Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

O sobie podobno pisze się najtrudniej... no ale postaram się i coś o sobie napiszę. Z natury jestem osobą zrzędliwą, marudną i chcąca od siebie zawsze więcej niż to możliwe, czym skutecznie zniechęcam się do dalszego działania. Poza tym jak akurat nie marudzę to zwykle się śmieję i to głośno. A no i w razie co- nie panuje nad swoimi błędami ortograficznymi. A przecinków w ogóle nie używam także osoby wrażliwe proszę o wyrozumiałość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 77086
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2008
Ostatni wpis: 20 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angelikque

kobieta, 41 lat, Tam Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc

174 cm, 116.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 października 2011 , Komentarze (3)

Dziś jestem mały smutasek. Cały tydzień bardzooo ale to bardzo intensywny i ze strasznie zdołowanym humorem ale dzisiaj to masakra poprostu. Prawie codziennie siłownia, prawie - bo w środę nie dałam rady iść (czyt. zamknęli zanim się odbrobiłam) i za to pojeżdziłam na rowerze w domu. Jeżdziłam i jeżdziłam aż mnie ciemna noc zastała i ... za późno wstałam do pracy. Zdążyłam ale odbyło się to kosztem mojej fryzury. Trudno.

Dzisiaj tyle pracy mi się nawarstwiło, że prawdopodobie w mojej tabelce Punktujemy i chudniemy, będę zmuszona wstawić 0 za ruch - a obiecałam sobie być silną. Trudno nie rozdwoje się.

Dodatkowo ciągły stres, że nie zdąże czegoś zrobić albo zrobie źle powoduje, ze jestem nerwowa i takim własnie sposobem przy piątku nic mnie nie cieszy, głowa mnie boli jest mi na przemian zimno i gorąco i ciągle narzekam zamiast znależć jakieś pozytywy.

Dieta idzie wyśmienicie - bo nie mam czasu zastanawiać sie nad faktem czy jestem głodna czy nie. Przede mną najtrudniejszy okres - czyt. weekend, ale muszę dać radę. W sobotę czas mam zajęty do południa może trochę dłużej więc istenieje szansa, że zdąże na pakernię i tym samym nie najem się śmieciowego jedzonka tylko samego zdrowego, pysznościowego.

Gorzej pewnie będzie w niedzielę ale co ja będę martwiła się na zapas. Pożyjemy zobaczymy. A narazie musze zaplanować zakupy po pracy i jakoś racjonalnie rozpłożyć sobie robotę.

18 października 2011 , Komentarze (10)

Ostatnio jestem jak kluchy... leniwe. Kompetnie nic mi się nie chce. Gdyby moje istnienie zależało od woli to pewnie by mnie już tu nie było. Ale postanowiłam winę za to wszystko zwalić na pogodę.

 A żeby wziąść się w końcu za siebie, a właściwie żeby przestać sobie folgować w pewnych weekendowych kwestiach, wykupiłam pół roczny karnet open na naszą siłowię. I tak wyrzygałam kupę kasy i musze to teraz skrzętnie wykorzystać. Wczoraj zaliczyłam 2,5 h ciężkich ćwiczeń i na dziaisj też planuję. O ilę Bozia da to będę chodziła na siłownię codziennie, a jak nie to ile wlezie.

Gdy zajmuje sobie czymś popołudnia to nie wtranżalam tyle i dużo łatwiej mi idzie dieta, bo o niej cały czas nie myślę.

Poza tym tak jakoś drażniła mnie ostatnio Vitalia, że miałam ochotę usunąć konto. Wczoraj ledwie się powstrzymałam, bo jednak trochę szkoda.

