Nie, nie, nie! Wcale się nie obżarłam wczoraj do nieprzytomności. Przyznam ze skruchą, że jednak zjadłam więcej niż chciałam, ale i tak niewiele, co dzisiejsza waga mi potwierdziła: 86,1 kg. Winka też więcej wypiłam niż zamierzałam, ale sączyłam długo i powoli.
Ten czad dotyczy wczorajszych porządków. Temperatura tropikalna, a ja sprzątanko, prasowanko. Prawie wyszłam na prostą po tych wyjazdach. Oczywiście generalne porządki jeszcze nie wykonane, ale co tam, powoli sie zrobi. Robota nie zając, nie ucieknie. A tej roboty domowej i tak się nigdy nie przerobi.
Dzisiaj niestety muszę iść do szkoły. Nasza dyrektorka się nudzi i szuka innym już zajęcia. Niestety nie mogę się wypiąć, bo to już właściwie gotowość szkolna nas obowiązuje. Zatem do roboty :( A miałam plana, że skończę prasowanie...
Trzymam się dzielnie, nie podjadam, rozsądnie spożywam posiłki. Wieczorem wybieramy się na Stare Miasto na szanty. Zakupię większą butlę Nałęczowianki i będę patrzeć jak inni piwko piją, buuuuuu...
Azya
25 sierpnia 2007, 17:29Dopiero dojrzałam, że to był Twój wczorajszy wpis, ale mam nadzieję, że i tak było wesoło :D:D:D ... "na umrzyka skrzyni"... :D:D Pozdrawiam, Aśka
Azya
25 sierpnia 2007, 17:28DZIĘKUJĘ Ci kobieto za te przemiłe słowa... Ludzie... jakie to miłe uczucie. Kilka miesięcy temu od nikogo nie usłyszałam nawet literki miłej na temat wygladu, hi hi. A tu masz!! A na szanty też bym poszła. Tyle dobrze, że pośpiewalismy sobie trochę na działce a i na gg można szant posłuchać. Wesołej zabawy.....!!! Aśka
ewaneczka
23 sierpnia 2007, 22:21za udane dietkowanie :) A sprzątanko, zwłaszcza w taka pogodę, pomaga oj pomaga z kiloskami. Sama tego doświadczyłam w tym miesiącu :)
ako5
23 sierpnia 2007, 14:08ja co prawda wczoraj tez nieco posprzatałam...Ale do prasowania jakos nie moge sie zaciagnac....To juz wole biegac o 6 rano.