Mam wszystkiego serdecznie dość!!! Mam ochotę spakować się i wyjechać sama gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna!!!!
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 30926 |
Komentarzy: | 237 |
Założony: | 3 marca 2008 |
Ostatni wpis: | 24 sierpnia 2019 |
kobieta, 33 lat, Warszawa
160 cm, 68.70 kg więcej o mnie
Masa ciała
Mam wszystkiego serdecznie dość!!! Mam ochotę spakować się i wyjechać sama gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna!!!!
Myślę, ze czas na nowy wpis.
Asmara ma już 25dni, za chwilę zacznie 5 tydzień życia…ale
od początku…
Pisałam pod koniec ciąży o moich obawach dotyczących
depresji poporodowej… powiem tak, nie lubię mieć racji, ale i tym razem
wszystko mi się sprawdza. Wszystko puściło już w 2 dobie zanim wróciłyśmy do
domu. Po powrocie było jeszcze gorzej. To okropne uczucie kiedy wiesz, że ten
mały człowiek nie jest niczemu winien, a poczucie winy zżera cię od środka.
Czuję się beznadziejną matką ;/ Już w szpitalu był problem z kp, bo mała nie
chciała ssać(to wina budowy brodawek). W szpitalu dokarmiałam ją mm, a w domu
zaczęłam odciągać swoje mleko i karmić butelką. Czasami dokarmiałam ją mm, ale teraz mam
wystarczająco swojego mleka. Kupiłam też nakładki na brodawki i nawet chciała
przez nie jeść, ale i tak po jakimś czasie ssania musiałam dokarmić butelką,
wiec teraz nie przystawiam jej w ogóle. Tym bardziej, że obie jesteśmy wtedy
zalane mlekiem i Mała się wkurza….butelka łatwiejsza, grunt, że z moim mlekiem.
Od tygodnia mamy też problem z krztuszeniem się i odrywaniem od butelki…może to
skok rozwojowy i jej minie, ale każde karmienie to stres. Po za tym wysypał ją
trądzik niemowlęcy, który mam nadzieję, ze również zniknie sam. Asmarcia nie ma
kolek jako takich, jedynie gazy, które zaabsorbuje podczas jedzenia powodują
dyskomfort i czasami trzeba dodatkowo odbić, albo pomasować brzuszek. W nocy
ładnie śpi, budzę ją co 3-4h, bo sama ani myśli wstać…w dzień oczywiście nadrabia
ilość zjadanego mleka i budzi się sama.
Byłyśmy u położnej i bardzo ładnie przybiera na wadze. W
środę w 3tż ważyła już 3800g i urosła 2cm (urodziła się 3350g a wyszłyśmy ze
szpitala z wagą 3215). Kikut pępowiny odpadł w 17/18 dobie życia i już jest
suchy i ładny ;)
W ogóle jest już bardzo kontaktowa i szybko się rozwija.
Próbuje „mówić”, uśmiecha się i patrzy dookoła.
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie to jak czuję się
psychicznie. Jest mi bardzo ciężko, bo macierzyństwo nigdy nie było moim marzeniem.
Kocham tego Króliczka i nie pozwoliłabym mu zrobić krzywdy, ale nie czuję się
matką…kompletnie się w tym nie odnajduję…brakuje mi cierpliwości…gdyby nie moja
mama to nie wiem jakbym sobie poradziła. Mąż był z nami do 6 stycznia i wrócił
do pracy…bo sam miał dość…w ogóle nasze małżeństwo dawno wisi na włosku…a
czuję, że teraz rozpadło się całkiem…po prostu razem wychowujemy dziecko…smutne
;/
Co do mojej wagi…zostało mi 10kg do pozbycia się + to co
chciałam schudnąć przed ciążą…dużo, ale pomału waga spada. Od lutego zacznę
ćwiczyć i powinno być jeszcze lepiej. 31 stycznia mam wizytę u swojej ginekolog
i powie mi czy stan szwów pozwala już na aktywność fizyczną ;)
Wpis na szybko, bo nie mam wiele czasu ;)
19.12.2018r. o godz. 19:35 przyszła na świat Asmara. Ważyła 3350g i miała 57cm. Urodzona siłami natury.
