Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agulina30

kobieta, 47 lat, Kraków

172 cm, 71.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: wreszcie wytrwać na diecie!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 września 2014 , Komentarze (12)

Witajcie moje Kochane!!! 

Długo mnie tu nie było - przez moje załamanie dietowe i przez ogrom obowiązków - wykańczamy z mężem dom i naprawdę na nic nie ma czasu. W sierpniu całe dnie spędzaliśmy na budowie, a teraz jak zaczął się rok szkolny, to dodatkowo powróciła praca, lekcje z dzieciakami, itp. Na nic nie mam czasu :( Jestem zmęczona fizycznie i psychicznie. Nie dosypiam, wszędzie się spieszę, aby zdążyć ze wszystkim. 

A co do diety - starałam się naprawdę codziennie wrócić na dobre tory i codziennie wieczorami polegałam - efekt: waga wzrosła do 73 kg. Wreszcie od czterech dni trzymam się dietowo na 100% i dziś rano ujrzałam moją przyjaciółkę "szósteczkę z przodu": waga wskazała 69,7 kg. Wiem, że to na razie mały sukces, do wagi paskowej brakuje mi 3 kg, ale może wreszcie mi się uda, wyglądać na przykład tak:

Mam nadzieję, że uda mi się teraz także zaglądać do Was częściej i częściej zdawać relację co u mnie. Pozdrawiam serdecznie i zabieram się do lektury Waszych pamiętników!

Pa!

21 maja 2014 , Komentarze (42)

Witajcie!

Dzisiaj krótko i na temat - opuszczam Was na jakiś czas. Nie ma sensu na razie, abym dokonywała wpisów - bo nadal stoję w miejscu. Nie potrafię się ogarnąć i wrócić na dobre do diety. Zajadam prawie co wieczór - nie jest tego dużo, ale jest... Codziennie ćwiczę i pewnie to mnie "ratuje", że waga stoi w miejscu - ciągle 68,7 kg. 

Więc żegnam się na jakiś czas. Wrócę, kiedy pokonam siebie.

Wam życzę siły i spektakularnych spadków wagi!!! Trzymajcie się ciepło!!!

16 maja 2014 , Komentarze (29)

Witajcie w ten ponury, deszczowy dzionek! 

Nic przy takiej pogodzie człowiekowi się nie chce! Jestem ospała i senna.

Dobrze, że dzisiaj piątek - to jedyne pocieszenie w ten ponury dzień.

U mnie nadal jak na huśtawce - przedwczoraj zajadłam /ale malutko/, wczoraj trzymałam się z dietką i dziś waga łaskawa pokazała: 66,4 kg. Czyli na minusie -2,2 kg. Do wagi paskowej brakuje tylko /albo aż/ 1,6 kg. I wkurza mnie fakt, że gdybym na początku kwietnia nie złamała się i stale trzymała dietkę, tak jak powinnam, to pewnie osiągnęłabym już swój cel. A tak - nadal bujam się ze zbijaniem wagi. No cóż, sama jestem sobie winna. Nie wiem jeszcze jak to będzie w weekend, bo jedziemy do mojej mamy na imieniny i znów ogarnia mnie strach - czy wytrzymam, czy nie skuszę się na jakieś łakocie.

Zobaczymy...

Tęsknię za słoneczkiem i ciepełkiem i wreszcie chciałabym odpocząć i poleniuchować

- ale chyba znowu nie będzie mi to dane - sprzątanko, gotowanko jak zwykle na mnie czekają...  

Życzę wam udanego, spokojnego i słonecznego weekendu! PA!

Ps. Weszłam na główną stronę Vitalii i doznałam szoku! Nie podoba mi się ta nowa stronka! Po co oni co chwilę coś zmieniają? Chcę starej!!!!!

14 maja 2014 , Komentarze (64)

Witajcie! 

