Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 96.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 lutego 2023 , Komentarze (8)

Tak dobrze szło mi ogarnianie wszystkiego i nagle coś się skiełbasiło. Dostałam fajny projekt do wykonania w pracy. Potem zmieniły się wytyczne i na ostatnią chwilę musiałam zająć się czymś nowym. Przez to mam wrażenie, że ten tydzień trwał jeden dzień. 

Uczę się zastępować nagradzanie się jedzeniem czymś innym. Zamiast słodyczy, idę do księgarni, zamiast pizzy, kawiarnia i dobra kawa. Byłoby prościej gdybym nie mieszkała na wsi! Tu nic nie ma!
Więc muszę kombinować. Wyprawa do najbliższego miasta to czterdzieści minut drogi w jedną stronę. 

Nie narzekałabym gdybym w zamian mieszkała w pięknym miejscu! Przy lesie, nad jeziorem lub chociaż w malowniczej wiosce. Tymczasem wjeżdżając do mojej miejscowości wita was smog. 
Ludzie palą śmieciami i ogólnie czym się tylko da. 
Całe szczęście, że nie wszyscy... Tylko kilka osób. 😁

Wspominałam Wam, że mój TŻ ma ciężki czas. Zastanawiamy się nad wyjazdem na 2 miesiące w góry, lub nad morze. Oboje mamy pracę zdalną (w sensie mój delegacje, ale to bez różnicy dla niego). 
Pod względem finansowym nie jest to dobry pomysł, ale zastanawiam się czy mu to nie pomoże. 
Może zmotywuje nas lub pozwoli się bardziej rozwinąć, odpocząć. 
Marzę o tym aby pić kawę patrząc na piękną naturę i wdychając świeże powietrze. Jeść na tarasie śniadania... Ah... Póki co to pomysł w powijakach więc luz. 



Druga nowość to nowe znajomości. Poznałam ostatnio fajną dziewczynę i piszemy sobie wiadomości. Fajnie jest porozmawiać z kimś innym niż mój TŻ. 🤗

Waga stoi... znowu stoi.. Zatrzymała się na 98,2. Mam nadzieję, że w końcu ruszy. Bardziej się stresuje co powie lekarz niż tym wynikiem.. Ja jestem już tak zadowolona i widzę te zmiany, że mam luz. 
Jednak wiem, że przez te pierwsze tygodnie chudnie się najwięcej, a ja mam za sobą około 17 kg w ponad dwa miesiące. 😛


17 lutego 2023 , Komentarze (5)

Cześć! Następny cel to 91 kilogramów. Ta liczba ma ogromne znaczenie. Ważąc tyle, czułam się wspaniale i miałam swój najlepszy czas w życiu. Poznałam wtedy moją miłość, otworzyłam firmę, rozwijałam pasję i byłam bardzo szczęśliwa. 
Trwało to rok, potem zaczęłam tyć - aż przekroczyłam wagę 100 kilogramów. 
Zaczęły się problemy z zdrowiem i psychiką, no i wtedy się wszystko posypało.

Mój ukochany na teraz gorszy czas. Problemy w pracy, stresy związane z zdrowiem. Wychował się w kochającej rodzinie, ale rodzice rządzili twardą ręką. Przez co jest perfekcjonistą. Zupełne przeciwieństwo mnie. On musi mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. 
Ja idę na żywioł. Jesteśmy tak różni, ale idealnie się uzupełniamy. Po ponad 6 latach związku, mój TŻ złapał poważny kryzys. 
Nie da się wszystkiego miec pod kontrolą, życie jest zbyt zaskakujące. To zaczęło siadać mu na głowę.

Trochę czasu mi zajęło, żeby namówić go na terapię i w końcu się zapisał. Dziś rano miał mieć pierwsze spotkanie i...  Kobietka zachorowała. Spotkanie przełożone na za tydzień. 

