Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 93.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 maja 2025 , Komentarze (22)

Hej kochani!
Chcę się pochwalić – waga spada, ważę już 93 kg! Gdybym lepiej radziła sobie z emocjami, pewnie byłaby już „ósemka” z przodu.

Myślałam, że mam przepracowane dzieciństwo i przeszłość. Nie czułam smutku, złości, nie wracałam myślami do rodziny. A jednak – coś we mnie nadal siedzi. Głęboko zakopany żal i poczucie odrzucenia, o których „zapomniałam” na siłę. No i wracają…

Od jakiegoś czasu codziennie ćwiczę, spaceruję, liczę kalorie (nie przekraczam 1900 dziennie), piję 1,5l wody, śpię porządnie. Trzymam się przez około dwa tygodnie – potem zaczyna się spadek nastroju i wszystko powoli się sypie. Mimo że na zewnątrz wszystko wygląda świetnie – związek, praca, dom na finiszu – wewnętrznie czuję smutek bez wyraźnego powodu. Wtedy rzucam się na słodycze i dopiero po kilku dniach wracam na dobre tory.

Bywa, że leżę pół dnia w łóżku, jak smutny osiołek z Kubusia Puchatka. Ale potem znowu wracam do siebie i walczę dalej. 
Moje objadanie się ma związek z psychiką, bo bywa tak, że lodówka jest pełna zdrowych sałatek i dań, ja najedzona - a ciągle chodzę i szukam "czegoś" na siłę żeby coś w siebie wepchnąć.

Uświadomiłam sobie to dopiero przy okazji spotkania z rodziną. Zmusiła mnie do tego nietypowa sytuacja. Siostra w ciąży trafiła do szpitala i było zagrożenie jej i dziecka życia.
Właściwie kazano nam się pożegnać na wszelki wypadek. Trwało to kilka dni gdzie właściwie nic nie jadłam. Wcale nie byłam głodna i odmawiałam słodyczy bez problemu. 
W szpitalu rozmawialiśmy więcej niż przez całe życie. Cała trudna sytuacja zbliżyła nas do siebie i chyba zaczęłam wszystko odpuszczać. 
Zrozumiałam, że nie chcę się gniewać i może nie będziemy nigdy już blisko, no ale dobrze jest mieć unormowane relacje. Zwłaszcza w obliczu podobnych wydarzeń. 



Jako jedyna miałam prawko i samochód, więc woziłam wszystkich. Nagle okazało się, że jestem "fajna i dobra" i dopiero teraz chyba zaczynali mnie poznawać. Spędziłam pierwszy w życiu "dzień z mamą" i było trochę dziwnie, ale też fajnie. Bardzo na luzie i bez żadnej spiny.
Na szczęście poród udał się bez powikłań i po czasie wszyscy rozjechali się do domów, a następnego dnia był dzień matki. 
Całą noc nie mogłam spać, złożyć jej życzenia czy nie? Wyciągnąć rękę na zgodę? Z 10 lat jej nie składałam żadnych życzeń (ona mi również). Przestałam gdy drugi raz z rzędu zapomniała o moich urodzinach i to osiemnastych. 
W końcu wstałam nad ranem i wysłałam jej ogromny bukiet kwiatów z liścikiem pojednawczym.
Nic ofensywnego coś w stylu "Najlepsze życzenia dla mamy od córki Pleszki". 
I wiecie co? Nie podziękowała.... Nie zadzwoniła, nie napisała smsa - nic.



Bukiet owszem doszedł, bo dostałam nawet fotkę od kuriera. A mama po raz kolejny mnie olała. Pokazała, że nie jestem dla niej nikim ważnym, nawet na tyle ważnym żeby z zwykłej kultury napisać wiadomość "dzięki". 
Podle się po tym czuje i żałuję, że wykonałam taki gest pojednania. Właśnie takie sytuacje sprawiają, że to ja pózniej wychodzę na wredną bo nagle "się nie odzywam" lub "nie wiadomo na co się obraziłam" dacie wiarę?
Skończyła się ta historia dwu dniowym objadaniem ciastem, właśnie kończę dzień trzeci. 
Życzę Wam fajnych relacji z mamami! 

27 kwietnia 2025 , Komentarze (6)

Hej kochane!
Ostatnio pisałam o złym samopoczuciu, przerwach w miesiączce, zmęczeniu i większym apetycie. Po badaniach i wizytach u lekarzy usłyszałam diagnozę: insulinooporność (prawdopodobnie), PCOS i niedoczynność tarczycy.

Endokrynolog na prywatnej wizycie powiedział mi tylko, że mam "rozwalone hormony" i "powinnam schudnąć", po czym przepisał leki i skasował 350 zł. Bez dokładnych wyjaśnień, bez wskazówek, bez wsparcia. Poczułam się, jakbym wróciła do czasów NFZ...

