Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 90.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 listopada 2024 , Komentarze (13)

Nie musisz widzieć całej drogi, by zrobić pierwszy krok. Zacznij teraz. 👍

Trochę zaspana po porannej toalecie wysunęłam wagę z pod wanny i ustałam na nią. 
Pokazała 90,6 kilogramów. 

Zastygłam, myślałam że schudłam, a przytyłam? Po miesiącu regularnych ćwiczeń i ponad godzinnych spacerów? 😵 Zrobiło mi się słabo... 
Poszłam do kuchni i wypiłam szklankę wody, a w głowie już odpalała się procedura: panika.

Jak to możliwę, że dostałam jojo? A waga waha się od dwóch miesięcy aż o 5 kilogramów?
5 kilogramów to dużo... Matko, co teraz?!! 

W głowie pojawiły się dwa scenariusze: Idę się objadać i spać - nie mam siły już na to.
Drugi: Na spokojnie, przypomnij sobie co było po operacji. 

Po operacji bariatrycznej tygodniami jadłam maksymalnie 800 kcal, a bywało że nie schudłam nic, lub tylko dwa kilogramy w miesiącu. Tak bywa, muszę pamiętać co wtedy się działo. Finalnie i tak schudłam prawie 30 kilogramów, a zastoje są normalne.
Resztę poranka spędziłam na przemyśleniach i motywowaniu się. 

Zrobiłam sobie fajne i zdrowe śniadanie oraz kawę i zaplanowałam dzień. Nadal są w nim ćwiczenia. Rozpisałam sobie mój wcześniejszy miesiąc i wychodziło na to, że owszem chodziłam i paliłam dużo kcal - jednak równocześnie dobijałam sobie te kalorie wymyślnymi kawami, owsiankami i ciastami. 
W same święta jadłam około 3 tysięcy kalorii, bo tu ciasto u rodziny, tam tort na urodziny wujka.


Dochodzę do wniosku, że muszę zapisywać zjedzone kalorię, bo tracę wtedy poczucie ile zjadłam. Zawsze wydaje mi się, że mam jeszcze na luzie miejsce na jakiś grzeszek.
Czuję, że od dziś zaczynam. Dorzucam zdjęcia śniadania (ponad połowa dla mojego TŻ) oraz tego jak wyglądam obecnie.
Fotka dosłownie z wczoraj gdy szłam na basen.
Trzymajcie kciuki! Cel to 89 kilogramów, potem 85 aż w końcu 80. 


Plan jest taki:
- Zapisywać codziennie kcal do końca miesiąca.
- Nie przekraczać dziennie 1900 kcal.
- Nadal codziennie 15 minut ćwiczyć i robić minimum 7 tysięcy kroków dziennie.
- Zapisywać przemyślenia odnośnie diety, jedzenia, ochoty na słodycze itp.

4 listopada 2024 , Komentarze (13)

W ostatnim wpisie opowiadałam Wam o domu. W ciągu tygodnia ma wyjaśnić się cała sprawa.
Nadchodzi zima i pan Arek musi zdecydować, czy spędzi ostatnią zimę i sprzedaje dom, czy może dwie. 
Cała jego rodzina, twierdzi, że ostatnią. Siedzę jak na szpilkach, bo byliśmy jeszcze raz obejrzeć dom i jest wspaniały. Kilka rzeczy do remontu, ale 150 metów i pół hektara działki w otoczeniu lasów? Bajka! 

Chodzę taka rozemocjonowana, że wzięłam sobie wolne na święta, bo i tak nie mogłam skupić się na pracy. 

Za to rozkręciłam się na dobre z spacerami! Każdego dnia ćwiczę minimum 15 minut i dużo spaceruje. Robię po 7-10 tysięcy kroków dziennie. To mój absolutny rekord. 
Po tygodniu mam już lepszą kondycję, że wchodząc pod górkę, robię to z lekką zadyszką, a nie prawie zawałem. 
Chcę utrzymać i wyrobić w sobie taki zwyczaj, tylko boję się że pogoda popsuje mi plany. 
Ostatnio gdy szłam w deszcz, to cały następny dzień bolało mnie gardło.

A z wagą to mam nadal przeboje. Taka dumna i szczęśliwa byłam gdy pokazała 85 kilogramów. Po kilku dniach było już 88.. Ja przerażona, bo myślałam że idzie mi wyśmienicie. 
Od tego dnia się nie ważyłam, ale zamierzam zrobić to pojutrze, bo wtedy minie równo miesiąc odkąd więcej robię.
Wiecie co? Ostatnio się poryczałam.. Dostałam zdjęcia z targów i wyglądałam na nich... tragicznie. 

