Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię jazdę na rowerze, szydełkowanie dobrą książkę. Do odchudzania skłoniła mnie...po prostu moja waga i chęć zmiany siebie oczywiście dla siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8066
Komentarzy: 115
Założony: 3 marca 2020
Ostatni wpis: 1 lipca 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
arrosa1

kobieta, 41 lat, Kielce

165 cm, 112.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 lipca 2024 , Komentarze (2)

Jestem w szoku jak wyglądał ten miesiąc, waga wahała się bardzo. Na początku pięknie szło i sporo zrzuciłam a później waga wzrosłą. Nieznacznie ale jednak zaprocentowało to tym, że kończę ten miesiąc z wynikiem zaledwie  minus 0,9 kg. Czy mnie to smuci? Może troszkę gdyż już widziałam dodatkowe 2 kg mniej na wadze, ale z drugiej strony chyba potrzebowałam takiego resetu głowy i odpoczynku od redukcji pod linijkę. Najważniejsze jest to, ze centymetry spadły i jako że wprowadziłam ćwiczenia na macie zmienił się też skład ciała i spadł tłuszczyk a wzrosła masa mięśniowa.

Generalnie miesiąc obfitował w wyjazdy rodzinne które spędzaliśmy aktywnie na rowerach, zaczęłam też ćwiczyć dwa razy tygodniowo pilates i raz ćwiczenia na macie w domu z aplikacją. Dziennie zazwyczaj wpada między 18000 a 20000 kroków, choć przyznam szczerze że było kilka dni kiedy było ich tylko 15000 oraz takie co było grubo ponad 35000.

Dziś ostatni dzień kursu i analizując sobie to co w nim zrobiłam to naprawdę ogrom zmian które wprowadzane cyklicznie i małymi krokami spowodowały że nawet tego nie odczułam.

Idę kochane po więcej i walczę o kolejne kilogramy na minusie dla samej siebie.

31 maja 2024 , Komentarze (2)

Mimo przeciwności losu i wyłączenia mnie na długi czas z możliwości ruchu udało mi się zgubić 2 kg i 9 cm. Jestem z siebie dumna, ponieważ nie poddałam się i nie zajadłam tego stresu a jedynie dokonałam delikatnej korekty w planach na maj. Udało mi się wprowadzić część mniejszych i część większych założeń w tym miesiącu. 

Jestem bardzo zadowolona że udało mi się wprowadzić nawyk picia wody i ten bardziej newralgiczny a mianowicie wyeliminowałam wieczorne podjadanie które było bardzo zgubne i niweczyło moje wszystkie zabiegi związane z walką o siebie.

Dziś mam badania i delikatnie się stresuję czy aby wszystko poszło zgodnie z planem i parametry się wyrównały do normalnych poziomów...jestem pełna nadziei że tak, głównie dlatego że bardzo nad tym pracowałam w ostatnim czasie. 

26 maja 2024 , Komentarze (4)

Niedługo koniec maja i będzie czas podsumowań moich zmagań i chyba po raz pierwszy cieszę się na to. Kurs przynosi ogromne żniwo, zmieniłam swoje nawyki związane z podjadaniem i inaczej na nie spojrzałam. Grzecznie trzymam się swojej kaloryczności i mimo niewielkich odstępstw od diety waga pięknie spada. W zeszłą niedzielę udało mi się wrócić na rower i przejechać 32 km z uśmiechem na ustach. Dziś też planuję mały wyjazd rowerowy z dzieciakami.

Dzięki Vitalii i kilku dietetyczkom z instagrama które obserwuję nauczyłam się inaczej komponować posiłki i mimo że jestem na redukcji po prostu jestem najedzona i niejednokrotnie część z dań wprowadziłam do normalnych posiłków całej rodziny co ułatwia mi moje odchudzanie. Tak naprawdę wiele zależy od głowy i od podejścia bo mechanizmy podjadania wiążą się nie z głodem a zazwyczaj z tym co dzieje się w głowie. 

Czuję też że tym razem uda się zrzucić balast jak poprzednio ale go utrzymać i nie przytyć już więcej do tego poziomu.

W tym tygodniu zaczynam też wprowadzać ćwiczenia małymi kroczkami bo  po ciuchach czuję zmiany ale ciało ma jakąś słabą gęstość i chyba czas żeby wprowadzić ćwiczenia na macie.

