Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 90.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 stycznia 2023 , Komentarze (12)

Nikomu o tym do tej pory nie mówiłam. Zawsze miałam wrażenie, że jestem jakieś 3 lata do tyłu wedle rówieśników. Inni mieli telefony, komputery - ja dopiero zbierałam pieniądze. 
Podróże, wakacje - ja pierwszy raz pojechałam na wakacje w wieku 17 lat. 
Pierwsze związki, przyjaźnie, doświadczenia - na to też czekałam dłużej niż inni. 

Teraz jest etap ślubów i zakładania rodziny. Znajomym rodzą się dzieci, organizują śluby, kupują domy. Jeśli się uda, to czeka mnie to za jakieś dwa lata. 

Obserwuje moją dawną koleżankę z klasy z którą nie mam kontaktu. Jest ona dla mnie ogromną motywacją. Spotkało mnie takie jedno doświadczenie, które zmieniło całe moje życie. 
Zmieniło moje poglądy na pewne sprawy i wywarło ogromne wrażenie, ukształtowało mnie.
Opowiem Wam o tym. 

Będąc w gimnazjum brałam udział w konkursie międzyszkolnym. Moja matka była wściekła gdy nauczycielka zadzwoniła do niej, że musi mnie odebrać. Klnęła jak szewc i kazała mi tłumaczyć się z tego, że ona nie przyjedzie. Twierdziła, że mam wracać 8 kilometrów sama na pieszo, w wczesną wiosnę gdy szybko robiło się ciemno. 
Chwilę potem jechałam z "tą" koleżanką do niej. Miałam u niej zaczekać kilka godzin na moją matkę. 
Nigdy wcześniej u niej nie byłam i nie wiedziałam gdzie ona mieszka. Miałyśmy wtedy z 12 lat.
W szkolę rozmawiałyśmy ze sobą na lekcji czy korytarzu, jednak nie byłyśmy koleżankami. 
Nazwijmy ją Diana.

Diana była najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Dobrze się uczyła i każdy ją lubił. Niczym w filmach romantycznych dla nastolatków co kilka dni jakiś chłopak prosił ją o chodzenie, lub wyznawał miłość. Już wtedy ją podziwiałam, bo była taka dojrzała jak na nasz wiek i bardzo inteligentna. 
Nigdy nie dała się wciągnąć w jakieś głupie kłótnie czy zabawy. W dodatku naprawdę wyróżniała się nieprzeciętną urodą. Miała długie, grube miodowo-brązowe włosy. Piękną twarz i cudną sylwetkę.
Była dobra w wszystkim bez większego wysiłku i miała sporo pasji. 

Znalazłam się przed jej domem i oniemiałam. Był piękny i duży. Diana zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Praktycznie całą ścianę zajmowało ogromne okno i widok na góry oraz zamglony las. Dosłownie tapeta HD tylko na żywo. W pokoju miała mnóstwo rzeczy tematycznych, bo chciała zostać lekarzem. Rodzice zorganizowali jej stetoskop, strzykawki, bandaże i tak dalej.
Opowiedziała mi, że jak czymś się zaczyna interesować, to rodzice pomagają jej się w tym sprawdzić. 
Na ścianach pełno fotek rodzinnych z pikników, wakacji, zabaw i świąt. Pobawiłyśmy się chwilę, zostałam oprowadzona po domu i zeszłyśmy na dół, bo jej rodzice wrócili z pracy. 
Siedziałyśmy przy stole gdy mama Diany nakładała nam obiad i zaczęła pytać mnie o różne rzeczy. 
Chciała wiedzieć co myślę i co mam do powiedzenia.
Byłam w szoku. 


Nigdy żadnego dorosłego nie interesowało to co mam do powiedzenia. Było mi trochę niezręcznie, że ktoś chciał mnie słuchać i był mną zainteresowany. Pozmywaliśmy razem po obiedzie, poszliśmy na spacer i wspólnie z całą jej rodziną oporządziliśmy konie. (Mieli 2 konie w stajni za domem). 
Do wieczora graliśmy razem w różne gry na zewnątrz i spędzaliśmy czas, tak jak nigdy nie spędzałam czasu w domu. 
Potem przyjechała po mnie matka i wsiadłam do samochodu pełnego petów oraz dymu papierosowego.
Przez całą drogę do domu przeklinała mnie, czemu nie mogłam wrócić sama tych 8 kilometrów, tylko trzeba po mnie jezdzić jak po księżniczkę. 