Ręce i nogi mam w miare smukłe, stamtąd najwięcej spadło centymetrów. Brzuch za to ogromny i wypchany jak bania! Jeszcze ubrałam się tak tragicznie.... Oczywiście gdy wychodziłam, to wydawało mi się, że super sobie dobrałam komplet. 
A na zdjęciach, zwłaszcza bokiem, wyglądam jak ten Gruu z minionków... XD 

To był taki szok i niedowierzanie, bo w mojej głowie, to wyglądam o jakieś 10 kg szczuplej.
A tak zwyczajnie, na nie pozowanych zdjęciach, to zaczynam przypominać typową "Bożenkę" po 40-stce.. 
Jeszcze te włosy. Pisałam, wam że po operacji wypadła mi masa włosów. Myślę, że straciłam z 50% objętości i musiałam je obciąć z długości do pasa - na długość do ucha. 
Teraz odrosły mi do ramion, ale i tak muszę je sukcesywnie obcinać, bo to nie są juz "te" włosy.

Od nasady mi odrastają fajne i zdrowe, ale im dłuższe tym bardziej suche i słabe. Niesamowite jest, to że minęły już ponad 2 lata, a ja nadal pielęgnacjami i staraniami próbuje wrócić do normalnej kondycji włosowej. 
W krótkich fryzurach wyglądam bardzo staro i zle. Plus nie farbuje włosów od operacji, więc kolor jest popielaty i nijaki. 

Przejrzałam całą szafę i robię totalną metamorfozę. Kupuję praktyczne i pasujące jeansy, oraz bluzki i bluzy. Sukienki, spódniczki, komplety idą póki co w odstawkę. Przejrzałam masę filmów i inspiracji z fajnie ubranymi dziewczynami plus size i zamierzam ubierać się lepiej. 
Trzymajcie kciuki i podsyłam kilka inspiracji, które bardzo mi się spodobały.



21 października 2024 , Komentarze (10)

Hej kochani, u mnie życiowa huśtawka osiągnęła maksymalną wysokość.
W czasie powodzi zawoziliśmy prowiant do miejscowych punktów pomocy dla powodzian. 
Poznaliśmy wielu fascynujących ludzi w tym Pana Arka, który po wszystkim zaprosił nas do siebie.
Od słowa do słowa okazało się, że sprzedaje swój dom w pięknym miejscu. W okolicy malownicze widoki, spokój, piękny zabytkowy kościół. Takie nasze wymarzone miejsce.
Pan Arek przeprowadza się do miasta, do dzieci, bo tutaj już nie daje rady w tym wieku o wszystko dbać i się utrzymywać. 
Następnego dnia posiadłość ma trafić już na portale ogłoszeniowe i do biur nieruchomości. 


Tylko na siebie spojrzeliśmy i już wiedzieliśmy, że to jest "to". Dom i okolica spełnia wszystkie nasze oczekiwania i jest w naszym zasięgu. Od razu rozpoczęliśmy starania o kredyt i dostaliśmy wstępnie zielone światło od banku.
Co wcale nie było takie oczywiste, bo jeszcze spłacamy kredyt na obecne mieszkanie. Niewiele nam zostało, ale wszyscy mówili, że raczej się nie uda.. 
Ja wpadłam w euforię, zaczęłam plany, miałam tyle powera do życia i działania jak nigdy!
Z ekscytacji nie mogłam spać po nocach, chodziłam jak nakręcona.
Miesiąc minął mi jak jeden dzień (i schudłam 3 kilogramy!) wszystko się układało. 

Żadne słowa nie mogą opisać mojej radości. Jednak.. Nic nie jest jeszcze pewne... niestety.. 

Pan Arek nadal się waha. Waha się nad tym czy sprzedać dom tej zimy, czy następnej.. Nie zdążył pozałatwiać spraw i trudno mu się z nim rozstawać. Dzieci go namawiają, my gotowi. 
Zapewniamy go, że damy mu wystarczająco dużo czasu na wyprowadzkę i będzie zawsze mile widziany. Jednak nadal się waha i zastanawia...  Niby sprzedać i tak musi, kwestia kiedy.. 
Jednak ta niepewność mnie sparaliżowała. 
Jeśli za rok, to co jeśli wogóle się rozmyśli, lub z roku zrobią się dwa lata i więcej?

Ja już sobie życie na nowo ułożyłam, jak to typowa kobieta. A tutaj muszę wstrzymać konie i czekać na jego decyzję aż do sylwestra. 
Jedyna ulga jest taka, że mamy podpisaną umowę pierwszeństwa w razie sprzedaży. 

