Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ja w kilku słowach? Towarzyska i leniwa realistka, z milionem pomysłów na sekundę. Pod ochronną powłoką niestety nie tak pewna siebie, jakby to wyglądało- zrzucenie zbędnych kilogramów na pewno pozwoli mi znów być sobą, po prostu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51540
Komentarzy: 331
Założony: 3 marca 2008
Ostatni wpis: 26 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ola93

kobieta, 26 lat, Kraków

168 cm, 92.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Chcę znów BYĆ SOBĄ i po prostu dobrze się czuć.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lutego 2014 , Komentarze (2)

Sesję skończyłam już co prawda ponad tydzień temu, ale dopiero dzisiaj udało mi się "przestać świętować". Lekka obsuwa czasowa, miałam być tutaj w połowie lutego, ale lepiej późno, niż wcale. Na wadze 95, ale jestem ledwo po okresie, woda musi jeszcze zlecieć, więc nawet udało mi się nie wrócić do stanu początkowego, mimo trybu życia "ucz się, jedz, ucz się, pij w godzinach nocnych". Ale odkreślając tę przedługaśną sesję grubą krechą, a łapiąc energię i chęć do działania dzięki ślicznej pogodzie (mamy już wiosnę?) za oknem- wracam do dietetycznego jedzonka, lecę dziś na basen i "ogarniam się życiowo", może nawet gdzieś w ten mój średniawy grafik na nowy semestr uda mi się pracę wcisnąć. Trzymajcie kciuki, na pewno napiszę za jakiś czas, gdy waga zleci, poczuję się lepiej... i takie tam :-)

30 stycznia 2014 , Komentarze (9)

Wagowo bez zmian- ani w dół ani w górę(więc się cieszę, bo były dni, w których sobie odpuściłam zupełnie dietę), nie bardzo mam czas na ćwiczenia i gotowanie specjalnie dla siebie, bo dosłownie całymi dniami(i nocami) siedzę w książkach. Prócz tego jestem przeziębiona, więc basen odpadł. Od połowy lutego znów będę żyć i gubić kilogramy z większą intensywnością. "Koniec sesji" jako termin określający powrót do normalnego życia. See ya soon!

19 stycznia 2014 , Komentarze (9)

Cześć! Jak widać w tytule, sesja pełną parą- mimo że teoretycznie egzaminy powinnam mieć dopiero w lutym, prowadzący postanowili wcisnąć je pod koniec stycznia, między zaliczenia, sprawiając tym samym, że od początku tego tygodnia, aż do 1.02 codziennie mam zaliczenia i egzaminy, CODZIENNIE, ughh, prawie nie sypiam..  Ale prócz tego nauczyłam się trzymać diety bez większego wysiłku, ba, nie traktować tego jak dietę, a normalny rytm życia. Co więcej, w tym tygodniu byłam na basenie 4 razy! Jestem z siebie strasznie dumna, że nie pochłaniam już takich przerażających porcji wszystkiego. Ale mam też swoje małe grzeszki- w piątek byłam ze znajomymi na imprezie, wypiłam sporo alkoholu(chociaż i tak dużo mniej, niż to bywało wcześniej).. ale chyba go wytańczyłam, bo to naprawdę był udany wieczór pełen ruchu, a waga następnego dnia pokazała sporo mniej:) Byłam też mile połechtana, że podrywał mnie kolega z roku- co prawda nie ten, który bym chciała, ale jednak.. to miłe, dodaje trochę pewności siebie, zwłaszcza że od dawna nie dopuszczałam nikogo do siebie.. Wracam do nauki, miłego dnia! 

