Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

**Moje cele** Dietetyczne: 1. Ograniczenie słodyczy 2. Ograniczenie węglowodanów 3. Więcej surowych warzyw Sylwetkowe:
1.
Wzmocnienie brzucha 2. Wzmocnienie pleców 3. Ujędrnienie pośladków Inne: 1. Nauka hiszpańskiego - codziennie min. 20 minut Co już się udało: 1. Mobilizacja blizny po cc 2. Doktorat 3. Zmniejszenie oponki na brzuchu (obecnie: 77cm, było: 90cm) 4. Walka z wiotką skórą na brzuchu

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 47402
Komentarzy: 884
Założony: 9 lutego 2021
Ostatni wpis: 15 listopada 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tonya

kobieta, 34 lat,

165 cm, 57.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 stycznia 2023 , Komentarze (7)

Powoli wkręcam się w regularne ćwiczenia i dbanie o odżywianie. Od 2 dni plecy i noga bolą mnie co raz mniej, więc mogę sobie pozwolić na więcej. W rezonansie na szczęście nic nie wyszło. 

Dziś się ważyłam - w końcu, po ponad roku zobaczyłam 5 z przodu! Jest 59,7 kg. Od teraz waga przestaje być dla mnie bardzo istotna, będę patrzeć głównie na obwody. Chciałabym zrzucić jeszcze troszkę tłuszczyku z bioder i brzucha. Nie wiem co robić z wiotką pociążową skórą na brzuchu. Masuję, kremuję, ale podejrzewam, że potrzeba przede wszystkim czasu. Może macie jakieś sprawdzone sposoby?

Kolejnym celem jest wzmocnienie core i budowa pośladków - te ostatnie mocno ucierpiały przez siedzący tryb życia i brak ćwiczeń z dużym obciążeniem. Tu chyba będzie potrzebna siłownia, ale jeszcze nie czuję się na siłach. Mam w domu sztangę i hantle, narazie muszą wystarczyć.

Co do diety - tu bez większych problemów, bo mam catering dietetyczny i właściwie nic ponad to nie podjadam. W sobotę zrobiłam sobie cheatday i wsunęłam sernik czekoladowy w kawiarni 🍰 a tak cały tydzień się ładnie trzymałam.

Wyzwanie z Agatą Z. idzie nieźle, póki co wszystko zaliczone:

W piątek organizujemy ze znajomymi dość dużą imprezę, chciałabym dobrze wyglądać, ale ponieważ większość ciuchów jeszcze na mnie nie pasuje to zamówiłam kilka nowych. Z bólem serca brałam rozmiar większe i to był dobry ruch, bo nie wyglądam w nich jak baleron 😁 A wręcz całkiem fajnie. Pójdę chyba w tym kombinezonie:

Żeby nie było, córeczkę też wystroję w czerwoną sukieneczkę i opaskę z kokardką :D Chociaż ona akurat we wszystkim wygląda pięknie i słodko 😍

6 stycznia 2023 , Komentarze (13)

Rozpoczęłam wyzwanie z Agatą Zając, pierwsze 3 dni zrobione, dziś odpoczynek, kolejny trening w sobotę. Jest to wersja dla początkujących - muszę jeszcze uważać na bliznę, a kręgosłup i tak nie pozwala mi na więcej. Wciąż mnie boli, kuleję, po rozciąganiu przez chwilę jest lepiej, ale później ból wraca. W przyszłym tygodniu mam rezonans magnetyczny. Mam nadzieję, że nic poważnego nie ujawni i będę mogła kontynuować fizjoterapię. Strasznie mi to utrudnia funkcjonowanie, nie mogę wyjść na spacer ani z psem ani z dzieckiem. Wchodzenie po schodach to udręka, a mamy piętrowy dom. 

Mam też problem ze słodyczami - w ciąży sobie na nie pozwalałam i teraz ciężko mi się odzwyczaić. Tym bardziej, że mąż co chwilę coś przynosi do domu słodkiego. Także tu też walczę. 

Chciałabym jeść więcej warzyw, ale zupełnie nie mam na nie ochoty. Pomidory są bez smaku, ogórki to właściwie sama woda, w zimie ciężko mi się przekonać do surowych warzyw.