Z tego powodu oprócz wsparcia, staram się totalnie go odciążać. Więc od pewnego czasu robię wiele rzeczy sama. Wczoraj miałam więcej czasu i chciałam w końcu powynosić dawno spakowane świąteczne rzeczy. Mój miał to zrobić, bo niektóre z nich były serio ciężkie. 
Zawzięłam się i zrobiłam to sama. Wcale nie było ciężko. Byłam z siebie tak dumna... Aż zaczęłam robić rzeczy, które on miał zrobić już dawno temu. 
Pochowałam części samochodowe do garażu, zmieniam żarówki, przykręciłam wieszak. Normalnie wpadłam w szał pracy i skończyłam dopiero wieczorem.

Zaczęłam myśleć, czemu wcześniej tego nie robiłam? Tylko czekałam az TŻ znajdzie czas i to zrobi? 

Całe życie obserwowałam jak kobiety z mojej rodziny narzekały na facetów, że coś mieli zrobić już rok temu i nadal to nie jest zrobione! 
To tej pory w domu rodziców zaczęty przez ojca 8 lat temu remont łazienki - czeka na dokończenie. 
Przy rożnych okazjach matka mu to wypominała, a on się denerwował i obrażał na zmianę. 

Stwierdziłam, że fajnie jest działać samemu i nie być od nikogo zależną. Prosić o pomoc jeśli coś się nie udaje, ale nie czekać aż ktoś zrobi daną rzecz za Ciebie, tylko za pół roku. 
Już sobie zaplanowałam co zrobię w następnej kolejności i nie mogę się doczekać tych moich porządków. 😁



(po latach zaczęłam oglądać serial "Gotowe Na Wszystko" kocham Bree). 

15 lutego 2023 , Komentarze (11)

Cześć! Z 115 schudłam do 98,9 kg!  To jest jakieś 14% mojej masy. Niby niewiele, ale jak zmieniło się moje życie!
Za żadne skarby nie wróciłabym do dawnego trybu. 
Teraz widzę tą ogromną różnicę w jakości życia. Czyli jaką? 

1. Najważniejsze! Mam więcej energii, ale o ile więcej! Dawniej po 4 godzinach życia już musiałam iść na drzemkę lub pić mocną kawę. Opadałam z sił i produktywna byłam może do 5 godzin po wstaniu z łóżka. Robiłam bardzo niewiele, właściwie potrzebne minimum. 
Przez to nie starczało mi czasu dla samej siebie i chodziłam zflustrowana, a weekendy nadrabiałam to czego nie dałam rady zrobić w tygodniu. 
2. Spokój w głowie. Jak błogo i wspaniale. W końcu żyjesz bez wyrzutów sumienia, że nic nie robisz. Masz poczucie, że coś się dzieje, że działasz i już schudłaś na tyle, że widać zmiany. 
To dodaje skrzydeł, pomaga się zdystansować i na nowo wierzysz w siebie i swoje możliwości. 

Akurat 2 dni temu miałam taką sytuację. Idąc do hebe, jakiś chłopak za mną naśmiewał się z mojej sylwetki do młodej dziewczyny. Szli razem i gdy się automatycznie odwróciłam, on akurat patrząc na nią pokazywał - na mnie palcem. 
Dziewczyna była zawstydzona. Ja spojrzałam na niego z politowaniem i wiecie co? Nie dotknęło mnie to nawet w 1%. 
Mam przekonanie, że działam i osiągnęłam pewne sukcesy. Nikt nie jest w stanie mi tego zachwiać lub odebrać. 



3. Moje schudnięcie wpływa na wszystko. Na lepszy humor, na porządek w domu, na lepszą pracę, na dobre jakościowo i smaczne posiłki. Czuję, że odzyskuje kontrolę. 

4. Ładniej wyglądam. W końcu nadszedł ten moment w którym ludzie zauważają, że schudłam. Ostatnio szwagierka z mężem pytali o dietę i mówili, że zauważli duże zmiany w moim wyglądzie. Ludzie mówią, że zmieniła mi się twarz. 
Ja największe zmiany widzę w nogach i mniejszym brzuchu (hura). Zaczynam mieć lekko luzną skórę, ale tylko na przedramionach. Kupuję rozmiar 49, a nie 52 jak wcześniej. 
Lepiej wyglądam w każdym ubraniu. 
A za każdym razem gdy wkładam kurtkę zimową mam ogromnego banana na twarzy. Kupując ją pół roku temu, była lekko ciasnawa, przylegająca. Teraz mam sporo luzu i zapinam się bez problemu. 

