Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agulina30

kobieta, 47 lat, Kraków

172 cm, 71.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: wreszcie wytrwać na diecie!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 kwietnia 2014 , Komentarze (38)

Witam Was! 

No, jestem już po zabiegu - wyczekałam się tam troszkę. Wreszcie jak się mną zajęli, to musiałam na chwilę położyć się na sali, bo dostałam kroplówkę z ketanolem i domięśniowo coś na uspokojenie. W sali był telewizor, więc pooglądałam trochę "Dzień dobry tvn" i nagle zaczęłam być trochę senna - więc podrzemałam sobie troszkę. Potem mnie zabrali na salę zabiegową i się zaczęło. Mimo sprayu znieczulającego, miałam taki odruch wymiotny, że myślałam, że lekarce nie uda mi się tego usunąć! Lekarka poprosiła pielęgniarkę, aby ta trzymała mnie za głowę. Dostałam zastrzyk ze znieczuleniem miejscowym /tak długiej igły w życiu nie widziałam!/. Odruch wymiotny minął, lekarka ciachnęła brodawczaka /trochę zabolało mimo wszystko/ i miejsce po nim zaczęła przypalać /też trochę bolało/. I po wszystkim. Za dwa tygodnie mam odebrać wynik histopatologii. No zobaczymy, jak będzie.

Wytrzymałam wczoraj z dietą na 100% /choć oczywiście wieczorem już układałam sobie w głowie co zajem. Wiecie co mnie powstrzymało? To, że wiedziałam, że będę wieczorkiem figlować z mężem i chciałam, aby mój brzuch był jak najbardziej płaski. A po figlach już mi się nie chciało nic jeść/.

Dzisiaj staję na wagę i co widzę? 65,5 kg!!!

A wczoraj rano, po 4 dniach zajadania było 67,1 kg! Nie przyznałam się Wam, bo było mi głupio... Bo w te cztery dni przybyło mi aż 3,7 kg! Jakim cudem? Nie wiem. Ale powracając do spadku -  w jeden dzień ubyło mi - 1,6 kg! Wiem, że to woda i zawartość jelit, ale poczułam się dużo lepiej. Dietkę zamierzam nadal trzymać i może nawet dziś poćwiczę - tak delikatnie.

Trzymajcie się ciepło!!! PA!

14 kwietnia 2014 , Komentarze (43)

Witajcie!!! 

Po ostatnich moich grzechach mam nadzieję, że z tym poniedziałkiem pójdą one w niepamięć i waga szybko wróci do paskowej /a nawet będzie jeszcze niższa/.

Dziś krótko - trzymajcie za mnie kciuki - jutro idę na usunięcie brodawczaka z migdała. Ma to być zabieg ambulatoryjny /nie będę leżała w szpitalu/, ale i tak się boję. Mam dostać "głupiego jasia" i mam wziąć bluzkę na zmianę /więc pewnie krew będzie się lać strumieniami/. Mam stracha... Oczywiście mają to wysłać na histopatologię - i tu kolejny stres... No nic, jakoś musi być...

13 kwietnia 2014 , Komentarze (48)

Witajcie!

No i nastało to, czego tak się obawiałam... Nie skończyło się na jednym dniu zajadania - zajadłam też w piątek i w sobotę. Jadłam jak nakręcona... 

Skutek: waga dziś - 66,5 kg (szloch). Jest mi strasznie wstyd, jestem zła na siebie, bardzo siebie zawiodłam :( i mam nadzieję, że znów "złapię wiatr w żagle" i znów moja motywacja będzie wielka, a wola jeszcze większa...

Jak na razie dziś się trzymam i w ramach kary zrobiłam dziś podwójny trening - killera i ćwiczenia na brzuch na macie.

Sorry, ale nie mam siły więcej pisać... Trzymajcie za mnie kciuki, bo jak na razie to porażka....

11 kwietnia 2014 , Komentarze (23)

Witajcie!!!

Waga się obraziła - pokazała dziś cholera jedna tylko 0,1 kg mniej /paska nawet nie zmieniam/. A kij jej w plery! Wczoraj dieta na 100%, ćwiczonka były, dziś to samo, więc wreszcie muszę z nią wygrać! Ale takich grzeszków jak przedwczoraj, to chyba długo sobie nie zafunduję. Jeden wieczór, a pewnie z odchudzaniem mam z tydzień do tyłu :(

A co dziś poczyniłam:

  • dzieci rozwiezione do przedszkola i szkoły
  • łazienka wyszorowana
  • kurze starte
  • podłogi wymyte
  • rosołek pyrkoce wesoło na kuchence

Zaraz biegnę po syna do szkoły, bo nie chcę, żeby siedział na świetlicy. Potem znów dyżur w kuchni - obrobić rybki /dziś pstrążek w ziołach, bez tłuszczu/, udusić polędwiczkę, zrobić do niej sosik pieczarkowy. Czeka też prasowanie, a i szafy wołają... A wieczorkiem znów ćwiczonka. Ufff......

