Kiedyś tak sobie myślałam nad tym tematem. Wtedy w kontekście Indii. brat kolegi był w Indiach i ten opowiadał, jaka tam bieda. Z drugiej strony jeżdżą tam bogaci Europejczycy i Amerykanie do centrów odnowy spirytualnej. Do aszranów, medytować z guru. Jest o tym nawet podcast, ponieważ część takich odwiedzin w aszranie kończy się dla ludzi śmiercią, chorobą psychiczną, zerwanymi kontaktami z rodziną, ubóstwem, ponieważ guru namówił ich do oddania wszystkiego, co posiadali. Jest specjalna strona ze zdjęciami martwych ciał białych ludzi znalezionych w Indiach. Tylko tak niektórzy ludzie mogą dowiedzieć się, że ich zaginiony brat czy matka nie żyją. Mnie W Indiach przeraziły statystyki gwałtów. Co 9 minut gwałcona jest kobieta. Gdy Martyna Wojciechowska pojechała do Indii robić reportaż zdaje się o kobiecie kapłance w świątyni, gdzie karmi szczuty mlekiem, chodząc po ulicy była zaczepiana przez stada mężczyzn, którzy łapali ją za piersi. Zwyczajnie przed kamerą, nie krępowali się tylko molestowali dziennikarkę na oczach całej ekipy filmowej. To było obrzydliwe. Obrzydziło mi to cały kraj. Czytałam później również książkę niewidzialne kobiety i tam jest to szerzej opisane. Domy nie zawierają toalet, więc gminy pobudowały publiczne toalety, gdzie kobiety mogą iść w trakcie miesiączki czy po prostu w nocy na siku. Wtedy są często gwałcone przez kilku sprawców na raz. Oczywiście mnie, jako turystkę by to prawdopodobnie nie spotkało. Turyści trzymają się kurortów, utartych szlaków, gdzie dba się o bezpieczeństwo, bo turyści to pieniądze. uważam jednak, że kraj jest tyle bezpieczny, ile jego kobiety.
Kolejne filmiki są możliwe do obejrzenia tylko na youtube, ale dałam je tutaj. Jedna z tych historii przypomina mi film Slumdog Milionaire. Nie jestem w stanie obejrzeć tego filmu ponownie przez poziom okrucieństwa, jaki tam jest. Dzieci się okalecza, aby lepiej żebrały pieniądze od turystów. Ślepy dzieciak dostaje więcej kasy od francuza na słoniu niż dzieciak, któremu nic nie dolega. Tak gangi zdobywają pieniądze. W Slumdogu jest to bardzo dobitnie pokazane. tutaj zaś jest omawiane jak instytucja kastruje, zmusza do prostytucji i żebrania wyrzuconych lub zabranych z domu ludzi. Ludzi, którzy nie mieli i nie mają wpływu na swoje życie w żaden znaczący sposób.
Ogólnie nie chciałabym odwiedzić kraju, w którym nawet lokalsi nie są bezpieczni. Poniżej filmik pokazujący traktowanie mniejszości etnicznych i utajniane morderstwa. Walki i przemoc na tle religijnym. W mojej opinii kraje oparte na wyznaniu nie są bezpieczne, bo to forma autorytaryzmu. Palono kobiety na stosie za fakt, że nie spodobały się włodarzom religijnym [często były to kobiety po menopauzie, bezpłodne, nie chcące wyjść za mąż za wybranego przez rodzinę człowieka]. Żydzi i Palestyńczycy terroryzujący cywili [będzie ban?] Chiny zamykające muzułmanów w obozach koncentracyjnych. Chrześcijanie mordujący muzułmanów na Bałkanach 30 lat temu i zakopujących ich w masowych mogiłach.
Chyba każdy zna historię Kabuli. Dziewczyny, która została przez członka rodziny sprzedana na części do amuletów. Odrąbano jej na żywca rękę. https://viva.pl/ludzie/wywiady-vivy/kabula-o-ojcunie-chcial-wychowywac-dziecka-z-albinizmem-wstydzil-sie-mnie-140637-r1/ O Kabuli zrobiła odcinek Martyna, pomogła jej iść do szkoły, aby ta mogła walczyć o prawa albinosów w Tanzanii. Była ona na okładce National Geographic. Mam ten numer nadal w domu. Dziś Kabula jest dorosła i ma szczęście, że jeszcze żyje, bo za głowę albinosa dostaje się więcej pieniędzy niż za rękę.
W innych państwach afrykańskich też potrafi być paskudnie. Poniżej filmik z Malawi, gdzie dziewczynki się zwyczajnie gwałci, a by przestały być dziećmi.