Wczoraj wreszcie wytrzymałam z dietką na 100% /bo w poniedziałek oczywiście jeszcze wieczorkiem wtrąbiłam czekoladę i buły z serkiem żółtym/. Dziś waga pokazała 1,5 kg mniej, ale oczywiście na początku to normalne. /obecnie 67,3 kg/.

Nie wiem co myśleć o jednej sprawie - otóż wczoraj po południu, po całym dniu zabiegania /rozwożenie, przywożenie dzieciaków, praca, zakupy - a zakupy nie są dla mnie miłe i przyjemne, bo przecież jak wiadomo trzeba wszystko w sklepie władować do koszyka, potem z koszyka na kasę, z kasy znów do koszyka, z koszyka do auta, z auta do domu - 3 razy obracałam - w domu rozpakować i pochować - mnóstwo roboty przecież/ więc po całym dniu zabiegania miałam oczywiście dużo do zrobienia w domu. Obiad, sprzątanko, lekcje z synem, gotowanie, pranie, itp.

Coś się we mnie zbuntowało i stwierdziłam sama przed sobą, że pierniczę, mam ćwiczenia w du**e  i tego dnia nie ćwiczę /bo przecież robię to codziennie i jeden dzień mi nie zaszkodzi/. Wyrobiłam się ze wszystkim do 20.00. I co? Stwierdziłam, że jednak poćwiczę, bo potem będę miała wyrzuty sumienia. Zafundowałam sobie Killera. I sama już nie wiem, czy obawa przed jednym dniem bez ćwiczeń, to normalne? Czy to już uzależnienie od nich? Bo ja nadal nie lubię ćwiczyć - robię to, bo wiem, że muszę. No może nie muszę, ale wiem, że dieta będzie wtedy skuteczniejsza.

Nie wiem, co o tym myśleć.

Aha! - żeby moja motywacja jeszcze wzrosła, kwotę skarbonkową podniosłam sobie o 100%.  Teraz do skarbonki będzie wędrowało 2 złote! A co!

No nic, nie przynudzam dłużej. Życzę Wam udanego dnia!!!

12 maja 2014 , Komentarze (40)

Witajcie!

No niestety nie mam czym się pochwalić :(. Miałam się trzymać, a w sobotę i w niedzielę znów zaliczyłam wpadki(szloch). Znów nie mam do siebie siły!!! Ja naprawdę jestem chyba nienormalna! Czytałam kiedyś, że np. bulimiczki jedzą co im wpadnie w ręce - nawet surowy makaron. Ja wprawdzie w weekend surowego makaronu nie jadłam, ale czekoladowe literki do ozdabiania tortu a i owszem(strach). No to jest przecież chore! Czy Wam się zdarza, w napadzie głodu jeść coś niecodziennego? Na obronę mam tylko to, że wczoraj po raz pierwszy zrobiłam sobie podwójny trening - najpierw Killera, a potem Skalpel.

Dziś oczywiście znów mam plany, aby wreszcie wziąć się porządnie za dietę. Do pracy wzięłam sobie wędzoną makrelkę, a do kawki dietetyczny serniczek. A wieczorem to chyba zasznuruję sobie paszczę,

żeby znów nic mnie cholera nie skusiło! Może jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja...

Miłego dnia Wam życzę!!!

9 maja 2014 , Komentarze (34)

Witajcie w ten piękny, słoneczny piąteczek! 

WRESZCIE!!! Wczoraj wytrzymałam na diecie na 100%!!! Wow! Udało mi się! Wiem, że to tylko jeden dzień i nie ma z czego się cieszyć, ale może wreszcie "zaskoczyłam" i znów będę się trzymała w ryzach. Waga za to mnie nagrodziła i pokazała rano 67,5 kg. Wiem, wiem, to tylko woda, ale zawsze to zachęta do dalszych zmagań. I wreszcie dzięki temu, że wieczorem nie zajadłam, wyspałam się w miarę porządnie. Bo to wieczorne zajadanie powodowało u mnie bardzo płytki sen.