Mam nadzieję, że weekend będzie spokojny, że trochę uda się poleniuchować... I że w poniedziałek będę mogła pochwalić się wreszcie znacznym spadeczkiem!

PA!

10 kwietnia 2014 , Komentarze (56)

Witam Was!

Popełniłam wczoraj zbrodnię

- ZAJADŁAM!!! Miałam ostatni dzień protein, a ta szklana "cholera" pokazała mi więcej o pół kilograma /64,1 kg/! Ale się wkurzyłam! To ja - jem tylko niektóre produkty, ćwiczę codziennie, a ona pokazuje więcej? Przez cały dzień ogólnie jadłam mało, więc wieczorem po raz pierwszy od 22.01. uległam kompulsowi /nie krzyczcie na mnie!/. Zjadłam dużo - kanapeczki, czekoladki, buły z serem, itp.

Zjadłam tyle, że myślałam, że rano będę miała przynajmniej 2 kilo więcej. A tu niespodzianka - szklana pokazała o 0,7 kg więcej - 64,8 kg. Więc plan mam taki - od dziś przez kilka dni uderzeniówka i może ta "cholera" pokaże wreszcie znaczący spadek. Może dzięki temu "podkręcę" metabolizm? Cieszę się, że nie czuję, że znów zajem i nie mam za dużego kaca moralnego. Trudno stało się, ale walczę dalej!

Dziś i jutro jestem znów na zwolnieniu /zapalenie gardła/ więc będę miała znów czas na wiosenne porządki.

Okna już dziś umyłam - firanki się piorą, więc jest OK.

Będę zdawała relacje, czy mój kompuls mi zaszkodził, czy wręcz przeciwnie - waga wreszcie ruszy w dół jak szalona. Bo przecież czasem nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda?

Trzymajcie się ciepło! Pa!

8 kwietnia 2014 , Komentarze (70)

Witajcie!!!

Dziś odważam się opublikować swoje zdjęcia /sorry za jakość/:

Waga ok. 81 kg: 

Waga z dzisiaj - 63,4 kg: 

Kurczę, myślałam, że z moją sylwetką jest lepiej :( ale jak ujrzałam dziś te zdjęcia, to stwierdzam, że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną. I chyba zmienię pasek celu z 60 kg na 55 kg.

Poza tym w ubraniu wyglądam dużo lepiej: 

No nic, nie ma się co załamywać, tylko dalej pracować nad sobą. Jestem właśnie po killerze - nawet się tak bardzo nie zmachałam. Chyba przez to, co ujrzałam na tych zdjęciach :/

Miłego popołudnia i wieczorku!!! PA

7 kwietnia 2014 , Komentarze (57)

Witam Was poniedziałkowo! 

U mnie na razie odchudzanie idzie jak "krew z nosa" - waga spada bardzo powoli - najpierw na dniach warzywnych wzrosła z 64 kg na 64,3 kg; teraz po dwóch dniach protein spadła tylko do 63,8 kg.

Trzymam dietę na 100%, ćwiczę codziennie i takie wolne spadki! Już mnie to trochę zaczyna męczyć. I o zgrozo, coraz częściej wieczorami nachodzą mnie znów myśli, że zajem /buły z serem żółtym, słodycze, chipsy/. Na razie ani razu nie złamałam się, ale boję się coraz bardziej, że w końcu ulegnę i "popłynę". Boże! Czuję się jak alkoholik, który obawia się zapicia. Na razie myślę o swoich motywacjach /o których pisałam swego czasu/, ale wydaje mi się, że silna wola zaczyna u mnie słabnąć. A co to będzie, jak będę utrwalała wagę i będę mogła jeść więcej produktów i "królewskie posiłki"? Cholera, no nie mogę polec i tym razem! Nie mogę!

Weekend minął mi spokojnie - w niedzielę udało mi się nawet przeczytać parę kolorowych gazetek! 

A przy moim braku czasu i notorycznym sprzątaniu - to naprawdę sukces!

Miłego tygodnia Wam Życzę! PA!

