Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kilkunastu lat mieszkam w Szkocji. Od samego początku pobytu tutaj zaczęłam tyć aż doszłam do 116kg. Tu to chyba nawet powietrze tuczy. Chciałabym wreszcie schudnąć, żeby móc bardziej cieszyć się życiem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18208
Komentarzy: 1034
Założony: 6 marca 2016
Ostatni wpis: 13 marca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Szkotka116

kobieta, 49 lat,

169 cm, 101.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 stycznia 2021 , Komentarze (8)

Wracam po ponad dwoch latach, niestety na tarczy.

Waga 113.8kg, prawie tyle samo, co na poczatku mojej przygody z Vitalia. Jestem zalamana, wydaje mi sie, ze stracilam cala sile woli i motywacje, zeby cokolwiek robic w kierunku schudniecia.

Pomimo wszystko postanowilam podjac kolejna probe. Zaczynam plan Bright Line Eating i zamierzam jeszcze raz przejsc przez kurs Emocji Sie Nie Je. Wiem, ze na pewno moje problemy z waga sa zwiazane z emocjami, z ktorymi nie potrafie sobie poradzic, bo caly czas je odpycham. Dodatkowo, wg ksiazki Bright Line Eating, utrudnialam sobie zadanie jedzac produkty z dodatkiem cukru, ktory ma strasznie negatywny wplyw na mozg.Ksiazka dala mi lekkiego kopniaka i zamierzam zawalczyc o siebie jeszcze raz. Wedlug jednej z regul, jesli zaczne prowadzic pamietnik i rozliczac sie z tego, jak trzymam sie planu, zwiekszy sie moja szansa na sukces. Trzymajcie za mnie kciuki.

Magda

29 października 2018 , Komentarze (10)

Cześć kobietki. Cały czas brakuje mi czasu :D.

Od zeszłego weekendu korzystam z ładnej pogody i weekendy nadrabiam zaległości w ogrodzie. Jak na razie jestem w połowie.....

Plus wczoraj umyłam wszystkie okna i zewnętrzne drzwi. Bolą mnie mięśnie, o których zazwyczaj zupełnie nie pamiętam, ale mam duuuże poczucie satysfakcji.

Od dwóch tygodnie nie dotknęłam też mojego kursu on-line - muszę się sprężyć i go nadrobić, bo dobrze na mnie działa. W piątek było 107,7kg, czyli minus 1kg :). Czyli teoretycznie nadam mam szansę na dwie cyferki przed nowym rokiem, ale to chyba tylko teoria. Mama do nas znowu przyjechała, więc wreszcie będę miała trochę czasu, żeby nadrobić Wasze pamiętniki.

Miłego i owocnego tygodnia (slonce). Magda

14 października 2018 , Komentarze (13)

A na dworze jeszcze całkiem ciemno. Od zeszłej niedzieli pada u nas cały czas (był tylko jeden dzień z zachmurzeniem, ale bez deszczu). Dzisiaj ma być podobnie. Oby tak było, bo ogród cały zarośnięty chwastami i nie ma kiedy ich usunąć. Od naszego powrotu tylko sobota w zeszłym tygodniu była ładna. Właściwie super nam się to udało, bo miałyśmy zabukowane bilety na Zaczarowany Las na ten dzień. Jest to bardzo popularne widowisko światło-woda-dzwięk w małym lasku około 150km od nas. Bilety trzeba zamawiać pół roku wcześniej, więc nigdy nie wiadomo, jaka będzie pogoda. My miałyśmy niesamowite szczęście. Widowisko było fajne, ale tłumy dzikie.

Nadal biorę udział w kursie "Emocji się nie je". Niby trenerka mówi rzeczy oczywiste, ale przekazuje je w taki sposób, że nie można ich już ignorować. W zeszłym tygodniu ubyło mnie 0,5kg. Nie jest to rewelacja, ale jest ubytek i cały czas nadal pracuje - kurs ma trwać jeszcze kilka tygodni.

Chyba zapiszemy się na lokalny fitness, bo pogoda jest pod psem, a spacery w deszczu nie są moim ulubionym zajęciem. A propos psa, lecę wyprowadzić moją psicę. Miłego weekendu.(kwiatek). Magda

6 października 2018 , Komentarze (11)

ale wszystko mnie z lekka przerosło - operacja, praca i urlop.

Okazało się, że operację będę miała zrobioną 2 tygodnie przed urlopem, co z jednej strony mnie ucieszyło (chciałam się tego problemu jak najszybciej pozbyć), ale z drugiej strony pomieszało mi trochę z pracą, bo już i tak ledwie się wyrabiałam. Ale w końcu dałam radę :).

