Wiele razy podchodziłam do robienia czegoś ręcznie. Czy to chodziło o szycie, czy robienie na drutach, czy też sklejanie modeli samolotów. Kiedyś postanowiłam poukładać puzzle w ramach dbania o siebie i swoją głowę – rozwiązywanie zagadek jest dobre dla mózgu, ale także dla zarządzania stresem. Gorsze dla kręgosłupa, jak się trzeba było pochylać godzinami nad stołem czy podłogą. Modele samolotów też nie dla mnie, bo o ile klejenie jeszcze jakoś mi szło, to średnio władam nożyczkami. Jak już krzywo wycięłam to krzywo skleiłam. Bardziej przypadło mi do gustu robienie na drutach, ale to był bardziej wymóg finansowy niż hobby. Zrobiłam sobie szalik i czapkę, bo nie miałam, a miałam za to za 2 złote kupiony sweter w lumpeksie. Wyszło krzywo, ale jedną zimę przechodziłam. Innym razem zaczęłam szyć na maszynie – uszyłam marynarkę, torebkę, sukienkę na własny ślub, kilka sukienek casual i jedną na wesele. Ponadto uszyłam bluzki i spódnice – nigdy nie uszyłam spodni, ale raz szorty. Ostatnio bawię się szydełkiem, ale nie potrafię się nauczyć. Wolę druty. Myślę, ze moim najambitniejszym i najwięcej serca zawierającym projektem była poszewka na poduszkę dla mojego męża. Byliśmy wtedy bardzo krótko ze sobą i chciałam mu kupić twardą poduszkę do leżenia z laptopem, kiedy oglądał sobie filmy lub pisaliśmy ze sobą. Uszyłam na tą poduszkę białą powłoczkę z ulubioną postacią z ulicy sezamkowej, z czasów kiedy mąż był dzieckiem, i dałam mu w łapki dwa serduszka – na jednym były moje inicjały, a na drugim jego. Wykorzystałam do tego kilka kolorów nici do haftowania i jakieś tam zdolności wyniesione z zajęć techniki w podstawówce. Później jeszcze kilkukrotnie dostawał ode mnie podusie i poszewki z haftami. Jednak myślę, że ta jedna poduszka była takim moim szczytem przyłożenia się do wykonania czegoś. No i zawierała najwięcej serca. Mąż ma i używa tej poduszki do dziś.
Dzień zaczęłam postem. Miałam trzymać go do 12-tej, ale o 9 przyszedł mój Ukochany do mnie do łóżka z kubkiem kawy zbożowej. No i post poszedł się. Z resztą i tak planowałam jakoś już wstawać i może coś zjeść. Pokręciłam się po domu, porobiłam co nieco w ogródku i zrobiłam śniadanie.
W sobotę wieczorem sąsiadka przyniosła paczkę dla mnie – przyszła torebka od pani Kamili. Kolor faktycznie bardziej zielony niż na zdjęciach, które mi wysyłała. Rzeczywiście nowe telefony lubią zmieniać i upiększać zdjęcia. AI uznała, że torebka będzie super wyglądać w intensywnie niebieskim kolorze, a według mnie jest ona boska w szmaragdzie. nie mówiąc już jak musiałam się pobawić balansem bieli, aby mój telefon nie robił „niebieskich zdjęć”. Ech technologia.
rzy spore przegródki, jedna na magnesik, jedna na zamek i jedna otwarta.
Ogólnie ze zdjęć z facebooka wnioskowałam, że torebka jest spora. Okazało się, ze modelka jest drobnej budowy, a torebka jest średniej wielkości. Liczyłam, ze będzie wchodzić do niej format a4 w całości na leżąco. Niestety nie sprawdziłam wcześniej wymiarów na stronie, a jedynie zasugerowałam się zdjęciami. nic to – najwyżej kiedyś zamówię w tym kroju torebkę, ale poproszę o jej poszerzenie. Ta już ze mną zostaje, jest śliczna. Ma też wszytą pętelkę na przytrzymanie butelki wody, jak to pani Kamila zrobiła też w moich poprzednich torebkach. Bardzo przydatna opcja.