Skurcze złapały mnie o 3 nad ranem, a o 6 jechałam już do szpitala ze skurczami co 3-5min. Rozwarcie postępowało, ale zatrzymało się na 5-6cm. Położna ok. 16 przebiła mi pęcherz i ruszyło. Skurcze parte trwały 35min, ale niestety mała nie chciała wyjść. Spadało tętno ,więc zgodziłam się na vacuum. Mała wyskoczyła po 3 parciach. Dostała 8/8/10pkt. Od początku była bardzo silna. Okazało się, że pępowina była bardzo krótka ;/ Mąż był ze mną cały czas i bardzo mnie wspierał. Wyszłyśmy do domu w sobotę po południu ;) Mimo dużej ilości szwów i zmęczenia czuję się dobrze. Mała ma apetyt, ale nie chce ssać piersi i muszę odciągać pokarm ;/ Powoli uczymy się życia z Maleństwem ;) Kocham ją nad życie, chociaż oznaki depresji po porodowej niestety mam :(
jeszcze nie rodzę, ale już blisko ;)
Myślę, że urodzę w terminie. Dziś znowu obudził mnie ból
brzucha i skurcze. Do tego zaczęłam plamić. Nie było to obfite plamienie i
ustało około południa, więc nie jechałam na IP. Prawdopodobnie to objaw skracającej
się szyjki ;) Asmarcia szaleje w brzuszku i powoli przygotowuje się na
przyjście na świat. Jutro po południu wizyta u naszej pani doktor ;) i po
cichutku liczę na wywołanie porodu….
Zmieniając troszkę temat…oglądam sobie właśnie na youtube o młodych
Muzułmanach w UK szukających męża/ żony i przypomniała mi się moja wtorkowa
wizyta w szpitalu. Przyjął mnie bardzo wesoły lekarz i tak z ciekawości spytał
skąd pochodzi mój mąż (nazwisko sugeruje obcokrajowca). Odpowiedziałam, że z
Pakistanu, a on na to(oczywiście z uśmiechem): „ ale Pani nie jest w hidżabie”.
Myślałam, że padnę ze śmiechu ^^ No oczywiście, że nie…nie mam takiego
obowiązku i nie każda Muzułmańska kobieta go nosi…szczególnie na Zachodzie. Mój
mąż i jego rodzina nie są radykałami i nikt nikogo do niczego nie zmusza. Moja
córka też będzie miała wybór. Jeżeli zechce nosić hidżab to będzie go nosiła…jeżeli
nie, to nie. Jeżeli w wieku dorosłym powie mi, że wierzy w coś innego, to również
to zaakceptuję. Tak samo zrobili moi rodzice… Ehhh ciekawe co jeszcze zabawnego
spotka nas w tym szpitalu w czasie porodu :D
No i zaczynamy 40tc, chociaż liczyłam na to, że już będę z Małą po tej stronie brzucha…no niestety.
W tym tygodniu 2 razy wylądowałam na IP. Raz we wtorek
zgłosiłam się ze skierowaniem od swojej pani doktor w związku z puchnięciem, a
jeszcze dodatkowo dostałam pięknych regularnych skurczy co 15-20min przez 2h….no
ale w szpitalu nie były już regularne ;/ Zrobili mi badania krwi i moczu, ktg,
usg i na szczęście zatrucie ciążowe
zostało wykluczone ;) Po 9h okazało się, że zrobił mi się 1cm rozwarcia. Po
powrocie do domu zaczęłam plamić, ale następnego dnia mi minęło, więc nie
jechałam już drugi raz…po badaniach tak się czasem dzieje, tym bardziej, że mam
polipa i pewnie to on krwawił. Skurcze pojawiały się i znikały, ból w dole
pleców i brzucha praktycznie towarzyszy mi cały czas…no i wczoraj rano znowu
zaczęłam plamić i tym razem żywo czerwoną krwią. Wydostało się też ze mnie coś
co przypominało kawałki czopa. Ponieważ moje dziecko nie bardzo chciało się
ruszać, to postanowiłam znowu odwiedzić IP. Tym razem byłam tam tylko 2h ;)
Zrobili mi ktg, badanie i usg. Pani doktor powiedziała, że dobrze zrobiłam
przychodząc z takimi objawami, bo mógł być to czop, a może początek odklejania
się łożyska…zawsze warto sprawdzić. Na szczęście i tym razem wszystko okazało
się w porządku, ale powiedziała, że gdyby krwawienie się powtórzyło to mam
natychmiast przyjechać na kontrole. Póki co jest czysto. Jedyne co ma mnie nie
niepokoić to wypadający czop…no ale akurat na to czekam ;) W środę mam wizytę u
swojej pani doktor i pewnie zrobi mi masaż szyjki, bo termin mam na piątek.
