Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Chrzciny - dzień przerwy....


Jako, że chrzciny były wyprawiane w moim domu, wczoraj cały dzień poświęciłyśmy z mamą na przygotowania. Sprzątanie (wyręczyłam mamę w jej części, bo ją plecki bolały :<), przygotowanie zastawy, stołu, nakryć... Przynoszenie krzeseł z piwnicy, przestawianie... Dodatkowo kombinacje z kiecką, która była prana w sumie 3 razy i suszona na "szybko" - chciałam sprać mikroskopijną plamkę, którą zauważyła mama, spróbowałam miejscowo i okazało się, że po wodzie na materiale zostają zacieki... Wypranie całej sukni nie było problemem, pięknie suszyła się na wiaterku i słoneczku, a gdy już była prawie sucha - deszcz! Znów pranie, suszenie - znów deszcz! W końcu rozwiesiłam ją w garderobie i suszyłam wentylatorem....

Dzisiejszy dzień od rana był równie zwariowany - w końcu to my - babcia i matka chrzestna - musiałyśmy zrobić się na bóstwo! Makijaż, dodatki... ostatnie przygotowania w domu i byliśmy gotowi do wyjazdu, bym wreszcie mogła ubrać chrześniaka i byśmy wszyscy mogli iść do kościoła. 

Sporo nerwów, mnóstwo pracy, ale się opłaciło! Cały chrzest był przepiękny, a i impreza udana! Nasz ukochany catering spisał się świetnie i przygotował super jedzenie! 

Dziś miałam zaplanowany dzień przerwy od diety, bo mój metabolizm znów zwolnił... Od rana jedzonko wciąż w dietetycznej formie i wymiarach, a imprezowy poczęstunek zjedzony bez liczenia kalorii, chociaż nie uważam, żebym zjadła znów tak wiele! Mały talerz zupy grzybowej, pół ziemniaczka, de volaille, odrobina sosu i łyżeczka kapustki. Kawałek tortu (na bitej śmietanie, nie masie, więc chyba najlżejsza wersja oferowana na takie imprezy) i kawa, półtorej lampki wina. Specjalnie dla mnie na stole stał dzbanek wody, a do słodkich napoi nawet mnie nie ciągnęło. Kolacji brak - nawet nie znalazłabym na nią miejsca! 

W czasie imprezy zniknęłam na chwilkę w piwnicy i uległam pokusie, by się zważyć. Waga pokazała kg więcej! Na szczęście wiem, że zbliża mi się okres (oj, wyjątkowo to czuję!), a i jedzonka było więcej, więc mnie wzdęło. Jestem dobrej myśli, bo od jutra znów wracam do liczenia kalorii :) Poza tym sukienka pięknie leżała, czego tak bardzo pragnęłam! :)