. Uwielbiam podróżować. Mogłabym być całe życie w drodze. Mam intensywna pracę, męża na medal, pasierba, kilka przyjaciółek i dwie cudowne siostry. Lubię czytać, uczyć się języków obcych. Kiedyś uwielbiałam sport. Muszę do niego wrócić.
Pozbierałam się jakoś po tym covidzie. We wtorek dopiero byłam negatywna. Poszłam do pracy i wszystko było ok. Na zakupach dostałam mroczki przed oczami. Myślałam, że głodna jestem. Jak wróciłam do domu to zaczęła mnie tak głową bolec- lewa strona- oko i wszystko za nim. Nabrałam tabletek, poszłam spać po 19 wstałam, znowu tabletki i spać i po 21 wstałam, wykąpalam się, ogarnęłam na następny dzień. Oko przestało mnie boleć w piątek. Masakra.
W środę, czwartek i piątek biegałam z koleżanką. Dzisiaj ona poszła do pracy, więc rano poszłam sama. Zrobiłam 10km. Bez przerw, równym tempem. Jestem z siebie mega dumna!
Teraz cel biegowy do 25.11.2022 przebiec półmaraton. Da się. Dam radę!
Ograniczam słodycze. 1 słodycz na dzień. Zobaczymy, jak to pójdzie.
Mąż w poniedziałek źle się czuł. Zrobiłam mu po pracy test... pozytywny. Ja przerwalczylam jeszcze wtorek i środę (robiłam test rano i wieczorem) i w środę wieczorem wyszły dwie kreski. Leżę od wczoraj, jak kłoda. Gorączkę mam i łatwe i jestem słaba.
W pracy codziennie ktoś chory okazuje się. Mam nadzieję, że nie będę miała żadnych powikłań. Dondupy jest chorowanie. Ja nie pamiętam kiedy chora albo przeziębiona byłam ostatnio- że 4 lata temu??? No nic trzeba to przechorowac i będzie z głowy.
Jestem na IF 16:8. Generalnie staram się, żeby to okno trwało 8h czasami jest trochę dłużej, lub krócej. Chce wytrzymać do 10, ale czasami nie da się i jem wcześniej. Przetrwałam najgorszy czas, bo czas okolookresowy mam zaliczony. Jem co chcę- lody że słodyczy, nie jem kupnych fast foodów, ani nie piję alkoholu.
Cwicze- biegam z koleżanką 4 razy na tydzień i od czwartku zaczęłam nowe wyzwanie z Moniką Kołakowską. W niedzielę dodatkowo pływam 1-1,5km w płetwach na basenie.
Rezultat? Po 4 tygodniach jest mnie ponad 5kg mniej! Nie jestem głodna, zmęczona, zła ani rozdrażniona. Byle tak dalej.
To są dni mojej aktywności w ciągu ostatnich 4 tygodni.
A to jest progres z ostatniego tygodnia. Widać, że bieganie rano mi wychodzi lepiej, niż po południu....
Dzisiaj jeszcze w planie relaksacyjny basen. Miłego dnia!
Mąż mnie obudzi o 6:49, żeby zapytać, gdzie są słuchawki. I potem mnie opierdzielił, że je chowam. Moje słuchawki!!!😭uwielbiam takie sytuacje przekomiczne.
Dietowo to średnio. Znaczy się zatrzymam się if 16:8, ale muszę jeszcze ściąć kalorie. Do końca września chce mieć 7 z przodu.
Biegowo to coraz lepiej. Wczoraj było 5,2km bez przerwy. Biegam z koleżanką Anką i jest to bardzo motywujące. Do końca września chce dojść do 10km.
W życiu osobistym zawirowania związane z latoroślą. Nie ma lekko.
Dawno tego nie robiłam. Dzisiaj byłam u koleżanki (od biegania); i zafarbowała mi odrosty i zrobiła hybrydę na rękach. W czerwcu po raz pierwszy w życiu zafarbowałam włosy. Czułam się nieswojo. Potem je bardzo skróciłam. Dzisiaj wybrałam farbę o ton jaśniejszą i czuję się w nich rewelacyjnie.