Ten kontrast uświadomił mi że mogło być inaczej. Gdybym tylko miała takich rodziców jak Diana.. 
Kto wie.. Wstyd się przyznać, ale ten dzień w jej domu był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. 
Poczułam jak może być wspaniale mając szczęśliwą rodzinę i opiekuńczych rodziców. Coś cudownego. 
Dało mi to też świadomość, że moja sytuacja w domu jest nienormalna i patologiczna. 

Przez resztę gimnazjum po cichu obserwowałam Dianę i rozmyślałam. Pochłaniałam każdą chwilę jej relacji z rodzeństwem i rodzicami gdy pojawili się po nią w szkole lub na jakimś wydarzeniu. 
Oczywiście próbowałam się z nią zaprzyjaznić, lecz ona miała już swoją paczkę i nic z tego nie wyszło. 
Jednak do tej pory obserwuje ją na mediach społecznościowych, bo w jakiś dziwny sposób mnie to motywuje. 

PS: Została lekarzem i w zeszły weekend wzięła ślub. 

17 stycznia 2023 , Komentarze (12)

To niesamowite, że przez pierwszy tydzień schudłam około 7 kg. Przez drugi 3 kg i teraz waga stoi.
Takie zastoje są normalne i każdy ma inaczej. Czytałam historie, że niektórym waga spada dopiero po 2 miesiącach.
Jedna dziewczyna na grupie bariatrycznej opisywała, że ważąc 140 kilogramów schudła najpierw 4kg a potem 2 miesiące nic nie schudła. Aż w końcu waga zaczęła lecieć jak szalona. 

Wszyscy piszą też o tym, żeby nie ważyć się nałogowo. Ja do tej pory ważyłam się co 2-3 dni. 
Postaram się robić to tylko w poniedziałki. Staram się myśleć pozytywnie, 10 kg to bardzo dużo, a czasami tego nie doceniam. Bez operacji w życiu bym nie osiągnęła takiego wyniku. 

No dobra, a widzę jakieś zmiany? 
1. Twarz mi wyszczuplała.
2. Zaczyna mi się robić luźna skóra na nogach. 
3. Brzuch się zmniejszył dzięki czemu moje piersi wydają się większe. 
4. Niektóre ubrania są lekko luźniejsze i przyjemniej się je nosi. 

Minusy:
1. Nadal mam mniej energii. Myślałam, że będę skakała i robiła fikołki, a tymczasem szybko się męczę fizycznie. 
2. Nie mogę wypić dużej ilości wody na raz, a to był mój sposób na picie jej. Przez to jest mi bardzo trudno dobijać do 1,5-2l płynów dziennie. Postaram się bardziej. 

(Fotka motywacyjna z mojego ulubionego programu I My 600-lb Life )

Po za tym widziałam się z rodzinką pierwszy raz od ponad 2 tygodni. Nikt nie powiedział, że schudłam, czy że lepiej wyglądam - więc chyba nie widać. XD
Ja oczywiście też nic nie mówiłam, ani o operacji, ani o diecie czy coś. 
Oj cięzko było siedzieć przy stole zastawionym słodyczami i kawą. Jestem z siebie dumna, że dałam radę. 

Za kilka dni wracam do pracy, bo obecnie jestem na urlopie. Dziś zaczynam sprzątać sobie biuro. 
Są w nim jeszcze świąteczne dekoracje i dziwnie mi się to sprząta. Święta minęły mi na diecie i tak niesamowicie szybko! Mało się nimi nacieszyłam. 

Liczyłam kalorię i zjadam tak do 500 kcal na dzień. Nadal jem zupy, jogurty, puddingi, mleko, buliony.
Doszedł kurczak gotowany bez skóry. Oczywiście wszystko bez soli i raczej bez przypraw. 
Jeszcze 2 tygodnie i mogę zaczynać pokarmy stałe.... 

PS: Na poprawę humoru wrzucam Wam złoto, które znalazłam na grupie. Nie wszyscy stosują tak długo dietę stałą lub płynną. Niektórzy już po tygodniu jedzą normalne posiłki. 

15 stycznia 2023 , Komentarze (24)

Bardzo nie lubię naszych szpitali. Od 22 roku życia płacę podatki i nie małe składki zdrowotne. 
A warunki w szpitalu, personel? Pozostawia wiele do życzenia. 

Gdy byłam mała to często chorowałam. Szpital zapamiętałam z super miłymi pielęgniarkami/pielęgniarzami, pysznym jedzonkiem i czymś nowym. Chorowanie nie było aż takie złe. 
Może dlatego, że to były szpitale Szwedzkie. 