Na szczęście trafiłam później do dietetyka-endokrynologa, który naprawdę mi pomógł. Dostałam konkretny plan: od drobiazgów jak dodawanie cynamonu do kawy, po cały schemat układania posiłków:

  • Najpierw warzywa, potem białko, na końcu węglowodany.

  • Niskie IG, bez cukru (zastąpiłam erytrolem – smak ten sam co cukier a 0 kcal!).

  • Kawa i coś słodkiego najlepiej po obiedzie.

  • Po kolacji – spacer zamiast siłowni.

Zmiany wprowadzam powoli – śniadania i obiady wychodzą mi coraz lepiej, z kolacją jeszcze walczę. Słodycze zamieniłam na gorzką czekoladę i owoce (borówki, maliny, truskawki).

Trzymajcie kciuki! Dam znać, jak będą pierwsze efekty. ❤️



To naprawdę trudne tak wszystko zmienić. Zdarza mi się podjadać i chociaż ratuje się tą gorzką czekoladą oraz owocami, chęć na słodycze pojawia się nadal.

Lekarka bardzo zachęcała mnie do założenia dziennika jedzeniowego. Chodzi o to żeby zapisywać ogólnie co jem (bez wagi i kcal) i emocje temu towarzyszące. 
Kupiłam dziennik i nie przełamałam się jeszcze. Nie wiem dlaczego, ale specjalnie tego unikam.
Chyba boję się efektów lub, że odkryję w końcu prawdę. 😁

15 kwietnia 2025 , Komentarze (16)

Hej kochane! Już wcześniej chciałam napisać i się pochwalić jak pięknie spadła mi waga z tych 97 na 95 kg i dalej leci w dół. Obecnie najważniejsze dla mnie to zapisywanie kalorii.
Gdy tylko przestaje je kontrolować, to od razu tyje. Waga również bardzo się waha. 😍

Kilka dni temu było nawet 94kg, a dzień później 96 i na poniedziałkowym podsumowaniu 95. 
Skończył mi się również karnet na siłownię i nie kupuje kolejnego.
Waga po samej siłowni wcale nie spadła, dopiero przy liczeniu kalorii i postawieniu głównie na warzywa pojawiły się pierwsze spadki. 😁👍
A odkąd wróciłam ze szkolenia to mamy ładną pogodę, więc codziennie wybieram się na godzinne spacery po okolicy. 

Jeżdżę na 2-3 dniowe szkolenie raz na pół roku od jakiś 6 lat...  No i nigdy wcześniej nie miałam takiej spiny jak teraz. (zaraz wam wytłumaczę dlaczego się z niej cieszę). 

Na miejscu bardzo mnie irytowało, że dziewczyna z mojego pokoju strasznie bałagani. Dostałyśmy piękny pokój z marmurową podłogą, białymi pooświetlanymi meblami. Minimalistyczny wystrój i wszędzie świeże kwiaty. W życiu nie miałam takiego hotelowego pokoju. Zrobiłam z milion zdjęć.
Koleżanka dosłownie wyrzuciła wszystko z walizki na łóżko, kosmetyki rozłożyła na wspólnym blacie zostawiając od razu tłuste ślady. Jak coś jej spadło, to tego nie podnosiła. 
Po 20 minutach jej strona pokoju była do ogarnięcia. W kilka godzin jej rzeczy były wszędzie z wyjątkiem mojego łóżka i szafki nocnej. 



Nie wiem czemu, ale stresowało mnie to XD... To głupie, ale miałam ochotę jej coś powiedzieć. Mimowolnie zbierałam papierki z podłogi i wrzucałam upuszczone ubrania na krzesło i jej łóżko.

Poszłyśmy razem na kolację i po powrocie zastałam cały zlew w łazience pobrudzony podkładem do twarzy i resztkami makijażu. Jak zobaczyłam, że koleżanka już śpi, a nasz piękny pokój zamienił się w pokój typowych nastolatek to... poszłam spać bardzo wkurzona.. 🤪

Od rana rzucałam tekstami "przydałoby się ogarnąć", "trzeba wynieść te śmieci", "można się potknąć o Twoje buty", a ona na to nic. Nie przeszkadzało jej to, a ja zamiast normalnie powiedzieć, że mi to przeszkadza to dosłownie chodziłam wkurzona i niemal obrażona. 