13 maja 2024 , Komentarze (9)

Ostatnio u mnie się dzieje bardzo dużo, ale jakoś nie miałam czasu i też trochę siły, żeby się tym dzielić. Majówka zaczęła się kontuzją nogi, później spadłam ze schodów i potłukłam kość ogonową. Do tej pory mam problem z bólem ale najgorsze w tym jest to ze nie mogę ćwiczyć i jeździć na rowerze. Serce mnie boli, bo jednak czekałam na ten sezon rowerowy z wypiekami na twarzy i ledwo się rozkręcił a ja muszę się kurować. Na szczęście dla mnie nie mogę za bardzo ani leżeć ani siedzieć więc drepczę i codziennie na spokojnie robię między 20000 a 23000 kroków. Może to głupie ale to jest dla mnie plus ponieważ inaczej załamałabym się i leżała czy nic nie robiła i waga by wzrosła. 

Waga zaczęła spadać cyklicznie i ja trochę bardziej zaczęłam się przykładać do tego co jem. Testuję nowe smaki i zaczynam odzyskiwać wiarę w siebie i w swoje możliwości zmiany wagi.

Zaczął się też mój długo wyczekiwany kurs i wiele mi w głowie poukładał i z czystym sercem mogę go polecić innym. 

27 kwietnia 2024 , Komentarze (2)

Dzieje się w moim życiu, ten kurs był strzałem w dziesiątkę. Opłaciło się czekać na niego od stycznia dzięki niemu nabrałam nowych sił i mocy do walki o swoje zdrowie i sylwetkę. Poznałam mnóstwo fantastycznych kobiet które inspirują i dają wsparcie. 

Zaczęłam też patrzeć na dietę pod innym kontem i jest mi jakby łatwiej. Po trochu wprowadzam zmiany w swojej codzienności ale co najważniejsze zaczynają mi się pewne sprawy układać w głowie.

Kwiecień obfitował w ruch. Wróciłam do moich spacerów i udało mi się zrobić kilka krótkich wypadów rowerowych. Nadal nie ma jednak dywanówek które zacznę po trochu wprowadzać w maju. System małych kroków jest jednak mądrzejszym wyborem niż rzucanie się na głęboką wodę.

W tym miesiącu udało mi się:

  • Przejechać blisko 80 km na rowerze;
  • Wykonać dwa treningi na rowerze stacjonarnym;
  • Wykonać trening taneczny;
  • Przejść jak do tej pory 404300 kroków co odpowiada dystansowi 280,18 km ale jeszcze coś nadrobię do końca tego miesiąca.
  • Nauczyłam się pić 2 l wody - z tym były małe kłopoty jak do tej pory;
  • Zaczęłam jeść w swojej kaloryczności i troszkę spadło jednak to nie jakaś spektakularna zmiana;
  • W końcu czuję luz w ubraniach i zakładam te których do tej pory nie mogłam założyć.

15 kwietnia 2024 , Komentarze (2)

To był bardzo ciężki pod względem fizycznym i psychicznym tydzień ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż efekt jest taki że jest fajny minus na wadze i w cm. 

Ten tydzień zaczął się deszczowo a właściwie już wczoraj u mnie tak było więc zniosłam sobie rowerek stacjonarny żeby pokręcić chociaż trochę w domu skoro nie mam możliwości wyjścia w plener.

Dziś zaczyna się ten kurs co czekam na niego od stycznia ale bardzo się cieszę, że nie czekałam na niego i nie tyłam tylko małymi kroczkami szłam do przodu i jednak trochę spadło. Co tu dużo mówić, nieskromnie powiem że jestem z siebie bardzo dumna.

Dziś jeszcze muszę szybciutko odrobić zadanie domowe do kursu więc nadrobienie waszego tygodnia przełożę sobie na jutro.

4 kwietnia 2024 , Komentarze (2)

Okres świąteczny obfitował w rodzinne spotkania, ciekawe rozmowy jak również aktywność fizyczną. W tym roku zdecydowałam, że nie będę siedziała za suto zastawionym stołem z nestorami rodu i dzieciakami a przeżyję je zupełnie inaczej, mobilizując przy tym współbiesiadników do niewielkich zmian w przeżywaniu przez naszą rodzinę świąt. Zaskakująco łatwo poszło i choć niektórzy kręcili nosami na moje pomysły wprowadzania ruchu w dni świąteczne później przyznali mi rację i byli bardzo zadowoleni.

U mnie każde święta (przypuszczam że u większości także) odbywają się w ten sposób, że siedzimy i biesiadujemy praktycznie od obiadu do wieczora przy stole uginającym się od smakołyków, słodkości i przeróżnych potraw. Od zawsze musiało być 6 rodzajów ciast, 3 sałatki, wymyślne przystawki i dodatkowo danie gorące w porze kolacji a jeszcze lepiej dwa jego rodzaje.  Oczywiście to po obiedzie który normalnie składał się z dwóch dań, przy czym do drugiego koniecznie musiały być 3 rodzaje mięs (i tak też było w tym roku) bo święta byłyby nieważne. Na szczęście pokolenia się zmieniają i razem z siostrą, która nie ma absolutnie problemów z wagą po trochu wprowadzamy zmiany aby to wyglądało całkiem inaczej i żeby po takich ucztach nie mieć niestrawności, czy ogólnie złego samopoczucia i aby istotą świat był czas spędzony razem na rozmowach, spacerach a posiłki były tylko miłym dodatkiem ale na rozsądnym poziomie.