Pierwszy raz trafiając do szpitala w Polsce przeżyłam szok. Na śniadanie suchy chleb, kawałek masła i dwa plasterki szynki z całym pomidorem. Kanapkę trzeba było sobie zrobić samemu. 
Na obiad chuda zupa i ziemniaki z jakimś dziwnym kawałkiem mięsa i marchewką. 
Na kolacje suchy chleb i kawałek chudego twarogu. 


Do tego nie miłe pielęgniarki, wiecznie zalatane i zestresowane, wyżywające się na pacjętach. 
Potem długo w żadnym szpitalu nie byłam, a i leczyłam się prywatnie, bo na wszystko trzeba było czekać tygodniami i się prosić. 

Kolejna styczność z naszymi szpitalami była podczas odwiedzin bliskich. Niestety klimat ten sam. Paskudne jedzenie, personel o który strach coś zapytać i pacjęci nie fajnie traktowani. 

Będąc teraz kilka dni w szpitalu przygotowałam się na to psychicznie. Miałam szczęście, bo trafiłam na miłe pielęgniarki. Może to też była kwestia tego, że było bardzo mało ludzi na oddziale. 
Raz tylko dostałam zjebki za to, że zamknęłam się w toalecie. Zawsze mnie dziwi dlaczego niektórzy ludzie od razu się wydzierają na kogoś, zamiast normalnie coś komunikować. 

(typowy obiad w szpitalu w Szwecji)



No ale były ze mną w sali dwie starsze Panie, które były totalnie przerażone byciem na łasce pielęgniarek. Czasami traktowały je miło, innym razem nie miło. Loteria. 
Każdy posiłek po za jednym (raz na obiad dostały kartacze) był okropny. Na kolację zawsze to samo, ten chleb z kawałkiem twarogu. Masakra..  Pomagałam jak mogłam, bo Panie często bały się zapytać pielęgniarki o cokolwiek. 
Więc często ja coś załatwiałam lub sprawdzałam czy pomagałam. (to jeszcze przed operacją). 
To przecież straszne dla takiej starszej osoby przywiązanej do domu, być w obcym miejsu i nie kontrolować sytuacji. 
Najlepiej to opiszę sytuacja jak jedna z tych Pań popłakała się jak dziecko, gdy przyjechała po nią rodzina. 
Tak się cieszyła, że wraca do domu. 



No dobra, a teraz jak to jest możliwe, że płacąc tyle hajsu mamy takie kiepskie warunki w szpitalu? 

Wspominając szpitale w Szwecji zawsze była przestrzeń wspólna dla pacjętów z telewizorem, jakimiś grami i książkami. Jedzenie zawsze 2-3 daniowe z deserem. 
NIczym z restauracji. Po sali chodziił fizjoterapeuta i proponował masaż lub rozcąganie dla potrzebujących. 
Pewnie gdybym nie doświadczyła innego poziomu opierki zdrowotnej to bym nie narzekała. 

Podsyłam Wam zdjęcia porówanania posiłków i kilka moich fotek. 
PS: Serio w Szwecji podają posiłki w takiej formie, z ozdobnikami i deserem. 

12 stycznia 2023 , Komentarze (5)

Zdecydowałam się na operację bariatryczną głównie z tego powodu, że nie czułam nasycenia jedzeniem. Gdy coś zjadłam to uczucie najedzenia trwało bardzo krótko. 
Często chodziłam głodna ważąc absurdalnie dużo. 
To był prawdziwy koszmar. 

Każdy z nas ma hormony odpowiedzialne za sytość i uczucie głodu. Usuwana jest ta część żołądka gdzie te hormony występują i to mnie przekonało. 
Polecam Wam w wolnej chwilii posłuchać specialisty (link na końcu wpisu). Nikt tego lepiej nie wyjaśni.

Jak wspominałam ostatnio przez pierwsze dwa dni po operacji głównie spałam. Wstawałam tylko do toalety. Prawdziwym koszmarem było poranne mycie się. Zalewałam się zimnym potem i sapałam jak po maratonie. Potem szłam spać na godzinę, dwie z przemęczenia. 
Trwało to jakiś tydzień. 

Po operacji w szpitalu spędziłam w sumie 2 dni. Jedzenie dostałam dopiero chwilę przed wyjściem i był to kleik. Kazali mi codziennie pić coraz więcej wody. Głodu nie czułam, więc nie był to problem. 
Dostałam jeszcze kroplówkę i tyle. Bardzo zle wspominam te pierwsze dni po opce. Byłam przeziębiona i oprócz zmęczenia po operacyjnego to jeszcze okropny kaszel i ból gardła.

