Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

O sobie podobno pisze się najtrudniej... no ale postaram się i coś o sobie napiszę. Z natury jestem osobą zrzędliwą, marudną i chcąca od siebie zawsze więcej niż to możliwe, czym skutecznie zniechęcam się do dalszego działania. Poza tym jak akurat nie marudzę to zwykle się śmieję i to głośno. A no i w razie co- nie panuje nad swoimi błędami ortograficznymi. A przecinków w ogóle nie używam także osoby wrażliwe proszę o wyrozumiałość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 76819
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2008
Ostatni wpis: 20 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angelikque

kobieta, 41 lat, Tam Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc

174 cm, 116.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 września 2011 , Komentarze (4)

Wszystko było na Nie. Nic mi sie nie podobało, wszystko drażniło i było nie tak.

Za wolno chudnę, nawet jak mi się uda to po co i tak świata nie zawojuje, ćwiczyć - nie, P - nie. Zwątpiłam nawet w sens za mąż pójścia i powiadomiłam o tym P., który stwierdził, że aż tak źle to chyba nie może być. Jedyny pożytek z takiego dnia to to, że wcale jeść mi się nie chiało i ledwo, lewdo pochłonęłam 1009kcal w ciagu dnia (zmusiłam sie do kolacji).

Humor poprawił mi się dopiero po 3h siłowni do której też sie zmusiłam. Aeroby wyciągają stres. Naprawdę humor tak mi się poprawił, że pomimo nadal nie ustającej pretensj do P i świata udało mi sie go przytulić. Oczywiście uznał to za wybaczenie grzechów.

Dzisiaj, cóż, humor o niebo lepszy, nie rewelacyjny ale lepszy a mi nic innego nie pozostało jak stawić czoła kolejnemu dniu.

19 września 2011 , Skomentuj

Za oknem szaro, smutno i pada. Ja też taki mam dzisiaj humor. A dzisiaj przecież TEN dzień.

Ważenie.

Nie niałam ochoty stawać dzisiaj na szklanej wyroczni. Co tam, że pilnowałam się cały tydzień i nawet weekend udało ni się przertwać bez żadnego objadania się. Nie maiłam ochoty ważyć się i już. Ale przeciez trzeba dziewczynom z grupy podać wyniki. No dobra weszłam. I co??

Minus 2 kg.

Jest dobrze, może nie rewelacyjnie ale naprawdę dobrze.

 

14 września 2011 , Komentarze (1)

czyli zaczynamy.... Tak, tak chyba po raz setny ale znowu musze spiąć pośadki. Będąc z wami szczera, muszę sie przyznać, że zaczęłam w poniedziałek tydzień temu ale w weekend standardowo dałam ciała więc na wadze było więcej. Co było a nie jest ...itd. Dlatego też zaczynam od wagi poniedziałkowej czyli 89,6 - masakra. Ale...... jest kilka zmian w dotychczasowym sposobie odchudzania:

Po 1. Waże sie w poniedziałki - żeby mieć bat na siebie i nie obżerać sie w sobotę i w niedzielę

Po 2 . Notujemy co jemy - wracam do starego sposobu, kupiłam zeszyt i wagę kuchenną do domku mojego P. i skrupulatnie liczę kalorię

Po 3. Grupa wsparcia - zapisałam się a dziewczynki przygarnęły mnie do ekstra grupy, która fajnie mobilizuje.

Po 4. - zwiekszam liczbę odwiedzin na siłowni, tzn. teraz było 2 razy w tygodniu, a jak tylko skończy mi  sie strasznie bolesna @ to zwiększam do ... ile się da.

I tak składając wszystko razem, może jakoś dam radę. Tym razem uda sie, może nie od razu aż do osiągnięcia pełnego sukcesu, ale może osiągnę chociaz jakiś inny mały cel. Wyznaczyłam go nawet sobie i jest to :

Zobaczyć siódemkę z przodu na ważeniu 24 października

A więc pozostało mi skupić się na celu i walczyć. Niby nic takiego ale same wiecie jak to trudno przychodzi. Cel osiągalny bo 10 kg w sześć tygodni. A jak go osiągnę, to wynagrodzę to sobie jakoś.... Jeszcze nie wiem jak ale napewno coś wymyślę. Może pojade do pobliskiego SPA.... w sumie taniocha tam u nas. Za saune, basen i inne takie baseny termalne 20zł za 70 min.

6 września 2011 , Komentarze (2)

Jest źle. Wiem o tym. Waga rośnie a ja..... daje ciała. Poprostu nic mi sie nnie chce z tym zrobic. Codziennie rano myśle o diecie i myslę o niej i myślę i  jest dobrze do 16 a potem zmieniam się w odkurzacz i wciągam wszystko. Wystarczy, że zjem objad i przepadłam. Rozbudza on mój apetyt i po objadku to jakoś poleci. Chwilowo nie mam kasy na karnet w siłowni ale to się zmieni juz niedługo i licze na to, że jak wróce na pakernię to jakoś i dietę  zacznę.

Ostatnio uparcie oglądam programy o  odchudzaniu i inne takie. Zazdroszczę uczestnikom samodyscypliny a ja zamiast sama ruszyć tyłek z przed telewizora, wcinam przed nim żelusie.

Pomimo wszystko pochawlę się Wam kochane moje, że przez ten czas kiedy mnie nie było, byłam na wakacjach oczywiście moich ukochanych Tatrach i przełamałam się.....