Potem byłam na zakupach w Aldi. Wiem, że ona nic ode mnie nie weźmie, więc kupiłam jej dwie zielone herbaty, gorzka czekoladę i legginsy do biegania na jesień. Równowaga w dawaniu i braniu musi być. To bardzo ważna zasada w moim życiu.
A Robert Karaß wciąż jedzie na rowerze i prowadzi ( pozostali Polacy też walczą). Niesamowici są!!!!
Trzeci tydzień z rzędu w poniedziałek jadę z kimś do lekarza. Dzisiaj był u dentysty, okulisty i chirurga. Zobaczymy, jak ten tydzień się potoczy.
Biegowo spoko. W weekend w sobotę biegałam, a w niedzielę zrobiłam 1 km na basenie. Dzisiaj dołączyła do mnie kumpela z pracy. Jest 10kg lżejsza i 10 lat starsza. Ma zamiar ze mną biegać, bo źle się czuje że sobą po menopauzie. Dla mnie spoko. Dzisiaj było 30min biegu i 10 przebiezek. Do tego rozciąganie. Oby tak dalej.
Przeczytalam - Ciszę białego miasta- świetny kryminał, a teraz chłonę Najlepszego o Jerzym Górskim.
Podpatruje też, jak radzi sobie Robert Karas- przegosc! 38km pływania, 1800km na rowerze i 424km biegania. To się w głowie nie mieści, że ciągiem coś takiego można zrobić. Jest zajebisty. W zawodach bierze również udział dwóch innych polakow- Tomas Lus i Adrian Kostyra. Trzymam kciuki!
Udanego tygodnia! Czas kroczyć droga do zamierzonego celu!
Kolejne treningi biegowe dodają mi skrzydeł. Te pierwsze dwa to był dramat, a teraz już jest dużo lepiej. Od jutra ma biegać ze mną koleżanka z pracy. Zobaczymy.
Dietowo IF 16:8 to coś dla mnie. Nie liczę kalorii, ale też nie obzeram się. Jem to co chcę, żebym nie była głodna i to co lubię.
W pracy jutro się zacznie. Przyjedzie 66 nowych osób i będę co miała robić. Będę miała w sumie 200 osób do ogarnięcia.
Mlody nadal nie wie czego chce. W końcu pękłam i Małżonkowi wygarnelam wszystko, co mi siedziało na wątrobie. Okazało się, że on też tak to widzi i chyba nam tą trudną rozmowa na potrzebna.
Przyjelam 2 osoby na korki z angielskiego online. Zobaczymy, czy będzie mi pasowało takie nauczanie.
Swieta! Idą święta. Wymyśliłam, że dla dziewcząt w tym roku będzie kurs makijażu ( pani prowadząca warsztaty przyjedzie do domu siostry). Będziemy my- 3 siostry, 2 przyszłe synowe moich sióstr i moja siostrzenica. Byłam kiedyś ma kursie tej babeczki i było super. Potem chce wynająć na 4h sale w domu kultury i nauczyć je układu na wesele ( siostrzeniec żeni się 20 mają). Chciałabym, żebyśmy zrobiły dla wszystkich niespodziankę. A na koniec dnia dolaczyllaby do nas męska część rodziny i pojechalibyśmy do Karczmy Bidy na wypadnie jedzenie. Planuje to zrobić 27.12- dziewczyny wiedzą, że mają mieć wolne, makijażystka zarezerwowana, muszę tylko stworzyć układ. Mam jeszcze czas. I to wszystko będzie w ramach prezentu na święta i urodziny 2023 dla wszystkich. Mam zamiar na to wydać kasę z korepetycji. Uwielbiam święta! A to są dania z Karczmy Bida. Porcje są ogromne, a jedzenie jest pycha!
patrzcie, jak wyglądają nogi, a jak kotlet. Porcje są ogromne!
Miałam nadzieję, że już środa, ale trzeba będzie trochę poczekać.
Jedzeniowo bez szału, bo byłam dzisiaj glodna- okno zachowane.