Planowaliśmy sprzedać mieszkanie na wiosnę, a możliwe że kupimy dom tej zimy. 

Staram się teraz ogarnąć. Od owej wiadomości wróciłam do dawnych nawyków.. Jem chipsy i słodycze, nie chce mi się gotować więc kupuje jakieś tam sałatki i pierogi. 
Przestałam wychodzić każdego dnia na spacery. Już jest lepiej, ale za każdym razem jak mam jakieś duże kryzysy, to wracam do tych najgorszych nawyków z kiedyś... 
Teraz trwa to ponad tydzień, innym razem to 3 dni lub tylko dwa. 

Dam znać jak dalej sprawa się potoczy i czy uda mi się ogarnąć. 

23 września 2024 , Komentarze (9)

Hej kochani. Chciałabym pochwalić się dobrymi wiadomościami - jednak u mnie posypało się...

Przyjaciółka zerwała ze mną kontakt, do tej pory jestem w szoku i ciężko mi się pozbierać.
To jest bardzo dziwna sprawa, umawiałyśmy się na wspólny halloween i nagle z dnia na dzień napisała mi długą wiadomość, że nie czuje abym była z nią "szczera" - bo nie obgaduje i narzekam na swojego TŻ. 😵

Nie mam na co narzekać! Pracowaliśmy z moim nad wszystkimi problemami na bieżąco i od wielu miesięcy między nami jest świetnie. Właściwie się nie kłócimy i wszystko rozwiązujemy od razu, dzięki temu nikt nikomu nic nie wypomina. Nauczyliśmy się również komunikować i dzięki temu jesteśmy ze sobą jeszcze bardziej szczęśliwi. 

Miałabym wymyślać problemy?...  Była przyjaciółka stwierdziła, że przez to nie ma między nami już "więzi". Bardzo mnie to zabolało. Byłam z nią zawsze szczera i myślałam, że między nami jest super więz. A tutaj kaplica.. 

Wiecie co? Po tej wiadomości poczułam jakby ze mną "zerwała". Poczułam się odrzucona jak w dzieciństwie przez rodziców. Od razu gorączkowo zaczęłam myśleć "co jest ze mną nie tak? co zle zrobiłam?". Bardzo przykre i smutne doświadczenie... 
Muszę sobie z tym poradzić i wiem, że to nie moja wina, jednak szukam podświadomie problemu w sobie. 
Przeraża mnie to, że ja nic nie "wyczułam" nie zauważyłam żadnego momentu wskazującego na to zerwanie kontaktu. Wręcz przeciwnie, myślałam że mamy super relacje i przyjaźń.
To wydarzenie bardzo mnie zaskoczyło.

Piłam. Piłam dużo alkoholu. Po powrocie do domu.
Ostatni miesiąc spędziliśmy sporo w delegacjach. Mój TŻ wyjeżdzał, a ja miałam pracę tylko przez internet, więc zabierałam się z nim. Po pracy chodziliśmy na spacery, do kawiarni, na wycieczki. Było świetnie.
Wróciliśmy do domu i oboje poczuliśmy się przytłoczeni tym miejscem. Wyprowadzamy się na wiosnę (jeśli wszystko dobrze pójdzie). Staram się mieć motywację do życia, pracy i dbania o mieszkanie. Od powrotu idzie mi dobrze, ale bywają takie dni gdzie brakuje mi siły do czegokolwiek. 



Na sam koniec praca. Pierwszy raz odkąd mam firmę (jakieś 4/5 lat) wyszłam na minus!
Chcę napisać tutaj jak to wygląda obecnie.
Zarobiłam 4,800 złotych, musiałam zapłacić 2,700 złotych ZUS i 920 złotych PIT. 
Potem 380 zł na paliwo i 120 za prąd. Zostało mi 780 złotych na życie na cały miesiąc. 
Masakra.... ! Ten zus to największy problem. Zawsze trzeba płacić taki wysoki, nawet gdy nie zarobicie dosłownie nic. 
Pierwszy raz musiałam dołożyć. W przyszłym miesiącu ma być lepiej, mam kilka zleceń, ale od dłuższego czasu ciężej zarobić godne pieniądze przy rosnących cenach za wszystko i tych ogromnych podatkach. 

