Na wstępie bardzo chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem:)
Co dzisiaj u Was słychać? Ja nastrój mam dziś straszny, dlatego postaram się przełamać go pogodnym wpisem. Może się poprawi:)
Wczoraj zorientowałam się, że ubyło mi już 10 kilogramów. 10 kg w 71 dni, czyli lekko ponad 2 miesiące. Wiecie co? W życiu nie spodziewałam się, że uda mi się schudnąć 5 kg, a co dopiero 10! Żałuję strasznie, że nie zrobiłam sobie zdjęcia porównawczego z wagą 86 kg, ale wtedy jak ognia unikałam obiektywu aparatu i nie sądziłam, że w ogóle schudnę, raczej myślałam, że te zdjęcia dobiją mnie jeszcze bardziej. Odnalazłam jakieś zdjęcia z sierpnia z wakacji w Warszawie, na których osiągnęłam apogeum swojej wagi, ale z foto-porównaniem zaczekam, aż waga pokaże 70 kg:)
W końcu nie skończyło się tylko na pustych deklaracjach, których wszyscy dookoła mieli dość, wiedząc, że i tak nie wytrwam w postanowieniach. W końcu wytrwałam dłużej niż dwa tygodnie! Zrozumiałam, że mówiąc sobie:"tego Ci nie wolno!" przynoszę skutek odwrotny i od razu mam ogromną ochotę na tę właśnie rzecz.Chyba już pojęłam, na czym polega zdrowe odżywianie i chyba wypracowałam już w sobie pewne nawyki.
KIEDYŚ:
- jadłam każdego dnia kopę ziemniaków na obiad
- jako przekąskę piłam Colę albo inne napoje słodzone
- na imprezach zażerałam się chipsami, paluszkami i piłam drinki z napojami słodzonymi
- używałam dużo tłuszczu, smażyłam, rzadko gotowałam i piekłam
- praktycznie wcale nie jadłam warzyw
- w dni jak niedziela na obiad serwowaliśmy sobie kebab albo pizzę
- wracając po pracy (22-23) jadłam kolację (nie muszę chyba dodawać, że zdrowa nie była?)
- moim ulubionym posiłkiem była bułka pszenna z masłem (często w ilości x3)
- praktycznie nie piłam wody niegazowanej
- nie piłam zielonej herbaty
- nie potrafiłam żyć bez słodyczy, dalej nie potrafię, ale nauczyłam się dawkować ich ilość:)
- aktywność:tu się przyznam, że zawsze sporo chodziłam, ale to tylko chodzenie- nie ćwiczenia
- jadłam nie 5 a z 10 posiłków dziennie, moją przekąską była np: bułka pszenna z masłem albo z pasztetem
TERAZ:
- ziemniaki zastąpiłam kaszą gryczaną i ciemnym makaronem
- moją przekąskę stanowią owoce lub jogurt, Coli unikam jak ognia
- na imprezach nadal zjem 3-5 chipsów ale na tym koniec, piję też alkohol ale z umiarem:)
- jak smażę to na odrobinie oliwy, częściej podduszam czy gotuję na parze
- dodałam do swojej diety warzywa dostępne w sklepach: pomidory (na kanapkę albo do sałatki do obiadu), ogórki, szczypiorek, papryka etc
- w niedzielę nie jem już pizzy ani kebabów:) jem to, co w ciągu tygodnia, czyli makaron, kasza, ryby, kurczak, wątróbka
- kolację jem około godziny 20:00, bo późno chodzę spać, nie jem już po 22!
- teraz bułkę pszenną zastąpiłam ciemnym pieczywem z wędliną drobiową i serkiem zamiast masła
- staram się pić wodę, chociaż nadal mi nie smakuje;p
- mam w szafce chyba z 8 rodzajów zielonej herbaty:)
- słodycze jem, ale rozsądnie, jak mam napady to zastępuję je daktylami, są równie smaczne i w smaku przypominają mi czekoladę:)
- moja aktywność to przede wszystkim bieganie, siłownia i dywanówki
- jem 5 posiłków dziennie, czasem 4, zdarza mi się podjeść, ale raczej coś zdrowszego i nie w takiej ilości, jak wcześniej
to są tylko wybrane zasady, które przyszły mi akurat do głowy. Jadłam o wiele więcej i o wiele więcej mogłabym tu napisać.
