Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5213
Komentarzy: 5
Założony: 20 września 2016
Ostatni wpis: 3 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
akaste

kobieta, 34 lat, Olsztyn

158 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2017 , Komentarze (1)

Miałam dodawać wpisy co 5 dni, ale coś nie wyszło. Tłumacze sobie, że są sprawy ważne i ważniejsze. Prawda jest taka, ze nie miałam weny ani chęci, za to dziś poczułam potrzebę wypisania się. Chociaż bardziej to chciałam się pochwalić. Po 19 dniach doczekałam się "komplementu"

On: I po co wciągasz ten brzuch? 

Ja: Ale ja nic nie wciągam - co było najszczerszą prawdą :D

On: O!

Znalezione obrazy dla zapytania wciągnij brzuch

Wyciągnęłam z tego wniosek, że ciąża spożywcza już zeszła. Pozostał już tylko sam tłuszcz. A wszystko przez spacery. Jednak na mnie one działają najlepiej. Próbowałam ćwiczyć z ciężarkami i po miesiącu takich efektów nie miałam jak po 2 tygodniach regularnych spacerów. W końcu jak twierdzi internet ćwiczenia kardio to najlepszy pogromca tłuszczu. 

Z dietą praktycznie nic nie zrobiłam, no może bardziej się pilnuje, nie jem słodyczy (to mi się udało, nie jem słodyczy, dobra jestem)... nie żrę słodyczy - codziennie wpada albo batonik, albo mleczna kanapka, albo drożdżówka, albo babka, albo lód, ale panuje nad ilością. Za to chipsów nie jem już tydzień. Łatwo nie jest bo On uwielbia sprawdzać moją silną wolę. Męczy i dręczy a jak już powiem no to daj padają słowa: przecież miałaś nie jeść. Wredny, kochany sadysta.

A wracając do tematu diety, policzyłam na oko ile zjadam kalorii i to jest jedna wieka masakra. Wychodzi mi średnio 2300 w tygodniu. Z drugiej strony kiedyś jadłam po 3000 więc... W każdym razie na razie zmniejszać nie będę. Zastosuje metodę małych kroczków:

1. Odzwyczaję się od chipsów, 

2. Przyzwyczaję się, że w ciągu dnia mogę sobie pozwolić na jedną niewielką słodycz 

3. Okiełznam swój ogromny apetyt. 

Przez te 19 zaobserwowałam, ze nie zaspokojone uczucie głodu wraca z podwójną mocą i wtedy do buzi pakuje byle co, byle jak, tylko po to żeby się zapchać. A nie tedy droga. 

No a teraz najważniejsze. Przez te dni schudłam... nie wiem ile, bo w poprzedni wtorek ustaliłam, ze dniem warzenia będzie poniedziałek. I choć jestem strasznie ciekawa to się boje wejść na wagę. Jeśli spadek będzie zerowy to się zniechęcę, jeśli spadło coś konkretnego, to jest duże prawdopodobieństwo, ze popadnę w samozachwyt i przyjdzie mi do głowy pomysł z nagradzaniem siebie...

26 sierpnia 2017 , Skomentuj

Dziś mam dzień lenia. Dopadło minie przeziębienie i  w sumie to cały dzień przespałam. Wieczorem tylko wyszłam na spacer. Ogólnie to staram się codziennie zrobić min 4 km. Lubie spacerować więc to problemem nie jest. Gorzej jest się ubrać i wyjść potem już jest ok. I tak w sumie przez ostatnich 5 dni przedreptałam 26 km. Dużo mało nie wiem, wiem, że w końcu ruszyłam tyłek. 

Czekolada dalej leży na stole, w sumie to nawet mnie do niej nie ciągnie. Teraz złapałam fazę na babki piaskowe. Właściwie to na ich wierzch, wyjadam dżem i twaróg, ale o tym cicho sza. No i facet tuczy mnie chipsami. Niby ustaliliśmy, że mam zakaz, ale jak oglądamy film to jest odroczenie, bo sam jadł nie będzie, bo mu głupio i takie tam. No kochany jest, ze się dzieli, ale mógłby być bardziej stanowczy w tych swoich niby zakazach. Dlatego dziś włócząc się po mieście wpadłam na pomysł, że on chipsy a ja marchewkę z jabłkiem i cynamonem. Zawsze to mniej kalorii i tańsze. W teorii rozwiązanie idealne. Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce.   