Byłam z siebie bardzo dumna. Na wyjeździe totalnie nad sobą panowałam. Bywaliśmy w kawiarniach i restauracjach, ale zamawiałam małe i zdrowe porcje. Kontrolowałam słodycze i dzięki temu czułam się wolna i szczęśliwa. Pierwszy raz nie miałam z nimi problemów.
Wróciłam do domu i "to" wróciło...  Ta ochota, myślenie o nich, kombinowanie.
Wiem, że to przez problemy jakie teraz się pojawiły. Trzymajcie kciuki, żebym nie uległa!

 

28 sierpnia 2024 , Komentarze (15)

Hej kochani. Prawie miesiąc jestem na diecie od psychodietetyka i schudłam dwa kilogramy.
Bardzo fajne zmiany zachodzą w moim życiu. Dieta jest wcale nie trudna do ogarnięcia.
Mam kilka założeń, których muszę się trzymać i codziennie uzupełniać dziennik odchudzania od dietetyka. To dość przyjemne i szybkie. Między innymi:
1. Czy wypiłaś litr czystej niegazowanej wody?
2. Czy jadłaś dziś coś słodkiego? Jeśli tak to w jakiej sytuacji i jakie emocje Ci towarzyszyły.
3. Czy zrobiłaś dziś 7 tysięcy kroków i dodatkową aktywność fizyczną? 
I tak dalej. 



Najfajniejsze jest to, że mam dwa dni z rzędu taki sam jadłospis. Więc gotuje raz i nazajutrz mam wolne od gotowania. Dzięki temu również zakupy są prostsze. 

Pierwszy tydzień był idealny i wcale nie chodziłam głodna czy nie zaspokojona. Dania wyglądały świetnie, posypane pestkami i pięknie skomponowane jak w restauracji. Cieszą oczy.

Dużo mówiłam o problemach ze słodyczami. Więc mam sporo owoców w diecie. Powinny zaspokoić mi chęć na cukier i słodycze. Niestety nie jest tak do końca.


Zauważyłam, że nawet jak jestem super najedzona to i tak mam psychiczną ochotę na "słodycze". Nawet gdy nie mam miejsca w żołądku to myślę coś w stylu "ale bym zjadła czekoladę". Czasami nawet te myśli pojawiają się gdy dopiero co zjadłam owoc i wcale nie mam ochoty na coś słodkiego i nie potrzebuje żadnego jedzenia.
Analizuje czy mam w domu coś słodkiego i czy mogę to zjeść.

Ta ochota na słodycze przebija się nawet w momencie gdy zjem satysfakcjonujący posiłek i nie wcisnę nic więcej, mam dość jedzenia a i tak myślę o słodkim. To taka męcząca potrzeba psychiczna. Tylko po co? Chcę sobie z tym poradzić i nie czuć tego. 

Dieta pomogła mi przede wszystkim to odkryć. Staram się nie jeść słodyczy wcale. Zamiast tego owoce. Jednak raz na 2-3 dni i tak to pragnienie zwycięża. Zjem batonika czy ciastka.
Pocieszam się tym, że przynajmniej robię to raz na dwa dni, a nie po 4-5 razy dziennie jak wcześniej. 

Rozmawiałam o tym z psychodietetykiem, ale on poradził mi iść na terapię.
Jakby udało mi się ogarnąć tą kwestie z słodyczami, to byłabym wolna i szczęśliwa! 
Jednak mam kilka terapeutów za sobą i nikt mi z tym nie pomógł, a temat objadania się słodkim zawsze poruszałam. 

Te słodycze zawsze psuły mi cały wysiłek. Ćwiczyłam i jadłam zdrowo oraz mało, a potem dobijałam kolejne 1000-1500 kcal jedząc czekoladę, ciastka i batoniki czekoladowe.

Teraz dużo się w moim życiu dzieje, bo ogarniamy formalności aby na wiosnę wystawić nasze mieszkanie na sprzedaż. Czuję, że nowe miejsce kompletnie odmieni moje życie na lepsze. 
Chciałabym jednak do tego czasu zejść z wagą poniżej 80 kilogramów. Żeby mieć energię, humor i lepszą wiarę w siebie. 

4 sierpnia 2024 , Komentarze (11)

Hej kochani. Jestem i trzymam się. Chudnę kilogram miesięcznie. Waga spada bardzo wolno, ale z każdym miesiącem jestem bliżej celu. Skorzystam jednak z pomocy dietetyka, bo czuję, że robię coś źle. 

Wydaje mi się, że muszę nauczyć się całego żywienia od nowa, od postaw. Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia i umówiłam się na wizytę do psychodietetyczki. 
Ma bardzo dobre oceny i ludzie ją chwalą. Nastawienie mam neutralne. 