Jeżeli to nic nie da to mam się zgłosić do szpitala…no i będę tak jeździć aż do
dnia wywołania porodu, no chyba, że samo się zacznie…
Same dobre wieści, a przynajmniej wg mnie ;) Wczoraj wieczorem zaczęły mi się lekkie skurcze, ale nie takie, żebym miała lecieć na IP. Trwały jakiś czas, ale pozwoliły mi zasnąć. W nocy też się pojawiały, ale nie przybierały na sile. Nie byłam pewna czy to skurcze, ale tak mi się wydawało. Dziś o 8 rano miałam już wizytę u swojej pani doktor. Niestety mam dość wysokie ciśnienie i przez to ogromne bóle głowy. Oprócz tego puchnę i chyba mam ucisk na kręgosłupie bo drętwieją mi ręce i nogi. Po ponownym zmierzeniu ciśnienia było już w normie, ale pani doktor kazała wziąć mi Apap i jeśli po 3h ból głowy nie minie mam się zgłosić na IP. Póki co głowa już nie boli. Mam monitorować ciśnienie i jeżeli pojawi się taki skok to również mam jechać na IP. Po za tym wynik posiewu jest dodatki, a to oznacza, że nie mogę większości porodu przesiedzieć w domu. Jeżeli odejdą mi wody, pojawią się regularne skurcze mam jechać do szpitala, bo muszą mi podać antybiotyk, żeby maleństwo się nie zaraziło.
Po badaniu pani doktor stwierdziła, że szyjka ma 2,7cm, ale
jest miękka, niestety dalej zamknięta, więc nie mogła zrobić mi masażu. Kazała
jednak stymulować brodawki, masować brzuch, być aktywna fizycznie i pić herbatkę
z malin. Kończymy dziś 38tc, więc wypadałoby już urodzić ;) Mała waży ok. 2900g
(+/-400g), czyli idealnie jak na mnie. Po wizycie zrobiła mi jeszcze ktg, żeby upewnić
się, że wszystko jest ok. No i potwierdziło się, że ten ból, który czuję to
skurcze…słabiutkie, ale jednak już są ;)
Trzymajcie kciuki, żebym do 12 grudnia urodziła. Póki co
wdrażam w życie porady i próbuję pomóc maleństwu. Na razie skurcze nie mijają,
ale też nie nasilają się. Mimo wszystko liczę na szybki postęp.
Dziś oficjalnie zaczynamy 37tc. Wg mojej aplikacji i pani doktor ciąża jest uznana za donoszoną ;) Teraz już z górki…ale nie oznacza to, że już rodzę.