_________________________________________________________
Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku.
Nadal zjem ziemniaki, napiję się łyka Coli czy zjem kawałek pizzy, ale z umiarem i rozsądnie. Wyćwiczenie w sobie zdrowych nawyków nie polega na tym, by z dnia na dzień radykalnie zostawić wszystko to, co się tak lubiło kosztem zdrowych posiłków. Jak ktoś tak potrafi to podziwiam i zazdroszczę- też bym tak chciała:) Ja musiałam stopniowo przestawić się na ciemne pieczywo, na warzywa czy stopniowo rezygnować ze słodyczy.
Z każdym straconym kilogramem moja motywacja jest o ten 1 kg cięższa i większa:)
70 kg jest w zasięgu ręki, raczej nie do Sylwestra ale może do końca stycznia?:) Ustaliłam sobie, że 70 kg osiągnę do 15 lutego... więc mam czas:)
Moim drugim celem będzie 65 kg i ogarniecie brzucha, bo to on wygląda najgorzej, jest największy i najmniej z niego spada.
_____________________________________________________________
Ze spraw bardziej aktualnych:
wczoraj na kolację przed imprezą skusiłam się na dwa pieczone podudzia z kurczaka (bez skóry) i garść frytek+ 2 drinki, które przypuszczam spaliłam w klubie i wracając piechotą do domu około 6 km:)
Przestałam już płakać i pluć sobie w brodę, jak zjem coś, czego powinnam unikać. Szkoda czasu na zamartwianie się:)
Dzisiejszy poranek spędziłam na siłowni, więc aktywność dziś na duży plus:)
Musiałam się dzisiaj porządnie zresetować!
BIEŻNIA: 62 minuty w tym:
- 32 minuty biegu (340 kcal)
-30 minut szybkiego chodu pod górę (400 kcal)
ORBITREK: 28 minut (280 kcal)
BRZUSZKI: 100
WEWNĘTRZNA STRONA UD: 15 powtórzeń x 5 serii
ŁĄCZNIE: ponad 1000 kcal:)
MENU:
ŚNIADANIE: grahamka z chudym twarożkiem, wędliną drobiową, pomidorem, ogórkiem i kiełkami
OBIAD: makaron razowy SYMBIO z duszonym kurczakiem, szpinakiem, brokułami i kalafiorem oraz pomidorem
DESER: Kinder MaxiKing
PODWIECZOREK: Monte (moja zmora;p)
KOLACJA: jogurt malinowy light z wiśniami, bananem, ciastkiem Belvita i połową brzoskwini
+ 2 duuuże zielone herbaty
I muszę się pochwalić- wcisnęłam się w płaszczyk, który od dwóch lat niestety nie chciał dać się zapiąć:D
Pytałyście też o stojak na biżuterię- pokażę Wam cały "mój kącik":)
i moje wczorajsze zakupy:) W KOŃCU znalazłam pasujące na mnie legginsy ze skórzanymi wstawkami:) są ze sklepu SINSAY, ale nieco różnią się od tych, mają u góry wstawki wszyte na skos, a nie na prosto. Kupiłam też urocze kolczyki:)
Lecę poczytać, co u Was:)
Co dzisiaj u Was słychać? Ja nastrój mam dziś straszny, dlatego postaram się przełamać go pogodnym wpisem. Może się poprawi:)
Wczoraj zorientowałam się, że ubyło mi już 10 kilogramów. 10 kg w 71 dni, czyli lekko ponad 2 miesiące. Wiecie co? W życiu nie spodziewałam się, że uda mi się schudnąć 5 kg, a co dopiero 10! Żałuję strasznie, że nie zrobiłam sobie zdjęcia porównawczego z wagą 86 kg, ale wtedy jak ognia unikałam obiektywu aparatu i nie sądziłam, że w ogóle schudnę, raczej myślałam, że te zdjęcia dobiją mnie jeszcze bardziej. Odnalazłam jakieś zdjęcia z sierpnia z wakacji w Warszawie, na których osiągnęłam apogeum swojej wagi, ale z foto-porównaniem zaczekam, aż waga pokaże 70 kg:)
W końcu nie skończyło się tylko na pustych deklaracjach, których wszyscy dookoła mieli dość, wiedząc, że i tak nie wytrwam w postanowieniach. W końcu wytrwałam dłużej niż dwa tygodnie! Zrozumiałam, że mówiąc sobie:"tego Ci nie wolno!" przynoszę skutek odwrotny i od razu mam ogromną ochotę na tę właśnie rzecz.Chyba już pojęłam, na czym polega zdrowe odżywianie i chyba wypracowałam już w sobie pewne nawyki.