Tu zdjęcie z tekturką formatu a4 – wchodzi pionowo.
W ogrodzie wiosna. Kwitną kolejne krokusy.
Wyniosłam do ogrodu przekwitnięte hiacynty – za rok trafią do ziemi.
W szklarni pojawiły się też truskawki białe, które stały do tej pory na drugim piętrze. Doświadczą więc teraz niższej temperatury i wyższej wilgotności.
Część z nich testowo wsadziłam do ziemi – zobaczę czy się przyjmą i wtedy reszta tak trafi. Widziałam taki sposób uprawy w internecie – dzięki temu rośliny nie tracą tyle wilgoci. Mam też worki wiszące do powieszenia na płocie.
Kalarepa mi wzeszła, więc przepikowałam ją do wytłaczanej po jajkach. Zobaczymy czy sobie poradzi, czy się za bardzo pospieszyłam. Na pewno w szklarni będzie mieć cieplej niż na zewnątrz [choć do tej pory była w biurze] i będzie mieć wilgoć z powietrza, co jest ważne w pierwszych tygodniach życia siewki.
Na śniadanie zrobiłam pancakes z miksu, który dostaliśmy w paczce na święta. Wyszły bardziej pulchne i sztywne niż zwykłe naleśniki. Były też niesłodzone, więc postanowiłam wykorzystać czekoladę mleczną do dodania smaku. Wyszło bardzo smacznie i słodko. Ostatnio lubię słodkie śniadania.
Ogólnie kiedyś rozmawiałam z panią ginekolog tutaj w Holandii odnośnie antykoncepcji. Wtedy zakładałam akurat implant Implanon. Rozmawialiśmy o przybieraniu na wadze po antykoncepcji. Wytłumaczyła mi ona, że od antykoncepcji się nie tyje. Nie można stać się nagle grubą, bo się zaczęło brać tabletki. Tu chodzi o dwa inne mechanizmy.
Pierwszy – antykoncepcja może wpłynąć na zatrzymywanie się wody w organizmie i jest to wskazanie, aby ją zmienić. Ja tak miałam na przykład po Evra – nakleiłam plaster na ramię i po kilku dniach miałam twarz jak księżyc w nowiu, na wadze plus 5 kg i ogólnie byłam napuchnięta. Woda się zatrzymała. Zdjęłam plaster i po kilku dniach waga wróciła do normy, bo to była tylko woda a nie tłuszcz, czy latami budowana nadwaga.
Drugi – kobiety jedzą emocjonalnie częściej niż mężczyźni. Kobiety jedzą, aby się pocieszyć, nagrodzić, zrobić sobie przyjemność. Hormony zaś regulują nastrój. Zatem antykoncepcja hormonalna może wpłynąć na nastrój i nawet na apetyt na konkretne smaki – powiedzmy – z reguły smakują ci słone przekąski, a nagle zaczynają słodycze i to bardzo. Jesz ich wtedy więcej i częściej niż byś jadła normalnie i z racji obniżonego nastroju nie wychwytujesz, że jesz za dużo. I tyjesz. Nie dzieje się to z dnia na dzień, ale latami. Latami nie uważasz, co i ile jesz i tyjesz. Nie dlatego, że masz antykoncepcję a ciele, ale dlatego, że straciłaś z oczu uważność i słuchanie poczucia sytości. Kto z nas nie przejadł się do porzygu choć raz w życiu, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Zatem ani w pierwszym ani w drugim przypadku antykoncepcja nie sprawia, że się tyje i nagle ma nadwagę. Brak uważności to sprawia. I teraz ja łapię się na myśleniu, czy ten mój refeed i to, że dałam sobie spokój z bieganiem i treningami na dwa tygodnie – to nie jest efekt spirali? na pewno pierwszy tydzień, tak. Bo mnie bolało, bo byłam zła i na granicy sił psychicznych. Ale drugi tydzień? To już moje lenistwo.
Co mogę zrobić, aby to zmienić? Wstać, strzepnąć kurz i wrócić do swojego życia takiego, jakie sobie zaprogramowałam. Od poniedziałku!
W kolejnym wpisie będzie dużo zdjęć z niedzieli – może nawet rozbiję to na kilka dni?