Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 90.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 marca 2023 , Komentarze (7)

Uprzejmie donoszę, że piję wodę. Codziennie trochę więcej. 
Zważę się w niedzielę i poniedziałek. Mam nadzieję, że waga ruszy w dół. Jem około 800-1100 kcal dziennie. 
+ Dziś wchodziłam na czwarte piętro i nawet nie miałam zadyszki! :D

Jak poznałam mojego TŻ to oboje byliśmy przy sobie. Potem oboje dużo przytyliśmy żyjąc jak pączki w maśle i jedząc pączki. 
Następnie mój ukochany schudł i fajny z niego chłop. Teraz ja zaczynam chudnąć, a mój zaczyna JEŚĆ! 

Wspominałam ostatnio, że TŻ ma problemy nad którymi pracuje. Złapał go dołek i jakieś lęki. Od tego czasu przestał się pilnować i je więcej niż zazwyczaj. W dodatku taki syf. 
Jak zrobię zdrową zupę to zje ją, ale do tego czekoladę, pepsi, domowego burgera, a na kolację bułki z szynką i masą sera. 
Na początku zachęcałam go do zdrowego jedzenia. Potem zaczęłam naciskać, a w końcu przegięłam. 
Jakoś podświadomie zaczęłam go atakować. Nakręciłam się i cały czas mu biadoliłam, żeby odstawił słodycze i fastfoody.  A sama wiem jakie to trudne. 

Boje się, że siądzie mu zdrowie. Schudł głównie przez problemy z plecami i to mu pomogło, a już teraz widać, że trochę przytył. Myślałam, że teraz już razem ogarniemy zdrowie i zaczniemy być bardziej aktywni. Sprawy się jednak skomplikowały. 
Dziś postanowiłam odpuścić. Moje gadanie, prośby, argumenty nic nie dają, a ja mam potem wyrzuty sumienia lub się wkurzam. Lepiej dać mu dobry przykład.
Dam znać jak sprawa się rozwinie, bo znając go, to może wstać pewnego dnia i zacząć biegać zajadając salatę. 😉

Do tej pory nie opowiadałam tu za dużo o pracy. Nie bez powodu. Klauzule poufności to codzienność. Mogę jednak powiedzieć, że moja praca jest logiczno-kreatywna. Przychodzi do mnie klient pokazuje problem, a ja muszę znalezc rozwiązanie i pomóc wprowadzić je w życie. 
Czasami chodzi tylko o marketing i reklamę, innym razem siedzę w finansach. 
Prowadzę media społecznościowe mojej firmy + klienci często się chwalą osiągnięciami wspominając o mnie. 
Branża jest dość mała i mniej więcej każdy się kojarzy. 

No i właśnie. Jakiś czas temu zauważyłam, że jedna kobieta się mną mocno inspiruje. Do tego stopnia, że używa moich dość specyficznych zwrotów. Wprowadza u siebie niektóre moje rozwiązania. Gdy pojawia się coś nowego na rynku to kopiuje moje wcześniejsze ruchy. Nabrałam pewności, że laska mnie kopiuje i naśladuje. 
Jest to niesamowicie wkurzające, bo ma lepsze kontakty niż ja. Jej mąż jest jakimś tam prezesem i często załatwia jej jakieś rzeczy. Ma super kontakty i wszędzie się wkręca, tam gdzie ja na przykład nie jestem w stanie. A potem wykorzystuje moje autorskie chwyty jak swoje... 



Kilka dni temu krew mnie zalała. Duża firma zaprosiła do współpracy kilka osób z branży w tym tą babę i mnie. Temat miał być w określonym terminie i każdy miał zaproponować swoje rozwiązanie, a najlepsze miało zostać wybrane. Ogólnie chodziło o to, że mieliśmy na to tylko 2 dni. 
No i co się stało? Oczywiście ta baba znała temat już tydzień wcześniej, bo jej mąż załawtił... XD 
Opracowała sobie cały plan inspirując się moją historią poprzednich publicznych kampanii i projektów. Znalazłam sporo wspólnych mianowników. 
Jak to zobaczyłam, to musiałam zmienić cały koncept, bo ona była pierwsza i wyszłoby, że to ja od niej ściągam. 
Najlepsze jest to, że jak nasz wspólny znajomy zasugerował jej, że zrobiła podobnie do mnie. To oczywiście lafirynda zaczęła się wykręcać mówiąc "Nie wiedziałam, że Pleszkaa coś podobnego robiła kiedyś, wpadłyśmy na ten sam pomysł". Co oczywiście nie jest prawdą, bo wiem, że mnie śledzi. Sama widziałam kiedyś na targach jak miała moje profile dodane w zakładkach przeglądarki... 
Zastanawiam się co z tym fanetem zrobić. 