No to sobie ponarzekałam. Wracam do domowych obowiązków. Buziaki 💋

31 grudnia 2022 , Komentarze (7)

Jutro miną 4 tygodnie od porodu. Jeszcze dwa i mam nadzieję, że będę mogła próbować wrócić do intensywniejszych ćwiczeń, o ile córka mi na to pozwoli 🙂

Ważę już prawie tyle co przed ciążą. Niestety mam totalne płaskodupie, więc głównie na tej partii będę się chciała skupić, żeby odbudować te zaniknięte mięśnie. Z brzuchem nie jest źle, ale jest jeszcze trochę sflaczały.

Niestety jest jeszcze jedna przeszkoda, która mnie ogranicza. Od ponad tygodnia strasznie bolą mnie plecy w odcinku krzyżowym, a właściwie to już pośladek. Kuleję, ledwo chodzę, a najgorzej po schodach. Przez to prawie nigdzie nie wychodzę, spacer z psem czy wózkiem to dla mnie męczarnia. Byłam wczoraj u fizjoterapeuty, wymasował mnie, zlecił konkretne ćwiczenia rozciągające i dziś jest troszkę lepiej. Za 1,5 tygodnia kontrola. Mam nadzieję, że coś te ćwiczenia pomogą bo ciężko mi się funkcjonuje 😥

Dziś sylwester. Spędzam go z córką i psem w domu, mąż ma dyżur całodobowy. Dzieci są dziś zaskakująco grzeczne i spokojne, więc posprzątałam dom, zrobiłam pranie, obejrzałam film, porozciągałam się. Dalsze plany na dziś to czytanie książki, obijanie się, a w nocy chcę się wyspać 😁 wiem, brzmię jak stara baba ;d ale obiecałam sobie wziąć się za siebie od stycznia, więc dziś ostatni dzień laby.

Buziaki i wszystkiego dobrego w nowym roku!!! 🥳

22 grudnia 2022 , Komentarze (28)

A więc jestem mamą. Moja córcia jest cudowna 😍 wiem, że każdy rodzic mówi tak o swoim dziecku, teraz to rozumiem. Minęły już prawie trzy tygodnie od porodu. Chyba nie da się tego zapomnieć, ale chcę go tutaj opisać - na pamiątkę, żebym mogła kiedyś do tego wrócić.