5. Wróciła mi miesiączka. Póki co tylko 1 raz, czekam na kolejny miesiąc i sama jestem ciekawa co będzie. 

No i 6. To dziwnie.. Wcześniej tego nie zauważałam. Jednak teraz nie mogę doczekać się jutra. Następny dzień mnie ekscytuje. Planuje sobie z przyjemnością co będę robiła. To takie miłe. 

Patrząc na to wszystko teraz to zdaję sobie sprawę, że wcześniej moje życie było bardzo smutne i trochę nie szczęśliwe. Nadal najlepsze jakie mogłam mieć na temten moment... Jednak nie spodziewałam się, że aż tyle się zmieni. 

PS: Z efektów ubocznych to mam bardzo często zgagę. Właściwie po 3 z 5 posiłków. 

9 lutego 2023 , Komentarze (22)

Hej dziewczyny! Dziękuje Wam za ogrom wsparcia pod ostatnim wpisem. Doczekałam się nawet swojej pierwszej "hejterki", która poleciała na czarną listę. :) 
Pod koniec swoich zajadłych wywodów napisała coś w stylu 
"I tak na bank przytyje". Watch me. 

Będę z Wami szczera. Bez operacji nie udałoby mi się schudnąć. Teraz to widzę. 
Przy każdej próbie odchudzania czy to z dietetykiem czy bez, zawsze towarzyszył mi głód. Do tej pory pamiętam jak po wielkiej misce sałatki z łososiem wystraczyła godzina abym znowu zrobiła się głodna. 
Pizza? Dwie godziny i głód wracał. Zwykła przekąska nie wystarczyła, żebym czuła się najedzona. 

Nie zliczę prób w których z aplikacją w dłoni liczyłam kalorię, piłam na siłę wodę i ćwiczyłam. Zaliczyłam siłownię, zajęcia sportowe, rower, długie spacery, rolki i bieganie. 
Potem po tygodniu wchodziłam na wagę i widziałam -1kg. 
Jeśli schudłam dwa, to było święto. 



Schemat był ten sam. Pomimo tylu wyrzeczeń, poświęceń i zmiany trybu życia: chudłam wolno. Za wolno. 
Co mi z 3 kilogramów w miesiąc, gdy ważyłam 115? Różnicy żadnej, a życie w ten sposób było niesamowicie ciężkie. 
Zazwyczaj chudłam te 2-3 kilogramy, a potem waga się wahała lub stała w miejcu. 
Kolejny miesiąc potu, wyrzeczeń i głodu - a waga +1 lub taka sama. Co jest?! 
Zaczęłam się obwiniać, myśleć, że na bank coś zle robię. Muszę się bardziej postarać... No i poddawałam się. 
No bo jak mam się bardziej postarać, gdy już staram się najlepiej jak umiem? Nie widząc efektów, nie widziałam sensu. 

A teraz wyobrazcie sobie, że jem średnio 700 kcal dziennie. 
(od tygodnia 500). Sama zdrowa żywność, nawet mięso kupuje bio. Zero cukru, praktycznie nie solę potraw. Już zapomniałam jak smakują słodycze i fastfoody. 
A waga zatrzymała się na ponad 2 tygodnie! 
Przez 2 tygodnie nie schudłam nic, i przytyłam 1 kilogram. 
Gdybym nie miała namacalnych dowodów w postraci operacji i dokładnych danych tego co jem i ile każdego dnia... To znowu zaczęłabym myśleć, że coś ze mną nie tak. Zle robie, powinnam się bardziej postarać. Poddałabym się.

Tymczasem to naturlany proces w organizmie. Każdy z nas jest inny, a zastoje wagi są częścią procesu odchudzania. 
Niektózy chudną regularnie po 2-3 kg tygodniowo, a inni (tak jak ja) niemal 10 kg w tydzień, a potem przez reszte miesiąca nic. 
Gdy chirurg i dziewczyny na grupie bariatrycznej mi to tłumaczyły, gdzieś z tyłu głowy jeszcze nie dowierzałam. 
Ale dokładnie po 2 tygodniach zastoju, waga znowu ruszyła w dół, chociaż w sumie nic nie zmieniałam. 
(jbc to ruszyła przed tym jak wróciłam do 500 kcal po zaleceniu lekarza). 