Wpadły do nas koleżanki z pokoju obok i czułam wstyd, że mamy taki syf u siebie. Ja nerwowo zaczęłam sprzątać wspólną przestrzeń, a koleżanka wyluzowana miała to gdzieś. 
W ogólnie nie miała zamiaru nic robić i wcale jej stan naszego pokoju nie przeszkadzał. 
A mi było głupio dotykać jej rzeczy i podnosić po niej jej przedmioty, czy wycierać jej plamy po kremach i kosmetykach. 
Do momentu gdy nie dowiedziałam się, że za kilka minut wpada do nas cała ekipa, bo mamy największy pokój. Zagoniłam ją do sprzątania i w czasie gdy ja wszystko ogarnęłam sama, ona nie zdążyła nawet wytrzeć tego zlewu w łazience. Robiła to bardzo długo i byle jak.
Gdy to zobaczyłam to para poszła i powiedziałam jej, żeby od tej pory sprzątała po sobie na bieżąco - bo ja po niej nie będę odkładała rzeczy itp. 
No i się zaczęło... XD 

Ona, że już nie przyjmie nikogo w pokoju, że ja się czepiam i sama nie jestem lepsza. No i w końcu powiedziała "Ty też jesteś brudasem". Tutaj dodam, że jej żadnym brudasem nie nazwałam. Podawałam tylko przykłady jak cały dzień po niej podnosiłam i odkładałam rzeczy. 
No i jaki bałagan ona od wczoraj zrobiła i zostawiła.

Ten "brudas" tak mnie uderzył, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wpadłam w jakąś agresje niemal. Finalnie się pogodziłyśmy i przeprosiłyśmy, a impreza w naszym pokoju była udana. Tylko ten temat nie dawał mi spokoju, bez przerwy o tym myślałam. Skąd u mnie taki przesadny pedantyzm, skąd ta mania sprzątania i niepokój gdy nie mam porządku w każdym pokoju? No to nie jest chyba normalne. 

Zaczęłam o tym rozmawiać w drodze powrotnej z moim TŻ i on się zgodził z koleżanką, że mam skłonności do przesadzania w tym temacie. Od słowa do słowa zaczęłam mu opowiadać jak to u mnie było i  skwitował "mama z siostrą zniszczyły Ci psychikę". 

A chodzi o to, że odkąd pamiętam to zawsze mama z starszą siostrą bardzo mnie krytykowały i mój porządek w pokoju. Bez przerwy zaganiały do sprzątania, a jak już sprzątałam to wszystko zawsze było zle lub niewystarczająco. W późniejszych latach gdy miałam którąś przyjąć w mieszkaniu, to sprzątałam już kilka dni wcześniej jak na jakieś święta. 
Pózniej i tak zawsze coś skrytykowały lub obgadały mnie do innych osób stawiając w świetle złej gospodyni lub pani domu. W dzieciństwie to mogło podchodzić wręcz pod nękanie. Jak tylko mama coś sama sprzątała, to siostra mnie atakowała, że powinnam jej pomagać a nie się bawić czy robić coś innego. A gdy siostra sprzątała, to mama mnie wyzywała od leniów i obiboków, bo siostra sprząta a ja czytam czy po prostu siedzę. Sprzątałam więc często sama i zawsze mnie krytykowały, że nie tak, że za mało itp. Wołały siebie wzajemnie i pokazywały jak zle coś wytarłam czy zrobiłam. Każdemu komu mogły opowiadały, że nie umiem sprzątać i jestem nie porządna i bałaganiara.
Więc finalnie to moje kompleksy, a nie problem z koleżanką i jej zdrowszym podejściem wyszedł na wyjeździe. 

Teraz mam o czym myśleć, bo nie zdawałam sobie sprawy, że to aż taki problem i że takie rzeczy z dzieciństwa aż tak na mnie wpłynęły i hodowałam to w sobie latami! Wrr... 🥵

27 marca 2025 , Komentarze (10)

Hej dziewczyny, chodzę na siłownię, z dietą też mi idzie fajnie. Czekam do kwietnia aby się z ważyć i zmierzyć, ale dziś nie o tym. 👍😁

Czy zdarzyło Wam się kiedyś coś nad-naturalnego? Bo mi nie. 🤓 

W weekend byłam u dalszej rodziny i opowiedzieli mi szaloną historię jaka im się przydarzyła, do tej pory siedzi mi ona w głowie. No i szczerze zastanawiam się czy może być prawdziwa?
Na miejscu im uwierzyłam, mieli takie miny i powagę w głosie, że chyba każdy by uwierzył.
Jednak od kilku dni jestem w domu i coraz bardziej powątpiewam. Chyba nie wierzę w takie rzeczy... 😁