Przed nami weekend i oczywiście u mnie będzie pod znakiem porządków.

Wczoraj zawiozłam syna na trening piłki i po zawiezieniu go, wróciłam na godzinkę do domu. Wypucowałam łazienkę, ogarnęłam chaos i wróciłam po syna. Znajome mamy pytały, co porabiałam w tym czasie. Kiedy im powiedziałam o swych poczynaniach, popatrzyły na mnie jak na UFO i stwierdziły, że one już się nie przejmują porządkiem w domu. Że machają już na to ręką. Więc nie wiem, czy ja jestem jakaś dziwna, czy jednak nie. Próbuję się uczyć tumiwisizmu, ale na razie mi to nie wychodzi. Po prostu szlag mnie trafia, jak mam nieposprzątane. Dziś jak mąż da radę, to weźmie syna i córkę na boisko, a ja mam w planach mycie podłóg. Pewnie, że wolałabym sobie poleżeć, poczytać, podrzemać, ale samo się nie zrobi...

Życzę Wam miłego, spokojnego weekednu i spektakularnych spadków na wadze!!!

CIAO!

5 maja 2014 , Komentarze (31)

Witam Was! 

Cholerka jasna - już nie mam wagi paskowej, tzn. 64,8. Ale moja waga ma te same cyferki! Szkoda tylko, że teraz jest to 68,4 kg!

Cholera! Zajadanie "robi swoje". Przeżyłam najazd rodzinki, urodziny córci się udały, ale oczywiście zakazane żarełko było. Dobrze, że ćwiczonka były codziennie, bo waga mogłaby być jeszcze wyższa...

No nic, nie ma co lamentować, tylko spinać poślady i do boju. 

Muszę zbić nadwyżkę /paska nie zmieniam, bo bardziej podoba mi się wersja z niższą wagą/ i dalej gubić kilogramy, jak dawniej sobie założyłam.

Oczywiście po długim weekendzie czuję się bardziej zmęczona niż przed- przez te uroczystości rodzinne /w czwartek i w sobotę/ - przygotowywanie jedzonka, sprzątanie, ogarnianie wszystkiego. Rano w niedzielę musiałam wstać przed siódmą /wyprawiałam chłopaków na turniej piłkarski/ i zamiast się położyć - zabrałam się za pichcenie. Do 8.30 miałam zrobione naleśniki, galaretki drobiowe, dietetyczny sernik i dietetyczne budynie. Więc z czystym sumieniem mogłam z kawką wrócić do łóżeczka i oglądać telewizję śniadaniową. Ale tak jak już Wam pisałam wcześniej - po całym weekendzie jestem wypompowana!!!

Dobra - nastał nowy tydzień - biorę się na 100% za dietkę. Za jakiś czas zdam relacje, ale kopnijcie mnie w zadek, jak się nie wywiążę!!! 

A na koniec ciekawostka:

28 kwietnia 2014 , Komentarze (39)

Witajcie! 

Jak fajnie się idzie do pracy, ze świadomością, że za 3 dni będzie znowu wolne, nie? I to całe 4 dni! /w piątek całe szczęście nie idę do pracy/ . Ale żebym nie miała za dobrze, to 01.05. zwala się do nas rodzinka męża na urodziny mojej córci. Więc co? Oczywiście w środę po pracy i w czwartek od rana muszę już zacząć piec, sprzątać, szykować wszystko. Oczywiście mąż zadeklarował pomoc, ale w praktyce, to i tak większość roboty spada na mnie.

Wczoraj mąż zawiózł syna na turniej piłki i podczas tego turnieju podjechał sobie do sklepu i kupił adidasy do biegania /drugą parę!/. Ale się wkurzyłam! Bo co? On sobie kupuje drogie firmowe buty, a ja wyrywam sobie włosy z nóg pęsetą, bo jeszcze nie mam nowego depilatora! Ale byłam nafuczona!