Tak jak opisywałam poprzednio, wg USG dziecko miało być duże (w badaniu dzień przed porodem prawie 4kg). Byłam już prawie tydzień po terminie. Razem z moją położną i lekarzem ustaliliśmy przyjęcie do szpitala celem wywołania porodu. Pierwszego dnia miałam założony cewnik (tzw balonik), żeby poszerzyć szyjkę. Chodziłam z nim cały dzień, początkowo skurcze były bardzo silne, po kilku godzinach złagodniały. Następnego dnia rano przyszła moja położna, wyjęła cewnik, zbadała mnie i stwierdziła, że szyjka jest gotowa na podanie oksytocyny. I tak o 9 rano rozpoczął się wlew. Początkowo efekt był mizerny, więc stopniowo zwiększałyśmy dawki. O 12 zdecydowałam się na przebicie pęcherza. Po tym zabiegu poród przyspieszył, skurcze nabrały na sile i częstości. Ratowałam się gazem rozweselającym, który do pewnego momentu nawet pomagał. O 14 ból był na tyle silny, że poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Polecam każdemu - ból praktycznie zerowy. Dzięki temu podczas skurczy mogłam się wyluzować i pomóc zejść dziecku niżej do kanału. Po ok 2-3 godzinach zaczęło puszczać, więc podano mi kolejną dawkę. Wtedy poczułam, że dziecko jest już zdecydowanie niżej. Przy badaniu rozwarcie było jedynie na 7cm. Po całym dniu wlewu oksy to zdecydowanie za mało. Ponadto szyjka okazała się bardzo mało podatna i twarda w jednym miejscu. W dodatku dziecko zaczęło się źle wstawiać w kanał rodny 🙁 Na domiar złego zaczęłam odczuwać coraz silniejsze bóle. Położna powiedziała wprost, że biorąc pod uwagę problemy z szyjką, złe zrotowanie główki i przewidywaną dużą masę dziecka musimy rozważyć cesarskie cięcie. Postanowiliśmy spróbować jeszcze jednego 'zabiegu' - usiadłam na toalecie, co miało pod wpływem grawitacyjnego napierania główki na szyjkę spowodować jej rozwieranie. Niestety wtedy znieczulenie mi zupełnie puściło, ja zaczęłam z bólu wymiotować, dostałam dreszczy. W okropnych bólach wróciłam na fotel, przyszedł lekarz, po zbadania okazało się, że szyjka obrzękła, rozwarcie zmniejszyło się do 6cm, a główka dalej źle się wstawia. Wspólnie uzgodniliśmy, że nie uda mi się urodzić naturalnie. Wtedy już było mi słabo z bólu i dreszczy, więc info o cc przyjęłam z ulgą. Dalej wszystko toczyło się już błyskawicznie. Położne w kilka chwil mnie przygotowały do zabiegu i zawiozły na blok operacyjny. Gdy wjeżdżałam na salę cały czas miałam dreszcze i zaczęłam płakać. W pewnym momencie jedna z pielęgniarek złapała mnie za ramiona, spojrzała w twarz i powiedziała ostrym głosem "USPOKÓJ SIĘ" 🤪 najwyraźniej potrzebowałam tego, bo powiedziałam tylko "dobrze" i przestałam płakać, a skupiłam się na oddychaniu. Po chwili miałam już zrobione znieczulenie podpajęczynówkowe, na szczęście szybko chwyciło. Zaraz mnie rozszarpali i za moment, o 18.53 usłyszałam płacz mojej kochanej córeczki. Przystawili mi ją do policzka, żebym mogła ją zobaczyć, wtedy już się poryczałam na dobre, gdy zobaczyłam te śliczne oczka sarenki. Dziecko zanieśli do męża, który kolejne dwie godziny ją kangurował. Mnie w tym czasie zaszyli i odwieźli na salę. Ahh i finalnie dzidzia wcale nie była taka duża, bo ważyła 3470g i mierzyła 55cm.

Mąż gdy do mnie przyszedł, był cały w skowronkach, od razu zakochał się w córci. Mi przywieźli dziecko tylko na parę minut, żeby trochę postymulować laktację. Sama nie miałam jeszcze władzy w nogach i musiałam leżeć na płasko do rana, więc przez noc opiekę nad dzieckiem sprawowały położne. Ja przez większość nocy nie spałam z bólu. W końcu ok 3 w nocy poprosiłam o morfinę i po niej udało mi się przespać do 6 rano. Wtedy przyszły położne i zaleciły pionizację. Szczerzę mówiąc myślałam, że się nie podniosę. Strasznie mnie bolała blizna, miałam wrażenie, że się rozrywa przy każdym ruchu. Bardzo, baaaardzo powoli udało mi się usiąść na łóżku. Równie powoli udało mi się wstać i przejść dookoła łóżka. A po pewnym czasie pójść pod prysznic, gdzie położna usunęła mi cewnik. Wszystko to trwało chyba ze 3 godziny. Po tym czasie przywieziono mi dziecko i zostawili bez słowa.

Muszę przyznać, że na początku nie poczułam jakiejś fali miłości do dziecka, ani gdy mi ją przystawili na sali operacyjnej, ani po operacji. Jak mi ją przywieźli to nie wiedziałam, co mam z nią teraz robić 😛 Ale jak ją wzięłam na ręce to od razu wiedziałam, że kocham ją najbardziej na świecie i zrobię dla niej wszystko 

Pierwsze dni po porodzie były dla mnie dość ciężkie, wszystko mnie bolało, ledwo chodziłam, nie mówiąc już o innych czynnościach. Pierwszy tydzień przepłakałam - zwykle bez powodu albo z jakiegoś błachego powodu. Mój mąż jest cudowny. Opiekował się nami cały czas, gdy wróciłyśmy ze szpitalu w domu czekała na nas ogromna, piękna choinka - oczywiście się poryczałam.

Największym problemem okazał się pies - kompletnie nie rozumiał co się dzieje, szczekał na dziecko, skakał, płakał, nie spał, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Musieliśmy przez pierwsze dwa dni podawać mu leki uspokajające. Na szczęście po kilku dniach przyzwyczaił się i teraz już akceptuje dziecko i nie zwraca na nie większej uwagi.

