Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Złość na siebie!?


Jestem na siebie troszkę zła, bo dzisiaj było mało ruchu i dosyć ciężka kolacja...Mimo, że regularność zachowana, to jestem w stanie sobie wybaczyć ten grzeszek, ponieważ dzisiaj mój luby ma urodziny - taka okazja jedtraz w roku. Pociesza mnie to, że nie skusiłam się na nic słodkiego, a pyszna szarlotka kusiła i to bardzo! Menu dzisiejsze, to: I. Kromka ciemnego pieczywa z białym, naturalnym serkiem. II. Omlet z dwóch jaj, chudziutkiej i niewielkiej paróweczki oraz warzywami (marchew, pietruszka, rzodkiewka, ogórek konserwowy) - całego nie zjadłam, nie dałam rady ;D III. Dokończenie omletu i 50g makaronu kolorowego z serem feta w oliwie. IV. Pół banana, pół gruszki i 10g pistacji <3 I ta nieszczęsna kolacja: V. Dwa kawałki filetu z kurczaka (smażone!?!?) w panierce "chrupiący kurczak" i pomidor z natką pirtruszki w odrobinie sosu tatarskiego...Załamuje mnie ta kaloryczność, ale grunt, że mam sobie to za złe - na pewno nie wpłynie to na moją motywację, która o dziwo, nadal jest na dobrej pozycji. Oby tak pozostało! Ruchu też mało, bo tylko 20min jazdy rowerem, 30min jazdy rowerkiem stacjonarnym i około 10min lekkiego rozciągania. Korci mnie, aby się zważyć i zmierzyć, aby się przekonać czy jakieś cm lecą i ile ważę....Ale nie, wytrzymam do wtorku i mam nadzieję, że chociaż minimalne zmiany będą :) Lecę trochę Was poczytać i wracam do lubego, umilić mu trochę wieczór ^^ Trzymajcie się!