Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82146
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 listopada 2006 , Komentarze (14)


Budzik zadzwonił jak zwykle 5 minut wcześniej. Specjalnie go tak nastawiam. To moje minuty marzeń, ociągania się, przeciągania i zaczynania nowego dnia. Za oknem mglisto, ale na szczęście cieplutko. Marsz do biura jakieś 10 minut. Od dwóch miesięcy zmieniają nam dach i od dwóch miesięcy regularnie nas zalewa. Na szczęście wczoraj było suchutko. W biurze jak to w biurze, ale się wyrobiłam i z papierami do szefa. Szef leży w szpitalu na rehabilitacji, a dokumenty podpisywać trzeba. Taki ze 3 kilometrowy spacerek w ramach ćwiczeń na świeżym powietrzu. Po drodze dość okrężnej udało mi się załatwić jeszcze parę spraw. Np oddać faktury do księgowej.

I tak gdzieś koło piątej lądowałam w domu. Plany miałam ambitne • posprzątać pokój. I połamała mi się końcówka odkurzacza. Z czystym sumieniem mogłam iść na basen. Ludzi jak mrówków. Na szczęście już wychodzili. Także tor miałam dla siebie. 40 długości (1 kilometr) kraulem i 14 (350 metrów) na przemian grzbietem i czymś co kiedyś będzie żabką. Wróciłam szczęśliwa i pełna energii. No to uzupełniłam swoją stronę internetową, wydrukowałam dyplomy, zrobiłam ósmy dzień kaloryferka i tak koło trzeciej poszłam spać. Szczęśliwy dzionek minął. Zaczął się następny. Znów mnie nic nie boli. Ale już uciekam, bo się umówiłam. Trzymajcie się maleńkie.

19 listopada 2006 , Komentarze (10)

Ładny, taki a do tego wchodzi na półkę moich trofeów. Z wklejką szachową. W królewską grę gra jeszcze mniej kobiet niż pływa stąd te moje zwycięstwa. Dostaję je głównie za odwagę wzięcia udziału niż za wybitne zdolności. I po raz pierwszy w życiu dostałam pieniądze. Całe 200 złotych za zajęcie I miejsce wśród kobiet. To dziwne uczucie odbierać taką wygraną. Owszem zdobywałam medale, puchary jakieś drobne upominki, ale pieniędzy jeszcze nie. Wczoraj oczywiście świętowałam, no bo taki sukces trzeba oblać. Jak szaleć to szaleć. Ale jeszcze trochę mi zostało, dołożę do prezentów na święta.

Trochę odwagi i góry można przenieść. I zamiast pisać moje kochane, że nie startujecie w zawodach, bo za mało wytrenowane jesteście, są lepsi od was i temu podobne pierdołki. Idźcie zapiszcie się i wystartujcie. Przecież nikt nie każe Wam brać udziału w mistrzostwach świata. Większość biegów, turniejów lokalnych jest dla amatorów. Często zwyciężają osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z daną dyscypliną. Bo mają odwagę. Bo nikt nie startuje w ich kategorii. I taka jest prawda. Mówię poważnie. Bardzo dużo jeżdżę z moją drużyną na biegi. I co taka kategoria kobiet 30-39 lat prawie nigdy nie jest obsadzona. Każda dziewczyna, która doczołgała by się do mety (bo godzina i trzydzieści minut na 10 km to jest już spacerek) staje na podium i święci triumfy. Więc dlaczego kobiety tak wstydzą się pokazać. Dążenie do perfekcjonizmu zabija. Nie tylko dosłownie, ale i duchowo.

Na koniec moje starsze panie zbierają wycinki z lokalnej prasy i wysyłają swoim wnukom z dopiskiem – babcia znów w rubryce sportowej. Bierzcie z nich przykład i posmakujcie chwil triumfu. Kalorii zero, a przyjemność ogromna

17 listopada 2006 , Komentarze (7)

Dzisiaj to jest 17 listopada 2006 r. pojechałam do lasu i przywiozłam kosz podgrzybków. O takiej porze to ja na grzyby jeździłam, ale to wcale nie oznaczało, że je znajdowałam. A dziś dziwy jakieś. Ludzi w lesie zero, a podgrzybki wielkie jak talerze. To, że trochę zmarznięte to nic. Zupka jutro jak nic będzie.