Dziesięć dni za mną, a ja jak byłam gruba tak dalej jestem. 

Podobny obraz

20 sierpnia 2017 , Komentarze (2)

5 dni minęło odkąd postanowiłam wsiąść się w garść. 

Szczerze to idealnie nie było. Wpadło trochę zakazanych rzeczy ponad zapotrzebowanie. Wpadło kilka piw i bardzo późne kolacje z majonezem w roli głównej, no, ale małe zwycięstwa też były. Przez 5 dni nie kupiłam żadnych słodkości, chipsów i generalnie nie odnotowałam napadu. Do tego na stole od środy leży pół czekolady i baton, których jeszcze nie pożarłam. Miło jest dostać czekoladę, zjeść trzy kostki i resztę zostawić na inną okazje. Wiem, ze to bardzo ryzykowne zostawienie jej na widoku. Jestem więcej niż pewna, ze jedno małe zdenerwowanie, gorszy humor, jedna kłótnia o pierdołę i "pocieszyciela" będzie mnie kusiła, aż skusi, a to wywoła lawinę nie do zatrzymania. 

Ale i tak jej nie wywalę. Słodycze są wszędzie. Wystarczy, że wyjdę z mieszkania i mam sklep, a w końcu zbiegając po tych 3 stopniach spalę jakieś tam kalorię... Niech już sobie leży. Im dłużej u mnie jest tym większe zwycięstwo odnoszę.

Także trzeba się spiąć i zacząć myśleć nad tym co, jak i kiedy się je. Świadomość to klucz do sukcesu.

15 sierpnia 2017 , Komentarze (2)

Ostatni dzień obżarstwa. Postanowiłam, ze odetnę się grubą krechą od tego co do tej pory robiłam i zacznę znowu dbać o to co, jak i kiedy jem.

Moje odchudzanie to wieczne wzloty i upadki. Niestety zdecydowanie większa część tej sinusoidy to czołganie się. Jestem wręcz uzależniona od jedzenie. Mogłabym jeść i jeść, mój żołądek to worek bez dna. Oczywiście nikt z najbliższych nie wie jak na prawdę jest skala tego co robię. Że wracając z pracy potrafię odwiedzić pięć różnych sklepów i w każdym kupić coś do spałaszowania, że mogę wyjść w nocy gdy jestem sama na spacer tylko po to żeby odwiedzić nocny, że potrafię jechać kilka kilometrów do sklepu, gdzie w ostatnim czasie nie byłam i pani sklepowa mnie nie skojarzy, że zjedzenie dwóch paczek chipsów, zagryzienie paczką ciastek, popicie colą i przegryzienie tabliczką czekolady w ciągu godziny, góra dwóch, to żaden wyczyn, to norma. 

Najgorsze jest to, że ja już nie mam nawet wyrzutów sumienia. Robię to wszystko czuje się ociężale, wiem, ze jestem obleśna, nieatrakcyjna, narzekam swojemu facetowi, ze jestem gruba, że będę się odchudzać, a jak tylko on wychodzi do pracy to czyszczę lodówkę i lecę na zakupy żeby się nie połapał. 

Normalne to nie jest.Wiem to, widzę to, ale nie potrafię z tym walczyć. Nie pójdę do psychologa. Nie wierzę w ich pomoc. Co on mi powie? To co mogę przeczytać w internecie? Prawda jest taka, ze jeśli sama nie ogarnę swojej głowy, swojego zachowania to nikt za mnie tego nie zrobi. Są rzeczy, które trzeba samemu ogarnąć, które zależą tylko ode mnie. A ja chcę się wyrwać z tego nałogu i w końcu zacząć normalnie funkcjonować.