P. trochę musiał mnie zmobilizować ale dałam radę... wlazłam po łańcuchach i złaziłam po drabince. Wchodziłam bez zabezpieczenia po prawie pionowej ścianie trzymając sie ledwo widocznych skałek (wysokość tej ścianki nie była duża). Było super. Zdobyłam kilka szyczytów i zaliczyłam wszystkie jaskinie na dolinie kościeliskiej. Polecam Mylną (wyszłam cała ubłocona) i Smoczą Jamę (ja weszłam tam podczas opadów deszczu - ciekawie było i z tamtąd mam kilka siniaków).

A wiecie czemu to wszystko co pewnie dla niektórych to pikuś jest dla mnie takie ekscytujące? Ponieważ mam paniczny lęk wysokości. W domu nawet na drabinę nie wejdę bo boje się, że spadnę a tam dałam radę.

Wiec podsumowując. Musze ruszyć tyłek. Jak sie zdecyduję to zważe sie i pomierze obwody i poprawię pasek. A teraz musze obmyślić plan jak znaleźć w sobie siłe, zeby to wszystko zaplanowac i zrobić.

4 sierpnia 2011 , Komentarze (3)

Nie mam ochoty tu być. Vitalja mnie przybija i dołuje. Nigdy tak nie było, zawsze dawała powera a le ostatnio jest na odwrót. Przeczekam.

A wam kochane dziewczynki życze spadku kilogramów.

29 lipca 2011 , Komentarze (1)

waga +1,2kg buuuuuu, nie zmnieniam paska. To chwilowe. Teraz idę sie załamć, a potem.... coś trzeba z tym zrobić.

28 lipca 2011 , Skomentuj

Dzięki dziewczęta z słowa otuchy ale czuję, że poległam. Jutro piątkowe ważenie a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tpoległam. Dzisiaj siłownia. Po poniedziałkowej siłowni myślałam, że umre. Wynik był całkiem niezły bo było 1000kcal na aerobwym sprzęcie i jeszcze godzinke poświęciłam na poszczególne partie ciała, ale przetrenowałam sie i ręka odmówiła współpracy a potem mięśnie klatki piersiowej. Myślalam, że umrę tak mnie w klatce zaciskało a to pewnie po siłowni. Cóż dzisiaj już będzie lżej. Nie będe tak z siebie wyciskać ostro.

Zaplanowałam sobie na dzisiaj inne menu. Znaczy inaczej je rozplanowałam. Pierwsze śniadanie koło 7 czyli niecałe 2 godziny po wstaniu, II ś. koło 11 a przekąsze coś o 13.30-14.00. Potem obiadek koło, a raczej po 16.00 i może uda mi się przeżyć bez kolacji w szczególności, że przypadła by w czasie mojej wizyty w siłowni.

Ta pogoda mnie rozbraja. Mam ochotę tylko spać i strasznie marudzę. Sama siebie nie poznaję.

27 lipca 2011 , Komentarze (2)

Wczoraj zaszalałam. Ważenie na pewno nie pokaże nic dobrego tylko wyjdzie wszystko co nadprogramowe. Będzie dobrze jak będzie tyle samo co w zeszłym tygodniu. Wczoraj były śliwki w czekoladzie, jakieś tam cisteczka z biszkopcikiem kilka kanapek a do tego hektolitry wina. A dzisiaj mega kac i  wyrzuty sumienia. Ale co tam. Chwilowy brak świdomości trzeba odcierpieć. Trudno. Sama chciałam, to niech i tak bedzie.

25 lipca 2011 , Komentarze (3)

Jest całkiem nieżle. Nie nażarłam sie jak zawze więc było ok. Nie obyło sie bez drobnych grzeszków ale zmieściłam się w 1400 kcal.

Poza tym byłam na zakupach i szalałam. Mój P. nie chciał mnie wcale zabrać bo mówi, że mi to śię dużo podoba ale jakoś nigdy nic nie kupuję a tutaj proszę, wydałam resztę mojej wypłaty i trochę jego. Poprostu szalałam. Kupiłam sobie spodnie (bo musiałam), buty - bo były fajne i przecenione, jeden sweterek bo był niezły i niedrogi i jeszcze jeden bo poprostu zakochał sie w nim. Jest piękny. Ekscytuje sie tym, bo nigdy jeszcze nie kupiłam tylu rzeczy naraz. Zupelnie jak nie ja. Coś mnie opętało.

22 lipca 2011 , Komentarze (4)

Witam!

Dzisiaj ważenie. W sumie po czterech dniach (zaczęłam od poniedziałku) dierty i ćwiczeń. Wiedziałam, że nie będzie rewelacji. Jest mniej o 0,4kg. Nieźle nawet. W obwodach trochę więcej ale nie martwi mnie to w cale bo rozruszałam trochę kości na siłowni wiec ma prawo być więcej. Pzoa tym jutro powinna być @. Więc jest ok. Jestem zadoqwolona.

Wczoraj jak myślałam, ze umrę na orbim uświadomiłam sobie, że zostało mi tylko 6 kg do ulubionej 7. To przecież niedużo. Dam rade. Jestem twarda. A jak waże 72-74 to wyglądam cakiem przyzwoicie więc .... zakasam rękawy, spinam pośladki i dalej do boju.