Ja czuję się już dość dobrze, blizna jeszcze pobolewa i pojawiły się problemy z kręgosłupem, ale mam nadzieję, że powoli z tego wyjdę. Do wagi sprzed ciąży brakuje mi jeszcze ok 2kg, ale straciłam też dużo mięśni, więc mam sporo do zbudowania po zakończeniu połogu. Na razie nie mam za bardzo apetytu, mało jem (za to ciągle mam ochotę na słodkie). Ale daję sobie czas do końca roku.

Za sukces uważam też brak rozstępów - całą ciążę smarowałam się balsamem z Palmersa i mogę go śmiało polecić. Brzuch miałam bardzo duży, a mam skłonności do rozstępów (na pośladkach mam ich dużo po czasach gimnazjalnych). Myślę, że kluczowa jest tu przede wszystkim systematyczność.

Podsumowując, po za trudnym pierwszym trymestrem (krwiak, krwawienia, nudności, osłabienie, spadek nastroju) cała reszta ciąży mnie pozytywnie zaskoczyła. Czułam się bardzo dobrze do samego końca, nie miałam obrzęków ani innych typowych objawów ciążowych, byłam aktywna fizycznie i umysłowo. Co do samego porodu - było ciężko, ale cieszę się, że mogłam przeżyć tę pierwszą fazę porodu, jest to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, cieszę się, że personel szybko zareagował na pogarszającą się sytuację. Wszyscy są zgodni co do tego, że nie powinnam już próbować rodzić SN. No i nie wyobrażam sobie rodzić bez ZO. W pewnym momencie bóle robią się naprawdę nie do wytrzymania.

Uff udało mi się w końcu napisać ten post (pisałam go 3 razy, bo dzieci domagały się uwagi 😵 ). życzę Wam drogie vitalijki spokojnych, radosnych, rodzinnych Świąt 🎁 Buziaki 💋

29 listopada 2022 , Komentarze (18)

Dziś termin i nic. Szczerze liczyłam na szybszy poród. A małej się nie spieszy nic a nic. Czuję, że jest już bliżej niż dalej, bo coś tam mnie na dole pobolewa, co jakiś czas są skurcze, ale to może jeszcze trwać i trwać. Widzę, że dziecko ma już mało miejsca, wczoraj wieczorem tak szalała, że mój brzuch wyglądał jak moment przed wykluciem się obcego, wszystkie kończyny jej się odznaczały na mojej skórze. Aż filmik nagrałam na pamiątkę. Boję się, że jest za duża i nie może się zmieścić w kanale rodnym. Miałam mieć dzisiaj lekarza, żeby to sprawdził, ale musiał przełożyć na jutro. Najpewniej dostanę skierowanie na wywołanie porodu na czwartek. Nie spieszyłabym się gdyby nie to, że boje się, że będzie mieć ponad 4kg, a jak na pierwsze dziecko to bardzo dużo. A ja nie chcę skończyć z popękanym dnem miednicy i nietrzymaniem moczu 🤔 Ćwiczę, masuję itp, ale nie wiadomo, czy to coś pomoże...

Od paru dni brzuch mi mocno doskwiera w nocy, co godzinę się budzę, żeby zmienić pozycję albo iść na siku. Wstaję śnięta, poobijam się i dalej śpię do południa. Dziś podobnie, o 6.30 już nie mogłam spać, pokręciłam się i o 8 znowu poszłam spać. Zmusiłam się do spaceru z psem, bo już mi go szkoda - nudzi się przy mnie, bo nie mam na niego siły.

W dodatku od ok tygodnia boli mnie nadbrzusze, głównie rano i na czczo czyli pewnie dwunastnica. Przez to jem mało, nie mam ochoty na większość rzeczy. Za wyjątkiem słodyczy, bo te niestety mogłabym jeść bez endu.

Próbuję sobie znaleźć zajęcie, ale nie mogę się na niczym skupić. Ciągle myślę o tym kiedy zaczną rodzić, bo mogę w każdej chwili a mogę i za dwa tygodnie. Wkurza mnie to strasznie. Dzisiaj mam doła bo to czekanie już mnie dobija, marnuję czas, którego za raz nie będę miała. Jedyne co to czytam książkę i zamówiłam kilka świątecznych prezentów. Ale dziś mam zamiar pouczyć się trochę hiszpańskiego, może chociaż tyle mi się uda.