Pierwszy tydzień wyjęty z życia, wszystko za mnie robił mój TŻ. Czynności fizyczne mega męczą fizycznie do tej pory. Pierwsze posiłki to białko i beztłuszczowy bulion. 
Żadnych przypraw! Myślałam, że bardziej odczuje brak soli, ale jest spoko. 
Gdy wracaliśmy do domu to co 50 km przystanek i krótki spacer. To po to żeby nie pojawił się jakiś zakrzep. Do tej pory mój TŻ robi mi zastrzyki anty-zakrzepne. 
Będę jeszcze je przyjmować przez 8 dni. 

Dopiero teraz prawie dwa tygodnie po operacji zaczynam chodzić po domu, trochę sprzątać, myć się bez zmęczenia. Również wyzdrowaiałam więc wszystko idzie w dobrym kierunku i mam wrażenie, że dopiero teraz zacznę się cieszyć z tego wszystkiego. 

Dieta płynna nie jest najgorsza. Najbardziej mi smakuje pomidorowa. Oczywiście bez żadnego makaronu i innych dodatków. Sam bulion z sokiem pomidorowym. 

Głodu nie czuje, ale jak widzę w reklamę pizzy, czy na TikToku hamburgera to mam na nie ogromną ochotę. Tego operacja nie załatwi. 

10 stycznia 2023 , Komentarze (16)

Ponad tydzień temu przeszłam operację zmiejszenia żołądka metodą latoraskopową. Od tamtej pory ani raz nie poczułam uczucia głodu. Zjadam maksymalnie 100 gram na posiłek. 
Schudłam z 110 do 102 kilogramów. Jak to było?

Do szpitala trafiłam dzień przed operacją. Na izbie przyjęć przebrałam się w piżamę i zaraz potem trafiłam na salę. 
Cały czas towarzyszył mi mój narzyczony. 

Na sali były już dwie inne starsze Panie. Niestety żadna z nich nie miała operacji bariatrycznej jak ja. 
Dostałam łóżko przy oknie i widok był na las, więc bardzo mnie to ucieszyło. 
Potem poszłam wypełniać papiery w dyżurce pielęgniarek. Uzupełiałam dane i tak dalej. 

W tamtym momencie było chyba z 8 pielęgniarek w pokoju i dwie młodsze bardzo mnie obczajały. Śmiały się pod nosem (mam wrażenie, że z mojego brzucha, ale nie wiem tego na pewno). Jednak ja byłam taka szczęśliwa, że zmieniam swoje, życie i wcale się tym nie przejęłam. 

Do wieczora miałam rozmowę z anestaziologiem, pobranie krwi i tak dalej. Mój TŻ siedział ze mną aż do samego wieczora. Dostałam specjalny środek antybakteryjny do umycia się wieczorem oraz rano. 
Szybko zasnęłam, chociaż Pani z sali chrapała głośno jak niedzwiedz. 

Rano dostałam informację, że jestem operowana jako pierwsza. Dostałam kroplówkę, musiałam się umyć i przebrać w specjalny strój do operacji. 
Ciekawostka: Starsza Pani z sali nie chciała ubrania na operację XXL, bo twierdziła, że jest chudsza ode mnie i zmnieści się w mniejszy rozmiar... XD 
Kłóciłabym się...  Finalnie tuż przed jej opką i tak kazali ubrać jej większy rozmiar. 

Więc około 8 rano leżałam już gotowa do operacji bardzo zestresowana i przerażona! Jak wiezli mnie na salę operacyjną to cała się trząsłam. Nogi, ręcę, zgrzytałam zębami. To było najgorsze. 
Pamiętyam, że mówiłam im żeby już mnie uśpili, bo mam taki wielki stres.... 
Na sali operacyjnej kazali mi przejść z mojego łóżka na łóżko operacyjne. Przygotowali mnie umieszczając rękę w takim specjalnym rękawie, zakładając maskę itp. 
Straszne głupoty na tej sali opowiadałam... Wstyd. Może wtedy dostałam coś na uspokojenie, bo gadałam od rzeczy XD 

Powiedzieli mi żebym się wyluzowała i zaraz zasnę.. No i zasnęłam. Nic mi się nie śniło, chociaż odczuwałam, że trochę czasu minęło po przebudzeniu. 