4 kwietnia 2014 , Komentarze (38)

Witajcie!!! 

Waga nadal bez zmian - ale jutro zaczynam znów dni proteinowe, więc mam nadzieję na spadeczek.

Wczoraj byłam z synem w szpitalu, w Poradni Onkologiczno(!)-Hematologicznej. Skierowała nas tam pediatra, po tym, jak podczas infekcji powiększyły się synkowi węzły chłonne na szyi /zresztą kiedy nie ma infekcji, to te węzły też są lekko powiększone/. Zwolniłam się z pracy, odebrałam syna ze szkoły i "ogień" do szpitala. Byliśmy tam o 12.30, a wysiedzieliśmy się do 15.50! Oczywiście zrobili mu morfologię /choć miesiąc temu miał robioną/ i zaczęło się to oczekiwanie. I wszystko byłoby OK, gdyby nie widoki - napatrzyłam się na dzieciaczki - łysiutkie, bledziutkie, z maseczkami na twarzach. Matko, jak mi było przykro! I ta obawa - co wyjdzie w morfologii mojego syna i co powie lekarka. Całe szczęście wszystko w porządku - stwierdziła, że te powiększone węzły nie są o podłożu nowotworowym, tylko są związane z infekcjami, alergiami, chorobami skóry, itp. A to, że ma normalnie je trochę powiększone, to nic z tym nie zrobimy. Ulżyło mi, ale pomyślałam, że każdy powinien raz na jakiś czas odwiedzić taki oddział, żeby się przekonać, jakie ma szczęście - że jego i jego rodziny poważne choroby nie dotyczą. A nie przejmować się pierdołami dnia codziennego. Kochane! Cieszmy się z tego, co mamy i bądźmy szczęśliwe!

Życzę Wam spokojnego weekendu /mój jak zwykle będzie związany z porządkami - brrrrr./. 

Obiecałam sobie, że będę pewne prace robić w poszczególne dni tygodnia. I co? I nic. Po prostu codziennie po pracy coś jeszcze mnie zaprząta  - np. wczoraj: po odbiórce dzieciaków /ze szkoły, z przedszkola/, wymieniliśmy się z mężem dziećmi - i on pojechał z synem na trening, a ja poszłam z córcią na test sprawności do pierwszej klasy /sportowej - tanecznej/. W domu byłam ok. 18.30 - czy sobie siadłam - o nie!!! Oczywiście trzeba było zrobić kolację, wyprasować, siąść z synem do lekcji - a potem co? Killer Chodakowskiej. Potem kąpiel dzieciaków, ogarnięcie domu i czas dla siebie miałam od której? Od 21.30. Położyłam się przed telewizorem i nawet nie wiem, kiedy urwał mi się film. 

I tak jest wygląda większość moich dni w tygodniu! Kurna! Najchętniej, to bym się sklonowała. No nie nadążam ze wszystkim!!!!

Więc choć Wasz weekend niech będzie spokojny, leniwy i baaardzo dłuuuuugi! PA!

1 kwietnia 2014 , Komentarze (57)

Witajcie!!!

Dziś szybki wpis - bo nie mam dziś czasu.

Pamiętacie, jak pisałam jednego razu, co powiedział mi raz mąż /przed odchudzaniem/ po miłosnych igraszkach? Że czuł się "jak na łóżku wodnym"!

A wiecie, co mi powiedział po ostatnim figlowaniu? - "że czuł kości"

HA! DOCZEKAŁAM SIĘ! MA ZA SWOJE!!!! 

MIŁEGO DZIONKA!

31 marca 2014 , Komentarze (35)

Witam Was serdecznie! 

WOW! Ale mnie dziś "szklana" zadziwiła. Pokazała mi 64 kg! Nie wiem co się stało, że tak galopem ruszyła w dół, ale się ucieszyłam. Może "pomógł" mi antybiotyk - bo zredukował mi apetyt i jadłam jeszcze mniej. Jeszcze były dni samych protein i pewnie stąd ten szalony spadek. Mam tylko nadzieję, że jak normalne /ale dietkowane/ jedzonko wróci, to "frania" nie podskoczy w górę.

Dziś mój ostatni dzień na zwolnieniu, choroba prawie minęła. I dziś chcę sobie zrobić pierwszy prezent z pieniążków, które odkładam /złotówka za każdy dzień wyrwania na diecie/.  Chcę sobie kupić bransoletkę sznurkową z cyrkoniami. A co? Zasłużyłam chyba troszeczkę?

O taką:

Miłego poniedziałku Wam życzę! PA!