Gdyby nie ta operacja to nigdy bym nie wytrzymała i nie schudła. Poddałabym się przy pierwszym dłuższym zastoju. Wątpiąc w swoją sprawczość. 
Teraz nie mając nic sobie do zarzucenia miałam małe wątpliwości. Uff.. W końcu to rozumiem i mam luz. 
Już się nie spinam i ufam swojemu organizmowi. 

Co cudowne, nadal nie czuje głodu. Nie mam aż takiej ciągoty do słodyczy jak przed operacją.
Czuje jak z każdym tygodniem wraca mi dawna energia i chce mi się w końcu żyć. 

7 lutego 2023 , Komentarze (34)

Nie ważyłam tyle od 5 lat! To niesamowite. Gdy zobaczyłam rano na wadzę liczbę 99,7 zaczęłam skakać z radości. 
Dwucyfrowa liczba to jest coś. 

Widzę też pierwsze zmiany wizualne. Schudły mi nogi i pojawiła się lekko luzna skóra na przedramionach. 
Ciuchy są trochę luzniejsze i twarz wyszczuplała. 
W mojej zimowej kurtce jest więcej miejsca. 

Ostatnio na kawę wpadły moje szwagierki i widziałam kątem oka jak mi się przyglądały. Jednak żadnego komplementu jeszcze nie dostałam. Wiem, że przyjdzie taki moment gdzie ludzie zaczną zauważać, że schudłam. 
Cały czas zastanawiam się nad dobrą odpowiedzią, bo przecież prawie nikt o mojej operacji bariatrycznej nie wie. 


Kilka dni temu miałam rozmowę z moich chirurgiem. Bardzo mnie zdołowała. Według niego schudłam o 2 kilogramy za mało. Kazał mi zamieić jeden stały posiłek na płynny. 
A gdy mu powiedziałam, że jem do 900 kcal dziennie, a zazwyczaj 600-800 kcal - to kazał mi nie przekraczać 500 kcal. 
500 kcal to przecież bardzo mało! Jednak bez większego wysiłku udaje mi się trzymać tych nowych poleceń. 

Aktywność fizyczna... No tutaj to poleciał. Kazał mi codziennie chodzić 3 kilometry. Chodzić na basen, lub wodny areobik. Aktywność fizyczna 4 razy w tygodniu. 
Gdy to usłyszałam to zapadłam się w fotel samochodu. 
Ja i aktywność fizyczna? Ja nie lubię ćwiczyć! 

Co prawda jezdziłam na basen, ale czuje że jest dla mnie jeszcze za szybko. Mam więcej energii i motywacji, jestem na etapie ogarniania domu, pracy, mojej organizacji ogólnie. 
Nadal ledwo z wszystkim się wyrabiam i gdyby teraz jeszcze doszły intensywne ćwiczenia...  Dużo o tym myślałam. 

Postanowiłam chodzić codziennie na spacer, tyle ile dam radę. Bez spiny. A gdy ogarnę organizacę i dom, wtedy zacznę ćwiczyć. 

1 lutego 2023 , Komentarze (14)

Jakie to jest piękne uczucie gdy nie myślisz o jedzeniu cały czas! W końcu czuje się i jestem wolna! 

Bardzo dużo się pozmieniało na ogromny plus.

Ale najpierw.. Jestem miesiąc po operacji bariatrycznej.
Jem już praktycznie wszystko i produkty stałe. 
Zazwyczaj jem ryby, warzywa, chude mięso, serki, kaszki, owoce, soki, sery, trochę makaronów i trochę pieczywa. 

Nie jem bo, nie chcę i jest odradzane: czekolady, słodyczy, chipsów i słonych przekąsek, napojów gazowanych, fastfoodów i wszystkiego co w panierce oraz tłuste. 

Co mi szkodzi teraz a wcześniej nie: Jajka, sosy, wołowina i trochę makarony. (makarony jeszcze testuje)

Pokusy nie zniknęły. Jak widzę reklamę KFC to mam ochotę na KFC. Zjadłabym dla przyjemności pizzę lub chamskiego schabowego. Jednak te pokusy nie są poparte głodem czy apetytem, więc unikam ich z łatwością i to jest piękne. 