Po przebudzeniu było ciężko. Bolało bardzo, ale nie jakoś niewyobrażalnie. Wymiotowałam i prosiłam o znieczulenie. Przychodziły do mnie jakieś osoby i sam chirurg, coś mówili, ale nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko spać. 
Dostałam kroplówkę przeciw wymiotną i coś przeciwbólowego, to przyniosło ulgę i sen. 

Spałam cały dzień z krótkimi przerwami. Mój TŻ był ze mną i mnie pilnował. Nic mnie już nie bolało. Pierwszy raz w życiu wysiusiałam się do basenu. Mocz był zielony, przestraszyłam się, ale okazało się że to normalne. 

Tutaj muszę pochwalić chirurga i pielęgniarki, bo tego dnia czułam się naprawdę zadbana. Dostałam środki przeciwbólowe w pompce. Cały dzień i noc były mi podawane. Co chwila ktoś do mnie zaglądał i był bardzo miły.
Tak więc pierwsze dwa dni po operacji mineły mi na spaniu. 
Dodam tylko, że jak odłączyli mi leki przeciwbólowe to nic mnie już potem nigdy nie zabolało aż do dziś. 
Więc w sumie tego bólu było z 15 minut zaraz po przebudzeniu. 

Z takich dziwnych rzeczy to nikt mnie przed opką nie ważył. Nie miałam lewatywy (a podobno powinnam mieć). 
Nie jadłam nic w sumie 2 dni przed operacją. 
Nie dali mnie na salę po-operacyjną, tylko na zwykłą gdzie były jeszcze obie panie i odwiedzający. To było w sumie niekomfortowe, bo jak wymiotowałam na początku, to akurat jedna Pani miała gości...  
No i miałam wrażenie, że niektore pielęgniarki kumają leczenie otyłości operacyjnie, a niektóre patrzą na to tak z góry, trochę oceniająco. 

W następnym wpisie opowiem jak wyglądają pierwsze dni po operacji i trochę opowiem o szpitalu. 

7 stycznia 2023 , Komentarze (18)

Nie bez powodu nie było mnie jakiś czas. Przeszłam operację bariatryczną.Będę tu pisała o postępach, tym co dzieję i o życiu. 

Czy na ten moment zrobiłabym operację zmiejszenia żołądka jeszce raz? Nie. 
Chociaż czuję, że nie długo mi się to zmieni. 

Jestem dokładnie 7 dni po operacji. Nic mnie nie boli, jestem na diecie pynnej. Czyli piję sam bulion, mleko, soki warzywne i owocowe - mocno rozrobione w wodzie i jogurty wysokobiałkowe. Taka dieta będzie trawała jeszcze tydzień, a póżniej zaczynam jeść papki. Jak dla dzieci. 

Przed operacją ważyłam 110 kilogramów, dziś ważę 103 kg. 
Ostatnio 103 miałam trzy lata temu. 
Cieszę się z tego, ale równocześnie jestem bardzo umęczona. 

Będąc w szpitalu przekonałam się, że NIENAWIDZĘ szpitali, pielęgniarek, tej atmosfery...  O tym jeszcze kiedyś napiszę. 

Ze szpitala wyszłam przeziębiona, nie wiem czy to przez to, że w jednej sali było aż 6 łóżek, czy przy operacji. 
Pierwsze dni były ciężkie, bo bardzo szybko się męczyłam. Prysznic kończył się drzemką, ze zmęczenia padałam z nóg. 
Jednak to mija. Widać organizm osłabiony, bo dostałam opryszczkę i nadal kaszlę, chociaż jest już trochę lepiej niż wczoraj. 
Właściwie tydzień leżę w łóżku, i spaceruje tylko po domu. 

Póki co widzę różnicę kilogramów tylko na twarzy. Bardzo mi zeszczuplała. Mój to nie może się nadziwić. 
Od operacji NIE CZUJE głodu. Ale uwaga, odezwały się zachcianki. 

Najbardziej mam ochotę na kurczaka w panierce takiego z kfc i na pizzę lub chrupki. 
Chyba ogólnie chodzi o gryzienie, że mi tego brakuje. No jednak tydzień picia jeszcze przede mną. 

W następnym wpisie opiszę krok po kroku jak wyglądała operacja. 
PS: Bolało tylko przez pierwsze 10 minut po przebudzeniu. 

16 grudnia 2022 , Komentarze (13)

Hej, hej! Waga na dziś to 109,6. Jestem już spokojna, przeczytałam na grupie bariatrycznej, że jak ktoś waży kilogram lub dwa więcej przed operacją, to nie ma problemu. 😁
Oczywiście cel mam 109 lub mniej, nie poddaje się! 