KIEDYŚ:
- jadłam każdego dnia kopę ziemniaków na obiad
- jako przekąskę piłam Colę albo inne napoje słodzone
- na imprezach zażerałam się chipsami, paluszkami i piłam drinki z napojami słodzonymi
- używałam dużo tłuszczu, smażyłam, rzadko gotowałam i piekłam
- praktycznie wcale nie jadłam warzyw
- w dni jak niedziela na obiad serwowaliśmy sobie kebab albo pizzę
- wracając po pracy (22-23) jadłam kolację (nie muszę chyba dodawać, że zdrowa nie była?)
- moim ulubionym posiłkiem była bułka pszenna z masłem (często w ilości x3)
- praktycznie nie piłam wody niegazowanej
- nie piłam zielonej herbaty
- nie potrafiłam żyć bez słodyczy, dalej nie potrafię, ale nauczyłam się dawkować ich ilość:)
- aktywność:tu się przyznam, że zawsze sporo chodziłam, ale to tylko chodzenie- nie ćwiczenia
- jadłam nie 5 a z 10 posiłków dziennie, moją przekąską była np: bułka pszenna z masłem albo z pasztetem
TERAZ:
- ziemniaki zastąpiłam kaszą gryczaną i ciemnym makaronem
- moją przekąskę stanowią owoce lub jogurt, Coli unikam jak ognia
- na imprezach nadal zjem 3-5 chipsów ale na tym koniec, piję też alkohol ale z umiarem:)
- jak smażę to na odrobinie oliwy, częściej podduszam czy gotuję na parze
- dodałam do swojej diety warzywa dostępne w sklepach: pomidory (na kanapkę albo do sałatki do obiadu), ogórki, szczypiorek, papryka etc
- w niedzielę nie jem już pizzy ani kebabów:) jem to, co w ciągu tygodnia, czyli makaron, kasza, ryby, kurczak, wątróbka
- kolację jem około godziny 20:00, bo późno chodzę spać, nie jem już po 22!
- teraz bułkę pszenną zastąpiłam ciemnym pieczywem z wędliną drobiową i serkiem zamiast masła
- staram się pić wodę, chociaż nadal mi nie smakuje;p
- mam w szafce chyba z 8 rodzajów zielonej herbaty:)
- słodycze jem, ale rozsądnie, jak mam napady to zastępuję je daktylami, są równie smaczne i w smaku przypominają mi czekoladę:)
- moja aktywność to przede wszystkim bieganie, siłownia i dywanówki
- jem 5 posiłków dziennie, czasem 4, zdarza mi się podjeść, ale raczej coś zdrowszego i nie w takiej ilości, jak wcześniej
to są tylko wybrane zasady, które przyszły mi akurat do głowy. Jadłam o wiele więcej i o wiele więcej mogłabym tu napisać.
_________________________________________________________
Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku.
Nadal zjem ziemniaki, napiję się łyka Coli czy zjem kawałek pizzy, ale z umiarem i rozsądnie. Wyćwiczenie w sobie zdrowych nawyków nie polega na tym, by z dnia na dzień radykalnie zostawić wszystko to, co się tak lubiło kosztem zdrowych posiłków. Jak ktoś tak potrafi to podziwiam i zazdroszczę- też bym tak chciała:) Ja musiałam stopniowo przestawić się na ciemne pieczywo, na warzywa czy stopniowo rezygnować ze słodyczy.
