Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

O sobie podobno pisze się najtrudniej... no ale postaram się i coś o sobie napiszę. Z natury jestem osobą zrzędliwą, marudną i chcąca od siebie zawsze więcej niż to możliwe, czym skutecznie zniechęcam się do dalszego działania. Poza tym jak akurat nie marudzę to zwykle się śmieję i to głośno. A no i w razie co- nie panuje nad swoimi błędami ortograficznymi. A przecinków w ogóle nie używam także osoby wrażliwe proszę o wyrozumiałość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 76670
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2008
Ostatni wpis: 20 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angelikque

kobieta, 41 lat, Tam Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc

174 cm, 116.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lipca 2011 , Komentarze (1)

Nie tylko za oknem. Wszędzie. Czuje sie fatalnie. Wlazłam na wagę a tam 1 kg więcej. Zgubie go bo mnie wkurzył. W ogóle wszystko mnie wkurza. Nic mi nie wychodzi. Mam dużo pracy i nie mam czasu o siebie zadbać. Wogóle. Miałam zapisać się na siłownię. Jasne tylko nie miałam czasu, żeby iść się zapisać a co dopiero chodzić.

Mieliśmy jechać na jakiś fajny weekend ale zrezygnowaliśmy, przeze mnie, bo mam już zaplanowaną sobotę. Wszystko jest nie tak. Ale staram sie pamietać, że nie ma tego złego ...

12 lipca 2011 , Komentarze (2)

Od samych chęci i pustych obietnic to ja nic nie schudnę. Po całym tygodniu odchudzania wszystko niwecze w 2 dni. Nie ładnie z mojej strony. Ale to już koniec. Nowy cel to 3 kg do przyjazdu teściowej czyli 06.08. Ważenie wyznaczam sobie na piątki. Łatwiej mi bo na mojej wadze waże wiecej a jak waże sie na wadze u P. to jest mniej (osobiście wolę jego wagę ale nie ma co się oszukiwać). Wracam na siłownię- koniec kropka. O tej porze roku jest tam piekło no ale cóż... trzeba cierpieć. Jak uporam sie z dzisiejszymi obowiązkami to pójdę już dziś.

11 lipca 2011 , Komentarze (2)

na takie porządne lanie. Cały tydzień wzorowo, miodzio. Powolne spadki na wadze,a potem przyszedł weekend i szalej dusza piekła nie ma. Co było pod ręką lądowało w brzuszku a czego nie było to pojechałam i dokupiłam. Oprócz standardowych śmieci doszły 3 batony i 500ml. lodów. Nie rozumię swojego zachowania, ale gdyby ktoś mi powiedział, że źle robię to bym roszarpała na strzępy - taki dobry humor miałam w weekend - a dzisiaj sama zastanawiam się co mnie opętało. W związku z powyższym mam mocne postanowienie weekendowej poprawy, bo o to co w tygodniu nie martwię się. Mam tylko nadzieje, że moja motywacja nie opadie do weekendu.

6 lipca 2011 , Komentarze (1)

Jaka ja jestem dzisiaj głodna. Mam bardzo dużo pracy a jednak ciągle myślę o jedzeniu. Tłumaczyłam sobie, że mi się pić chce a nie jeść ale chyba jednak jeść. Głowa mnie boli, gardło mnie boli i wszystko mnie boli. Zrzędzę i marudzę. Buuu. Niefajna dzisiaj jestem.

3 lipca 2011 , Komentarze (2)

Zła jestem i to bardzo. Na kogo? Na siebie. Kompletny brak motywacji. Nie wystarczy to, ze czuję się źle w swoim ciele. Zrobiłam się leniwa i nic mi się nie chce. Odkąd jedną noga pomieszkuje u P. i gotuje dla niego, to nie mam ochoty gotować tylko dla siebie więc jem razem z nim. Czuje się strasznie i zasługuję na lanie. Uciekam poczytać co tam u was.

30 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Wiecie co, przez to burzowe powietrze które wczoraj było leżałam sobie na łóżku w samej bieliźnie, i tak patrzę na siebie i co widzę:

- gigantyczne udziska

- wielgaśne łydy

- wielkie łapska

- i w stosunku do reszty ciała całkiem niewili brzuchol.