W środę miałam wizytę. Morfologia nam się pięknie
unormowała. Posiew został pobrany. Natomiast moczem pani doktor kazała mi się
nie przejmować, bo nie mam żadnych objawów infekcji (po za leukocytami w moczu),
nawet w morfologii nie podwyższyły mi się leukocyty. Ulżyło mi ;) Szyjka
skróciła się do 2,8cm…ale brak jest oznak zbliżającego się porodu. Mam zielone
światło do wszelkiej aktywności fizycznej :D Jak to usłyszałam to myślałam, że
padnę ze szczęścia. Od wielu miesięcy ciągle musiałam prosić kogoś z domowników
o pomoc, a teraz robię wszystko sama. Cudowne uczucie!!! Z usg wyszło, że
Asmara waży już 2525g, czyli prawidłowo, ale termin porodu przesunął się na 25
grudnia!!!! O nie!!!! Ponieważ nie zgadzam się na taką datę i bardziej podobała
mi się ta z poprzedniej wizyty (12grudnia) zaczęłam zwyczajnie nie uważać na
siebie i robię wszystko tak jak „normalny” człowiek…no może z wyjątkiem
dźwigania ciężarów ;) Liczę na to, że 7 grudnia na wizycie usłyszę, że niedługo
urodzę ;) W związku z przesuniętym terminem porodu. Czekamy ze złożeniem
łóżeczka do kolejnej wizyty ;/
Ogólnie mam miliard wątpliwości co do szpitala, w którym będę
rodzić. Mąż i mama woleliby ten nasz w okolicy, bo w sumie nie jest zły i bez
problemu można tam dojechać w 10min. I chyba przystanę na ich propozycję, bo
jak ma się coś złego stać, to i tak się stanie i nie ważne, który to będzie
szpital. Nie żebym myślała negatywnie ^^ oczywiście mam nadzieję, że wszystko
pójdzie bez problemu, ale trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność.
Torby mamy już spakowane w 100%, psychicznie nastawiłam się
na przyjście dziecka na świat. Czuję się gotowa! No i nie mogę doczekać się,
kiedy wezmę w ramiona swoje maleństwo i wycałuję te nóżki, które tak kopią mamę
w żebra :D
No cóż zaczynamy 35 tydzień ciąży ;) Wszystkie zamówienia do mnie dotarły, ostatnie zakupy poczynione. Torby spakowane i teraz spokojnie czekamy na rozwiązanie.
W środę miałam wizytę u lekarza. Na szczęście infekcji
pęcherza nie ma. Wszystkie dolegliwości jakie mi teraz doskwierają są całkowicie
normalne. Niestety maleństwo już opuściło się główką niżej…na szczęście szyjka się
trzyma i rozwarcia nie ma. Pomalutku się kurczy, ale wciąż długość jest
prawidłowa 38mm. Pani doktor powiedziała mi, że póki co nie ma ryzyka
przedwczesnego porodu, ale ze względu na główkę niżej niż powinna być mam się oszczędzać. Nie chcemy rodzić za wcześnie…min. 36 tydzień, a najlepiej 38. Na
chwilę obecną termin porodu przesunął nam się na 12 grudnia, czyli na dzień
który przyśnił mi się jakiś miesiąc temu…no cóż wiedźma ze mnie ^^
Asmarcia mierzy 32cm (od główki do pupy) i waży 2303g i po
porodzie bardzo prawdopodobne, że będzie kluseczką ^^
Póki co staram się oszczędzać i dużo odpoczywać, żeby nie
kusić losu.
Co do wagi to w dalszym ciągu mam nadzieję na max 17kg…bo 15
jest nierealne ;/ Może to tylko woda, ale dowiem się o tym dopiero po porodzie.
Następna wizyta 21 listopada i do tego czasu mam już zrobić komplet badań do szpitala.
Powiem Wam, że ostatnio za dużo się dzieje w moim życiu.