Od kilku dni siedzę w domu i pracuje na zapas. Operację mam mieć około 10 stycznia i podobno mam się przygotować na 2 tygodnie wyciągnięte z życia. Jestem bardzo podekscytowana! 

Tak pomyślałam, że brakuje mi przyjaźni w życiu, jakiejś przyjaciółki. 
Mam w planach zapisać się na zajęcia i kursy rozwijające po operacji i tak sobie myślę, że może wtedy kogoś poznam. 
Miałam przyjaciółki w szkole, ale kontakt się urwał i nie ma powrotu. 

Potem nawiązałam kolejną przyjaźń w pierwszej pracy. Wyszła mi ona tak bardzo bokiem, że od tamtej pory stroniłam od zażyłych znajomości z jakąkolwiek kobietą.
Zaprzyjaźniłam się z toksyczną rówieśniczką. Czerpała ze mnie "prąd" i często po rozmowach z nią miałam wrażenie, że życie nie ma sensu. To było straszne.
Była bardzo negatywnie nastawiona do wszystkich i wszystkiego, pokłóciła mnie z wieloma osobami. 

Pewnego dnia po prostu stwierdziłam, że to koniec i nie chcę się z nią męczyć. Zerwałam kontakt. 
Laska powysyłała nasze prywatne wiadomości wszystkim wspólnym znajomym! Nawet takie bardzo stare z przed kilku lat... To było dla mnie szokującym doświadczeniem. 
Dziewczyna prowadziła prawdziwą krucjatę na moją osobę. Dzięki niej (za to jestem jej wdzięczna) odwróciło się ode mnie wielu znajomych. Była na tyle bezczelna, że nawet wypisywała do mojej rodziny. Dzięki tej akcji stwierdziłam "ja już podziękuje za jakiekolwiek znajomości". 
No i przez wiele lat nie czułam nawet potrzeby posiadania koleżanki. 

Od jakiegoś czasu chęć ta wróciła. Fajnie jest wyjść z kimś na kawę i porozmawiać. Zwłaszcza, że wtedy byłam "gówniarą", bo miałam z 23 lata jak to się stało. 😁



Pod wpływem emocji napisałam do mojej starej koleżanki z podstawówki.. Przyjaźń z nią kojarzę najlepiej. Rozdzieliła nas odległość. Ona ma już swoje życie itp ale.. napisałam. 
Tylko trochę dziwnie wyszło, bo odezwałam się z pustego konta na facebooku. 
Chodzi o to, że ja nie mam swojego konta tylko takie stare puste z którego nigdy nie korzystam i ma nazwę z moich inicjałów. Trochę głupio.. XD 
No ale zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. 😎

AAA! No i odkryłam super patent na słodycze! Zawsze jak chce mi się zjeść coś słodkiego, to biorę sobie gumę do życia i ochota mija. Działa w 8/10 przypadków. 😁

10 grudnia 2022 , Komentarze (6)

Waga na dziś 110kg -> 1 kilogram do celu. Ważę się w poniedziałek. 
Dziś zjadłam burgera z tuńczyka, kurczaka po chińsku z surówką i dwa pierniki. Razem 1500 kcal. 
Ciągle zapominam o piciu! To jest mega uciążliwe, jednego dnia wypiję 3 litry, drugiego niecały litr. 🤔

Ostatnio po kłótni z moim pojechałam nad jezioro. Zjadłam śniadanie na ławce i zrobiłam sobie długi spacer. W domu zastałam mojego TŻ załamanego i zrozpaczonego naszym konfliktem. To było słodkie. 
Pogodziliśmy się i długo rozmawialiśmy. Już jest dobre i cała sprawa okazała się dużym nieporozumieniem. Między nami już jest super. 

Ostatnie dni spędzam na ogarnianiu domu do świat, ogarnianiu siebie i walką z ponurym humorem. 
Przytłacza mnie ta pogoda, wstajesz już jest wpół ciemno i mgliście, o 15 robi się ciemno i tak ciągle. 
Za rok zaapelowaliśmy wyjazd do ciepłych krajów w styczniu/lutym, żeby zaczerpnąć ciepłej energii. 