Z każdym straconym kilogramem moja motywacja jest o ten 1 kg cięższa i większa:)
70 kg jest w zasięgu ręki, raczej nie do Sylwestra ale może do końca stycznia?:) Ustaliłam sobie, że 70 kg osiągnę do 15 lutego... więc mam czas:)
Moim drugim celem będzie 65 kg i ogarniecie brzucha, bo to on wygląda najgorzej, jest największy i najmniej z niego spada.
_____________________________________________________________
Ze spraw bardziej aktualnych:
wczoraj na kolację przed imprezą skusiłam się na dwa pieczone podudzia z kurczaka (bez skóry) i garść frytek+ 2 drinki, które przypuszczam spaliłam w klubie i wracając piechotą do domu około 6 km:)
Przestałam już płakać i pluć sobie w brodę, jak zjem coś, czego powinnam unikać. Szkoda czasu na zamartwianie się:)
Dzisiejszy poranek spędziłam na siłowni, więc aktywność dziś na duży plus:)
Musiałam się dzisiaj porządnie zresetować!
BIEŻNIA: 62 minuty w tym:
- 32 minuty biegu (340 kcal)
-30 minut szybkiego chodu pod górę (400 kcal)
ORBITREK: 28 minut (280 kcal)
BRZUSZKI: 100
WEWNĘTRZNA STRONA UD: 15 powtórzeń x 5 serii
ŁĄCZNIE: ponad 1000 kcal:)
MENU:
ŚNIADANIE: grahamka z chudym twarożkiem, wędliną drobiową, pomidorem, ogórkiem i kiełkami
OBIAD: makaron razowy SYMBIO z duszonym kurczakiem, szpinakiem, brokułami i kalafiorem oraz pomidorem
DESER: Kinder MaxiKing
PODWIECZOREK: Monte (moja zmora;p)
KOLACJA: jogurt malinowy light z wiśniami, bananem, ciastkiem Belvita i połową brzoskwini
+ 2 duuuże zielone herbaty
I muszę się pochwalić- wcisnęłam się w płaszczyk, który od dwóch lat niestety nie chciał dać się zapiąć:D
Pytałyście też o stojak na biżuterię- pokażę Wam cały "mój kącik":)
i moje wczorajsze zakupy:) W KOŃCU znalazłam pasujące na mnie legginsy ze skórzanymi wstawkami:) są ze sklepu SINSAY, ale nieco różnią się od tych, mają u góry wstawki wszyte na skos, a nie na prosto. Kupiłam też urocze kolczyki:)
Lecę poczytać, co u Was:)
nitktszczegolny
2 grudnia 2013, 10:18Świetne zmiany ! Gratuluję :)
aska1171
1 grudnia 2013, 22:11Wielkie gratulacje ;D
pazzobruna
1 grudnia 2013, 21:55Jadłam podobnie 1,5 roku temu, miałam straszne nawyki ale przed ciążą i tak byłam szczupła nie wiem jakim cudem jedząc sam syf, dobrze że to już za mną :) A ty pięknie zmieniłaś nawyki no i waga super spada, gratuluję! Człowiek jedząc zdrowiej od razu lepiej się czuje i wygląda, pewnie masz tak samo :)
Nikola93
1 grudnia 2013, 21:16dziękuję :) ale z Ciebie chudzinka !
Rakietka
1 grudnia 2013, 20:44Doskonałe podsumowanie rozsądnych zasad :) Gratulacje! Nic nie cieszy jak takie ciuszki dobre jak płaszczyk ;)
amadeoo
1 grudnia 2013, 20:42Piękne foteczki i mądry wpis:) Też motywacja u mnie wzrasta wraz ze spadkiem kg:D
cancri
1 grudnia 2013, 20:39Rewelacja takie spadki! ;-) Legginsy super, też na takie kiedyś zapoluję, jak mi hajsu zostanie :P A wciśnięcie się w stary ciuch- największa zapłata :D