Mąż poszedł biegać /oczywiście w nowych butach/ i po powrocie i kąpieli kazał mi się ubierać i jechać z nim po depilator! Kupiłam Philipsa, z nakładką do miejsc delikatnych. I wczoraj po raz pierwszy depilowałam pachy i bikini. Bolało jak cholera, ale dało się wytrzymać. Jeśli w tych miejscach włoski będą odrastać słabsze i będzie ich coraz mniej /tak jak mam z nogami/ to będę zadowolona.

Co u mnie z dietą i wagą? Diety na 100% jeszcze u mnie nie ma. Zajadam wieczorami, ale ćwiczę codziennie. Dziś waga mi pokazała: 66,6 kg, więc powoli mimo wszystko spada. Oczywiście znów zakładam, że dziś to już na pewno się trzymam na 100%. Tym bardziej, że niedługo zwala się ta rodzinka męża, więc chcę zabłysnąć. I wiecie co? Chyba już wiem dlaczego tak trudno mi wrócić do diety. Po pierwsze posmakowałam znów dobrych rzeczy, a te dietkowe nie są takimi rarytasami. Po drugie - nie mogę w domu mieć żadnych produktów, które lubię, a które są zgubne dla figury - przynajmniej teraz, kiedy znów staram się wrócić do diety. A po trzecie - wyglądam już szczupło, więc mam mniejszą motywację do odchudzania niż wcześniej. I stąd się pewnie biorą moje problemy. A chcę jeszcze schudnąć. 

No nic, nie zanudzam Was dłużej. Miłego dnia Wam życzę! PA!

24 kwietnia 2014 , Komentarze (38)

Witam Was!!!

Kurde, nie mam w tym tygodniu czasu za grosz

- więc krótko i na temat:

Znów nie mogę wrócić do diety - tzn. trzymam ją do wieczora, a wieczorem zajadam. Ćwiczę codziennie, ale i tak waga powoli wzrasta - dziś rano: 68 kg! O zgrozo!!! Jestem beznadziejna (szloch)Nie mogę wrócić na "właściwe tory"!!!

Potrzebuję Waszej pomocy!!!

Mam nadzieję, że u Was z dietką - OK!

Trzymajcie się!!! PA!

Ps. Sorry, że Was ostatnio nie "odwiedzam" - mam nadzieję nadrobić to w przyszłym tygodniu!!!

17 kwietnia 2014 , Komentarze (36)

Witajcie!!! 

U mnie waga bez zmian - 65,5 kg - bo niestety wieczorami zajadam zakazane rzeczy. Ale każdego dnia mam nadzieję, że już uda mi się utrzymać dietę, więc mam nadzieję, że wreszcie przerwę to błędne koło, dietę będę trzymała na 100% i po Świętach będę miała się czym chwalić /jak na razie planuję Święta dietetyczne/.

Upiekłam sobie właśnie pasztet dukanowski. Kurde, za wątróbką drobiową, chodziłam po kilku sklepach, aż wreszcie udało mi się kupić. Nie wiedziałam, że to taki produkt deficytowy - no chyba, że wszyscy wykupili właśnie na pasztet. A chodzić za tym musiałam oczywiście z dzieciakami /bo w szkole już wolne, więc syn w domu, a córkę nie puściłam do przedszkola, niech posiedzi też z nami. Przynajmniej rano nie trzeba wstawać zbyt wcześnie. Tak więc upiekłam pasztecik i zobaczymy, czy wyszedł dobry.

Kochane! Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzę Wam zdrówka, spokoju ducha, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze!!! A tym, które będą trzymały dietę przez Święta - spektakularnych spadków, a tym, które nie będą dietkować - aby waga im stała w miejscu i nie wzrosła, ani o gram!

Wesołego Alleluja!!!