Mam na myśli warsztaty tanga.
Nie było tego, czego się spodziewałam. Dużo stania i przyglądania się wątpliwej jakości popisom prowadzącego, mało tańca. Raczej jutro nie pojedziemy na część drugą :(
Jedynie późniejsza milonga dała nam dużo frajdy, ale mnie nikt inny poza księciem małżonkiem nie poprosił do tańca (pewnie dlatego, że jednak nie założyłam tej czerwonej sukienki) a i księciunio nie odważył się potańczyć z inną partnerką. Myślę, że wszyscy byli bardzo spięci. Podobał nam się niesamowicie taniec jednej pary. Okazało się, że trenują sami w domu, podobnie jak my. Tylko, że oni w kuchni, a my mamy ful wypas, bo możemy korzystać w szkole z sali gimnastycznej. I oni lepiej dawali sobie radę na ograniczonym mocno miejscu do tańczenia. Jedynie oni naprawdę czuli ducha tanga. Miło było popatrzeć.
Wniosek: milongi fajna sprawa, warsztaty niekoniecznie, szczególnie z tym prowadzącym :((
elasial
16 listopada 2009, 11:04Uwielbiam tańczyć. Do niedawna nawet ,gdy miałam okazję potańczyć nie rozwijałam lotów,bo 'hipopotam' choćby nie wiem jak się wdzięczył wygląda śmiesznie w podrygach. Może coś się zmieni w Sylwestra!
Azalia49
15 listopada 2009, 21:43Gratuluję pomysłu z tańcem. Ważne to żyć z pasją:-)
mamagia
15 listopada 2009, 19:53zobaczyć tango w waszym wykonaniu. Musi to być wspaniałe przeżycie. Pozdrawiam, Gosia.
fiocca
15 listopada 2009, 17:37ale poszłaś i zobaczyłas, a tak to mogłabys załowac,ze nie byłas :)
mmMalgorzatka
15 listopada 2009, 10:11słonecznie pozdrawiam w niedzielę:)
patih
15 listopada 2009, 09:27chciałabym umieć tańczyć, moze kiedyś się zapisze na jakiś kurs :)