, było cudownie:-) W ogóle dzień był miły, bo spacer po lesie mieliśmy rodzinnie. A w sobotę na grillu mieliśmy przyjaciół-więc fajnie:-)

Co do filmu #Wszystko gra, to cóż... Piosenki super, piękne aranże, fajnie wykonane.. Pani Celińska super, młode aktorki świetne, piękne zdjęcia, bajkowa momentami Warszawa ...ale razem to jakoś za mało... czegoś brak... Nie było płynności pomiędzy muzyką,a filmem. I ludzie w kinie jacyś sztywni byli, bo ja miałam ochotę śpiewać, nogi same wybijały rytm... A ludzie wokół jak na stypie... Więc słabo. A film ogólnie spoko, poprawia humor:-) Zresztą obsada jest świetna, więc to też duży plus. Niom i film ma pozytywne wibracje:-) Na pewno dla miłośników polskich piosenek, inaczej jeśli ktoś nie lubi to się umęczy...

Także kochani tak to u mnie... Z dietą średnio, ale może jakoś się pozbieram. Udało mi się kupić ogórki małosolne, i mieszam je z pomidorami i się opycham, w zamian za wszystko inne;-)... 

Będę się odzywać:-) Buziam i życzę spadków majowych!

Ania