Raz tylko odwaliłam. Byliśmy z moim na mieście i namówiłam go na chińczyznę. W domu zjadłam 2 małe kawałki panierowanego kurczaka i natychmiast pożałowałam. Spędziłam w toalecie godzinę i na samą myśl o takim kurczaku do tej pory zbiera mi się na wymioty. 
Nigdy więcej. 

W USA ludzie ważący nawet 90 kg robią sobie operacje bariatyczne. To norma. Ja niestety nie mam takiego płaskiego brzucha. 😛


Efekty ubczone? 
Nie ma. Przestraszyłam się tylko gdy rano w buzi miałam/mam krew od kilku dni. Dzwoniłam do mojego chirurga i był bardzo nie miły. Pokwpiewał i bagetelizował mój problem. Byłam w szoku, bo wcześniej był super miły, a przy tej rozmowie zachował się jak burak. 
Zaznaczył jednak, że to nie może mieć związku z operacją. 
Okazało się to prawdą, krw leci mi z dziąsła. Już zapisałam się do dentysty. Spotkanie po miesiącu z chirurgiem mam dzisiaj i szczerze? Już go nie lubię. :D

Dziś dzień ważę: 101,8 kg, centymetry poszły głównie z brzucha i ud. 
W końci waga ruszyła! Nic się nie działo przez ponad 2 tygodnie, zaczęłam świrować. 
No bo jem po 1000 kcal dziennie, a waga sobie wesoło stoi na 103 kilogramach. 
Na szczęście dziewczyny z grupy bariatrycznej mnie uspokoiły. Wrzuciłam na luz i teraz czekam na legendarne 99 kilogramów!! 

24 stycznia 2023 , Komentarze (12)

Nikomu o tym do tej pory nie mówiłam. Zawsze miałam wrażenie, że jestem jakieś 3 lata do tyłu wedle rówieśników. Inni mieli telefony, komputery - ja dopiero zbierałam pieniądze. 
Podróże, wakacje - ja pierwszy raz pojechałam na wakacje w wieku 17 lat. 
Pierwsze związki, przyjaźnie, doświadczenia - na to też czekałam dłużej niż inni. 

Teraz jest etap ślubów i zakładania rodziny. Znajomym rodzą się dzieci, organizują śluby, kupują domy. Jeśli się uda, to czeka mnie to za jakieś dwa lata. 

Obserwuje moją dawną koleżankę z klasy z którą nie mam kontaktu. Jest ona dla mnie ogromną motywacją. Spotkało mnie takie jedno doświadczenie, które zmieniło całe moje życie. 
Zmieniło moje poglądy na pewne sprawy i wywarło ogromne wrażenie, ukształtowało mnie.
Opowiem Wam o tym. 

Będąc w gimnazjum brałam udział w konkursie międzyszkolnym. Moja matka była wściekła gdy nauczycielka zadzwoniła do niej, że musi mnie odebrać. Klnęła jak szewc i kazała mi tłumaczyć się z tego, że ona nie przyjedzie. Twierdziła, że mam wracać 8 kilometrów sama na pieszo, w wczesną wiosnę gdy szybko robiło się ciemno. 
Chwilę potem jechałam z "tą" koleżanką do niej. Miałam u niej zaczekać kilka godzin na moją matkę. 
Nigdy wcześniej u niej nie byłam i nie wiedziałam gdzie ona mieszka. Miałyśmy wtedy z 12 lat.
W szkolę rozmawiałyśmy ze sobą na lekcji czy korytarzu, jednak nie byłyśmy koleżankami. 
Nazwijmy ją Diana.

Diana była najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Dobrze się uczyła i każdy ją lubił. Niczym w filmach romantycznych dla nastolatków co kilka dni jakiś chłopak prosił ją o chodzenie, lub wyznawał miłość. Już wtedy ją podziwiałam, bo była taka dojrzała jak na nasz wiek i bardzo inteligentna. 
Nigdy nie dała się wciągnąć w jakieś głupie kłótnie czy zabawy. W dodatku naprawdę wyróżniała się nieprzeciętną urodą. Miała długie, grube miodowo-brązowe włosy. Piękną twarz i cudną sylwetkę.
Była dobra w wszystkim bez większego wysiłku i miała sporo pasji. 