Ale zanim do tego co jutro najpierw to co wczoraj. Przyszłam do domu i jak człowiek o 22.30 poszłam spać. Poważnie, nawet komputera nie włączyłam. No bo wtedy na pewno przed północą łóżka bym nie zobaczyła. A tak zaszalałam. Dziesięć godzin nieprzerwanego błogiego snu. Jeszcze najważniejsza rzecz. Po raz pierwszy w życiu udało mi się przepłynąć 25 metrów żabką, no może czymś, co trochę przypomina żabkę. Ale popłynęłam i dopłynęła. Moja duma jest już tak na wysokości pałacu kultury. Trochę tu chłodniej, ale za to widoki jakie.

Po zrobieniu dzisiejszej serii (dzień piąty 3 serie po sześć powtórzeń) do zakończenia kolaryferka zostaje 37 dni. Kurcze jak ten czas szybko leci.

A jutro jadę na Turniej Szachowy. A co mówiłam, że zdolna jestem. W okolicach 35 miejsca postaram się być. No chyba, że będzie mniej ludzi to może nawet wyżej.

Dobra łykendujcie się dietkowo, zdrowo i sportowo. A poza tym bawcie się dobrze.

15 listopada 2006 , Komentarze (9)


Dziś padłam. Bolało mnie dosłownie wszystko. Nawet 7682 włos na głowie w 2340 rzędzie od prawej strony. Musiałam się położyć. Jak tak reaguję na zbyt małe ilości snu. Mądry ten mój organizm. Jak nie chcesz po dobroci to ja ci pokaże. No i zmusił mnie do udania się w objęcia Morfeusza. No bo co mu po mich planach, ambicjach i zamiarach.

Ostatnio ciągle łażę i tak miliony kilometrów codziennie. Sprawy muszę załatwiać na mieście, a miasto bez komunikacji, a ja bez samochodu. Wyrabiam plan spacerkowy co najmniej na pól roku naprzód. Buty nawet sobie rozwaliłam i musiałam wejść i kupić nowe. Do domu by się nie udało dojść. Nie cierpię chodzić, przymierzać i kupować. Poważnie. Kupuję jak muszę. Mam tylko niezbędne minimum. Na przykład takie buty jedna para na zimę. sandały, sportowe, pólbuty, kapcie, klapki na basen i buty na rozgwiazdy. Wszystko. Już mi zwracano uwagę, ze normalnie to to nie wygląda.

Do zakończenia kaloryferka zostało 39 dni. Tylko. Możecie się już przygotowywać do składania gratulacji. Coraz bardziej wymagająca się zaczynam robić. To myślcie nad orginalnymi hołdami.

Acha jeszcze jedno zdanie z tv • problemy psychologiczne rozwiązuj w sposób psychologiczny a nie zajadaj. Coś w tym jest.

14 listopada 2006 , Komentarze (12)

Dziś dzień drugi kaloryferka. A ja wariatka, myślałam, ze mam już mocne mięśnie brzuszka. Ale to były tylko takie pomysły. Skośne trzeba sobie też wypracować. Jeszcze głupie 40 dni i będą. Silna jestem to dam radę.

Dieta znów padła. Dwa dni urodzinek pod rząd, a do tego noc ze słodyczami zrobiły swoje. Na wagę nawet nie włażę. Po co mam się stresować. Tak sobie wmawiam, ze 75,60 jest i ono tam na mnie czeka. I mam nadzieję, ze już niedługo, bo zaczyna mnie mdlić od słodyczy. Ale chwilowe grzeszki nie zakłócają mi przyjmowania tekstów pochwalnych typu „matko boska, aleś ty schudła”. Co prawda matką nie jestem, a boską tym bardziej, ale druga część zdania mi się podoba. Mój egocentryzm rośnie. Właśnie przebił dach (Wy i Wasze pochwały też się na to złożyły). Ale wszechświat jest wielki.