11 stycznia 2014 , Komentarze (7)

W końcu mam chwilę coś napisać, bo niestety w tygodniu ciężko wygospodarować czas i siły na komputer. Tak jak myślałam- nie jest łatwo połączyć dietę i uczelnię, ale trzymam się naprawdę nieźle. Posiłki nie później niż do 20, między 1000-1400kcal, trochę ruchu codziennie(wczoraj i dziś basen)... ale niestety nie jem regularnie, bo po prostu nie pozwalają mi na to zajęcia. I pewnie przez to waga stoi w miejscu. Chociaż jestem z siebie trochę dumna, że odmawiam fast foodów, jedzenia i alkoholu o późnej porze- dla mnie to diametralna zmiana obecnego trybu życia, jakby ktoś rzucał palenie, więc to jest najistotniejsze- przy takich zmianach waga i centymetry na pewno prędzej czy później ze mnie polecą! Udam, że dzisiejszego ważenia nie było iii zobaczymy po weekendzie, w którym postaram sobie nie popuścić. Miłego dnia!

6 stycznia 2014 , Komentarze (10)

Jutro wracam na uczelnię. Do tej pory łatwo było utrzymać dietkę i regularnie ćwiczyć, siedzenie przeziębionym w domu akurat temu służy, ale będąc cały dzień w mieście... no zobaczymy co z tego będzie. Głównym problemem było zawsze to, że będąc poza domem od rana do 20/21 kilka razy w tygodniu nie miałam czasu na jedzenie i gdy wracałam to próbowałam "nadrobić" brak jedzenia przez cały dzień pochłaniając nieprawdopodobne ilości. Muszę zacząć nosić ze sobą jakieś sałatki lub znaleźć czas w godzinach popołudniowych na lekki obiad w knajpie(chociaż gdybym chciała się tak żywić codziennie to pewnie moje finanse tego nie wytrzymają), żeby uniknąć tego gwoździa do trumny. Plusem jest przyzwyczajenie do basenu co najmniej 2 razy w tygodniu, mam nadzieję, że nawet w czasie zaliczeń i sesji uda mi się zagospodarować tydzień tak, żeby w tym trwać. A niestety styczeń i luty zapowiadają się ciężko, jeden warunek już założyłam, mam nadzieję, że chociaż reszta wyjdzie przyzwoicie.. Trzymajcie kciuki, dziewczyny, jutro chwila prawdy!

5 stycznia 2014 , Komentarze (10)

Dzisiaj pierwsza pokusa. Spotykamy się wieczorem ze znajomymi, muzyka, pogaduszki, fun, ale też pizza i alkohol. Postanowienie jest takie, żeby wypić lampkę wina i nie jeść pizzy, zwłaszcza że trzymam się jedzenia do godziny 18. Mam nadzieję, że się wywiążę, zwłaszcza jak już się Wam do tego przyznałam. 
A co się u mnie do tej pory działo? A śmigam sobie na rowerku po 30-40minut, na dobry początek wystarcza, a nie chcę się zniechęcić zbytnim obciążeniem. Pod koniec tygodnia, jak zagoi mi się rana, dorzucę do tego basen. Wszystko na razie na dobrej drodze, motywacja jeszcze na wysokim poziomie, nie ssie mnie w żołądku, czuję się lżej... Może napiszę sobie jakieś cele na kartce, ale na razie się jeszcze nimi nie podzielę, muszę do tego "dojrzeć". No nic, powodzenia dziewczyny, miłego dnia! 

3 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Śmiesznie tu znowu wracać. Śmiesznie, o ile ktoś lubi śmiać się przez łzy. Jude Law i Juliette Binoche pewnie nie byliby dumni, że w ten sposób wykorzystuję tytuł tak pięknego filmu. Co ja tu znów mogę pisać? Że znowu postanowienia, że chęć zmiany życia, srutututu. Czy chcę coś zmienić? Jasne, że tak. Ale nie chcę znów rzucać słów na wiatr. Podejmuję n-tą już próbę, bez większych deklaracji i szczegółów działania. Znowu będę liczyć i zapisywać spożyte kalorie, bo to bardzo mi pomagało. Ćwiczyć- ćwiczę cały czas; od czterech miesięcy chodzę minimum 2 razy w tygodniu na basen, ba, robię to z przyjemnością, jednak bez odpowiedniej diety nie dawało to do tej pory rezultatów. Dorzucam rowerek lub może za jakiś czas siłownię, ograniczam piwo i troszeczkę ogarniam życie towarzyskie, mówię nie wieczornemu podjadaniu...no i może tym razem faktycznie zmienię coś w swoim życiu, tak na dłużej. Trzymajcie kciuki. 

