No to dzień minął :) w intensywnym biegu choć bez ćwiczeń, które sobie obiecałam.
Trochę pracy zawodowej... potem jazda ze zwierzolami do weterynarza na szczepienia... potem szybko obiad... (nie było czasu by sobie coś lekkiego na obiadek przygotować ehh)... potem chodu po malucha do przedszkola... a do wieczora praca w ogrodzie (najprzyjemniejsza część dnia)...
Jestem zmęczona a na dodatek chyba załapałam "szoka tlenowego".
Co dzisiaj zjadłam?
Śniadanie opisałam
II śniadanie - reszta z I śniadania.
Obiad taki jak reszta rodziny ale mniejsza porcja niż zwykle: garstka ziemniaków, gulasz wołowy i kopiec surówki z marchwi, jabłka i pora.
Na przekąskę nie było czasu
Kolacja: kanapka z razowego chleba z ciętym żytem, plasterek sera żółtego oraz pomidor
Teraz siadam do dalszej pracy zawodowej... to jest właśnie minus pracy w domu... jak nie zrobisz w dzień (normalnie 8 godzin bym siedziała w biurze i klepała rachunki w kompa), to musisz to zrobić w nocy kiedy reszta śpi... i szczęście, że dzieciaki już śpią - przynajmniej mam spokój :)
Ciekawe czy jutro uda mi się choć na 10 minut odpalić płytkę z Cindy Crawford ... hmm... 10 minut intensywnej katorgi dla ciała :). Bardzo długo nie ćwiczyłam więc potem będzie mnie bolało dosłownie wszystko :)
agnika18
24 kwietnia 2013, 22:53Dziękuję za przepis na śniadanie :) Rano staram się jeść dużo słodkich (i zdrowych) rzeczy, to potem nie podjadam. Życzę powodzenia, a przynajmniej pokoju we wszystkim :) !