Całą rodziną pojechali na pole zbierać kamienie. Na miejscu okazało się, że ktoś im nielegalnie zrzucił gruz i jakieś śmieci na to pole. Były to jakieś stare rzeczy. Jeszcze szklane opakowania po szamponach, fragmenty pobitych glinianych garnków. Kawałki oprawionych skór i tapicerki.
Ich syn (14 lat) znalazł stare gumowe figurki z dawniejszych kinder niespodzianek. 
Sprawdził i Internecie i niektórzy takie sprzedają. Więc gromada dzieci kręciła się po gruzie, a dorośli pracowali w polu. Dzieci zniknęły w pobliskim lasku i tam bawiły się do wieczora.
Tej samej nocy ich sześcioletnia córka dostała gorączki, miała koszmary i przybiegła do nich w nocy. Następnego dnia również. Odwlekała moment położenia się spać, ale w dzień bawiła się normalnie w swoim pokoju. Krzyczała przez sen i nigdy wcześniej nie mieli z nią takich problemów. 
Nagle panika, bo w pokoju była ściana kominowa i jakieś gazy się unoszą, bo koty nie chciały wejść na piętro, a zawsze tam przesiadywały. Mąż kupił czujniki czadu, ale nic nie wykryli. 
Po tygodniu spania w trójkę mama kazała córce spać samej. Pierwszą noc położyła się z nią i przez całą noc śniło jej się, że chodziła po domu i zapalała światło, a coś je gasiło. Coś w sensie nie żaden człowiek, tylko duch czy jakiś demon. Nie widziała go. Budziła się i nie miała siły wstać była taka zaspana, że znowu zasypiała i ten sen ciągle się kontynuował. 
Rano rodzina poszła do kościoła, a ona szykowała jedzenie, bo my mieliśmy wieczorem przyjechać w gości. 

Oglądała live na tiktoku i gotowała, ale syn nie wyłączył telewizora u siebie w pokoju więc poszła na piętro. Okazało się, że i komputer i telewizor wyłączony, a ona słyszała dźwięki telewizji gdy była na dole. Zeszła na dół i zadzwoniła do teściowej porozmawiać, a tam znowu hałas z telewizora. Teściowa potwierdziła przez telefon, że też słyszy. Poszła na górę i znowu nic. W międzyczasie wróciła rodzina i siedzieli wszyscy w kuchni, a na górze było słychać jak ktoś by wchodził i schodził z pierwszych schodków i tak kilka razy. Wtedy syn powiedział, że dziś rano też miał taką akcję, że wstał do łazienki i słyszał jak rozmawiają. Myślał, że już wstali i poszedł o coś zapytać na pewniaku wszedł do pokoju, a oni jeszcze spali i nikogo nie było. Potem się położył znowu spać i po chwili ponownie słyszał jak ktoś rozmawia, ale pomyślał że teraz na pewno rodzice wstali.
Opowiedzieli wszystko teściowej i wtedy ona kazała im zamknąć na górze koty i zobaczyć jak się będą zachowywać. Koty same nie chciały wejść, zatrzymywały się przed schodami. 
Wnieśli je na gorę, to od razu próbowały zbiegać na dół i były bardzo nerwowe. To było chyba najdziwniejsze, bo te koty całymi dniami leżały na balkonie w dużej sypialni, a od kilku dni żaden nie wszedł na górę. 
Zaczęli o tym rozmawiać i syn żartował, że te figurki z kinder niespodzianek to Anabell i tak dalej.
Wtedy okazało się, że ich córka znalazła taką małą laleczkę porcelanową taką malutką coś jak na zdjęciu, bo pokazywali mi w internecie jak mniej więcej wyglądała.




Żona instynktownie wzięła tą lalkę do kotłowni i żeby ją spalić. Przed tym ją rozbiła i w środku były włosy! Normalnie jakieś włożone do środka włosy z głowy i to różnego koloru. Na wszelki wypadek spalili wszystko. 

Nie wiem co było dalej, ale wtedy jak to opowiedzieli to miałam gęsią skórkę. 😵 Zwłaszcza, że sami wyglądali na przestraszonych. 
Teraz jednak wydaje mi się, że to taki zbieg okoliczności i nie wierzę, w coś NAD przyrodzonego XD.. 

Teraz lecę spać, bo jutro znowu jadę na siłownię i mam sporo pracy. A do 1 kwietnia jeszcze 4 dni! 🌹👍

22 marca 2025 , Komentarze (8)

Hej kochane, dziękuje za dużo wsparcia pod ostatnim wpisem. Dawno nie miałam takiej załamki. Następnego dnia poszłam na siłownię i ćwiczę codziennie od poniedziałku do piątku.
Lekko obolała, lekko nadwyrężone biodro, ale po za tym czuje się lepiej psychicznie. 

