Ten tydzień nie był dla mnie łaskawy, a jeszcze się nie skończył więc wszystko jeszcze przede mną..ale póki co dostałam kilka kopów, nie dostałam pracy po raz kolejny moja aplikacja poszła do kosza... po rozmowie już wiem że to stanowisko nie będzie dla mnie...mam wrażenie że jak nie ma się pleców to można się tylko wkurzać że jest jak jest i trzeba walczyć dalej. Dlatego nie poddaję się i rozsyłam spam gdzie się tylko da (czyli moje aplikacje na różne stanowiska), staram się myśleć pozytywnie, choć ciężko tak myśleć skoro usłyszałam ze nie dostałam się na staż bo kierowniczka uznała że jestem zbyt pewna siebie i zdominuję biuro...najgorsze że dowiedziałam się o tym przypadkiem, mnie puszczono ściemę typu nie mamy funduszy...no cóż widać ludzie czują się przy mnie zagrożenie o swoje stołki....a nie potrzebnie bo tamtego bałaganu za nic nie chciała bym przejąc, wolała bym móc normalnie tam pracować...ale widać jak ktoś wykazuje chęci do pracy to źle... także jak widać jest wesoło. Na szczęście są też miłe aspekty życia, takie jak mój najdroższy Misiu, dzięki któremu chce mi się rano wstać z łóżka, przyjaciółka która wyciąga mnie na wieczorne spacery a jutro idziemy na kijki, no i ćwiczenia które mimo ze mnie dziś wykończyły to były super i teraz czuję efekt eheh czuję mięśnie o których istnieniu już dawno zapomniałam lub o których istnieniu nie wiedziałam hehe no rozpoczęłam dietę , której dania są obłędne, a Misiu się śmieje i mówi ze z takimi daniami to nawet nie poczuję że jestem na diecie:) także zobaczymy co będzie dalej, póki co idę spać bo po dzisiejszym treningu i 5 kilometrowym spacerze marzę o podusi:)