12 października 2011 , Komentarze (6)

Na dworku wielka buba. Przynajmniej mi się tak wydaje. Frebra mnie jeszcze jakas trzęsie. Dodatkowo przyszła wyczekiwana @ (nie to żebym nie chciała mieć małego uszolka, no ale w najbliższym czasie ta opcja odpada bo kolidowałoby to z naszym śłubem). Strasznie mnie skeca i boli, a tytaj trzeba normalnie funkcjonować i pracować. No ale uroki bycia kobietą. Żaden facet nie zrozumie pod tym względem kobiety (do zrozumienia potrzeba chociaży jednego średniointensywnego okresu).

 

Dietkowo super. Idzie mi świetnie, zreszta ciała daje tylko w weekendy (nie wszystkie). Ale na dzisiaj planuje małe odstępstwo ze względu na małą rodzinną imprezkę. Mam nadzieje, że na słodkie się nie skuszę ale lampkę czerwonego wina już wliczam do dzisiejszego planu kalorycznego.

 

10 października 2011 , Komentarze (7)

... a właściwie na porządne lanie.W weekend popłynełam poprostu. Nie zasłużyłam na dzisiajszą nagrodę (-0,3kg ruszyła o się ).

Mam nadzieję, że to szybko opanuję.

6 października 2011 , Komentarze (6)

I dopadła mnie wczoraj. A ja jak na złość zapomniałam II śniadanka do pracy. O 12 myślałam, że oszaleje, po 13 myślałam, że może jeszcze przetrwała ale o 14 wymknęłam się do sklepu i kupiłam Danio (168 kcal). Pochłonęłam. Zanim zrobiłam obiad było po 16 więc teoretycznie nie powinnam być głodna, ale bylam i zjadłam trochę az za dużo... ale nie szkodzi bo przecież idę pojeździć na rowerze więc spale te kcal..... jak wróciłam zjadłam mały winogron z podwórkowej hodowli i wzięłam się za noszenie drzewa (ciężkie było cholerstwo) i wtedy dopadła mnie Mega Głodzilla - przesadziłam z kolacją. Jak tylko skończyłam ruszać szczęką to zaraz mnie ssało. Trzeba było zjeść coś mniej kalorycznego ale nie bo po co. W sumie wyszło mi ponad 1400kcal i limit przekroczony. 0 punktów za dietę ale zasłużyłam na karę. Jak ja tak będe robiła to nigdy nie schudnę.

I wcale nie czuję, że chudnę. Jak znowu będzie 0 na wadze to chyba rzucę to w cholore. Bo przeciez ile czasu można chodzić głodnym i myśleć o jedzeniu.

4 października 2011 , Komentarze (5)

Ogarnęłam się po tym moim szalonym weekendzie.

Wczoraj super dietetycznie i 2h roweru były. Trzeba korzystać z pogody bo synoptycy straszą jej pogorszeniem.

 Z moim karnetem open na siłownię chyba jednak wstrzymam sie do 10 czyli do dnia Matki Boskiej Pieniężnej. Niby mogłabym zaciągnąc pożykę u samej siebie ale jakoś trochę mi ciężko w szczegółności, że dopóki nie pada to moge wsiąść na mój jednoślad i ruszyć przed siebie. Mama zaoferowała sie, że będzie mi towarzyszyć nawet jak będzie zimno :).

Poza tymmam nadzieje, że  wtym tygodniu w końcu zobacze jakiś spadek wagi. Bo ten zastój trochę robi się demobilizujący, a z drugiej strony wiem, że mój organizam tylko na to czeka. Więc mam nadzieje, że nie ogarnie mnie jakaś toatalna głupota i nic nie odwalę.

A wam Moje kochane życzę super pogodnego i dietetycznego dzionka.

3 października 2011 , Komentarze (2)

dzisiaj ważenie. Cóż wachała się moja waga między 87,0 a 87,2 i ostatecznie pokazała 87,2. Niewielka różnica ale.... po TRAGICZNYM weekendzie to nawet ta waga nie była zła. W sobote pojechaliśmy z P. do mojej ulubinej cukierni i kupiłam sobie kawałek pysznego ciasta, a wczoraj namówiłam sie na 2 kostki białej czekolady, ale nie żałuje.

w tym tygodniu wemę się w arść, bo przecież 2 grzeszne dni to  nie powód żeby pożegnac sie z dietą. No biore sie za siebie.