Przeraziłam sie i myslę sobie: "dziewczyno ogranij się, jak ty wyglądasz" po czym przypomniałam sobie jak miesiac temu patrząc w lusterko myslama sobie: "Jak ty fajnie zaczynasz wyglądać". Miesiac czasu, ta sama waga a ja czuję, że wyglądam gorzej niż przed dietą. Skoro teraz wyglądam tak, to jak wyglądałam 14 kg temu? . Tragedia.

Ostatnio brakowało mi motywacji. Już wiem jak się zmotywuję. Będę przeglądała sie częściej w lusterku. Może to pomoże. Złoszczę sie na siebie samą.

 

29 czerwca 2011 , Komentarze (6)

Właśnie podliczyłam ile zjadłam. Byłam pewna że ze 2000 kcal jak nie wiecej. Dieta dietą ale na kolację wypiłam aż 2 piwa. Pyszne były - Łomża miodowa- pychotka. No ale nie ważne, ważne jest to, że to pyszne puste kalorie, w dodatku wyglądam dzisiaj jakbym w ciaży była mam taki okrąglutki bebeluszek, więc nastawiłam sie na ogromną ilość pochłoniętych kalorii. Więc licze. Licze i licze i tylko niecałe 1300. Do tego jeszcze cieżko pracowałam po południu fizycznie. Więc może jakbym trochę się zawzięła i ograniczyła pysznościowe piwka to może uda mi się zgubić co nieco.

Kupiłam sobie błonnik i mam zamiar stosować w celu ograniczenia porcji żywieniowych. Zobaczymy co z tego wyjdzie. A i od dzisiaj - ale to już na 1200%- żadnych chipsów i lodów i batonikó. Bez tego mogę się obyć bez większych problemów.  

28 czerwca 2011 , Komentarze (4)

Biorę sie za siebie. Wprawdzie nie jestem jakoś specjalnie zmotywowana ale trzeba. Waga ostatnio pokazała 86,7 ale to było dzień przed okresem nie wiem jak będzie po, ale to 1,5kg do przodu. Od dzisiaj dietka, nie wiem jak będzie ćwiczeniowo bo na siłownię już nie chodzę i szczerze powiedziawszy nie mam teraz na to czasu. Namawiam mojego P. żeby poodchudzał się ze mną, ale jakiś taki niechętny do tego.

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Trzymajcie za mnie kciuki.

27 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Totalna załamka! Ręce mi opadają. Psychicznie dno. Nie wiem ile dam tak jeszcze rady.

17 czerwca 2011 , Komentarze (5)

Dosłownie ledwo żyję. Wszystko mnie boli. Mój P. od 2 tygodni mieszka sam więc na weekendy zostaje u niego, w dodatku remontujemy trochę dom. Mój dzień wygląda tak. Wstaje o 5 szykuje się do pracy i stres masakryczny, że musze tam iść. Jak już jestem psychicznie zmęcozna po 8 godzinach to marzy mi się odrobina pracy fizycznej, w zwiazku tym łapię pędzel czy tam cokolwiek i działam. I niby jest ok. Potem obiad dla P., pozmywac, posprzątać, dalej pomalować i tak do 10 wieczorem, potem jest za ciemno. Potem jechać do swojego domu umyć się i próbować zasnąć (stres obiajwia się brakiem snu). I tak po 7 dniach jestem wyczeprana. Nie mam siły ruszyć ani ręką ani nogą. Ręcę to mnie palą ze zmęczenia.

Jest jeden plus. W połowie tygodnia było 1,4 mniej ale wtedy było tak tragicznie, bo mój żołądek odmówił współpracy. Ale za to mój facet powiedział mi komplemet.

Tak patrzy na mnie i patrzy i mówi - Ale ty schudłaś, jeszcze tylko trochę tu i już.

Ja tak na  niego popatrzyłam i mu mówię. -Jeszcze mi zostało ok. 16 kg. do zrzucenia. 

A on na to: - Ooszalałaś, przy twoim wzroście, jak ty będziesz wyglądała.

Już nie komentowałam mu tego ale wam powiem. Będę wyglądała oszałamiająco. On może tego nie wiedzieć ale gdy zaczeliśmy się spotykać to właśnie tyle ważyłam, niecałe 70kg.

O matko jak to szczescie może ututczyć .