Od tamtego momentu się nie ważyłam. Zamierzam to zrobić 1 kwietnia.
Czułam się bardziej sprawna fizycznie, rzadko ciągnęło mnie do słodyczy i przestałam je jeść.. Po tylko latach! Zaczęłam pić wodę regularnie. 
A tutaj waga na plusie i ciągle rośnie... pomimo ujemnego bilansu kalorycznego.
Brak miesiączki. Problemy z libido i hormonami... porażka.
Jadłam wtedy 1800 max i jeszcze niektórzy mi mówili, że to za mało. 

Masę czasu poświęcałam na liczenie i ważenie każdej kalorii. Wpisywanie produktów w aplikacji i ważenie nawet jednego winogrona. Nic przyjemnego! Bilans tygodnia wyszedł mi, że średnio spożywałam: 1793 kcal na dzień. Idąc tym tropem, no powinnam schudnąć!
A nie schudłam. Więc od razu, pomyślałam że coś zrobiłam zle, zle wpisałam, zle liczyłam itp. 

Wtedy przeczytałam moje stare wpisy zaraz po operacji. Wtedy to dopiero było. Jadłam po 1200kcal dziennie - bo więcej nie mogłam. Byłam pod stałą opieką bariatry i dietetyka.
A waga potrafiła stać w miejscu miesiąc. Więc dlaczego teraz się dziwię i lamentuje? 

Najważniejsze się nie poddawać, a zarazem to najtrudniejsze do osiągnięcia. 



Teraz mam trochę stresu związanego z firmą i urzędami. No i znowu pojawiła się potrzeba słodyczy. Jak stres, to od razu mam ochotę na słodycze i nie zdrowe jedzenie. 
Nie czułam takiego głodu i takich zachcianek od paru tygodni. A przez ostatnie dni, po prostu walczę ze sobą. Kupiłam sobie taki zamiennik coś jak płatki fitnnes z słodzikiem i są niskokaloryczne. Jak zjem kilka, to za jakąś godzinę znowu mam na nie ochotę i tak w kółko.
Więc finalnie je wyrzuciłam XD...  

Teraz mam wolny weekend, ale od poniedziałku wracam na siłownię. Jestem ciekawa w którym momencie poczuję, że ćwiczenia tam dają mi coś więcej niż tylko lepsze samopoczucie.

Cały tydzień za mną chodzi szarlotka, chyba dzisiaj ją upiekę, bo już próbowałam zająć ręce i głowę wszystkim, a chęć na jakieś ciasto, czy słodycze tylko rośnie. 

18 marca 2025 , Komentarze (29)

Moje załamanie nerwowe ma załamanie. Dziewczyny nawet nie wiem co Wam powiedzieć, bo nie wiem co robię źle. 
Minął miesiąc po którym nie mam sobie nic do zarzucenia. 6 dni w tygodniu:
- Piję 2l wody. 
- Ćwiczę 20-30 minut.
- Robię minimum 5 tysięcy kroków dziennie. 
- Jem maksymalnie 1900 kcal.
- Wysypiam się 10/10. 

I przytyłam! Nie schudłam nic, przytyłam ponad kilogram! 

Gdy dziś weszłam na wagę i to zobaczyłam, po prostu się poryczałam. Mam już dosyć odchudzania się od 14 roku życia. Wciąż to samo i to samo... Ile można tak się męczyć! 

Odechciało mi się wszystkiego i przestało zależeć na krokach, ćwiczeniach oraz jedzeniu. 
Zasnęłam w łóżku cała rozryczana na dobre, jak nigdy dotąd z takiego powodu. 

Dlaczego nie mogę być normalna? Dlaczego bycie szczupłym nie jest moją codziennością i stylem życia, a nie setkami wyrzeczeń, cierpienia i prób oraz całego tego pierdolnika. 

Kupiłam karnet na siłownię i jutro rano jadę ćwiczyć. Czy to coś da? Nie wiem... Mi się nawet nie chce. Oficjalnie się poddałam, ale zacznę chodzić regularnie na siłownię, bo lepsze to niż nie robić. 



Jedyna dobra wiadomość jest taka, że przynajmniej się nie objadłam i nie kupiłam tony słodyczy. Nie mam nawet na nie ochoty. Zastanawiam się za to czy nie udać się do lekarza. 

Miesiączki brak, libido = 0, hormony buzują jak bombelki w coli. Tylko nie wierzę czy jakikolwiek lekarz i leki mi pomogą z tymi hormonami. Przerabiałam to już kilka razy i nie dawało to nic, po za złym samopoczuciem. Dopiero jak sama chudłam (zazwyczaj bez leków) wszystko wracało do normy. 