10 listopada 2012 , Komentarze (6)

Właśnie sobie uświadomiłam, że jestem chora. Bo obżarstwo to choroba, obżarstwo kompulsywne. Zaczęło się niewinnie, jak większość nałogów, ciężko znaleźć mi konkretną granicę, ale trwa już około roku. Bo to nie tak, że pochłaniam większe porcje jedzenia na co dzień, podczas rodzinnych obiadów i lunch'y z przyjaciółmi- nie, wtedy jem normalnie, nie potrzebuję jedzenia. Dopiero gdy wracam do domu, siedzę sama w czterech ścianach i zaczynam czuć, że moje życie to zupełnie bezcelowa egzystencja i nie mam sił żeby się zebrać i coś zmienić- sięgam po jedzenie, a potrzeba wepchnięcia w siebie czegoś, czegokolwiek, jest silniejsza od myśli "krzywdzisz się". A potem nachodzi mnie ogromne poczucie winy, że przez to zawsze będę tak wyglądać i wszystko zwalać na otyłość. Wszystkim wydaje się, że gdybym chciała to bym schudła- tyle że ja nie jestem w stanie nad tym zapanować, mimo że nie odczuwam głodu. A przynajmniej fizjologicznego głodu, bo na pewno moim problemem jest "głód emocjonalny".

Tylko że nie chcę już traktować mojego życia jak "próby generalnej" i odkładania wszystkiego na czas "kiedy-już-schudnę-i-wszystko-będzie-układać-się-lepiej", bo już widzę, że coraz ciężej przychodzi mi podjęcie jakichkolwiek działań dążących do zmian. Jeszcze nie wiem co z tym zrobię, bo to chyba nie chodzi o samą dietę, mimo że na normalnej sylwetce zależy mi najbardziej (i wiem, że mówię jak osoba chora, jednak wciąż myślę, że jeśli schudnę to moje życie zmieni się na lepsze). 

Nie chcę narażać mamy na koszty, bo nasza sytuacja finansowa nie jest jakaś kolorowa, więc spróbuję walczyć bez żadnej psychoterapii, mimo że to pewnie byłby najłatwiejszy start. Więc jeśli ktoś z Was miałby jakieś informacje, porady jak zacząć i walczyć z tym problemem- będę Waszą dłużniczką.

24 października 2012 , Skomentuj

Pusty śmiech mnie ogarnia, pusty śmiech. Chudnę, tyję dwa razy tyle, chudnę, tyję... ciągle sobie wmawiając, że jedno ciastko, lanczyk na mieście, piwo czy inna bomba kaloryczna nic nie zmieni. Tak się zarzekałam kiedyś, że nigdy nie będę ważyć więcej, niż 80kg, a tu proszę do jakiego stanu się doprowadziłam. Motywacja jakaś krótkotrwała przychodzi jedynie jak patrzę w lustro(i jak szybko przychodzi, tak szybko znika), bo ludzie mnie akceptują taką, jaka jestem. A co za tym idzie, na życie towarzyskie narzekać nie mogę... wypady na rynek/domówki itede naprawdę nie sprzyjają diecie, ale tak ciężko z nich zrezygnować, albo chociaż dotychczasowej formy "bywania", ech. Ale płakać się chce, gdy muszę w sklepach szukać coraz to większych rozmiarów ubrań, a w moje ulubione sukienki się przestaję dopinać. W ogóle zakupy sprawiają mi mniejszą przyjemność, niż zawsze- bo co to za frajda ubierać się w to, w co "można", bo wygląda się przyzwoicie, a nie w to, co się chce? 

26 sierpnia 2012 , Skomentuj

Jestem w Pradze. Przy tutejszym trybie życia, tłustym jedzeniu i hektolitrach piwa(boże, jakie dobre!), przytyję kolejne milyyjony kilogramów. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Naprawdę czas w końcu ogarnąć moją grubą dupę i wrócić do prawdziwego ja.