Po kilku tygodniach w końcu pojawiła się dzisiaj na wadze fajniejsza liczba - na dzień dzisiejszy 62,5 kg :) Co ciekawe, wcale nie czuję się lżej - wręcz przeciwnie. Jestem tuż przed okresem i przed wejściem na wagę sądziłam, że zobaczę tam jakąś nadwyżkę, a tu niespodzianka! Dlatego mam nadzieję, że po menstruacji będę mogła ucieszyć oko widokiem równych 62 kg na wadze - i taką też liczbę ustawiam dziś na pasku (bo, jak łatwo zauważyć, ja się nie rozdrabniam na dekagramy ;) ). Niech to będzie motywacja ku temu, by tę wagę ugruntować, a po jakimś czasie ją także pożegnać! :)
Nie mogę się doczekać, kiedy moja waga spadnie do magicznej liczby 60 kg - tyle ważyłam na koniec liceum, ale zupełnie tego nie doceniałam, a teraz już pół roku się męczę, żeby zrzucić balast i dopiero 6 kg mam za sobą... Przyznaję - gdybym dała z siebie wszystko, chodziła dwa razy w tygodniu na fitness, odrzuciła słodycze w 100 % itd., pewnie szybciej by to poszło, ale ja zwyczajnie nie mam głowy do takich wysiłków i nawet mi trochę pasuje, że tak powoli chudnę, bo mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie mi później utrzymać prawidłową wagę. Oby! :)