Byliśmy z moim na weekend u znajomych i oni jedzą warzywa jak szaleni. Na śniadanie surowe pomidory przegryzane papryką i jajecznicą. Wszystkie posiłki super zdrowe i zbilansowane.
Nie wiem czy specjalnie się starali dla nas, czy jedzą tak codziennie, ale byłam w szoku. 
W szoku, że ktoś serio je surowe warzywa w takich ilościach i nie potrzebuje żadnej bułki, sosu, sera lub makaronu. 
Moje typowe śniadanie to jakiś jogurt, parówki lub co najwyżej kanapki.

Termomix zmienił moje życie na lepsze i polubiłam gotowanie. Właśnie teraz tworzą się dwa zakwasy na pyszny zdrowy chleb żytni i pszenny z niskim IG. 
Zupy czy obiady to sama przyjemność gotowania. Boję się trochę, że z dietą dojdzie mi masa gotowania. Mam koszmary z tym związane!

Jak każda weteranka odchudzania testowałam masę diet.
Nigdy nie zapomnę gdy stałam 3 godziny przy garach przyrządzając pizzę z kalafiora, lub spaghetti z cukinii, a potem było ohydne i tego nie jadłam.
 Rozmawiałam wstępnie z Panią i powiedziała, że uwzględni przepisy z termomixa. Dam znać jak poszło i czy się udało. 

Już dawno myśleliśmy o przeprowadzce. Sprzedaży mieszkania, kupna domu na jakiejś spokojnej wsi. W końcu decyzja została podjęta i chwała za to losowi! 
Nie wiem kiedy dokładnie wystawimy mieszkanie, ale prawdopodobnie na wiosnę. Więc to ostatnia zima tutaj i wciąż niedowierzam. Cieszę się, ale nie dochodzi to do mnie! 

A historia była taka: Po za drobnymi uciążliwościami ze strony jednej sąsiadki mieszkało nam się tutaj w porządku. Jednak w powietrzu wisiała przeprowadzka za granicę. Kilka razy niemal do tego doszło. Raz nawet zamówiliśmy kartony aby się spakować! 
W międzyczasie remontowaliśmy mieszkanie skromnie i po kosztach. Wiedząc, że w niedalekiej przeszłości się wyprowadzimy. Mnie osobiście doprowadzało to do nerwów. 
Nie lubię jak coś robię na pół gwizdka. Nie chciałam pakować energii i oszczędności w przejściowe miejsce, jednocześnie nie chciałam robić wszystkiego byle jak...  To było stresujące.

Skrupulatnie odkładaliśmy pieniądze i robiliśmy nadgodziny, a z każdym rokiem nieruchomości drożały... Niekończąca się farsa prawda? 
Zauważaliśmy, że za każdym razem gdy wyjeżdżamy chociaż na jedną noc, to mamy więcej motywacji i energii. W innym miejscu wracały nam siły. W domu przytłaczało nas miejsce i okolica. Z jednej strony problematyczna sąsiadka, na przeciwko otworzył się plac budowy i parking ciężarówek.. Kierowcy potrafili trąbić w środku nocy czy wcześnie rano. 
Ale wszystko było do zniesienia. Tylko czasami marudziłam (głównie ja) bo mój to jest bardzo tolerancyjny. 

Aż do tych wakacji. Nasza "kochana" sąsiadka odnowiła kontakt z dziećmi. Nie znam dokładnie historii, ale była z nimi pokłócona na wiele lat. Teraz niemal co drugi dzień siedzą u niej z rodzinami i robią imprezy. Muzyka i krzyczące dzieci mi nie przeszkadzają. Jednak parkowanie na naszym miejscu, czy przed naszą bramą... No sami wiecie. 
W weekendy jak wpada do niej więcej osób, to rozkładają stoliki i grilla na naszej ulicy jak cyganie... XD 
Mamy taką drogę wewnętrzną na osiedle po której poruszają się tylko mieszkańcy. 
Czyli my, ta sąsiadka i jeszcze dwie inne rodziny. Więc wyobraz sobie, że wracasz do domu, a tam 15 osób na ulicy przed Twoim płotem i bramą je kiełbaski i słucha głośno muzyki. 
Chyba z 5 razy z nią rozmawiałam o tym i o zostawianych butelkach oraz śmieciach w rowach po takich imprezach. 
Jest to trochę denerwujące, że każdy weekend czy wolny dzień nie możesz wyjść swobodnie z domu aby nie mieć przymusowego kontaktu z kimś z jej rodziny. 

