Powrót do pracy, powrót do normalności, powrót do uporządkowanego rozkładu dnia...
Nic z tego!
Wczoraj dałam plamę!
Do obiadu było wszystko jak pod sznurek: i dietka, i robota.
Od 9 do 13 poprawki w szkole.
Potem miał być obiad, rowerek i na imprezę, na której miałam być grzeczna.
Obiad był, ale zamiast rowerka siedziałam przy kompie i robiłam dyplom dla dyrektorki odchodzącej na emeryturę. Trochę to trwało. Nici z rowerka!
A na imprezie, jak zobaczyłam żarełko - koniec! Rzuciłam się na nie, jakbym przez miesiąc nic nie jadła! Ech!
Jeszcze dziś mam pełny żołądek!
Nawet nie próbowałam dziś stawać na wagę!
Z rozsądku zjadłam śniadanie, żeby obudzić metabolizm, ale jak to dziś dalej będzie, to nie wiem.
Zaraz lecę na Radę pedagogiczną, potem mam umówione pazurki, a potem (przecież dziś czwartek) szanty. Dzisiaj gra Szantaż, a w nim nasz kolega chóralny.
Zatem znów nici z rowerka. No chyba, że nowa dyrekcja zrobi krótką radę, w co wątpię :((
Żebym chociaż wytrwała w dietce...
uleczka44
27 sierpnia 2009, 17:26bo to co robisz jest takie bardzo babskie, i cały w tym urok by nie było jak pod sznurek, planujemy, postanawiamy, obiecujemy sobie to i owo a potem trzask prask, jedno spojrzenie, jedna chwila i zawieszamy wszystkie postanowienia przynajmniej do następnego dnia. I dlatego życie jest takie piękne. Pozdrawiam
malgocha0411
27 sierpnia 2009, 09:44a Pani nauczyciel to czego uczy? A czy surowa jest? A pały lubi stawiać? A jak tam poprawki? Od września będziesz grzeczna...ja to wiem a rowerek całkiem nieźle Ty to byś chciała 100km dziennie...pozdrawiam i całuski ślę