16 marca 2023 , Komentarze (4)

No cześć! Ostatnim przełomem w moim życiu jest to, że zaczęłam jeździć autem. Wybrałam się do kawiarni, księgarni i nawet do restauracji. Niesamowite rzeczy..  Mam prawko prawie 10 lat, a do tej pory używałam go z raz na dwa miesiące. Wychodzę z domu więcej niż wcześniej.
Tak sobie pomyślałam, że fajnie byłoby mieć swój samochód. Do tej pory uważałam, że to strata kasy. 
Po co mi samochód, gdy nie jeżdzę...  Ale teraz już jeżdżę i zaczęłam odkładać na nowe auto. Odłożyłam aż 800 złotych jak na razie. 😛



Właśnie się ważyłam i ważę: 96,5 Poleciało również trochę centymetrów. Muszę się do czegoś przyznać. Nie piję wody, to takie głupie... Ale ja zapominam. Jak już sobie przypomnę, to już mam porę posiłku. 
A nie mogę pić pół godziny przed i po posiłku. Jak dobrze idzie mi to picie, to nagle przestaje. 
Zapominam.. Przez to waga szaleje i mam zastoje. To totalnie moja wina. Od dziś postanawiam pić wodę i koniec. 
Byłam na zakupach i wchodzę w rozmiar 46! 😵 

Żołądek nadal mały i nadal najadam się super małymi porcjami. Jest super! 
Jednak jest trudniej niż wcześniej. Kiedyś po obiedzie nie czułam głodu wcale. Teraz po 2-3 godzinach odczuwam lekki głód. Co jakiś czas również nachodzi mnie ochota na słodycze. 
Zastępuje je dobrą kawą, czasami dodaje do niej kroplę karmelu lub cynamon. 

Komplementów zbyt wiele od rodziny nie dostaję. Cały czas się pocieszam, że to za szybko. Chociaż ostatni raz ważyłam poniżej 100 kg z 5 lat temu. W kwietniu mam duże spotkanie rodzinne. Z niektórymi nie widziałam się rok. Mam nadzieję, do tego czasu zejść do 90-93 kg. To będzie taki mój mały sukces.
Jeśli będe piła wodę to dam radę. Właśnie zaparzyłam sobie litr zielonej herbaty. 

Jedna rzecz mnie niepokoi. Z opowiadań ludzi po opce i ogólnie ludzi, którzy chudną... Mają oni ogrom energii i motywacji. Biegają po mieszkaniu i pracy jak na skrzydłach. Ogarniają więcej i chce im się. 
Ja tak nie mam, a chciałabym mieć. Owszem zauważyłam wzrost energii i motywacji, ale opisałabym ten wzrost na jakieś 25%. Obserwuje wszystko z zainteresowaniem i ciekawością. '



7 marca 2023 , Komentarze (23)

Hej! Raz na rok mam organizowany z pracy wyjazd integracyjny. Pojechałam i właśnie wróciłam. 
Na początku było świetnie, chciało mi się spać. To chyba przez ględzenie o ślubach i dzieciach.. 
Zrobiłam coś śmiesznego, wyszłam o 22, pod jakimś pretekstem i pół nocy jeździłam samochodem po mieście. Odwiedziłam nawet rodzinne strony. To był bardzo miły wieczór.

Wróciłam do apartamentu i zasnęłam jak dziecko. Snem tak głębokim, że cztery budziki mnie nie obudziły! A teraz już jestem w domu i gdy skończę pisać ten wpis, zaczynam pracę.
Niestety nie mogę się zważyć, bo moja waga się zepsuła! Ostatnio pokazała 96,4kg. W środę dostanę nową.

