Dzięki termomixsowi przestaliśmy z moim jadać na mieście i zamawiać. Udaje mi się gotować niemal codziennie, co jest fajne. Liczyłam na to, że schudnę jeszcze więcej.
Jednak w domu cały czas pojawiały się słodycze, a ja ulegałam..
Miałam ładny bilans dnia 1600 kcal i potem dobijałam do 2100 kcal jedząc czekoladę, ciastka lub jakieś batony. To było silniejsze ode mnie.
Kurczę czemu te słodycze są tak ważne w moim życiu? Powiedziałam o tym na terapii i mamy się tym w przyszłości zająć.
Na Wielkanoc pozwoliłam sobie. Jadłam wszystko na co miałam ochotę i oczywiście górowały świąteczne wypieki. 1 kwietnia weszłam na wagę a tam 95 kg!
MAsAKRAAAAAAAAAAAAAA! Nie wiem nawet jak to skomentować.
Tak się przestraszyłam, że aż serce mi na chwilę stanęło. Przed oczami zobaczyłam to moje poprzednie życie w większej otyłości. Wiedziałam, że to punkt zwrotny i nie muszę zawrócić na dobrą drogę. Usiadłam i zaplanowałam.
Przez cały kwiecień:
1. Minimum 5 tysięcy kroków dziennie. (Wychodzi mi po 6-9 tysięcy).
2. 20 minut ćwiczeń codziennie. (spacer, ćwiczenia z YouTubem, rower, bieganie).
3. Słodycze tylko w weekendy. (udało mi się wytrzymać 1 dzień na 3 bez słodyczy).
Jak zrobię coś ponadto to super, ale to minimum muszę zrobić!
Dziś po tych 3 dniach się ważyłam i było 94,5. Jednak wielkie podsumowanie będzie na koniec miesiąca. A w maju nowe plany, bardziej ambitne.
No i próbowałam rzucić te słodycze całkowiecie. Tyle razy, jeszcze przed świętami były próby. Jednak nie mogę się oprzeć. Nawet jak wytrzymam nie zjem, to po kilku godzinach i tak to robię. Nie kupujemy słodyczy wcale, ale one po prostu się pojawiają!
Ktoś przynosi, ktoś daje, ktoś wyśle i tak w kółko. Muszę to zrozumieć, rozpracować.
Ratuje mnie zapisywanie kalorii na aplikacji. Jednak robię to dwa, trzy dni i potem zapominam lub zapisuje tylko pół dnia. Na serio muszę się ogarnąć.. Chcę się ogarnąć.
Wszystko w głowie ułożone mam, świadomość błędów i słabości też. Tylko ta praktyka... Trzymajcie kciuki! Wierzę, że mi się uda, już raz się udało.