...nie jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Niby nic specjalnego, ale jakiś dziwny spadek formy mnie wówczas dopada. Nie chciało mi się dzisiaj podejść na nogach jednego przystanku, więc wielkim wysiłkiem z mojej strony będzie dzisiejsze zmuszenie się do jakichkolwiek ćwiczeń... Chociaż pół godzinki... Żeby choć spalić dzisiejsze grzeszne herbatniki w liczbie czterech... Kurcze, w życiu się nie spodziewałam, że będę taką wagę przywiązywać do uważania na to, co jem... Kiedyś potrafiłam zjeść paczkę ciastek, pół tabliczki czekolady, chipsy i budyń w ciągu jednego popołudnia, a dzisiaj martwią mnie cztery herbatniki...! Ale to chyba dobrze...
Swoją drogą pocieszam się faktem, że nieszczęsne 10 kg przytyłam w ciągu 4 lat, a zrzucić je mogę raptem w cztery miesiące - jeśli się bardzo postaram oczywiście. Więc nie jest to taka straszna perspektywa, prawda? Mnie raczej napawa optymizmem :)
Salezjaninka
15 kwietnia 2012, 08:34to całkiem dobra perspektywa, więc optymizm jak najbardziej wskazany ;) i popieram zdanie Gucio :)
gucio.
13 kwietnia 2012, 22:164herbatniki to jeszcze nie aż taka "zbrodnia" :) Lepiej zjeść 4 niż rzucić się na więcej :)