Najwięcej czasu na integracji spędziłam z taką Martą. Czasami się spotkałyśmy, ale dawno temu.
Ona bierze ślub za kilka tygodni i ciągle o nim opowiadała. Każda próba zmiany tematu kończyła się fiaskiem. Próbowałam podzielić jej entuzjazm, ale nie mogłam się zmusić.
Marcie to jednak nie przeszkadzało, znam już każdy szczegół tej ceremonii.. 😐

Jej nie przeszkadza fakt.. Że to jej facet praktycznie cały ślub sponsoruje. Włącznie z jej suknią ślubną i biżuterią. Marta jest z tego zadowolona. Podoba się jej to.
Wypłata Marty przeznaczana jest na JEJ wydatki. Jak sama mówi "uwielbiam shooping!" a gość płaci za wszystko inne. W tym za kredyt na ich mieszkanie, jedzenie i rachunki.
On zarabia dwa razy więcej od niej, więc w pewnym sensie to rozumiem. Ale wiecie.. Zazdroszczę jej tego lekkiego podejścia, że jej to nie przeszkadza. 

Ja mam za dużą dumę i niezależność, żeby pozwalać mojemu TŻ na utrzymywanie mnie. Wewnętrznie się duszę na samą myśl, że żylibyśmy tylko z jego pieniędzy. To poczucie winy, by mnie skręcało. 
Ciągle bym się martwiła i myślała ile ja bym mogła do budżetu dołożyć gdybym pracowała.
Myślę, że narastałoby we mnie też takie napięcie, że kiedyś mogę tego żałować. 

W mojej rodzinie pełno jest takich przypadków tradycyjnego modelu. Żona zajmuje się dziećmi i domem. Na początku wszystko gra i każdemu to pasuje, a gdy nadchodzi kryzys zaczyna się wypominanie i kłótnie. 
Moja babcia tak miała. Całe życie siedziała w domu i zajmowała się 6-stką dzieci. Praca ciężka, bo kiedyś jeszcze nie było pralek, sama musiała prać, zabijać i oprawiać ptactwo, do tego hodowała kury, gęsi, kaczki. Robota na pełen etat. Niby nie żałowała i dziadek też jej nie wypominał (chociaż z dwa razy się zdarzyło), ale na sam koniec powiedziała mi, że żałuje siedzenia w domu jak już dzieci podrosły. Niezależność jest ważna. 



Ja to mam fioła na tym punkcie i pracuje nad tym. Do zaręczyn nie pozwoliłam zapłacić za siebie rachunku na randce. Chyba boje się uzależnić od kogoś finansowo. Wydaje mi się, że boje się tej biedy, którą doświadczyłam w dzieciństwie. 

Ale nie Magda, ona mi powiedziała, że jak będą mieli dziecko to ona zostaje w domu i zatrudnia opiekunkę. Jej facet ich spokojnie utrzyma... Mówiła z uśmiechem i radością. 
Dla niej to zupełnie normalne i nie ma żadnych skrupułów żeby korzystać z pieniędzy swojego przyszłego męża. Zrobiło to na mnie wrażenie. 

Sama mam ten temat jeszcze nie poukładany. Póki co zabieram się za super ważny projekt. Jak się uda to wpadnie ładna premia, ale mój mózg woła o urlop i odpoczynek! 

2 marca 2023 , Komentarze (6)

Wspominałam w wcześniejszych wpisach, że mam super miłość. Wcale się z moim nie kłócę i każdemu tak życzę. 
Nadal się to nie zmieniło, jednak obecnie po kilku latach razem jest to dla nas największa próba. 

Mojego TŻ dopadły demony przeszłości czy tam przyszłości, w sumie nie wiem. Jednak dosknale to rozumiem, bo miałam tak samo. W bardzo podobnym momencie życia. 