Tak więc pozbyłam się obcego z mojego ciała i ma nadzieję, że już na dobre. Mam jeszcze dwa niewielkie kawałki na szyciu, które jeszcze nie zagoiły się do końca. W pracy spędzałam po 10 godzin dziennie plus 2 soboty i też udało mi się wyrobić. Niestety, ciągły stres nie sprzyjał dietkowaniu - po samej operacji ubyło mnie 2kg (głodówka z powodu narkozy i stres), ale do wyjazdu na urlop zdążyłam je nadrobić.

Włochy powitały nas upałem i słoneczną pogodą. Z przygodami dojechałyśmy do pierwszego miejsca pobytu - Atrani. Miałyśmy bardzo fajny apartament 5 minut spacerku od sklepów, restauracji i plaży, 15 minut pieszo od Amalfi - idealna miejscówka. W ciągu dnia cieszyłyśmy się ciszą, plażą i morzem, a popołudniami chodziłyśmy do Amalfi, które było o wiele bardziej zatłoczone. Codziennie też delektowałyśmy się jedzonkiem w miejscowych knajpkach - było przepyszne.

W trakcie pobytu w Atrani wybrałyśmy cię też na Ścieżkę Bogów (kilkugodzinna trasa klifami wzdłuż Wybrzeża Amalfijskiego) i do Positiano. 

Ścieżka była zachwycająca (choć przy mojej wadze i lęku wysokości okazała się nie lada wyzwaniem), ale Positiano okazało się przereklamowane - zdecydowanie wolałam Atrani i Amalfi.

Później wybrałyśmy się na kilka dni do Ravello.  Również to miasteczko było bardzo urokliwe, a widok z naszego tarasu zapierał dech w piesiach. W Ravello odbywa się bardzo dużo koncertów, a czasami nawet musicale na świeżym powietrzu - udało nam się załapać na darmowy koncert muzyki Wagnera :)

No i ostatni punkt naszych wakacji - Capri. Piękne, ale bardzo irytujące miejsce. Natura na wyspie zachwyca i samo miasteczko Capri ma swój klimat, ale takiego zdzierstwa, jak tam, to jeszcze nie widziałam (na szczęście po kilku miesiącach będę pamiętała tylko o pięknych widokach:D)

Do domu wróciłyśmy zmęczone, ale szczęśliwe, z pokaźnymi zapasami limoncello i innych likierów. 

Pomimo dużych porcji w restauracjach i codziennej konsumpcji lokalnych alkoholi waga zachowała się poprawnie i nie wzrosła:D. To chyba zasługa codziennych spacerów.

No, ale teraz biorę się za siebie, bo w czasie urlopu byłam naprawdę zła, że się tak zapuściłam. Prawie wszędzie byłam najgrubszą osobą, no i po prostu nie wyrabiałam kondycyjnie w niektórych momentach. Jeszcze przed wyjazdem zapisałam się na szkolenie on-line "Emocji się nie je" i od powrotu codziennie przerabiam jedną lekcję. Kurs zapowiada się całkiem ciekawie. Na razie schudłam prawie 1,5kg w ciągu tygodnia (jutro uaktualnie pasek). Zobaczymy, co będzie dalej.

Na razie zmykam nadrabiać Wasze pamiętniki.

Miłego weekendu (slonce). Magda

31 lipca 2018 , Komentarze (6)

To był szalony tydzień. Jak już pisałam, w pracy jedna osoba odeszła, a druga poszła na urlop, no i musiałyśmy podzielić się obowiązkami. W rezultacie, jak tylko wstałam i odrobiłam się w domu, to jechałam do pracy, a po powrocie padałam na twarz. Spacery też były z zawieszeniu, bo skracałam przerwy do minimum. Teraz koleżanka wróciłam z urlopu i powinno być lepiej :).

Spadki na wadze minimalne. Ale dalej działam. Mama przyjechała, dałam jej rozpiskę od dietetyczki i razem się bierzemy za siebie, bo ona też pofolgowała sobie w Polsce. Z zaplanowanej na weekend wycieczki nic nie wyszło, bo cały weekend lało. Normę spacerową wyrobiłyśmy w centrum handlowym :D. Ale, co się odwlecze, to nie uciecze ;). Czekam tylko na ładniejszą pogodę. 

Dostałam list ze szpitala - mam brodawczaka sutka - nie jest to złośliwe, ale kwalifikuje się do usunięcia. Już bym chciała, żeby mi wyznaczyli jak najszybszy termin - zawsze uważam, że czekanie nie jest najgorsze, bo człowiek się tylko nakręca. A tu jeszcze wyjazd urlopowy zaplanowany na drugą połowę września... Nic, zobaczymy.

Miłego dnia kobietki. Ja uciekam do pracy (slonce)

22 lipca 2018 , Komentarze (4)

Witam Was niedzielnie :)

Na początku dziękuję za wszystkie słowa wsparcia. Będzie dobrze......