No i strasznie mnie irytuje, że wszyscy się dopytują czy to już, a jeśli nie to kiedy. Kuźwa, tak jakby to ode mnie zależało. Teściowa (o której kiedyś pisałam, że generalnie to ma nas w dupie) od miesiąca dzwoni codziennie zapytać czy już jest babcią. Na szczęście do męża, mi dała spokój, ale on też już przestał od niej odbierać. Moim rodzicom i dziadkom powiedziałam, że jak urodzę to dam znać i żeby mnie nie męczyli - uszanowali to. Nie ma dnia, żeby jakiś znajomy nie zapytał kiedy rodzę. Ja wiem, że pewnie wszyscy się martwią, ale no litości, też już jestem tym zmęczona...

A no i pytają kiedy będą mogli zobaczyć dziecko, kiedy robimy pępkowe itp. Chryste, jeszcze się nie urodziło, nie wiadomo czy będzie zdrowe, nie wiadomo jak ja się będę czuła i ile będę dochodziła do siebie a wszyscy już mi się na łeb zwalają.

Ehh no mówię Wam, mam taki zjazd... z jednej strony chciałabym już mieć ten poród za sobą, z drugiej strony wiem, że po porodzie wcale nie będzie łatwiej i jeszcze zatęsknię za tym czasem.

Wygadałam się. Idę coś ze sobą zrobić.

22 listopada 2022 , Komentarze (20)

Dziś początek 39 tc, więc właściwie mogę urodzić w każdym momencie. Natomiast na razie się raczej nie zapowiada, rozwarcie niewielkie, szyjka jeszcze dość długa, skurcze są ale nieregularne. Dziecko wg USG ma 3500g, także nie jest bardzo duża. Niemniej jednak chciałabym już w tym tygodniu urodzić, bo cały czas rośnie, a z mniejszym będzie trochę łatwiej. Dlatego zaczęłam stosować różne domowe sposoby na przyspieszenie porodu, ale chyba niewiele to daje 🤪 Na razie czekamy.

Jeśli o mnie chodzi czuję się bardzo dobrze. Dość szybko się męczę, ale staram się robić wszystko jak dotychczas - zakupy, sprzątanie, spacery, lekkie ćwiczenia itp. Dziś przychodzą znajomi na mecz, więc zaraz będę piekła ciasto. 🍰

Waga od miesiąca nie rośnie, a nawet spada, dziś 71,1 kg, ale podobno na końcówce ciąży może tak być. Czyli licząc od początku ciąży przybrałam niecałe 11 kg. Dobry wynik :) Ciekawe, ile spadnie od razu po porodzie 🤔

W ogóle to złapał mnie już świąteczny klimat, najchętniej już bym ubierała choinkę 😍 W sypialni zawiesiłam światełka na oknie, zrobiłam wieniec, z którym poczekam do grudnia żeby zawiesić na drzwiach. Gorzej z prezentami, bo z kasą w tym roku cieniutko 🤷‍♀️

Na koniec tradycyjnie tabelka. Już przedostatni (a może ostatni?) pomiar:

8 listopada 2022 , Komentarze (9)

Update ciążowy: dziś początek 37tc. Na plusie 11kg. Tym samym przekroczyłam psychologiczną barierę 70kg 😵 i obecnie ważę 71,3kg. Myślę, że to nie dużo, biorąc pod uwagę, że moje dziecię jest dość spore (obecnie ok 3100g). Czuję się bardzo dobrze, jestem aktywna, dużo robię. Ostatnio zdałam ważny egzamin na 5, także mózg jeszcze pracuje na najwyższych obrotach 🤓

Wciąż nie mam rozstępów. Smaruję się intensywnie balsamem, robię peelingi, więc może się to utrzyma. Oby!

Boję się, że dziecko urośnie na tyle duże, że będzie mi ciężko urodzić. Dlatego mam nadzieję, że uda mi się urodzić przed terminem, bo jeśli dotrwam do końca to może ważyć nawet 4kg, a jak na pierwszy poród to trochę dużo... W przyszłym tygodniu widzę się jeszcze z położną, musi mnie wymierzyć, czy moja miednica da radę.