Pierwszy dzień świąt rozpoczęłam samotnym spacerem aby zmiana czasu nie miała nade mną władzy i tak zrobiłam sobie 4 km dróżkami polnymi w otoczeniu zieleni pól. Po obiedzie również był spacer tylko taki 10 km i muszę przyznać że było wspaniale. Tym razem odbył się w większej grupie osób i prowadził rowerowo pieszymi ścieżkami w sielskiej miejscowości gdzie mieszka moja ciocia. Dzieciaki wróciły zadowolone i głodne ale o dziwo nie wyczerpały swojej energii i zaraz później poszliśmy grać w siatkówkę i piłkę nożną więc dzień był naprawdę intensywny.

Drugi dzień świąt również upłynął pod kątem ruchu, Po śniadaniu wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę rowerową. Może niedaleką bo tylko 15 km zrobione ale dodatkowo poćwiczyliśmy na pobliskich OSACH, natomiast po obiedzie był kolejny spacer około 8 km...To były cudowne święta.

Jednak w bilansie poświątecznym jestem 1 kg na plusie i z jednej strony mogłabym być na siebie zła bo liczyłam na to ze waga stanie w miejscu, ale z drugiej strony zazwyczaj było 4 kg na plusie po świątecznych szaleństwach więc ogólnie nie jest źle i wystarczy tylko odrobić straty w tym tygodniu i dalej walczyć ze swoja wagą.

31 marca 2024 , Skomentuj

W tym miesiącu poszło mi trochę lepiej jak w poprzednim. Generalnie odrobiłam straty i mogę pochwalić się spadkiem 3,1 kg na przestrzeni całego miesiąca. 

Mocno ograniczyłam słodkie, a właściwie wykluczyłam całkiem ze swojej diety bo przecież "Jedzenie nie będzie mną rządzić" . Poprawiłam też ilość spożywanej wody co prawdopodobnie jest wynikiem pogody.

Jeśli chodzi o ćwiczenia muszę stwierdzić, ze z uwagi na zawirowania przedświątecznych porządków w domu i ogrodzie mocno ograniczyłam, gdyż zwyczajnie nie miałam na nie siły. Były dwie czy trzy wycieczki rowerowe i chyba 1 bądź 2 treningi na macie. Słabo, więc to jest do poprawy w kwietniu. Jednak niezmiennie pozostałam w klimacie spacerów, które weszły mi w krew i w zasadzie sprawiają mi ogromną przyjemność.

Wczoraj zaczęłam też sezon koszenia traw więc będzie to moje cotygodniowe zajęcie na najbliższe miesiące i choć dla kogoś może się to wydać śmieszne uwielbiam to. Ten zapach trawy i ogólnie widok jak już jest zgrabnie przystrzyżona a przede wszystkim to bieganie za kosiarką w słoneczku to znak, że przyroda rozkwitła w pełni. Pojawiły się też pierwsze kwiaty a właściwie drugie, ponieważ u mnie pierwsza pojawia się kalmia wąskolistna (o ile nie pomyliłam nazwy) kwitnąca na różowo już w lutym. Z niecierpliwością czekam też na coroczne nasadzenia kwiatów i dekorowania balkonów i tarasów...to jeszcze przede mną.

Dziś zmiana czasu której zwyczajnie w świecie nie lubię, ale idąc za ciosem obudziłam się przed 6 na nowy czas i chyba w ten sposób uda mi się po prostu szybciej i efektywniej na te zmiany przestawić. Wiem, ze są święta i można pospać ale szczerze mówiąc wolę szybciutko wypić kawkę i zrobić coś dla siebie wychodząc na krótki spacer.

A to realizacje moich posiłków w tym tygodniu. Oczywiście tylko kilka z nich którym zdążyłam zrobić fotki. Ale jest moja ukochana szakszuka i zielone naleśniki na słono czy makaron z pesto który jest chyba jednym z najszybszych posiłków kiedy nie mam czasu na dłuższe gotowanie.


Wszystkim nam życzę spokoju w te Święta, smacznego jajeczka i mądrych wyborów kulinarnych.

23 marca 2024 , Komentarze (2)

Cotygodniowe zaległości w waszych poczynaniach odhaczone. Niestety w tygodniu ciężko mi to nadrobić, ale jestem już na bieżąco. Wiele z was mnie zainspirowało swoją walką. 