W końcu nastał spokój, finanse super, mieszkanie super, zdrowie w porządku, moja operacja udana w pracy pełen luz. Miał dużo płatnego wolnego i spędzał czas grając na konsoli, odpoczywając i robiąc to wszystko co robi się na urlopie. 
No i nagle zaczęły napadać go jakieś lęki, obawy, spadki humoru. Tak w sumie nie wiadomo skąd i dlaczego. 
Z czasem było coraz gorzej. 

Wspieram go jak tylko mogę i od razu zaczęłam go namawiać na pomoc psychologiczną. On jednak jak to facet, że nie... Po co.. A on sobie sam da radę... Nie będzie biegał po psychologach.. Trzeba żyć dalej..  On sobie świetnie poradzi. 
Minął z miesiąc zanim się zapisał, a jego zdrowie psychiczne jest w złym stanie.. 

Na początku jeszcze jakoś się trzymałam. Jednak drugi tydzień intensywnego wsparcia i karuzeli emocjonalnej mojego TŻ wpłynął na mnie negatywnie. 

Jest ciężko. Nie daje po sobie poznać, tu nie chodzi o mnie. Przez te wszystkie lata TŻ był najbardziej zrównoważoną i silną osobą jaką znałam. Wiedziałam, że ma coś do przepracowania, bo czasami przejawiał zachowania kompulsywno obsesyjne, ale w niewielkim stopniu. 

Obiecałam sobie, że jak to wszystko się skończy, to sama też znajdę sobie jakiegoś dobrego psychologa. 
Bo najgorsze jest to, że teraz dużo rzeczy zeszło się w jednym czasie. 
Na głowę zrzuca nam się rodzina, bo mają problem z mieszkaniem i przenocują kilka dni. 
W pracy skrólili terminy, więc muszę zrobić dwa razy więcej w tym samym czasie. 
Mojemu zmienił się podwykonawca i praktycznie cała ekipa w pracy, zaczynają robić nowe rzeczy. 
A na sam koniec zepsuła nam się kanalizacja i właśnie hydraulicy wymieniają rury i inne rzeczy. 

Najlepsze jest to, że nie przygotowali się i co chwilę czegoś nie mają lub potrzebują. Już dwa razy jechałam im do sklepu budowlanego. Moja cierpliwość się kończy. 

Uff mam nadzieję, że to szybko się skończy i będzie dobrze. 

24 lutego 2023 , Komentarze (8)

Tak dobrze szło mi ogarnianie wszystkiego i nagle coś się skiełbasiło. Dostałam fajny projekt do wykonania w pracy. Potem zmieniły się wytyczne i na ostatnią chwilę musiałam zająć się czymś nowym. Przez to mam wrażenie, że ten tydzień trwał jeden dzień. 

Uczę się zastępować nagradzanie się jedzeniem czymś innym. Zamiast słodyczy, idę do księgarni, zamiast pizzy, kawiarnia i dobra kawa. Byłoby prościej gdybym nie mieszkała na wsi! Tu nic nie ma!
Więc muszę kombinować. Wyprawa do najbliższego miasta to czterdzieści minut drogi w jedną stronę. 

Nie narzekałabym gdybym w zamian mieszkała w pięknym miejscu! Przy lesie, nad jeziorem lub chociaż w malowniczej wiosce. Tymczasem wjeżdżając do mojej miejscowości wita was smog. 
Ludzie palą śmieciami i ogólnie czym się tylko da. 
Całe szczęście, że nie wszyscy... Tylko kilka osób. 😁

Wspominałam Wam, że mój TŻ ma ciężki czas. Zastanawiamy się nad wyjazdem na 2 miesiące w góry, lub nad morze. Oboje mamy pracę zdalną (w sensie mój delegacje, ale to bez różnicy dla niego). 
Pod względem finansowym nie jest to dobry pomysł, ale zastanawiam się czy mu to nie pomoże. 
Może zmotywuje nas lub pozwoli się bardziej rozwinąć, odpocząć. 
Marzę o tym aby pić kawę patrząc na piękną naturę i wdychając świeże powietrze. Jeść na tarasie śniadania... Ah... Póki co to pomysł w powijakach więc luz. 