Znalazłam się przed jej domem i oniemiałam. Był piękny i duży. Diana zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Praktycznie całą ścianę zajmowało ogromne okno i widok na góry oraz zamglony las. Dosłownie tapeta HD tylko na żywo. W pokoju miała mnóstwo rzeczy tematycznych, bo chciała zostać lekarzem. Rodzice zorganizowali jej stetoskop, strzykawki, bandaże i tak dalej.
Opowiedziała mi, że jak czymś się zaczyna interesować, to rodzice pomagają jej się w tym sprawdzić. 
Na ścianach pełno fotek rodzinnych z pikników, wakacji, zabaw i świąt. Pobawiłyśmy się chwilę, zostałam oprowadzona po domu i zeszłyśmy na dół, bo jej rodzice wrócili z pracy. 
Siedziałyśmy przy stole gdy mama Diany nakładała nam obiad i zaczęła pytać mnie o różne rzeczy. 
Chciała wiedzieć co myślę i co mam do powiedzenia.
Byłam w szoku. 


Nigdy żadnego dorosłego nie interesowało to co mam do powiedzenia. Było mi trochę niezręcznie, że ktoś chciał mnie słuchać i był mną zainteresowany. Pozmywaliśmy razem po obiedzie, poszliśmy na spacer i wspólnie z całą jej rodziną oporządziliśmy konie. (Mieli 2 konie w stajni za domem). 
Do wieczora graliśmy razem w różne gry na zewnątrz i spędzaliśmy czas, tak jak nigdy nie spędzałam czasu w domu. 
Potem przyjechała po mnie matka i wsiadłam do samochodu pełnego petów oraz dymu papierosowego.
Przez całą drogę do domu przeklinała mnie, czemu nie mogłam wrócić sama tych 8 kilometrów, tylko trzeba po mnie jezdzić jak po księżniczkę. 

Ten kontrast uświadomił mi że mogło być inaczej. Gdybym tylko miała takich rodziców jak Diana.. 
Kto wie.. Wstyd się przyznać, ale ten dzień w jej domu był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. 
Poczułam jak może być wspaniale mając szczęśliwą rodzinę i opiekuńczych rodziców. Coś cudownego. 
Dało mi to też świadomość, że moja sytuacja w domu jest nienormalna i patologiczna. 

Przez resztę gimnazjum po cichu obserwowałam Dianę i rozmyślałam. Pochłaniałam każdą chwilę jej relacji z rodzeństwem i rodzicami gdy pojawili się po nią w szkole lub na jakimś wydarzeniu. 
Oczywiście próbowałam się z nią zaprzyjaznić, lecz ona miała już swoją paczkę i nic z tego nie wyszło. 
Jednak do tej pory obserwuje ją na mediach społecznościowych, bo w jakiś dziwny sposób mnie to motywuje. 

PS: Została lekarzem i w zeszły weekend wzięła ślub. 

17 stycznia 2023 , Komentarze (12)

To niesamowite, że przez pierwszy tydzień schudłam około 7 kg. Przez drugi 3 kg i teraz waga stoi.
Takie zastoje są normalne i każdy ma inaczej. Czytałam historie, że niektórym waga spada dopiero po 2 miesiącach.
Jedna dziewczyna na grupie bariatrycznej opisywała, że ważąc 140 kilogramów schudła najpierw 4kg a potem 2 miesiące nic nie schudła. Aż w końcu waga zaczęła lecieć jak szalona. 

Wszyscy piszą też o tym, żeby nie ważyć się nałogowo. Ja do tej pory ważyłam się co 2-3 dni. 
Postaram się robić to tylko w poniedziałki. Staram się myśleć pozytywnie, 10 kg to bardzo dużo, a czasami tego nie doceniam. Bez operacji w życiu bym nie osiągnęła takiego wyniku. 

No dobra, a widzę jakieś zmiany? 
1. Twarz mi wyszczuplała.
2. Zaczyna mi się robić luźna skóra na nogach. 
3. Brzuch się zmniejszył dzięki czemu moje piersi wydają się większe. 
4. Niektóre ubrania są lekko luźniejsze i przyjemniej się je nosi. 