Mój tydzień był wyjątkowo intensywny i ciężki. Na wieczny spoczynek odprowadziłam w tym tygodniu dwie osoby, w tym ukochanego wuja. 

Niezliczona ilość wyjazdów i posiłków poza domem na szczęście przyniosły efekt spadku wagi...po raz pierwszy w życiu udało mi się to mądrze zaplanować i przede wszystkim trzymać swojego planu na wyjeździe. Wrzucam kilka moich ulubionych posiłków od dietetyka które na stałe wprowadziłam do swojego menu oraz menu mojej rodziny. Są to przede wszystkim śniadania i kolacje, gdyż jakoś później jestem tak pochłonięta prozą dnia codziennego że zwyczajnie nie myślę o robieniu reportażu.


Udało mi się też przed deszczami przeprowadzić wertykulacje trawy, a dziś jeśli pogoda pozwoli nasieję nową tam gdzie pojawiają się puste place. Wiosna rozkręciła się na dobre i już marzę o kolejnej cotygodniowej wycieczce rowerowej z dzieciakami. Ostatnio mam też więcej energii, z czego jestem bardzo zadowolona. Nadrabiam też zaległości czytelnicze i pochłaniam z zapałem kolejne pozycje książkowe.

18 marca 2024 , Komentarze (11)

W końcu nadrobiłam zaległości związane z waszymi pamiętnikami, a co u mnie?

Wzięłam się za siebie po upadku z lutego i walczę dalej. Na szczęście waga mozolnie idzie w dół, staram się bardziej pilnować i generalnie mieć więcej ruchu. W zeszłym tygodniu zrobiłam tylko i aż jeden trening, jednak tuż po nim nie mogłam chodzić kilka dni z uwagi na zakwasy. To tylko dowodzi jak bardzo spadła moja kondycja i mimo, ze robię sporo kroków i spaceruję to przy zwykłych ćwiczeniach po prostu jest mi ciężko. Może nie w momencie ćwiczenia, wtedy jest totalna euforia mimo zmęczenia i bólu ale właśnie kilka dni po kiedy to zakwasy mocno dają mi się we znaki.

Ten tydzień był też czasem kontroli u lekarza. Żelazo pięknie się podniosło, jednak jego poziom mimo że już w normie nie jest jeszcze wystarczająca i prawdopodobnie zajmie mi to jeszcze 4 miesiące aż będzie na bezpiecznym poziomie. Natomiast bardzo mnie martwi poziom cholesterolu. Spadł ale nie do takiego momentu aby  nie przekraczał normy. W związku z tym za kolejne dwa miesiące kontrola. Staram się zrzucić go jeszcze w sposób naturalny - moja decyzja w konsultacji z lekarzem który dał mi jeszcze szansę na naturalne uregulowanie cholesterolu tym bardziej że już trochę spadło. Dostałam jedynie witaminę PP aby moje działania wspomóc. Nie chcę brać tabletek bo jak zacznę to tak naprawdę nie zmienię nic w swojej diecie i po pewnym czasie to wszystko wróci.

Ciężko mi z tymi moimi zmaganiami z krwią, nie potrafię pogodzić się z myślą że mnie coś może dolegać. Mam wrażenie ze popadam w jakiś marazm, smutek z tym związany. Nie umiem się pogodzić z mijającym czasem. Rozumiem, ze zapracowałam na to sama swoją otyłością i owszem rozumiem że to wynik mojego życia i spodziewałam się tego w odległej przyszłości...ale nie teraz, nie już, nie na ten moment. Po prostu nie ma mojej zgody aby coś się ze mną działo w tej chwili.

 Dodatkowo jestem osobą zajadającą smutki a w tym przypadku nie mogę i nie chcę ulec temu działaniu, bo zwyczajnie w świecie pogorszę swój stan. 

Nawet sobie nie wyobrażacie jaki to dla mnie wstyd jak lekarz oświadczył swoje: No i co z tym robimy? Czułam się jak takie małe dziecko, które tłumaczy się z każdego zjedzonego cukierka. On ma czarno na białym moje grzeszki i przecież widzi oczami jak wyglądam i tu nie da się zakrzywić rzeczywistości która jest jaka jest. Mogłam sobie do tej pory wypierać wiele rzeczy, ale w momencie gdy wkracza lekarz kurtyna spada i wiem, że jestem oceniana że on wie co ja takiego zmalowałam. Padło też pytanie: i co myślmy takiego jedli? Dało mi kolokwialnie rzecz ujmując w "pysk".

Dwa dni nie mogłam się pozbierać po wizycie, teraz jest lepiej i podjęłam rzuconą mi rękawicę i będę dalej walczyła aby za kolejne 60 dni znaleźć się jak najbliżej normy, jednocześnie mając nadzieję na to że moje starania odzwierciedlą wyniki.