A ja dzisiaj mam relaksacyjną niedzielę po relaksacyjnej sobocie :D. Wczoraj byłam u fryzjera, więc pół dnia z głowy, a później moje Szczęście źle się poczuło. Jadłyśmy i piłyśmy to samo, a ona dostała zatrucia pokarmowego :(. Biedna przespała resztę popołudnia, no a dzisiaj poszła do pracy.

Ja na razie siedzę sobie z kubkiem czystka i surfuję po necie. Później trzeba z lekka ogarnąć chałupkę i przygotować obiad (będzie tradycyjny rosołek dla rekonwalescentki).

Mam też zamiar zebrać się troszkę i ogłosić niechciane rzeczy na sprzedaż. Co weekend obiecuję sobie, że to zrobię i jakoś nie wychodzi :PP.

Waga jak na razie pokazuje niewielki spadek. W tym tygodniu nie byłam ani razu na spacerze - nawał obowiązków w pracy powodował skrócenie przerwy do niezbędnego minimum, a po powrocie do domu padałam na twarz. Jeszcze mam jeden tydzień przed sobą z dodatkowymi obowiązkami (koleżanka na urlopie), a później powinno być lepiej. 

Pogoda wróciła do szkockich standardów, czyli pada 8). Ale nie narzekam, bo przynajmniej ogród i trawniki porządnie się podleją.Mam tylko nadzieję, że do przyszłego weekendu się rozpogodzi, bo przyjeżdża Mama, Szczęście ma wolną niedzielę, a ja znalazłam japoński ogród koło nas, który chciałabym odwiedzić.

Miłego dnia, kobietki (kwiatek). Magda

15 lipca 2018 , Komentarze (14)

Witam Was niedzielnie (kwiatek)

Mam mały spadek, ale zarejestruję go, po "oficjalnym" jutrzejszym ważeniu. Poniedziałkowe zapisy mają zmusić mnie do większego rozsądku w weekendy. W tygodniu zazwyczaj nie mam problemu, ale od piątkowego wieczoru to równia pochyła.

Teraz dochodzi 8, a ja już po spacerku z psicą i czekam aż mi się skończy pranie. Później śniadanko i może się trochę wezmę za siebie (jakieś maseczki itp :D). W niedziele zazwyczaj jestem sama (Szczęście pracuje) i głównie spędzam je na przygotowywaniu posiłków na resztę tygodnia, ale tym razem postawiłam na mrożonki przygotowane przez Mamuśkę, więc mam luz.

W środę byłam na badaniu piersi, bo niedawno odkryłam guzka z "dodatkowymi atrakcjami". Udało mi się, bo wyznaczono mi szpital oddalony tylko o 10 minut od mojej pracy. W ciągu 2 godzin miałam 2 spotkania z lekarzem (na początku i na końcu), mammografię, USG i biopsję. Wszędzie traktowano mnie uprzejmie i cały czas pytano o samopoczucie. Po polskich doświadczeniach nadal mnie to tutaj zadziwia. Pierś po wszystkim jest żółto-fioletowa, ale nic nie boli. Za tydzień lub dwa mam mieć wyniki z biopsji i wymazu, ale pani doktor powiedziała, że na 50 procent nie jest to zmiana rakowa, chociaż zapewne trzeba ją będzie wyciąć. Piszę o tym tutaj, bo nie za bardzo mam się gdzie wygadać - Mama jest w PL i nie chcę jej nić mówić, bo od razu by zaczęła panikować, a Szczęście wie, ale też staram się nie wdawać w szczegóły, bo ona już teraz mnie traktuje jak inwalidkę. Tak więc, trzymajcie za mnie kciuki.

A na poprawę nastroju - mój prywatny kawałek nieba:

Nie jest duży i wymaga jeszcze sporo pracy, ale jest moją oazą spokoju. Miłej niedzieli i owocnego tygodnia dziewczyny. Magda

9 lipca 2018 , Komentarze (6)

Nadal walczę ze szklaną. Kupiłam sobie jadłospis u mojej dietetyczki (stare mi się się już znudziły) i w 4 dni schudłam  2kg (jedząc 1900kcal). No, ale w następny tydzień wszystko odrobiłam. Sama sobie dałabym w twarz. Ale nic to, dzisiaj też jest dzień i nowa szansa.