30 września 2011 , Komentarze (5)

Naprawdę kobietki moje kochane dzięki za wsparcie. Wlazłam dzisiaj na wagę. To był zły pomysł. Bardzo zły. Ostatnio ciągle mi zimno i zaczyna mnie okropnie ssać w żołądku. Ciągle myślę tylko co i kiedy zjem, a to chore zaczyna być. Wymyśliłam, że nie chudnę bo za dużo ćwiczę, ale po chwili zmieniłam zdanie. Usiadłam i przejżałam moje wczesniejsze pomiary.

Hmmm. miałam dwa trzytygodniowe zastoje. Ciekawe. Jeden po 2 tygodniach odchudzania drugii własnie przy takiej mojej wadze.

Poszukałam w necie i znalazłam:

"Dopiero po 2 tygodniach odchudzania twój organizm zacznie dobierać się do zapasów tłuszczu. Wtedy może zwolnić metabolizm, a waga stanie na kolejne 2-4 tygodnie. Nie zniechęcaj się jednak. To naturalne. Nie ograniczaj teraz kalorii, bo przemiana materii zwolni jeszcze bardziej, raczej zwiększ ich ilość do 1200 kcal dziennie i więcej się ruszaj. Po tym okresie zastoju waga znowu zacznie spadać. Po ok. 6 tygodniach zaczyna się prawdziwe odchudzanie. Każdy utracony kilogram odbywa się kosztem tkanki tłuszczowej."

Hmmm, nie wiem jak to będzie bo jakoś mi ostatnio ciężko, ale postaram sie wytrzymać, spiąć pośladki i brnąć dalej. Nie powiem, ze napady dreszczy, frebry i innego cholerstwa mi to ułatwiają ale postaram się.

29 września 2011 , Komentarze (5)

Albo mi sie tak tylko wydaję. Dietkę utzymuje niby, ale na górnym pułapie czyli trochę ponad 1200. Czyli powninnam się cieszyć, że nie odchudzam się  na wariata , z drugiej jednak strony nie czuję, żebym chudła. Wręcz przeciwnie raczej jestem ociążała. Ćwiczę codziennie od kilku dni. Zwykle to rower po ponad dwie godzinki i w tygodniu 2 razy siłownia. Od dziesiatego będę miała 5 razy a może nawet 6 razy w tygodniu pakernię ale nie wiem czy to dobre rozwiązanie. Albo poprostu nie chudnę albo zamieniam tłuszcz na masę mieśniową.

W każdym razie efekty póki co nie motywują, nawet jak słyszę pokątne uwagi, ze wypiękniałam to zdaję sobie sprawę z faktu, że tak naperawdę to dopiero początek a nie koniec walki.

Dzisiejszy dzień coś czuję, że to będzie załamka.

26 września 2011 , Komentarze (1)

ale się przeliczyłam. Otwierając oczki rano myślałam o piątce. Pewnie będzie 85 ale jak to bywa przeliczyłam się i to grubo. Moja okrutna waga pokazała tylko 0,4 mniej. Jak to??? Pytam się. Dietka praktycznie utrzymana w 100% (wczoraj zjadłam 1400 kcal przez cukieraska), ruchowo super a waga swoje. Trudno jak taka jest to ja jej jeszcze pokaże.

Może i poczekam trochę na sukces i może założenia swojego wcześniejszego

 (10 kg do 24.10.2011) nie osiągnę ale z pewnościo nie odpuszczę. Ten okrutny wynik może mnie co najwyżej zmobilizować do walki bo się nie poddam.

A z miłych rzeczy:  na siłowni Pani mi powiedziała mi, że nie muszę chudnąć bo co najwyżej to jestem apetycznie zaokrąglona a nie gruba.