Dobra pędzę, bo muszę odrobić zaległości w Waszych pamiętnikach. Miłego piętnastego dnia listopada.

13 listopada 2006 , Komentarze (1)

Jutro odpiszę na wszystkie komentarze. Dziś już padam z nóg. Przez dwa dni spałam 2,5 godziny. A jeszcze tylko ogniskowy kaloryferek. Obiecałam. Dzięki Ihtak za przypomnienie. Przecież nie mogę być gorsza. Trzymajcie się

12 listopada 2006 , Komentarze (8)

Są dziś. A ja od wzoraj siedzę w komisji. Dzięki za wszyskie wpisy, gratulacje. Odpowiem w poniedziałek lub wtorek. Zależy jak będę w domu. Bawcie się dobrze w niedzielę i nie zapominajcie o obywatelskiech obowiazkach. Spacer do lokalu wyborczego to też ruch.
Pozdrawiam 

10 listopada 2006 , Komentarze (15)


Zadowolona jestem z siebie jak nie wiem co. Udało mi się. Było tak najpierw 50 m kraulem. Tor nr 6, mój ulubiony. Weszłam do wody (do skakanie nikt mnie nie potrafi namówić) i długi gwizdek mam się przygotować. Później komenda na miejsca i gwizdek krótki start. No to ruszyłam. Dopłynęłam do końca basenu nawrót i mam wrażenie, że nie nogi jak z ołowiu. Ale myślę pływasz po 2 km to głupich 50 metrów nie dasz rady. No to przyspieszam i płynę. Konkurencji nie widzę, bo głowę wynurzam tylko na prawo, a tam ściana, bardzo ładna zresztą, kolorowa z kafelkami i tłum ratowników, jakby mi się topić zachciało. Ale się nie zachciało. Dopłynęłam, pokazują mi czas, 58,10 sekund. No i dobrze zmieściłam się w założeniach. I pierwsze miejsce w kategorii 30-49 lat zajęłam. No, bo zająć musiałam. Jest to kategoria zarówno w biegach jak i w pływaniu nie obsadzana. Kochane trzydziestki dlaczego usypiacie, sportem zajmują się dziewczyny do 30 i grubo po 40. A my jakieś gorsze roczniki, czy cóś.

Jeden medal miałam i czekałam na następne starty. Zimo mi było, pod kaloryferem stałam i gadałam. Nigdy nie wyłaziłam z basenu, żeby postać. Normalnie jak się wchodzi to upał na krytych pływalniach jest nie do zniesienia. Ale spróbujecie postać w mokrym kostiumie.

Ogłaszają przygotowania do startu na 400 metrów. Tu żadnych kategorii wiekowych. Rozpiętość od 16 do 60 lat. Ludzie jakie mam szanse z tymi młodziutkimi, trenującymi do lat dziewczynkami. Przecież ja dopiero rok temu się nauczyłam. Ale nic pokaże co umie. Tor znów nr 6 (no dobra dostaje go po znajomości z sędziom głównym). Start te młode ruszyły jakby to sprint był. Ja spokojnie, swoim tempem. I się utrzymałam. Cały czas słychać było doping moich pań. To naprawdę niesie. Dwie młodziczki mnie wyprzedziły, ale jakby dystans był odrobinę dłuższy tak coś koło 1000 m to moje szanse byłyby znacznie większe. Im już sił zaczynało brakować, a ja jeszcze bym chyba dała radę. 9 min. 46 sek. i 66 tysięcznych sekundy. To mój czas. Czyli zeszłam poniżej 10 min. Jak na mój wiek, rozmiar i umiejętności pływackie • genialnie.