Dzisiejszą noc spędzam na sprzątaniu, po północy mam odebrać z imprezy szwagierkę. Jestem super wyspana i wykorzystuje werwę! Jutro ubieramy choinkę i mam pół dnia pracy. Zamierzam ambitnie wstać o 9 rano.. Ciekawe czy mi się uda. 😁


Jeszcze jedna dobra wiadomość! Dziś poczułam, że schudłam! haha.. Ubrałam spodnie, których od roku unikałam. Dawniej nie mogłam w nich usiedzieć, bo były zbyt ciasne. Teraz są idealne. To miłe zaskoczenie. 
Dziś też przypadkowo spotkałam starą znajomą nazwijmy ją Wanda. Już jako nastolatka w najlepszych swoich latach związała się z muzykiem. Gość był średnio przystojny i bardzo "śliski" taki trochę kobieciarz. Ona za to bardzo śliczna i pracowita, cała szkoła się za nią uganiała.
Gość osiągnął sukces, bo grał i współpracował z gwiazdami sceny muzycznej. Wanda chwaliła się fotkami z zespołem Wilki czy Zakopower. Dodawała filmiki z imprezy z Dawidem Podsiadło itp. 

Miałam tą wątpliwą przyjemność współpracować z nimi przez krótki czas i facet ją wykorzystywał. Robiła za niego brudną robotę i była jego kochanko-asystentko-sprzątaczką. Ona tego nie widziała i jak odwalał jakieś dzikie akcje to oczywiście zawsze mu wybaczała. 
Typu w mojej obecności gość podrywał i przytulał piętnastolatkę...

Zrobiła się z tego wielka awantura, ale Wanda po dniu i bukiecie kwiatów przebaczyła. 

No więc spotkałam ją i poszłyśmy na kawę. Gość po 5 latach powiedział jej, że: 
"Zamierzam się ożenić i ustatkować, ale nie z Tobą". Bez żadnych skrupułów, jeszcze obwiniał ją, że ona robi sceny i histeryzuje. 
"Straciłam przez niego najlepsze 5 lat życia, on nie był tego wart". Zrobiło mi się jej żal. 
Próbowała jeszcze o niego walczyć i jezdziła za nim jakiś czas. On czasami jej pozwalał się zbliżyć i wykorzystywał gdy potrzebował. Trwało to kilka tygodni, aż przeczytała jego wiadomości z przyjacielem. Pisał w nich, że zamierza się oświadczyć jakiejś dziewczynie z ich otoczenia. 
Pisał, że w przeciwieństwie do Wandy ona pochodzi z bogatej i dobrej rodziny i to mu też pomoże w karierze. Idiota chwalił się, że mama tej dziewczyny jest sędzią a ojciec jakimś inwestorem.. XD 
Masakra...   Nie wiem co dalej, umówiłyśmy się na kawę w następnym miesiącu. 
Jednak ja nadal muszę rozchodzić tą historię...  A pamiętam jak w szkole wszystkie jej zazdrościłyśmy tego życia i takiego faceta. 🥱

9 grudnia 2022 , Komentarze (3)

Hej dziewczyny z wagą wszystko w porządku, kontroluje ją. Cały czas jest 109, ale staram się zbić do 108. Najważniejszy czas pełen pokus i jedzenia dopiero przede mną. Wiadomo, że na święta jest dużo jedzenia, więc to będzie bardzo ważna próba. 

Na próbę też wystawił mnie wczoraj wieczorem mój TŻ. Siedzieliśmy i żartowaliśmy sobie w najlepsze. Miałam wtedy niesamowicie dobry humor. Cały dzień sobie tak myślałam "oo dawno nie miałam takiego świetnego humoru". Lub "O jaka jestem szczęśliwa". 
Osiągnęłam bardzo wysokie wibracje i wręcz taką mini nirvane, pierwszy raz od naprawdę dawna. 
No i nagle mój TŻ postanowił odwalić jakiś cyrk. W sumie do tej pory nie wiem co to było, zachował się jak dzieciak. 

Obraził się o jakiś głupi żart. Po prostu żartowaliśmy i on nagle postanowił złapać focha o jakąś totalną głupotę. Dosłownie on coś tam mówił, że też się wylaszczy jak ja i żartował, że tylko mnie sprawdzał czy nie lecę na jego wygląd czy coś..  A ja zaśmiałam się, że ani na wygląd ani na portfel. W odniesieniu do tego, że dopiero gdy zaczęliśmy być razem nasze kariery się rozwinęły. 
A on wielki foch i obraza majestatu, bo nie zaprzeczałam, że on wygląda świetnie! 
A ja po prostu nie pomyślałam, nie poczułam tego klimatu, myślałam że jak żartujemy to żartujemy. 