Zgodnie stwierdziliśmy, że to po prostu nie miejsce dla nas i komuś innemu może to by nie przeszkadzało. Więc uf... decyzja podjęta. Ciekawe kiedy to do mnie dotrze. 😁

12 lipca 2024 , Komentarze (6)

Najpierw problemy hormonalne, potem w zaledwie tydzień przytyłam 3 kilogramy. Na końcu miesiączka spóznia się 11 dni. Zaczęłam się martwić, że znowu będę miała nie regularny okres jak w czasie gdy ważyłam ponad 100 kilogramów. 

Mieliśmy małą domówkę i wszyscy mówili "Jak Ty inaczej wyglądasz", "Zmieniłaś się na twarzy, promieniejesz", "Masz taką śliczną cerę jak nigdy!". 
Pomyślałam wtedy... Kurczę bankowo jestem w ciąży. Wszystko na to wskazuje. Nawet biust zrobił się o wiele większy. 🤔

Myślałam o tym nieustannie przez dwa kolejne dni i czułam, że bardzo tego chcę. Zaczęłam się cieszyć i wyobrażać nowe życie. Dziś w galerii handlowej kupiłam dwa testy, które zrobiłam w domu. 
Oba negatywne. To nie ciąża... Trochę się zawiodłam, ale w sumie oficjalnie nie staramy się o dziecko. Po prostu od kilku miesięcy przestaliśmy się zabezpieczać i "jak będzie to będzie". 

Nie sądziłam, że ta wiadomość sprawi mi tyle smutku i zawodu. Chyba uświadomiłam sobie, że jestem już gotowa? Z drugiej strony zawsze chciałam do ciąży się przygotować.
Wiecie wyćwiczyć ciało i zgubić więcej kilogramów, żeby przejść ją możliwie sprawna fizycznie.
Pocieszam się tym. 

Jednak to co się ze mną teraz dzieje nie jest normalne... Od operacji miesiączka chodziła niemal jak w zegarku, hormony książkowo. Robiłam pół roku temu badania i wyszły świetnie, a teraz to...  No i w tydzień aż 3KG na plusie, gdzie nadal ćwiczę i jem to samo co przez ostatni miesiąc. 😓
Myślę nad wizytą u ginekologa, ale zawsze się to kończyło masą leków, które dosłownie nic nie zmieniały i próbami wciśnięcia antykoncepcji hormonalnej. 
Myślę nad planem. Przez następny tydzień postaram się bardziej i będę obserwowała co dalej się wydarzy, a potem chyba lekarze, badania i zobaczymy.. 

11 czerwca 2024 , Komentarze (14)

Zacznę od dobrej wiadomości. Udało mi się zejść poniżej 90 kg. 👍 Waga schodzi bardzo wolno, pomimo moich dużych starań. Jednak wiem, że robię dobrze i świetnie jem. Staram się nie zwariować. Wcześniejsze doświadczenia powinny mnie nauczyć, że zastoje wagi istnieją. 
Jednak stare myślenie bardzo się wkrada i gdy wchodzę na wagę raz w tygodniu i nie widzę fenomalnego " - 1 kg" to od razu się negatywnie nakręcałam. 😵
Teraz mam luzik. 
To dlatego, że zapisuje kalorię i mój przeciętny dzień wygląda tak:

Śniadanie: 2 parówki, plasterek pomidora, pół plasterka chudego sera. 
II Śniadanie: Skyr lub koktajl witaminowo owocowy. 
Obiad: Makaron z indykiem, szpinakiem, twarogiem i szczypiorkiem. 
Podwieczorek: Pół małej bułki z warzywami i wędliną.
Kolacja: Sałatka z kurczakiem lub zupa.
Wychodzi 1600-1700 kcal dziennie. Może jeden raz w tygodniu przekroczę ten limit. 

Pogadajmy o słodyczach. Miałam z nimi problem od zawsze i ostatnio pisałam, że gorzka czekolada ten problem rozwiązuje. Natomiast stało się coś ciekawego. PRZESTAŁAM JEŚĆ SŁODYCZE! Mój partner jest w szoku. 🤓
Nawet gorzką czekoladę jem rzadko. Nie muszę się specjalnie pilnować i ograniczać. 
Jedyna słodkość jaką jem to od czasu do czasu łyżka lodów do mrożonej kawy.
Tutaj chyba chodzi o głowę - dosłownie kochani. 