Druga nowość to nowe znajomości. Poznałam ostatnio fajną dziewczynę i piszemy sobie wiadomości. Fajnie jest porozmawiać z kimś innym niż mój TŻ. 🤗

Waga stoi... znowu stoi.. Zatrzymała się na 98,2. Mam nadzieję, że w końcu ruszy. Bardziej się stresuje co powie lekarz niż tym wynikiem.. Ja jestem już tak zadowolona i widzę te zmiany, że mam luz. 
Jednak wiem, że przez te pierwsze tygodnie chudnie się najwięcej, a ja mam za sobą około 17 kg w ponad dwa miesiące. 😛


17 lutego 2023 , Komentarze (5)

Cześć! Następny cel to 91 kilogramów. Ta liczba ma ogromne znaczenie. Ważąc tyle, czułam się wspaniale i miałam swój najlepszy czas w życiu. Poznałam wtedy moją miłość, otworzyłam firmę, rozwijałam pasję i byłam bardzo szczęśliwa. 
Trwało to rok, potem zaczęłam tyć - aż przekroczyłam wagę 100 kilogramów. 
Zaczęły się problemy z zdrowiem i psychiką, no i wtedy się wszystko posypało.

Mój ukochany na teraz gorszy czas. Problemy w pracy, stresy związane z zdrowiem. Wychował się w kochającej rodzinie, ale rodzice rządzili twardą ręką. Przez co jest perfekcjonistą. Zupełne przeciwieństwo mnie. On musi mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. 
Ja idę na żywioł. Jesteśmy tak różni, ale idealnie się uzupełniamy. Po ponad 6 latach związku, mój TŻ złapał poważny kryzys. 
Nie da się wszystkiego miec pod kontrolą, życie jest zbyt zaskakujące. To zaczęło siadać mu na głowę.

Trochę czasu mi zajęło, żeby namówić go na terapię i w końcu się zapisał. Dziś rano miał mieć pierwsze spotkanie i...  Kobietka zachorowała. Spotkanie przełożone na za tydzień. 

Z tego powodu oprócz wsparcia, staram się totalnie go odciążać. Więc od pewnego czasu robię wiele rzeczy sama. Wczoraj miałam więcej czasu i chciałam w końcu powynosić dawno spakowane świąteczne rzeczy. Mój miał to zrobić, bo niektóre z nich były serio ciężkie. 
Zawzięłam się i zrobiłam to sama. Wcale nie było ciężko. Byłam z siebie tak dumna... Aż zaczęłam robić rzeczy, które on miał zrobić już dawno temu. 
Pochowałam części samochodowe do garażu, zmieniam żarówki, przykręciłam wieszak. Normalnie wpadłam w szał pracy i skończyłam dopiero wieczorem.

Zaczęłam myśleć, czemu wcześniej tego nie robiłam? Tylko czekałam az TŻ znajdzie czas i to zrobi? 

Całe życie obserwowałam jak kobiety z mojej rodziny narzekały na facetów, że coś mieli zrobić już rok temu i nadal to nie jest zrobione! 
To tej pory w domu rodziców zaczęty przez ojca 8 lat temu remont łazienki - czeka na dokończenie. 
Przy rożnych okazjach matka mu to wypominała, a on się denerwował i obrażał na zmianę. 

Stwierdziłam, że fajnie jest działać samemu i nie być od nikogo zależną. Prosić o pomoc jeśli coś się nie udaje, ale nie czekać aż ktoś zrobi daną rzecz za Ciebie, tylko za pół roku. 
Już sobie zaplanowałam co zrobię w następnej kolejności i nie mogę się doczekać tych moich porządków. 😁



(po latach zaczęłam oglądać serial "Gotowe Na Wszystko" kocham Bree). 

15 lutego 2023 , Komentarze (11)

Cześć! Z 115 schudłam do 98,9 kg!  To jest jakieś 14% mojej masy. Niby niewiele, ale jak zmieniło się moje życie!
Za żadne skarby nie wróciłabym do dawnego trybu. 
Teraz widzę tą ogromną różnicę w jakości życia. Czyli jaką? 