On od razu sfochana mina i brwi do góry, już nic nie mówi. Próbowałam się z nim dogadać i pytałam, co się stało, żeby porozmawiał, to on nie chciał i udawał, że wszystko jest wspaniale. 
Siedział z obrażoną miną i się nie odzywał oraz nie chciał rozmawiać.
Tak mnie to wkurzyło i wyprowadziło z równowagi, że wspaniały humor rozpłynął się i nie ma po nim śladu. 

Poszliśmy spać pół obrażenie pół pogodzeni. Dopiero dziś rano mnie przeprosił i porozmawialiśmy. Mieliśmy dziś wyjść na miasto, kino, kolacja, zakupy. Ja nie wychodziłam z domu od tygodnia, bo tylko praca i praca. A ten mi rano mówi, że "ON NIE CHCE JECHAĆ JAK JA NIE MAM DOBREGO HUMORU"... 
No kurdę...  Jakby mi go wcześniej nie zniszczył, to miałabym dobry humor. XD 
Serio pierwszy raz od jakiś dwóch lat tak bardzo mnie wkurzył i mam mieszane uczucia, trochę się zawiodłam i jestem wściekła. 

Postanowiłam zrobić sobie herbatę w termos i sama jadę na wycieczkę. Jadę nad jezioro posiedzieć i zjeść tam śniadanie. Zrobię coś dla siebie samej.

A ta cała sytuacja to odpaliła u mnie maszynę losującą z dzieciństwa a jakże....  Gdy byłam mała często mama obrażała się na mnie jakby na siłę. Polegało to na tym, że jedno moje słowo podczas rozmowy potrafiło ją tak rozzłościć, że wychodziła i karała mnie ciszą. Potrafiła nie odzywać się do mnie cały dzień i odrzucać/odpychać mnie gdy przepraszałam. 
Lub w takich sytuacjach wyganiała mnie z pokoju/domu i zawsze one były takie przerysowane. Nie adekwatne do sytuacji jak w tym przypadku. 

Typu, że jemy sobie obiad i śmiejemy się. Mama zaczyna o coś się mnie lekko czepiać i coś wypominać, na co ja jej odpowiadam pół żartem pół serio, że to jeszcze nie koniec świata i zrobię to zaraz po obiedzie, a ona nagle wielki foch i wychodzi nie odzywając się do mnie resztę dnia. 

Najbardziej jednak dotknęło mnie to, że mój popsuł mi tak bardzo humor. Teraz mam takie uczucie, że ktoś może mi odebrać dobry vibe w dowolnej chwili bez mojej winy i zgody. Ponieważ nie czuje się niczemu winna i to zwykłe głupie nieporozumienie. Z humoru +10 mam -5.. eh... 

Mam już herbatę biorę plecak i jadę. Miłego dnia :) 

26 listopada 2022 , Komentarze (7)

Dostałam termin operacji zaraz po nowym roku. Tak się ucieszyłam, że zaczęłam krzyczeć i biegać po całym domu z radości. 
Potem zrobiłam sobie cheat day i bardzo tego żałuje. Co mi strzeliło do głowy...  Zjadłam chipsy, słodycze i drwala z maka. Totalna porażka. Przez całą noc i poranek doświadczałam skutków ubocznych. Dostałam ogromną zgagę i fatalne samopoczucie. 

Dziś funkcjonuje na 10% baterii. Brakuje mi kogoś w domu, kogoś kto będzie się po nim kręcił. 
Gotował coś, sprzątał, wygłupiał się. W naszym domu ja jestem taką osobą, a to piekę chleb. Robię ozdoby świąteczne, tańczę do muzyki w radiu. 
Mój TŻ ostatnio ciągle tylko pracuje lub wyjeżdża, coś ogarnąć lub odwiedzić rodzinę. 

Dziś rano pojechaliśmy do apteki i na szybkie zakupy, potem był mecz. Po meczu połozył się spać i do tej pory go nie ma. Jak wstanie to pewnie wstawi zmywarkę czy coś i pójdzie odpoczywać. 😛
Jutro obiecał, że złoży komodę, zobaczymy czy dotrzyma słowa. 

Teraz tak narzekam, bo mi samej brakuje motywacji. Chciałabym żeby w takich momentach ktoś mi dodał energii, jak to bywało w domu rodzinnym. Fajnie było czuć tą obecność kogoś, kto "coś" ogarnia. A teraz mam wrażenie, że jestem jedynym ogarniaczem od wielu tygodni. :D 
Idę wypić kawę i się zmotywować!