Jest jeszcze sztafeta 4x25 m. Tu zasiliłam moje panie ze złotego wieku. Byłyśmy drugie.

Doszło do wręczania medali. Najpierw cały czas się zastanawiałam jak wleźć na to pudło. Śmiejcie się śmiejcie, a ja na nim byłam raptem dwa razy w życiu. A podium zrobili wysokie, nogę zadrzeć trudno. Ale jakoś się udało. To nawet fajne uczucie jak mi gratulowali, a spiker opowiadał o moich bojach z nauką pływania.

Najbardziej mnie cieszy ten brązowy medal. Wygrałam ze sobą i młodszymi rywalkami. Teraz wiem jak smakuje zwycięstwo. Tylko czy to kaloryczne cholercia nie jest?

Mam nadzieję, że Wy też kiedyś spróbujecie, a co szkodzi.

Dzięki z kciuki jak widać pomogły.

Jedzonko

2 kromki razowego chleba z masłem i żółtym serem

1 talerz zacierkowej

6 pierogów z truskawkami

1 danio waniliowe

1 jabłko

8 małosolnych • pycha

jakaś woda

2 czerwone herbaty

1 herbata zwykłą

Denerwowałam się troszeczkę, a przed zawodami jeść się nie powinno, a po zawodach za późno. Stąd ta niewielka jak na mnie ilość. Ale nic to jutro świętuje to odrobię.

9 listopada 2006 , Komentarze (10)


Startuję. Poważnie już się zapisałam na 50 kraulem i 400 m zupełnie dowolnym. Co u mnie oznacza też kraulem. A jak pójdzie to jeszcze w sztafecie popłynę. Jak mi zdjęcia porobią to obiecuję, że postaram się zamieścić. I wiecie, że mam szansę na podium. Poważnie. Ale zwycięstwem będzie popłynięcie 50 metrów poniżej minuty, a 400 poniżej 10 minut. Może w końcu i ja stanę na podium. A co mi szkodzi. Jutro opowiem ze szczegółami jak to jest (o ile mi się uda). Ale trzymać kciuki po 18 to musicie obowiązkowa. Będę wiedziała.

Dziś w końcu będzie krótko. Ostatnio to same dłużyzny pisałam, to teraz się postarałam.

Jeszcze tylko jedzonko

2 kromki razowego, 1 bułka wieloziarnista z masłem i żółtym serem

1 talerz zupy zacierkowej

4 jabłka

2 kefiry 400 ml

1 małosolny

1 kisiel wiśniowy

2 herbatki czerwone

1 herbatka czarna z pigwą (a ta puszczała sobie sok zasypana wcześniej cukrem) ale pyszne było

0,5 l coli light.

Wszystko, mało bo latałam, na basenie byłam i czasu na siedzenie w kuchni nie miałam.

8 listopada 2006 , Komentarze (10)


Na wstępie mojego wystąpienia chciałabym Wam podziękować za wszelkie dowody uznania. Tak mnie kiedyś uczyli listy pisać, że na wstępie i że podziękować. Dalej mogłam pisać, co chciałam, więc niniejszym to czynie.

Dowody uznania wbiły mnie w potworną dumę i z całą pewnością egoistką i egocentryczką będę jeszcze większą. Podobno zawsze można. Więc co sobie miłości własnej będę szkodować.

Wczoraj nie napisałam o dwóch rzeczach. Jednej bardzo ważnej oddechu. Pamiętajcie, ze przy każdych ćwiczeniach wydech zawsze jest jak jest ciężej. Normalnie człowiek jak coś dźwiga to wstrzymuje oddech. To błąd. Tego się trzeba nauczyć.

Druga rzecz, mniej ważna, ale sprawiał mi przyjemność, to ciepłe stopy. Ćwiczyłam w większości razy tuż przed snem, a zawsze miałam lodowate stopy. Dzięki tarciu były ciepłe.

Jewik bardzo mi się podoba nazwa ogniskowy kaloryferek. Mam nadzieję, ze udzielasz mi patentu i mogę jej sobie używać.