1. Najważniejsze! Mam więcej energii, ale o ile więcej! Dawniej po 4 godzinach życia już musiałam iść na drzemkę lub pić mocną kawę. Opadałam z sił i produktywna byłam może do 5 godzin po wstaniu z łóżka. Robiłam bardzo niewiele, właściwie potrzebne minimum. 
Przez to nie starczało mi czasu dla samej siebie i chodziłam zflustrowana, a weekendy nadrabiałam to czego nie dałam rady zrobić w tygodniu. 
2. Spokój w głowie. Jak błogo i wspaniale. W końcu żyjesz bez wyrzutów sumienia, że nic nie robisz. Masz poczucie, że coś się dzieje, że działasz i już schudłaś na tyle, że widać zmiany. 
To dodaje skrzydeł, pomaga się zdystansować i na nowo wierzysz w siebie i swoje możliwości. 

Akurat 2 dni temu miałam taką sytuację. Idąc do hebe, jakiś chłopak za mną naśmiewał się z mojej sylwetki do młodej dziewczyny. Szli razem i gdy się automatycznie odwróciłam, on akurat patrząc na nią pokazywał - na mnie palcem. 
Dziewczyna była zawstydzona. Ja spojrzałam na niego z politowaniem i wiecie co? Nie dotknęło mnie to nawet w 1%. 
Mam przekonanie, że działam i osiągnęłam pewne sukcesy. Nikt nie jest w stanie mi tego zachwiać lub odebrać. 



3. Moje schudnięcie wpływa na wszystko. Na lepszy humor, na porządek w domu, na lepszą pracę, na dobre jakościowo i smaczne posiłki. Czuję, że odzyskuje kontrolę. 

4. Ładniej wyglądam. W końcu nadszedł ten moment w którym ludzie zauważają, że schudłam. Ostatnio szwagierka z mężem pytali o dietę i mówili, że zauważli duże zmiany w moim wyglądzie. Ludzie mówią, że zmieniła mi się twarz. 
Ja największe zmiany widzę w nogach i mniejszym brzuchu (hura). Zaczynam mieć lekko luzną skórę, ale tylko na przedramionach. Kupuję rozmiar 49, a nie 52 jak wcześniej. 
Lepiej wyglądam w każdym ubraniu. 
A za każdym razem gdy wkładam kurtkę zimową mam ogromnego banana na twarzy. Kupując ją pół roku temu, była lekko ciasnawa, przylegająca. Teraz mam sporo luzu i zapinam się bez problemu. 

5. Wróciła mi miesiączka. Póki co tylko 1 raz, czekam na kolejny miesiąc i sama jestem ciekawa co będzie. 

No i 6. To dziwnie.. Wcześniej tego nie zauważałam. Jednak teraz nie mogę doczekać się jutra. Następny dzień mnie ekscytuje. Planuje sobie z przyjemnością co będę robiła. To takie miłe. 

Patrząc na to wszystko teraz to zdaję sobie sprawę, że wcześniej moje życie było bardzo smutne i trochę nie szczęśliwe. Nadal najlepsze jakie mogłam mieć na temten moment... Jednak nie spodziewałam się, że aż tyle się zmieni. 

PS: Z efektów ubocznych to mam bardzo często zgagę. Właściwie po 3 z 5 posiłków. 

9 lutego 2023 , Komentarze (22)

Hej dziewczyny! Dziękuje Wam za ogrom wsparcia pod ostatnim wpisem. Doczekałam się nawet swojej pierwszej "hejterki", która poleciała na czarną listę. :) 
Pod koniec swoich zajadłych wywodów napisała coś w stylu 
"I tak na bank przytyje". Watch me. 

Będę z Wami szczera. Bez operacji nie udałoby mi się schudnąć. Teraz to widzę. 
Przy każdej próbie odchudzania czy to z dietetykiem czy bez, zawsze towarzyszył mi głód. Do tej pory pamiętam jak po wielkiej misce sałatki z łososiem wystraczyła godzina abym znowu zrobiła się głodna. 
Pizza? Dwie godziny i głód wracał. Zwykła przekąska nie wystarczyła, żebym czuła się najedzona. 

Nie zliczę prób w których z aplikacją w dłoni liczyłam kalorię, piłam na siłę wodę i ćwiczyłam. Zaliczyłam siłownię, zajęcia sportowe, rower, długie spacery, rolki i bieganie. 
Potem po tygodniu wchodziłam na wagę i widziałam -1kg. 
Jeśli schudłam dwa, to było święto. 