19 lutego 2025 , Komentarze (5)

Hej kochani! Komplikacje z kupnem domu trwają w najlepsze. Straciliśmy właśnie 4 tysiące na prywatne sporządzenie nowych map i wykresów. Gdybyśmy czekali na geodetę z gminy, trwałoby to do 3 miesięcy. My to załatwiliśmy w dwa dni. Wszystko jest kompletnie poplątane w papierach i nikt nie umie dojść z tym do ładu. 
Za komuny w okolicznych gminach trwało łapówkarstwo i kolesiostwo, przez co brakuje wiele dokumentów. Poradziliśmy się prawnika i prawdopodobnie skorzystamy z jego pomocy prawnej, więc będziemy mieli dodatkowe koszty. Całe szczęście mi już wraca dobry humor i po tych wszystkich przejściach już chyba nic mnie nie rusza. 😁

Dziś przeprowadziliśmy z lubym poważną rozmowę. Kilka miesięcy temu ustaliliśmy, że do przeprowadzki oboje ogarniamy zdrowie. Mi się udało, ale zdążyłam już przytyć. On zrobił tournee po wszystkich lekarzach i będąc ze mną na diecie schudł 7 kilogramów. 
Potem nastąpiła seria porażek i komplikacji mieszkaniowych i oboje dzień po dniu wróciliśmy do złych nawyków. 
Wczoraj rano luby wywinął takiego orła na parkingu przed samochodem, że spuchła mu cała stopa i nie może chodzić. 😵🤡
Gotowałam mu obiady i podawałam wszystko pod nos, a on po kryjomu pił colę i podjadał. 🤪
Oburzyłam się i zaczęłam mu wrzucać, że przestał o siebie dbać i nawet nie chce się zważyć. 
Na co on wypunktował mnie, że robię to samo (to prawda XD) i porozmawialiśmy szczerze.

Dogadaliśmy się, że razem będziemy się odchudzać i wspierać. On przestaje pić colę, a ja jeść słodycze. To nasze największe grzeszki jedzeniowe. 
Więc dziś zjedliśmy zdrowe śniadanie, jajka z awokado i ogórkiem, na drugie koktajl z owoców, a na obiad fit wrapy z kurczakiem i warzywami. W piekarniku właśnie pieką się żeberka na kolację.
Od dziś wracam do ćwiczeń i gdy tylko mój wyleczy kostkę, to zaczynamy chodzić na wspólne spacery.

Chodziliśmy na takie spacery i świetnie one się sprawdzały. Na początku 6 tysięcy kroków, potem 9 i 11 tysięcy. 

Zadzwoniła o mnie babcia. Mam z nią średnie kontakty. Nigdy się nie pokłóciliśmy, ale zawsze faworyzowała moje rodzeństwo. Nie miałam jej nigdy tego za złe. Byłam krytyczna względem matki, a ona zawsze jej broniła i wybielała. Nawet gdy była światkiem jakiegoś podłego zachowania, to nigdy nie stanęła po mojej stronie. Tylko wmawiała mi, że nic się nie stało. 
Lubię ją i odwiedzam raz na kilka miesięcy, ale po każdej wizycie czuje się średnio. 
Głównie dlatego, że babcia czuje jakąś potrzebę przesadnie chwalenia mojego rodzeństwa i matki..  Rozmawiamy na jakiś temat, a ona nagle go urywa i opowiada jaka to moja siostra nie jest fajna, zaradna, robotna itp. Lub opowiada, o ich wspólnych wyjazdach na które nie jestem nawet zapraszana i robi się niezręcznie. 🥱 Obiecałam, że wpadnę do niej w przyszłym miesiącu. 
Ciekawe czy będzie normalnie. 😀


Po za tym nałogowo zaczęłam oglądać Sprawę dla reportera. Podczas poszukiwania podobnych spraw jak nasza z gminą, natknęłam się na ten ikoniczny program i już nadrobiłam odcinki z ostatnich 3 lat! 🤓

18 lutego 2025 , Komentarze (9)

Hej kochani! Od ostatniego wpisu, regularnie piję tylko wodę. Ćwiczenia i liczenie kalorii przeszło w kratkę. Gdy nadchodzi trudny czas, to "zamarzam". 
Przestaję zajmować się hobby, dbać o siebie i rzucam wszystko. Skupiam się wtedy na tym problemie i robię niezbędne minimum w innych kategoriach. 
Nienawidzę tego stanu niewiedzy. Gdy jeszcze nie wiesz czy coś się kompletnie zawali, czy uda. Ta niepewność mnie blokuje i zmuszam się, żeby zacząć normalnie funkcjonować.