Wprowadziłam spacery do mojej codziennej aktywności. W pracy mam przerwę godzinną, a zjedzenie lunchu zajmuje mi ok 30 min, więc drugie 30 min postanowiłam chodzić - akurat takie kółeczko 2,5km mi wychodzi. Nic, tylko chcieć, szczególnie, że pogoda ostatnio sprzyja. Od 3 tygodni nie padało. Z jednej strony cieszymy się, no ale z drugiej natura cierpi. Moje Szczęście realizuje się co wieczór podlewając ogród (całe szczęście, że wodę mamy za darmo), ale łąki i lasy cierpią - wszystko z lekka "zrudziało". Najlepiej by było, gdyby w nocy troszkę sobie padało, a później mieć ładny dzionek. Chyba mam za wysokie wymagania.... :)

Znowu kupiłyśmy nowe kwiaty do naszego ogrodu, ale solennie obiecałyśmy sobie, że to już ostatnie w tym roku.(kwiatek) Jakoś obie mamy na tym punkcie hopla, jak wejdziemy do centrum ogrodniczego, to nie umiemy się powstrzymać. Ale odpoczynek w takim ogrodzie pełnym kwiatów to sama przyjemność. Nasi bezpośredni sąsiedzi też podzielają  naszą pasję, i często nas "wspomagają" roślinkami - ich ogród ma już 13 lat, a ponieważ są emerytami, to spędzają w nim każdy ładniejszy dzień.

Miłego dnia kobietki (tecza)

5 lipca 2018 , Komentarze (6)

Witam Moje Drogie :)

Długo nic nie pisałam, ale jakoś nie mogłam się zebrać. U nas lato pełną gębą, więc jak nie jestem w pracy, to cieszę się ogrodem :D.W końcu obrobiłam kilka zdjęć z naszego urlopu, no i się chwalę.

Kornwalia jest ładna (choć pogody nie miałyśmy najlepszej podczas naszego pobytu) i ogólnie urlop nam się udał, ale nie umywa się ona do Szkocji - tutaj krajobrazy zapierają dech w piesiach (jeśli tylko pogoda współpracuje ;)). No i nie ma takiej komercji.

Codziennie chodziłyśmy, ale oczywiście ani razu nie pamiętałam o Endomondo.... Za to kilka zdjęć.

Do tej plaży miałyśmy 5 minut spacerkiem z naszego apartamentu:

A tutaj ogrody/parki, które odwiedziłyśmy.

Lost Gardens of Heligan - momentami czułyśmy się, jak w krainie baśni.

Caherys Castle - bardzo ładny " a la zamek" z bardzo fajną przewodniczką (godzina minęła nie wiadomo kiedy), ale niestety nie wolno było robić zdjęć w środku. Zaraz obok parkingu była malownicza plaża - żeby nieć na nią widok, jeden z właścicieli zamku kazał usunąć cały pagórek (nic dziwnego, że później zbankrutował).

Eden Project - jedna z najsłynniejszych atrakcji Korawalii (biotopy śródziemnomorski i tropikalny w olbrzymich szklarniach)- my byłyśmy kompletnie rozczarowane - ceny kosmiczne, a w środku czysta komercja i dzikie tłumy, ciekawsze szklarnie w Szkocji są za darmo. Nie polecam nikomu.

Tregrehan Garden - bardzo ciekawy ogród i park z mnóstwem dzikich zakątków.

Pinetum Gardens tylko 2  mile od naszego apartamentu - bardzo ciekawy  i "klimatyczny" park. Spacer po nim pozwolił się nam przenieść do innej, bajkowej krainy. W niektórych miejscach ukryte były komody z szufladami wypełnionymi różnymi życiowymi sentencjami - bardzo ciekawy pomysł.Ogólnie pobyt nam się udał i czułyśmy niedosyt, kiedy tak szybko trzeba było wracać.

Na dietowym froncie kompletna porażka - te zastoje okazały się tak naprawdę bardzo powolnym wzrostem wagi, ale o tym napiszę w następnym wpisie, bo muszę uciekać do pracy.

Miłego dnia. Magda

22 maja 2018 , Komentarze (9)

Cześć kobietki. Dzisiaj znowu poopowiadam o mojej szklanej. Zgodnie z sugestiami dokładnie ją wyczyściłam, zmieniłam nawet miejsce ważenia i nic. Uparła się i tyle. Za to podczas piątkowego badania lekko się zdziwiłam - tam waga pokazała 4kg mniej!!! :D Po śniadaniu i w ubraniach!!! Jak na skrzydłach przyleciałam do domu i postanowiłam sprawdzić moją zmorę. Włożyłam do reklamówki  5 jednokilogramowych opakowań i zważyłam. Wyszło równiutko 5kg(szloch). I komu tu wierzyć?

W weekend nieco popłynęłam (było 5 drinków i 2 pączki przez 2 dni). Ale poza tym trzymam się - jedzeniowo i rowerowo :). A za 3 dni (dzisiejszego dnie liczę) zaczynam urlop :D. Postaram się pamiętać, żeby włączyć Endomondo podczas zaplanowanych spacerów - już się nie mogę doczekać.

Miłego dnia. Magda