Schemat był ten sam. Pomimo tylu wyrzeczeń, poświęceń i zmiany trybu życia: chudłam wolno. Za wolno. 
Co mi z 3 kilogramów w miesiąc, gdy ważyłam 115? Różnicy żadnej, a życie w ten sposób było niesamowicie ciężkie. 
Zazwyczaj chudłam te 2-3 kilogramy, a potem waga się wahała lub stała w miejcu. 
Kolejny miesiąc potu, wyrzeczeń i głodu - a waga +1 lub taka sama. Co jest?! 
Zaczęłam się obwiniać, myśleć, że na bank coś zle robię. Muszę się bardziej postarać... No i poddawałam się. 
No bo jak mam się bardziej postarać, gdy już staram się najlepiej jak umiem? Nie widząc efektów, nie widziałam sensu. 

A teraz wyobrazcie sobie, że jem średnio 700 kcal dziennie. 
(od tygodnia 500). Sama zdrowa żywność, nawet mięso kupuje bio. Zero cukru, praktycznie nie solę potraw. Już zapomniałam jak smakują słodycze i fastfoody. 
A waga zatrzymała się na ponad 2 tygodnie! 
Przez 2 tygodnie nie schudłam nic, i przytyłam 1 kilogram. 
Gdybym nie miała namacalnych dowodów w postraci operacji i dokładnych danych tego co jem i ile każdego dnia... To znowu zaczęłabym myśleć, że coś ze mną nie tak. Zle robie, powinnam się bardziej postarać. Poddałabym się.

Tymczasem to naturlany proces w organizmie. Każdy z nas jest inny, a zastoje wagi są częścią procesu odchudzania. 
Niektózy chudną regularnie po 2-3 kg tygodniowo, a inni (tak jak ja) niemal 10 kg w tydzień, a potem przez reszte miesiąca nic. 
Gdy chirurg i dziewczyny na grupie bariatrycznej mi to tłumaczyły, gdzieś z tyłu głowy jeszcze nie dowierzałam. 
Ale dokładnie po 2 tygodniach zastoju, waga znowu ruszyła w dół, chociaż w sumie nic nie zmieniałam. 
(jbc to ruszyła przed tym jak wróciłam do 500 kcal po zaleceniu lekarza). 

Gdyby nie ta operacja to nigdy bym nie wytrzymała i nie schudła. Poddałabym się przy pierwszym dłuższym zastoju. Wątpiąc w swoją sprawczość. 
Teraz nie mając nic sobie do zarzucenia miałam małe wątpliwości. Uff.. W końcu to rozumiem i mam luz. 
Już się nie spinam i ufam swojemu organizmowi. 

Co cudowne, nadal nie czuje głodu. Nie mam aż takiej ciągoty do słodyczy jak przed operacją.
Czuje jak z każdym tygodniem wraca mi dawna energia i chce mi się w końcu żyć. 

7 lutego 2023 , Komentarze (34)

Nie ważyłam tyle od 5 lat! To niesamowite. Gdy zobaczyłam rano na wadzę liczbę 99,7 zaczęłam skakać z radości. 
Dwucyfrowa liczba to jest coś. 

Widzę też pierwsze zmiany wizualne. Schudły mi nogi i pojawiła się lekko luzna skóra na przedramionach. 
Ciuchy są trochę luzniejsze i twarz wyszczuplała. 
W mojej zimowej kurtce jest więcej miejsca. 

Ostatnio na kawę wpadły moje szwagierki i widziałam kątem oka jak mi się przyglądały. Jednak żadnego komplementu jeszcze nie dostałam. Wiem, że przyjdzie taki moment gdzie ludzie zaczną zauważać, że schudłam. 
Cały czas zastanawiam się nad dobrą odpowiedzią, bo przecież prawie nikt o mojej operacji bariatrycznej nie wie. 