Ale po za tym porodu się nie boję, czuję, że dam radę. Opieki nad dzieckiem też nie.

Boję się tylko, że będzie nam ciężko dzielić opiekę nad dzieckiem i psem. Wciąż jest szczeniakiem (ma 8mc), ale jest już bardzo duży (prawie 30kg), silny i wymaga dużo uwagi. No i jak będą siebie nawzajem tolerować. To mnie najbardziej stresuje. Dobrze, że chociaż te pierwsze dwa tygodnie będziemy razem z mężem, ale co będzie później... nawet nie chcę myśleć 😁


Update remontowy: Mamy już większość mebli, choć część tymczasowa, kupione po taniości z olx, czekamy jeszcze na sofę do salonu. Nie mam za bardzo pomysłu na pozostałe meble do salonu, sporo rzeczy mi się podoba, ale muszę pomyśleć jak to zrobić, żeby wszystko do siebie pasowało. Zresztą w tym roku chyba już nie damy rady finansowo, bo zaraz święta, prezenty itp.

Mam jeszcze dwa-trzy tygodnie tylko dla siebie i męża. Mam co robić, muszę trochę podgonić mój doktorat, pozamawiać parę rzeczy do domu, nadgonić zaległości w hiszpańskim, korzystać z pięknej jesieni  Jeszcze muszę się wybrać na paznokcie i do kosmetyczki, u fryzjerki byłam w tamtym tygodniu. Z mężem musimy się jeszcze wybrać na jakąś randkę, żeby zakończyć ten etap naszego życia i wejść w mam nadzieję jeszcze lepszy 

Buziaki 💋

11 października 2022 , Komentarze (1)

Ostatnio wylałam żale na teściową, ciężki przypadek. Ale mam już dość ciągłego strofowania jej i proszenia, żeby o siebie dbała, jak do niej jeździmy to mąż się tylko wkurza. Dlatego ja już odpuszczam i jemu też to doradzam.

A co u mnie?

Ciążowo wchodzę w 33tc. Waga w porządku, w ciągu tygodnia zaledwie 0,2kg, więc dalej jest ok 9kg na plusie. Wciąż nie przekroczyłam magicznej 70, ale powoli się zbliża 🙂 Dziś 69.3kg.

Czuję się bardzo dobrze, nie puchnę, nie mam problemów ze snem, sikaniem itp. Wczoraj tylko chyba nadwyrężyłam sobie jakiś mięsień w dole brzucha i mnie bolało przy chodzeniu, ale przykleiłam tejpy i dzisiaj jest już dużo lepiej.

Parę dni temu siadłam w końcu do wyprawki i w jeden dzień skompletowałam wszystkie potrzebne rzeczy na pierwsze dni. Czekam jeszcze na kartony z rzeczami od bratowej i koleżanki, przejrzę co tam jest i wtedy zrobię listę czego jeszcze brakuje.

Łóżeczko znalazłam na olx, dziewczyna ma mi zwolnić na początku listopada.

Z kolei na vinted kupiłam za pół ceny półko-przwijak na kółkach, taki żeby postawić też wanienkę.

Przeprowadziliśmy się już prawie całkowicie, od tygodnia śpimy w nowym domu, na starym zostały jeszcze rowery i jakieś pierdoły, które w tym tygodniu musimy zabrać.

Powoli się odgracamy, jest to dość problematyczne bo nie mamy prawie żadnych mebli i nie mam gdzie upychać tych wszystkich rzeczy. A na meble trzeba teraz czekać, więc wszystko to trwa. Mam nadzieję, że do narodzin córki uda nam się jakoś urządzić.

Najbardziej się nie mogę doczekać łóżka, bo dalej śpimy na materacu na podłodze. Narazie nie mam większych problemów ze wstawaniem, ale obawiam się, że to się niedługo skończy 😵

Wracam do sprawunków, których jest cała lista.

Buziaki 💋

7 października 2022 , Komentarze (35)

Nie lubię mojej teściowej. Nie jest złą osobą, nie zrobiła mi nic złego, jest dla mnie miła i chętnie oferuje swoją pomoc. Ale no nie lubię z nią przebywać i nie lubię jak jest u nas.