Kiedyś trafiłam za to taki filmik: https://fb.watch/k3jJWTxVxk/ trochę mnie on rozbawił, bo gość złamał system. Ale on mówi o innego typu przemocy. Ataki terrorystyczne to często jednorazowe przypadki. W Nicei ciężarówka wjechała w ludzi i od tamtej pory mają tam miejsce zwykłe codzienne sprawy – przemoc także, ale już nie terroryzm. W thalys z Amsterdamy do Paryża był zamachowiec też tylko raz. Logika tego faceta jest dość solidna – 9/11 zafundował nam najwyższe standardy kontroli bezpieczeństwa na świecie – skanery na lotniskach. Zawsze się zastanawiam czy widać moją antykoncepcję na takim skanerze…
Na mojej liście krajów nie do odwiedzenia od lat pozostają Indie i kraje muzułmańskie za wyjątkiem Albanii. Bałabym się też jechać gdzieś, gdzie mój wygląd rzuca się w oczy. Na południu Francji byłam zaczepiana przez to, że miałam długie blond włosy. I to zawsze przez Arabów, nachalnych i nagabujących. Raz zatrzymali się na środku ronda i krzyczeli do mnie przez otwarte okna samochodu. Wolę unikać tego typu zainteresowanych spojrzeń.
W czwartek byłam umówiona do firmy nasiennej, gdzie aplikuję. Pojechałam na spotkanie i już pomału zaczynam uczyć się trasy. Ostatnie kilometry mnie przerażają, droga między szklarniami, 60 kmph ograniczenie i combo – rowery i TIRy. Sześćdziesiątki w Holandii są budowane wąskie, aby nikt nie próbował za szybko jechać. Ciesz esię, że jest tam utwardzone pobocze, bo inaczej byłoby ciężko minąć się z ciągnikiem bez zatrzymywania się na krawędzi kanału. Może są kierowcy, którzy czują się komfortowo jadąc 60 i zjeżdżając na trawę pół metra od wody, ale ja nie chcę przez brawurę utopić samochodu. Za dużo problemów by to stworzyło, jedna głupia decyzja. Tam zaś jest to odcinek jakiś 10 kilometrów, kiedy trzeba uważać.
Najpierw spotkałam się z Alexem i Lissete w biurze markerów molekularnych. Pogadaliśmy o tym jakim człowiekiem jestem i jakich ludzi szukają. Spytałam o system premiowy, rotację zadań w laboratorium, możliwość pożyczenia materiałów szkoleniowych. Później spotkałam się z Barbarą, Joerie i Tieme. Ta rozmowa poszła trochę gorzej – nie mogłam wyczuć, kiedy żartowali, a kiedy mówili poważnie. mam z tym spory problem. Rozmawialiśmy o pułapkach pracy w zespole i nie ukrywałam, że może to być dla mnie trudność, bo lepiej pracuje mi się solo lub we dwójkę.
Ciężko było mi po wszystkim zdecydować się na jedno miejsce. Z jednej strony Markery molekularne to praca typowo po mojej magisterce. Głównie solo, jakiś zespół jest,a le pojedyncze zadania wymagają pojedynczej osoby. W RDT zaś pracuje się grupami i może być różnie z moim charakterem. Z drugiej zaś strony Joerie i Barbara naprawdę stworzyli świetną atmosferę na spotkaniach i jeśli cały team taki jest to myślę, że zostałabym dobrze przyjęta i może udałoby mi się wpasować w zespół… Jednak praca jest mniej laboratoryjna a bardziej polegająca na ocenie zagrożeń niż działaniu według procedur. Sporo do przemyślenia.
Pojechałam po spotkaniach do Annet. Od jakiegoś czasu ma problemy z nogami i nie możemy spacerować. Postanowiłam wpaść na kawę. Kupiłam kwiaty i ciasto i usiadłyśmy na plotki. Annet pochwaliła, że byłam bezpośrednia na rozmowie. Powiedziała, że o swoich obawach też należy mówić na rozmowie kwalifikacyjnej ponieważ Holendrzy wolą szczerość niż zostać zaskoczeni, że ktoś udawał tylko wspaniałego pracownika, a okazał się mierny. Powiedziała, że lepiej, że powiedziałam, ze praca w zespole może być dla mnie trudna, niż gdybym została zaproszona na okres próbny, a potem oni by uznali, że nie pasuję do zespołu i ja bym zdążyła odejść z mojej pracy, a oni i tak by mnie nie zatrudnili. Jakaś logika w tym jest. gdy rozmawiałam z kolegą – Polakiem – o tym – powiedział, że nie powinnam za dużo mówić, bo mnie nie przyjmą. Z dwojga podejść – wolę by mnie nie przyjęli teraz, kiedy jeszcze mam poprzednią pracę.
Wieczorem, gdy wróciłam do domu zjadłam bardzo późną kolację i po tym całym kawkowaniu nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie. Skłaniałam się ku RDT, ale mam wrażenie, ze jeśli poszłabym gdzieś tylko dlatego, że ludzie są mili, a praca średnio mi odpowiada, to jeśli okazało by się, że ludzie jednak nie są tak mili, to utknęłabym ze średnią pracą. Zaś wybranie MM spowodowałoby poczucie winy, że nie poszłabym tam, gdzie na rozmowie Barbara trochę wyciągała mnie z kłopotliwych pytań. Na MM mieliśmy po prostu profesjonalną rozmowę – a język używany przez Lissete zdecydowanie dał mi do zrozumienia, że muszę poprawić swój Holenderski, bo o ile rozumiem słownictwo akademickie to sama go nie używam. Słuchanie podcastów jednak to trochę za mało w tym przypadku.
Rano obudziłam się niemal pewna, że powinnam wybrać MM. Niemal. Wolałabym, aby ktoś z nich mnie wykopał i problem rozwiązał by się sam.