Ogniskowy Kaloryferek będzie wyglądał tak:


Ćwiczenie nr 1

Połóż się na plecach, złącz podeszwy stóp i rozłóż kolana na boki. Spleć dłonie i unieś wyprostowane ręce pionowo nad klatkę piersiową. Wciągnij brzuch. Unieść górną część tułowia, sięgając rękami jak najdalej na przód. Wytrzymaj 1-2 sekundy. Wróć do pozycji wyjściowej.


Ćwiczenie nr 2

Usiądź na podłodze, ugnij nogi w kolanach. Spleć dłonie przed sobą nad udami. Odchyl tułów do tyłu, napnij mięśnie brzucha, unieś stopy kilka centymetrów, skręć tułów w prawo i zbliż dłonie jak najbardziej do podłogi jednocześnie skręcając kolana w lewo. Wytrzymaj chwile. Wróć do pozycji środkowej (to jest jak trzymasz te stopy nad podłogą przed skrętem) i odwróć się w przeciwna stronę.


Ćwiczenie Nr 3

Połóż się na plecach, ugnij nogi i przyciągnij kolana do piersi. Dłonie oprzyj pod kolanami. Zrób wdech i wciągnij brzuch. Robiąc wydech unieś tułów i usiadź. Połóż wyprostowane nogi na podłodze i pochyl się dotykając dłońmi do palców stóp (jak się da, jak nie do najdalej jak możesz. Pod koniec w okolicach 30 dnia się da z pewnością). Robiąc wydech połóż się na podłodze, trzymając nogi proste. Powoli uginaj nogi i przyciągaj kolana do piersi.


Ćwiczenie nr 4

Połóż się na plecach, unieś nogi o ugnij je w kolanach. Spleć dłonie za głową. Podnieś głowę. Zrób wdech. Wydychając powietrze wyprostuj prawą nogę a lewe kolano zbliż do prawego łokcia (nie musi go dotykać) wytrzymaj. Wypuszczając powietrze wyprostuj lewą nogę a prawe kolano zbliż do lewego łokcia. Wytrzymaj.


Ćwiczenie nr 5

Połóż się na plecach i przyciśnij kolana do klatki piersiowej. Spleć dłonie tuż poniżej kolan. Zrób wdech. Unieś barki kilka centymetrów. Napnij mięśnie brzucha i wydychając powietrze wyprostuj jednocześnie ręce i nogi pod kątem 45 stopni. Barki i głowa mają być cały czas uniesione, a plecy przylegać do podłogi.


Ćwiczenie nr 6

Połóż się na brzuszku ręce wyprostowane nad głową. Zrób wdech. Powoli na wydechu podnosimy głowę i barki. Ręce uginamy i ściągamy łopatki. Biodra cały czas przylegają do podłogi. Jak komuś pomaga to może lekko unieś nogi.

Ogniskowy kaloryferek to ćwiczenia (pierwsze 5) zaczerpnięte z Vity (Magazyn o Zdrowiu. Polecam) i działają na mięśnie brzucha. Ćwiczenie nr 6 będę robić, bo obiecała trenerowi. Jest ono dla wszystkich tych, co dostają garba od siedzenia przy komputerze. Liczba powtórzeń tak jak przy a6w. Skutkują na pewno, ale jak to się okaże po 42 dniach. Zaczynam w poniedziałek. Może we wtorek. Wszystko zależy jak wrócę z liczenia głosów.

Jedzonko dziś:

4 kromki razowca z masłem, żółty serem

8 małosonych • jeszcze udało mi się kupić

4 pomidorki

5 jabłek

2 jogurty fantasia wiśniowe

1 talerz pomidorówki

kalafior z pieczarkami i jajkiem na twardo

ach i na czubku łyżeczki bita śmietana (tylko tyle, aby spróbować, wyobrażacie sobie pokusę)

3 czerwone herbaty

1 espresso z mlekiem

0,5 l coli lihgt.