Przede wszystkim wkurza mnie, że o siebie nie dba, jest monstrualnie otyła, a przez to schorowana. Ma nadciśnienie, problemy z oddychaniem. Po przejściu 50 metrów ma zadyszkę, o schodach nie wspomnę, bo po wejściu na jedno piętro myślałam, że będę musiała dzwonić na pogotowie. Ma problemy ginekologiczne, przerost endometrium i podkrwawia z dróg rodnych, problemy z oczami.

Ona sama z siebie nic by z tym nie zrobiła. Wysyłamy ją na siłę do lekarzy, umawiamy wizyty, kupujemy leki itp. Co z tego, jak weźmie je kilka razy i dalej jej się nie chce. Mąż wysłał ją dwa razy na wczasy odchudzające, żeby się nauczyła prawidłowego żywienia i ćwiczeń. Owszem, schudła parę kilo, ale szybko wróciła do dawnych nawyków a waga jak bumerang.

Odżywia się fatalnie. Praktycznie zero warzyw. Jedynie rozgotowany ryż, tłuste kotlety i sosy, sałatki ociekające majonezem. Gołąbki w jej wydaniu to 90% ryż, 5% jakiegoś tłuszczu i 5% mięsa.

Jest uboga, nie ma żadnych oszczędności, spłaca kredyt-chwilówkę drugiego syna-nieudacznika, wykonuje dorywcze prace, bez stałego zatrudnienia. Od przyszłego roku idzie na emeryturę więc chociaż będzie mieć jakiś stały dochód. Także dieta wynika poniekąd z braku pieniędzy. Co nie zmienia faktu, że jak już jedzenie jest słabej jakości, to mogłaby chociaż ograniczyć ilość przyjmowanych kalorii.

Mąż kupił jej kiedyś tani, używany samochód, żeby mogła znaleźć pracę dalej od miejsca zamieszkania i lepiej zarabiać. Po jakimś czasie miała stłuczkę. Okazało się, że nie ubezpieczyła samochodu, więc musieliśmy jeszcze opłacić szkody. Samochodu nie opłacało się naprawiać i poszedł na złom. Koniec końców kupił jej rower i z tego co wiem korzysta.

Pomagaliśmy jej znaleźć pracę, napisałam jej CV i wysłałam do różnych firm. Dostała zaproszenie na rozmowy kwalifikacyjne, to nie pojechała. Okłamywała nas, że była, ale później dowiedzieliśmy się, że nigdzie nie była bo jej się nie chciało albo się bała.

Co jakiś czas mąż robi jej zakupy albo daje pieniądze. Początkowo w ramach prezentu na święta czy urodziny, ale przez jakiś czas dawał częściej. Mówiłam mu, że to błąd, bo to ją jeszcze bardziej rozleniwi. A przecież jest dorosła i mogłaby znaleźć lepszą pracę. W ostatnim roku mieliśmy bardzo dużo wydatków w związku z budową domu, więc jej nie wysyłał, bo po prostu nie miał. No i po jakimś czasie zaczęła go sama prosić o pieniądze 😠

Nic ją nie interesuje, nic jej się nie chce. Ma bardzo duże podwórko, ale nie chce jej się nic uprawiać, chociaż ma mnóstwo czasu. Miałaby chociaż jakieś warzywa w lecie i przetwory na zimę, a tak ma hektar trawy.

W lecie pojechaliśmy z nią do lasu, żeby nie siedzieć w domu przy ładnej pogodzie. Z trudem ją wyciągneliśmy, po przejściu lasem 200 metrów, naprawdę wolnym krokiem, żeby się nie zmęczyła, powiedziała, że już jej się nie chce i wraca do samochodu. No i tyle było spaceru.

Gdy do nas przyjechała w odwiedziny na kilka dni zorganizowaliśmy wyjście do muzeum i do teatru. Strasznie jej się nie chciało iść, ale jakoś ją wyciągneliśmy. Po obiedzie chcieliśmy pójść na spacer do parku, to jej się nie chce, nie idzie, woli poleżeć. I tak cały czas, wyciąganie na siłę, żeby zrobiła z sobą cokolwiek.