Tak właśnie mamy z obecnie z sytuacją domu. Okazało się, że jest bałagan w papierach po jeszcze poprzednich właścicielach - a gminą. W dużym uproszczeniu, gmina bez odpowiednich zgód poprowadziła przez "naszą" działkę okablowanie i rury. To sytuacja z przed ponad 40 lat. Sprawy by nie było, gdyby teraz nie chciała zastrzec sobie praw do wkopywania innych rzeczy i ewentualnej ingerencji. Jakieś 4 kilometry dalej ma powstać nowe osiedle szeregowców. Gminie najłatwiej poprowadzić do tego osiedla prąd i wodę przez naszą działkę i to o to chodzi. 
Póki co zakup jest wstrzymany, a my już mamy kredyt i wszystko załatwione! Cała procedura powinna się wyjaśnić w ciągu aż 2 miesięcy.. Tyle czeka się na odpowiednie mapy, zgody, wyciąga papiery z archiwum...  Kompletna klapa. 🥵

Ja już jestem spakowana, mieliśmy podpisywać umowę kupna w tym tygodniu i przeprowadzać się 1 marca. A tutaj każą nam czekać 2 miesiące... Niby nie ma się czym martwić, bo w najgorszej sytuacji zwrócą nam wszystkie pieniądze i to nie jest nasza wina. Jednak nie wiem na czym stoję i to mnie męczy. 

Miało być tak pięknie, a wszystko się skomplikowało. W marcu mam wziąć udział w gali przedsiębiorców, bo dostałam wyróżnienie. Uważam, że to moja ostatnia szansa, bo z roku na rok jest coraz gorzej z klientami i zleceniami. Więc nie wiele myśląc się zgodziłam.
Mam świadomość, że taka okazja może więcej się nie powtórzyć. 
Zrobiłam sobie cały plan treningowy do marca, żeby czuć się lepiej i pewniej siebie. 
Zostało mi 2 tygodnie, więc od dziś zaczynam i cóż, będę musiała się zmusić, bo mentalnie to jestem wykończona i motywację mam zerową przez tą sytuację z domem. 

Ale byliśmy tam w weekend i podsyłam Wam kilka zdjęcie miejsca przejścia tych rur i kabli.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo czuje się beznadziejnie. 🤮

5 lutego 2025 , Komentarze (17)

Trudno mi się przyznać do tego - sporo przytyłam. 😪 Gdy zobaczyłam na wadze 96 kg, to nogi się pode mną załamały. Od razu wzięłam się do roboty i to tak porządnie.

Mija drugi tydzień gdzie dosłownie -  nie  jem  słodyczy!! To mój największy sukces.
Mija 3 dzień w którym piję po 1,5-2 litry wody - bez ściemniania. 
Od tygodnia liczę kalorię w aplikacji - nie przekraczam 1900, ćwiczę ten nawyk. 
Ćwiczę 2-3 razy w tygodniu
po 25 minut cardio - mam ważenie, że to nic nie daje.

Zaczęło się od tego, że przestałam miesiączkować. Miałam nadzieję, że to ciąża, przestaliśmy się zabezpieczać z myślą "może się uda bez pomocy lekarza". Oboje z moim regularnie ćwiczyliśmy, chudliśmy i czuliśmy się lepiej. Więc gdy miesiączka się nie pojawiła, robiłam testy ciążowe. 
Niestety to nie była ciąża, a waga stała 89-90 kg. Poszłam do ginekologa. 



Badania wyszły dobrze i dostałam tabletki/hormony pomagające uregulować miesiączkę.
Brałam regularnie, ale nic to nie pomogło. Za to, nie zmieniając trybu życia przytyłam w te 2 miesiące 5 kilogramów. Ginekolog - zwiększył mi dawkę leków i kazał się powstrzymać od jedzenia, bo po tych tabletkach można mieć wzmożony apetyt. Skutków ubocznych pojawiało się więcej i więcej, a poprawy dosłownie zero..  Zaczął się 3 miesiąc i stwierdziłam, że to nie ma sensu. 
W ogóle nie czuje się dobrze, nie czuję, żeby te leki mi pomagały, wyniki badań z dobrych wskoczyły na średnie. To ja już chyba to przerabiałam. 

Zrezygnowałam i ogarnęłam się. Schudłam już 2 kilogramy w te dwa tygodnie, ale jeszcze nie przyzwyczaiłam się do nowego trybu życia. Te leki sprawiały, że nie mogłam się ani wyspać, ani obudzić, mega szybko robiłam się głodna i senna na zmianę. Mam wrażenie, że zamiast pomóc zaszkodziły. 

Najlepsze jest to, że do tej pory wydawało mi się, że dobrze sobie radzę. Dobra jem słodycze, ale mało. Jem w miarę zdrowo i ruszam się, więc powinno być okej. Nawet nie poczułam, że przytyłam te 5 kilogramów. To było jak zimny prysznic. 