Kilka dni temu miałam rozmowę z moich chirurgiem. Bardzo mnie zdołowała. Według niego schudłam o 2 kilogramy za mało. Kazał mi zamieić jeden stały posiłek na płynny. 
A gdy mu powiedziałam, że jem do 900 kcal dziennie, a zazwyczaj 600-800 kcal - to kazał mi nie przekraczać 500 kcal. 
500 kcal to przecież bardzo mało! Jednak bez większego wysiłku udaje mi się trzymać tych nowych poleceń. 

Aktywność fizyczna... No tutaj to poleciał. Kazał mi codziennie chodzić 3 kilometry. Chodzić na basen, lub wodny areobik. Aktywność fizyczna 4 razy w tygodniu. 
Gdy to usłyszałam to zapadłam się w fotel samochodu. 
Ja i aktywność fizyczna? Ja nie lubię ćwiczyć! 

Co prawda jezdziłam na basen, ale czuje że jest dla mnie jeszcze za szybko. Mam więcej energii i motywacji, jestem na etapie ogarniania domu, pracy, mojej organizacji ogólnie. 
Nadal ledwo z wszystkim się wyrabiam i gdyby teraz jeszcze doszły intensywne ćwiczenia...  Dużo o tym myślałam. 

Postanowiłam chodzić codziennie na spacer, tyle ile dam radę. Bez spiny. A gdy ogarnę organizacę i dom, wtedy zacznę ćwiczyć. 

1 lutego 2023 , Komentarze (14)

Jakie to jest piękne uczucie gdy nie myślisz o jedzeniu cały czas! W końcu czuje się i jestem wolna! 

Bardzo dużo się pozmieniało na ogromny plus.

Ale najpierw.. Jestem miesiąc po operacji bariatrycznej.
Jem już praktycznie wszystko i produkty stałe. 
Zazwyczaj jem ryby, warzywa, chude mięso, serki, kaszki, owoce, soki, sery, trochę makaronów i trochę pieczywa. 

Nie jem bo, nie chcę i jest odradzane: czekolady, słodyczy, chipsów i słonych przekąsek, napojów gazowanych, fastfoodów i wszystkiego co w panierce oraz tłuste. 

Co mi szkodzi teraz a wcześniej nie: Jajka, sosy, wołowina i trochę makarony. (makarony jeszcze testuje)

Pokusy nie zniknęły. Jak widzę reklamę KFC to mam ochotę na KFC. Zjadłabym dla przyjemności pizzę lub chamskiego schabowego. Jednak te pokusy nie są poparte głodem czy apetytem, więc unikam ich z łatwością i to jest piękne. 

Raz tylko odwaliłam. Byliśmy z moim na mieście i namówiłam go na chińczyznę. W domu zjadłam 2 małe kawałki panierowanego kurczaka i natychmiast pożałowałam. Spędziłam w toalecie godzinę i na samą myśl o takim kurczaku do tej pory zbiera mi się na wymioty. 
Nigdy więcej. 

W USA ludzie ważący nawet 90 kg robią sobie operacje bariatyczne. To norma. Ja niestety nie mam takiego płaskiego brzucha. 😛


Efekty ubczone? 
Nie ma. Przestraszyłam się tylko gdy rano w buzi miałam/mam krew od kilku dni. Dzwoniłam do mojego chirurga i był bardzo nie miły. Pokwpiewał i bagetelizował mój problem. Byłam w szoku, bo wcześniej był super miły, a przy tej rozmowie zachował się jak burak. 
Zaznaczył jednak, że to nie może mieć związku z operacją. 
Okazało się to prawdą, krw leci mi z dziąsła. Już zapisałam się do dentysty. Spotkanie po miesiącu z chirurgiem mam dzisiaj i szczerze? Już go nie lubię. :D

Dziś dzień ważę: 101,8 kg, centymetry poszły głównie z brzucha i ud. 
W końci waga ruszyła! Nic się nie działo przez ponad 2 tygodnie, zaczęłam świrować. 
No bo jem po 1000 kcal dziennie, a waga sobie wesoło stoi na 103 kilogramach. 
Na szczęście dziewczyny z grupy bariatrycznej mnie uspokoiły. Wrzuciłam na luz i teraz czekam na legendarne 99 kilogramów!!