Minusy:
1. Nadal mam mniej energii. Myślałam, że będę skakała i robiła fikołki, a tymczasem szybko się męczę fizycznie. 
2. Nie mogę wypić dużej ilości wody na raz, a to był mój sposób na picie jej. Przez to jest mi bardzo trudno dobijać do 1,5-2l płynów dziennie. Postaram się bardziej. 

(Fotka motywacyjna z mojego ulubionego programu I My 600-lb Life )

Po za tym widziałam się z rodzinką pierwszy raz od ponad 2 tygodni. Nikt nie powiedział, że schudłam, czy że lepiej wyglądam - więc chyba nie widać. XD
Ja oczywiście też nic nie mówiłam, ani o operacji, ani o diecie czy coś. 
Oj cięzko było siedzieć przy stole zastawionym słodyczami i kawą. Jestem z siebie dumna, że dałam radę. 

Za kilka dni wracam do pracy, bo obecnie jestem na urlopie. Dziś zaczynam sprzątać sobie biuro. 
Są w nim jeszcze świąteczne dekoracje i dziwnie mi się to sprząta. Święta minęły mi na diecie i tak niesamowicie szybko! Mało się nimi nacieszyłam. 

Liczyłam kalorię i zjadam tak do 500 kcal na dzień. Nadal jem zupy, jogurty, puddingi, mleko, buliony.
Doszedł kurczak gotowany bez skóry. Oczywiście wszystko bez soli i raczej bez przypraw. 
Jeszcze 2 tygodnie i mogę zaczynać pokarmy stałe.... 

PS: Na poprawę humoru wrzucam Wam złoto, które znalazłam na grupie. Nie wszyscy stosują tak długo dietę stałą lub płynną. Niektórzy już po tygodniu jedzą normalne posiłki. 

15 stycznia 2023 , Komentarze (24)

Bardzo nie lubię naszych szpitali. Od 22 roku życia płacę podatki i nie małe składki zdrowotne. 
A warunki w szpitalu, personel? Pozostawia wiele do życzenia. 

Gdy byłam mała to często chorowałam. Szpital zapamiętałam z super miłymi pielęgniarkami/pielęgniarzami, pysznym jedzonkiem i czymś nowym. Chorowanie nie było aż takie złe. 
Może dlatego, że to były szpitale Szwedzkie. 


Pierwszy raz trafiając do szpitala w Polsce przeżyłam szok. Na śniadanie suchy chleb, kawałek masła i dwa plasterki szynki z całym pomidorem. Kanapkę trzeba było sobie zrobić samemu. 
Na obiad chuda zupa i ziemniaki z jakimś dziwnym kawałkiem mięsa i marchewką. 
Na kolacje suchy chleb i kawałek chudego twarogu. 


Do tego nie miłe pielęgniarki, wiecznie zalatane i zestresowane, wyżywające się na pacjętach. 
Potem długo w żadnym szpitalu nie byłam, a i leczyłam się prywatnie, bo na wszystko trzeba było czekać tygodniami i się prosić. 

Kolejna styczność z naszymi szpitalami była podczas odwiedzin bliskich. Niestety klimat ten sam. Paskudne jedzenie, personel o który strach coś zapytać i pacjęci nie fajnie traktowani. 

Będąc teraz kilka dni w szpitalu przygotowałam się na to psychicznie. Miałam szczęście, bo trafiłam na miłe pielęgniarki. Może to też była kwestia tego, że było bardzo mało ludzi na oddziale. 
Raz tylko dostałam zjebki za to, że zamknęłam się w toalecie. Zawsze mnie dziwi dlaczego niektórzy ludzie od razu się wydzierają na kogoś, zamiast normalnie coś komunikować. 