Z tego wszystkiego przynajmniej jedna dobra rzecz wynikła. Wiem, że już nie wrócę do tego gorszego trybu życia. Nie mam żadnych pokus, i świadomie rezygnuje gdy mogę zjeść coś słodkiego lub nie zdrowego. Wolę nie jeść wcale nić zostać poczęstowaną ciastkami i hamburgerem. W domu kupuję koszyk warzyw i kroję wszystko hurtowo na kanapki i do posiłków.
Paprykę, ogórki, marchew, awokado itp. Potem nie mam wymówki, że za mało czasu na gotowanie, tylko przy skrajnym braku czasu i głodzie, jem te warzywa. Lub robię na szybko taką kanapkę z grillowanym kurczakiem i warzywami. 

Póki co nie jestem z siebie zadowolona. Pewnie gdy schudnę trochę więcej, to zacznę. Nie do opisania jest jak bardzo taka waga popsuła moje samopoczucie. Jeszcze na telefonie wyskakują mi zdjęcia z przed roku, gdzie ważyłam o wiele mniej i różnica w wyglądzie jest znacząca. 
Ogromnie trudno jest mieć motywację i żyć, pracować, starać się gdy po tak wielu przejściach, wracasz do punktu do którego myślałaś, że już nigdy nie wrócisz. 
Daję radę, ale jest to trudne i trzymajcie za mnie kciuki! 👍

28 grudnia 2024 , Komentarze (7)

Cześć kochani! Właśnie mijają święta i wkraczam w nowy rok z fajną energią. 
Planuje, relaksuje się i po tym wszechobecnym stresie podchodzę do wszystkiego na dużym luzie. Nic mnie nie stresuje. Myślę pozytywnie i wierzę w to, że będzie tylko lepiej. 🤗

Święta minęły spokojnie. Odkryłam wiele nowych i fajnych przepisów. Więc ostatnio dużo eksperymentuje w kuchni. 
Przed świętami spontanicznie zaczęłam znowu ćwiczyć i bardzo pomogło mi to w samopoczuciu oraz trawieniu. Miałam wrażenie, że mój metabolizm przyspieszył i czułam się wciąż lekko. 
Wróciłam do ćwiczeń po świątecznej przerwie i czuję jakbym zaczynała od nowa! 🥵
Ale już dziś po jednym treningu poczułam się szczęśliwa, że udało mi się go skończyć. 
A robię bardzo krótkie treningi bo tylko 15 minut! (jak poczuję ten moment, to przejdę na 20 minut i tak dalej). 

Z nowinek odchudzających, to nie przytyłam po świętach. 😁👍 Waga stoi. 

Zauważyłam, że gdy jem na śniadanie biało - jajka, ryby, kurczak, itp To nie jestem głodna aż do 16 godziny! Takie śniadanie jest świetne. Potem po 16 jem obiad i potem podwieczorek, kolacja.
Czasami mam fajny dzień, gdzie cały udaje mi się wartościowo i fajnie odżywiać. Innym razem poddaje się i jem byle co i byle słodycze. Na szczęście ten drugi zdarza się to coraz rzadziej. 



Jakie macie plany na sylwestra? My z moim spędzamy w domu na czytaniu książek i oglądaniu seriali. Pewnie rano zrobimy jakiś długi spacer po lesie. Oboje jesteśmy wymęczeni tą bieganiną, stresem i szaleństwem z Panem Adamem i jego wahaniem, czy sprzedaje dom czy nie?

Sprzedaje. W lutym mamy jechać podpisać ostateczną umowę. Wpłaciliśmy już zaliczkę. Jeśl Adam nagle zrezygnuje, to będzie musiał nam oddać podwójną kwotę. Temat przyklepany.. 
Tylko pojawił się nowy... Mianowicie okazało się, że część działki należy do gminy. 
Niby tylko nic nie znaczący róg z słupem energetycznym, ale jednak. Dziwne to, ale sprawa była załatwiana wieki temu i teraz czekamy na odpowiedz gminy, co z tym faktem robimy.
Ponieważ dla banku wszystko musi być jasne i klarowne. Byłam w tej gminie i urzędnik z westchnieniem mówi do mnie "Ojej... a nie może Pani to tak zostawić?" XD... ja bym mogła, nawet chciała. Tylko bank nie chce. 🤪

Więc teraz zbieram kartony i powoli porządkuje magazynek oraz garaż. Co mogę to pakuje co kilka dni robię sobie dwie godzinki takiego relaksu. Włączam wtedy podcasty na telefonie i marzę o wyprowadzce.