Mąż ciągle się na nią wkurza, że nic ze sobą nie robi. Martwi się o nią. Prośby przestały działać, groźby też, to w końcu powiedział jej, że da jej 100zł za każdy zgubiony kilogram. Wtedy dopiero schudła. Okropne, ale skuteczne. Oczywiście po pewnym czasie wróciła do poprzedniej wagi. Wygonić ją do lekarza to wyczyn. Zresztą co z tego jak i tak nie bierze leków (które jej kupujemy). Mówię mu, żeby dał sobie spokój, bo to trwa od lat a nie ma efektu. Jest dorosła, sama decyduje o sobie, my zrobiliśmy co mogliśmy a ona ma naszą pomoc w dupie. Ale to jest jego jedyna rodzina i ma poczucie, że musi o nią zadbać.

Zaraz urodzi nam się dziecko i ona oferuje swoją pomoc. Po moim trupie. Kompletnie jej nie ufam, nie wiem jakby miała nadążyć za małym dzieckiem, gdy męczy ją kilka kroków. O żywieniu, ruchu na świeżym powietrzu nie wspomnę. Skończyłoby się na siedzeniu przed tv. Mąż z kolei uważa, że może to byłby bodziec dla niej, żeby coś ze sobą zrobić. Ale ja nie chce jej testować na moim dziecku.

To wszystko sprawia, że po prostu jej nie lubię. Wiem, że są gorsze teściowe, które wchodzą z butami w cudze życie. Ale jej nie lubię, bo jest kompletnie niesamodzielna, jest dla nas obciążeniem, a najgorsze, że nie daje sobie pomóc. 

Zebrało mi się, bo dziś do nas przyjeżdża i męczy mnie sama myśl o przebywania z nią :/

28 września 2022 , Komentarze (1)

Update ciążowy: rozpoczęłam 31tc. Dziecko pięknie rośnie, bo dziś już 2091g 😵 W takim tempie boję się, że przekroczy 4kg, a wtedy trzeba będzie rozważyć cc... Muszę się bardziej pilnować z jedzeniem, jem zdecydowanie za mało warzyw i białka a za dużo węgli. Ja sama póki co ok 9kg na plusie, więc nie jest źle. Ale zaczęłam puchnąć - na razie widzę po łydkach i szyi, ale też czuję czasem, że mam obrzęknięte śluzówki bo ciężko mi się oddycha przez nos.

Urofizjoterapeutka pokazała mi jak ćwiczyć w trzecim trymestrze i jak robić masaż krocza. Mam go zacząć robić od 34tc. Ale generalnie była bardzo zadowolona, siłę i napięcie mięśni dna miednicy mam bardzo dobre, mówi, że nie powinnam mieć problemów przy porodzie. Choć jak się szykuje taki wielki klocek to trochę mnie to przeraża 🥶

Nauczyła mnie przyklejać tejpy na brzuch, więc to też stosuję.

Update przeprowadzkowy: mieliśmy się wynieść do czwartku, ale najemca zrezygnował i szukamy nowego. Nie zmienia to faktu, że i tak musimy się przeprowadzić, tylko że męża połamało i nie ma kto nosić rzeczy. Popakowałam co mogłam i teraz całe mieszkanie zawalone kartonami, bo ja mogę nosić tylko te lżejsze. Nienawidzę być w takim rozkroku. Część rzeczy tu, część tam, straszny choas i bałagan. Jak mu do jutra nie przejdzie, to będziemy prosić znajomych o pomoc, bo chciałabym mieć już to za sobą.

Powoli biorę się za kupowanie mebli. Łóżko zamówione, będzie za jakieś 2 tygodnie. Teraz szukam hokerów i sofy narożnej. Strasznie to są drogie rzeczy 😭 hokery, które mi się podobają kosztują 750zł, a chcę mieć 3... Sofa to koszt co najmniej 3k. Potem będę się rozglądać za stołem i krzesłami do jadalni, stolikami nocnymi i resztą mebli. No i po drodze muszę kupić łóżeczko dla dziecka i wszelkie potrzebne akcesoria. Finansowa studnia bez dna. 

Tradycyjnie wrzucam ciążową tabelkę wagową i lecę dalej ogarniać pakowanie. Buziaki! 💋