W sobotę zaczynam 34tc, a w środę czeka nas wizyta u Pani
doktor i USG prenatalne ;) Martwię się, bo chyba jednak nie będę rodziła w
Warszawie, bo moja lekarka najprawdopodobniej nie pracuje już w tym szpitalu…ale
dowiem się na wizycie. Zrobiłam sobie też zlecone badania i znowu niemiłe
zaskoczenie…płytki krwi zjechały mi do 118, a wyniki moczu przestały być
perfekcyjne i ku mojemu zaskoczeniu znaleziono 15 komórek leukocytów/ ul i 8-10
w polu widzenia ;/ We wtorek powtórzę badanie, żeby na wizytę mieć już jakiś
pogląd sytuacji. Nie odczuwam żadnych objawów związanych z ewentualną infekcją,
więc już nic z tego nie rozumiem. Kręgosłup i biodra bolą mnie nadal i nie
jestem w stanie chodzić na spacery. Często meczy mnie też niestrawność,
uderzenia gorąca w dzień i mega pocenie się w nocy, ale wiem, że to uroki
końcówki ciąży. Z pozytywnych wiadomości, to od miesiąca może dwóch często „brudzą”
mi się brodawki, przypomina to taką skorupkę i nie jest to brak higieny z mojej
strony ^^ Wczoraj po raz pierwszy zaobserwowałam wyciek siary :D ilość tego „wycieku”
to zaledwie wielkość dwóch główek od szpilki, ale cieszyłam się jakby to było
złoto. Jest więc szansa, że laktacja pojawi się szybko i będę mogła praktykować
kp ;)
Niestety do max. 15kg które powinnam przybyć zostało mi 2,5kg…a to oznacza, że przekroczę
te liczbę. Mam jednak nadzieję, że zmieszczę się w max. 17…i nie byłoby to
jeszcze wielką tragedią. Pół roku po
ciąży powinnam już wrócić do formy ;)
Ze spraw totalnie nie związanych z ciążą to kupa stresu
dzięki kochanym sąsiadom. Po niedzieli zadzwonię do swojej pani adwokat
dowiedzieć się kiedy udamy się do sądu, bo sąsiedzi niestety nie odgrodzili się
w granice swojej działki i pismo nie pomogło ;/ A jakby tego było mało to
klientka sklepu obok mnie wjechała mi w ogrodzenie i uciekła z miejsca
zdarzenia. Jest to 4 raz w tym roku, ale
po ostatnim incydencie zainstalowaliśmy kamery no i kobitka się zdziwi jak
policja ją wezwie. Najgorsze jest to, że sprawa musi trafić do sądu i nie ma
szans żeby było inaczej. Dzielnicowy
przyjmujący zgłoszenie poradził naprawę płotu i zachowanie faktury…obym tylko
odzyskała te pieniądze ;/
No i tak zamiast cieszyć się końcówką ciąży to musze
zajmować się takimi rzeczami. Tragedia ;/
Ehh, może w weekend zamówię już koszule nocne do karmienia.
Planuję też kupić pas odchudzający, ale nie dlatego, że w magiczny sposób
wytopi ze mnie tłuszcz po porodzie, bo nie wierze w takie cuda ^^ Chcę tylko,
żeby podtrzymywał mi brzuch(nie ściskał), bo może grawitacja tak nie będzie na
niego działała i szybciej się wchłonie…
Dziś oficjalnie zaczynamy 8 miesiąc naszej przygody ;) Czuję się bardzo dobrze, jedynie/aż boli mnie kręgosłup i biodra i niestety nie daję rady chodzić, więc spacery musiałam pożegnać ;( Nie jest to ból związany z niewygodnym spaniem, bo rano wstaję z lekką ulgą, ale po chwili ból wraca. Mam nadzieję, że po porodzie wszystko wróci do normy, bo tęsknię za treningami...
Pozytywnych stron ciąży na szczęście jest więcej i mimo bólu, zmęczenia fizycznego i nieporadności, za żadne skarby świata nie cofnęłabym czasu. Mimo wszystko lubię być w ciąży. Kocham te kopniaki(nawet w żebra) i przekręcający się kuperek mojego dziecka :D Uwielbiam jak brzuch mi się wygina we wszystkie strony, jak mała się ze mną bawi przez brzuch i reaguje na głos. Bawi mnie jej czkawka i w ogóle cieszy mnie myśl, że noszę w sobie swoje dziecko, moje DNA.
Załączył mi się syndrom wicia gniazda ^^ Już ubranka są poprane i część wyprasowana. Reszta dosycha. Spakowałam też nasze torby, ale w 95%, bo nadal brakuje ubranek i moich koszul i staników. Najchętniej już składałabym łóżeczko, ale wiem, że to za wcześnie :D
Pamiętam jak bardzo bałam się, że nie pojawi się u mnie instynkt macierzyński. Byłam zdziwiona jak szybko to się stało. Może dlatego, że od początku musiałam walczyć o jej przeżycie...i jak każda matka zrobiłam wszystko co mogłam, żeby ciążę utrzymać. Pamiętam do dziś, i pewnie nigdy nie zapomnę, ten stres na samym początku, tę niepewność, morze wylanych łez...a teraz cieszę się, że za niecałe 2 miesiące zobaczę swoją małą Kruszynkę. Nie sądziłam, że miłość matki może być tak silna.