Cały czas chodzę na terapię, na jednym z spotkań terapeutka przećwiczyła ze mną taki sposób w którym analizą dochodzimy do wniosku, że "wszystko ze mną w porządku". 
Zaczęłam się uczyć takich hmm.. nie wiem... przesłań? 
Wiecie, że mówię sobie w głowie "Nie potrzebuje jeść słodyczy, wszystko ze mną w porządku" lub "Nie, ja nie mam problemu z słodyczami - jestem zdrowa". Powtarzam sobie to codziennie. 

Na początku miałam takie: JAKIE TO GŁUPIE .. 🤪 PRZECIEŻ TO NIE POMOŻE... 😁
Ale o dziwo pomaga! Sama w to nie wierzyłam, ale działa! Dam znać jak pódzie mi dalej. 



Teraz najważniejsze... uhh. Mam wystąpić w telewizji - śniadaniowej. Dostałam propozycję wystąpienia w śniadaniówce jako gość/znawca w biznesie jaki prowadzę. 
Jestem przerażona! Z jednej strony wiem, że taka szansa drugi raz się nie zdarzy i powinnam skorzystać. Jednak nie czuję się gotowa na takie publiczne pokazywanie się. 
Program miałby się odbyć we wrześniu i chyba się zgodzę. 
Pomyślałam, że lepszej motywacji nie będę miała. Zapiszę się na siłownie lub basen. 
Teraz czekam na oficjalne przyklepanie tematu, które ma nastąpić w tym miesiącu. 

Czuję, że ten program zostanie swoistą pamiątką na całe życie. W branży bywa różnie i wiele moich znajomych musiało zamknąć firmy i się przebranżowić. Tak sobie myślę, że to jedyna taka okazja i żałowałabym gdybym nie skorzystała.. 
Jednak nadal jest to totalnie odjechane! Prywatnie nie udzielam się medialnie. 
Na facebooku mam z 3 zdjęcia (dosłownie). Prowadząc firmę bardziej w mediach pokazuje klientów. Nie sądziłam, że spotkają mnie takie rzeczy! 😵

Dam znać czy oficjalnie sprawa się rozwiąże i jak mi dalej pójdzie. 

26 maja 2024 , Komentarze (11)

Hej kochani! Jutro poniedziałek ważę się. Gdy wchodzę na wagę, to wpadam w myślenie pułapkę. Coś w stylu "tylko kilogram schudłam, słabo, nie warto było". 
Zapominając, że w ciągu miesiąca to będzie już drugi lub trzeci kilogram. Dwa takie miesiące to już minus 4 lub 5 kilogramów! 😍 
Trzeba być czujną aby to pamiętać i cieszyć się z każdego sukcesu. 

Nadal nie jem słodyczy, jem gorzką czekoladę. Wychodzi prawie cała tygodniowo. Uwielbiam robić koktajle z truskawek, mleka i trochę gorzkiej czekolady. Są pyszne! 

Ostatnie dni mijają beztrosko. Dużo czasu spędzam na spacerowaniu. Jadę do pobliskiego miasteczka i spaceruje 30/40 minut dziennie. To daje mi fajną motywację. 
Po za tym dnie spędzam pracując z domu, sprzątając i gotując. Ostatnio testuje pełno fit przepisów z termomixa. Dziś zrobiłam gołąbki te zwykłe i vege. Nawet bez sosu są super. 
Czasami zapisuje co jem na apce i liczę kalorię, a czasami zapominam i przypomni mi się dopiero następnego dnia! 
Zastanawiam się czy nie zacząć ważyć się dwa razy w tygodniu, bo dzięki temu bardziej się pilnuje. A z tym co poniedziałkowym ważeniem, to już w czwartek popuszczam psa z wszystkim. 



Pochwalę się, że kupiłam rozsadniki i założyłam w tym roku własny ogródek. Mam pomidory, zioła, papryki i groszek. Dziś rozłożyłam sobie leżak i czytałam opalając się na słonku. Z trzy godziny spokoju było. Potem sąsiadka robiła grilla z rodziną i puszczali głośno muzykę oraz co chwilę podchodzili do płotu zaglądać co jest u sąsiadów. 

Opisywałam tutaj kiedyś, że mieszkam w takich angielskich bliźniakach piętrowych. Każdy ma swój kawałek działki pod blokiem jedna obok drugiej. My mamy przedostatnią i sąsiedzi z prawej są super pozytywnymi i świetnymi ludzmi. Odkąd ty mieszkamy nigdy nie było żadnego kwasu. Wręcz przeciwnie, nosimy sobie ciasta i pomagamy i rozmawiamy często.
Sąsiadka z drugiej strony to totalna patola z pod Warszawy... Opisywałam kiedyś jak babka trzyma na wspólnej klatce buty, śmieci, jakieś graty itp. Od początku miała do nas problem. 