Treningoow- zrobiłam dzisiaj pierwszy trening biegowy z rozpiski. Masakra powiem Wam. Niby nic - 20minut biegu ciągłego, a po 8, 12 minutach myślałam, że odpadnę. Prowadziłam w głowie niecenzuralne rozmowy i się udało. Potem 19 przebiezek i trening odłączony. Walka jest o każdy metr. Tak się zaniedbałam! To, że 4 lata temu przebiegłam maraton wydaje mi się nierealne. Ech. Teraz powinni być coraz lepiej. Jutro zacznę treningi z Moniką Kołakowski, żeby urozmaicić to wszystko i od jutra nie jem słodkiego. Deska odhaczona.
W pracy na spokojnie. W domu też. Po głowie chodzi tylko co zrobić ze szkołą młodego. Tylko on się tym nie przejmuje. Ech.
Oby nie. Dzisiaj ogarniam nowych pracownikow- testy i inne pierdoły, gdy dostałam wezwanie, że jedna kobitka ma coś z nogą. Trochę poczekała i o 6:50 pojechałyśmy do lekarza. Rentgen, potem tomografia stopy i okazało się, że tak niefortunnie stanęła, że połamała kości śródstopia. Ma miesiąc L4. Do pracy wróciłam o 12:30
Jutro z inną jade do dentysty, bo walczymy z ósemką. Antybiotyk zaczyna działać, już może jeść, ale nadal nie otwiera całkowicie buzi.
Dietowo to okno przesunęło mi się i pierwszy posiłek zjadłam dopiero o 12:30 (też da się) i normalnie o 18:00 był koniec. Zjadłam Kinder country i taki budyniowy deserek z pianką. Chyba za dużo.
Cwiczeniowo to był basen. Pojechałam na kąpielisko u nas w miasteczku i okazało się, że maja super basen 59min. Woda boska i trochę powoływała. Już mnie uda nie bolą tak bardzo po tym weekendowym bieganiu. Jutro biegam. Zaczęłam z Młodym robić deskę. Ja startowałam od 1:00, dzisiaj 1:15. A na bieganie znalazłam sobie taki plan. Jutro zobaczę, czy dam radę od tego tygodnia, czy trzeba się cofnąć...
Jutro się okaże.. Jedzenie spakowane na jutro. Będę się bardziej pilnowała.
A! 2 kg zeszło od poniedziałku ostatniego- woda, bo i okres był i pokrzywę z czystkiem piję. Ale to dobrze widzieć, że się idzie w dobrym kierunku.
Spałam dzisiaj do 9:00- okno żywieniowe od 10:00, więc świetna sprawa. Na dzień dobry dwa ogromne kubki kawy z mlekiem. Pycha. Potem jajecznica z sałatką i chlebem.
Potem zaczęłam czytać książkę o Karasiu. Świetnie się czyta. Dostałam od przyjaciolki-chyba, żeby dać mi motywację i siłę, aby schudnąć ;-)
Potem łyknelam dwa rzadki czekolady z orzechami i poszłam z Młodym na stadion. Ja biegam, a on rzuca do kosza. Kilka lat temu, gdy biegałam to 5km robiłam w jakieś 26min, a teraz marszobiegiem prawie 40... Wiem, że od czegoś trzeba zacząć, ale po prostu moje zaniedbanie się jest karygodne. Zawsze mi się kojarzyło, że kobieta zaniedbana to taka z skoltunionymi włosami, brudem za paznokciami itd. A tymczasem ja mając stabilny związek, zero dzieci, no...dużo pracy, która zajmowała mi czasami cały dzień, doprowadziłam do plus 30kg. Powoli to do mnie dochodzi. Ja siebie akceptuje w każdym rozmiarze, ale chciałabym być zdrowa i być w takiej kondycji, że w każdej chwili mogę jechać na wyprawę w góry wysokie, a nie przesuwać wyjazd ze względu na brak formy. To jest ten czas.
Bardzo lubię to zdjęcie.
Wczoraj u nas w miasteczku był festyn. Chłopaki oczywiście nie chciały iść i poszłam z sąsiadami. No i sąsiad dał mi to... Mówi, że po raz pierwszy dał tak spontanicznie komuś prezent ;-)