(typowy obiad w szpitalu w Szwecji)



No ale były ze mną w sali dwie starsze Panie, które były totalnie przerażone byciem na łasce pielęgniarek. Czasami traktowały je miło, innym razem nie miło. Loteria. 
Każdy posiłek po za jednym (raz na obiad dostały kartacze) był okropny. Na kolację zawsze to samo, ten chleb z kawałkiem twarogu. Masakra..  Pomagałam jak mogłam, bo Panie często bały się zapytać pielęgniarki o cokolwiek. 
Więc często ja coś załatwiałam lub sprawdzałam czy pomagałam. (to jeszcze przed operacją). 
To przecież straszne dla takiej starszej osoby przywiązanej do domu, być w obcym miejsu i nie kontrolować sytuacji. 
Najlepiej to opiszę sytuacja jak jedna z tych Pań popłakała się jak dziecko, gdy przyjechała po nią rodzina. 
Tak się cieszyła, że wraca do domu. 



No dobra, a teraz jak to jest możliwe, że płacąc tyle hajsu mamy takie kiepskie warunki w szpitalu? 

Wspominając szpitale w Szwecji zawsze była przestrzeń wspólna dla pacjętów z telewizorem, jakimiś grami i książkami. Jedzenie zawsze 2-3 daniowe z deserem. 
NIczym z restauracji. Po sali chodziił fizjoterapeuta i proponował masaż lub rozcąganie dla potrzebujących. 
Pewnie gdybym nie doświadczyła innego poziomu opierki zdrowotnej to bym nie narzekała. 

Podsyłam Wam zdjęcia porówanania posiłków i kilka moich fotek. 
PS: Serio w Szwecji podają posiłki w takiej formie, z ozdobnikami i deserem. 

12 stycznia 2023 , Komentarze (5)

Zdecydowałam się na operację bariatryczną głównie z tego powodu, że nie czułam nasycenia jedzeniem. Gdy coś zjadłam to uczucie najedzenia trwało bardzo krótko. 
Często chodziłam głodna ważąc absurdalnie dużo. 
To był prawdziwy koszmar. 

Każdy z nas ma hormony odpowiedzialne za sytość i uczucie głodu. Usuwana jest ta część żołądka gdzie te hormony występują i to mnie przekonało. 
Polecam Wam w wolnej chwilii posłuchać specialisty (link na końcu wpisu). Nikt tego lepiej nie wyjaśni.

Jak wspominałam ostatnio przez pierwsze dwa dni po operacji głównie spałam. Wstawałam tylko do toalety. Prawdziwym koszmarem było poranne mycie się. Zalewałam się zimnym potem i sapałam jak po maratonie. Potem szłam spać na godzinę, dwie z przemęczenia. 
Trwało to jakiś tydzień. 

Po operacji w szpitalu spędziłam w sumie 2 dni. Jedzenie dostałam dopiero chwilę przed wyjściem i był to kleik. Kazali mi codziennie pić coraz więcej wody. Głodu nie czułam, więc nie był to problem. 
Dostałam jeszcze kroplówkę i tyle. Bardzo zle wspominam te pierwsze dni po opce. Byłam przeziębiona i oprócz zmęczenia po operacyjnego to jeszcze okropny kaszel i ból gardła.

Pierwszy tydzień wyjęty z życia, wszystko za mnie robił mój TŻ. Czynności fizyczne mega męczą fizycznie do tej pory. Pierwsze posiłki to białko i beztłuszczowy bulion. 
Żadnych przypraw! Myślałam, że bardziej odczuje brak soli, ale jest spoko. 
Gdy wracaliśmy do domu to co 50 km przystanek i krótki spacer. To po to żeby nie pojawił się jakiś zakrzep. Do tej pory mój TŻ robi mi zastrzyki anty-zakrzepne. 
Będę jeszcze je przyjmować przez 8 dni. 

Dopiero teraz prawie dwa tygodnie po operacji zaczynam chodzić po domu, trochę sprzątać, myć się bez zmęczenia. Również wyzdrowaiałam więc wszystko idzie w dobrym kierunku i mam wrażenie, że dopiero teraz zacznę się cieszyć z tego wszystkiego. 

Dieta płynna nie jest najgorsza. Najbardziej mi smakuje pomidorowa. Oczywiście bez żadnego makaronu i innych dodatków. Sam bulion z sokiem pomidorowym. 

Głodu nie czuje, ale jak widzę w reklamę pizzy, czy na TikToku hamburgera to mam na nie ogromną ochotę. Tego operacja nie załatwi.