To taki typ baby, która ma problem do wszystkiego. Nazwijmy ją "Lewa". 
Jako sąsiedzi jesteśmy idealni. Mogę śmiało to powiedzieć. Nie mamy zwierzaków, dzieci, nie jesteśmy głośni, zawsze po sobie sprzątamy i często nas nie ma w domu. A jednak co jakiś czas ma do nas problem gdy sama nagina zasady współczucia i dobrego smaku. 
Gdy jest ciepło potrafi przewieszać pranie czy mokre ręczniki przez nasz wspólny płot i tak suszyć swoje rzeczy... 
A potem przy okazji mówi mi, że mój kosz na śmieci otworzył się od wiatru i jej zaśmierdziało i powinnam pilnować takich rzeczy. 😁 To taki typ baby. 

No więc dziś leżę na tym leżaku i słyszę jak rozmawia z synem, że trawa przed blokiem nie skoszona znowu. Żali się, że tutaj ludzie nie chcą żyć schludnie i mieć ładnie (tak wiem, to absurdalne biorąc pod uwagę co ona robi). 
Jej syn żalił się rodzinie, że jakby on miał sam kosić trawę to by się zarobił i że nikt oprócz nich tu nic nie robi i wiecie mówią to tak głośno żebym słyszała.... 🥱 
A chodziło o to, że kawałek trawnika przed domem nie skoszony, bo nam się kosiarka popsuła i jest w naprawie, a Ci lepsi sąsiedzi na wakacjach. My w sumie nic nie mówiliśmy, bo jutro odbieramy kosiarkę, to rano skoszę. A nie pomyślałam, że to może być dla kogoś problem. 

To niby nic taka pierdoła, ale wiecie zdarza się to raz na jakiś czas i potrafi mnie to wkurzyć. Pewnie dlatego, że jest to absurdalne i bulwersujące. Nie lubię takiej hipokryzji jaką ma ta rodzina i strasznie na mnie działają. Mam ochotę im wygarnąć raz dwa i pewnie nie długo to zrobię. Do tej pory się powstrzymywałam, bo nigdy nie powiedzieli nic prosto w oczy tylko takimi metodami jak wyżej. Lub dowiedziałam się od kogoś tam, że Lewa nas obgadywała. 
Pociesza mnie tylko fakt, że w przyszłości planujemy się przeprowadzić. 👍

13 maja 2024 , Komentarze (9)

Kochani bardzo się cieszę! Udało mi się rzucić słodycze ! I co?  

I okazało się, że to one były całym problemem. Nie jem słodyczy już prawie miesiąc i schudłam już 4 kilogramy...  Znowu kilogram do ósemki z przodu.

Jak to zrobiłam? Jaka jest złota rada? Cała tajemnica? 

🍫 Zamieniłam wszelkie słodycze na gorzką czekoladę. 🍫

Taką powyżej 65% kakao. Na początku zjadałam niemal całą tabliczkę tej czekolady każdego dnia. Dałam sobie taką zasadę: NIE JEM SŁODYCZY, ALE GORZKĄ MOGĘ DO OPORU. 😁

Z każdym kolejnym dniem jadłam jej coraz mniej i mniej. Teraz starczają mi 3 okienka na dzień i wcale się nie ograniczam. 
Jak chcę słodyczy, to jem gorzką i jest fajna. Zapewnia mi tą potrzebę jedzenia słodkiego, ale nie zjem dwóch czekolad jak wcześniej przy pysznej mlecznej z jakimś nadzieniem. 
Nie da rady! Gorzka zapycha jak diabli i nie da się jej jeść zbyt dużo, bo tracisz ochotę. 🤮

Tyle lat próbowałam, męczyłam się, rzucałam, a tutaj takie rozwiązanie na mnie podziałało. 

Słodzę tylko kawę i to jedyny cukier w moim życiu od tego miesiąca. 🤗

Jeśli chodzi o żołądek, to wszystko w porządku. Nadal mały i zjadam te 1500-1600 kcal dziennie + ta czekolada. (około 100 kcal ) i jest świetnie. 

Wcześniej jadłam nawet mniej, ale co z tego? Potrafiłam zjeść super 3 fit posiłki i kończyć dzień z 1600 kcal a przed spaniem zjadałam kolejne 1500 kcal w słodyczach... 
Nic dziwnego, że przytyłam do 95kg z 89....   Ale z tym już koniec. 

No i co najlepsze jestem przekonana, że to KONIEC NA CAŁE   Ż Y C I E! 🌈 Trzymajcie się!