żrę,znów...do godziny 15 trzymam dzielnie dietę,mam dużo zajęć i nie myślę o jedzeniu.a po tej godzinie,gdy siadam na chwilę odpoczynku dopada mnie głód węglowodanowy-kompuls.i jem,żrę!wszystko,co mam pod ręką,nawet wtedy,gdy już mi niedobrze;(nienawidzę siebie.ostatnio zastanawiałam się,czemu tak robię,od kiedy,po co mi to,skoro nie czuję głodu.już wiem.to wszystko zaczęło się,gdy miałam rozpocząć szkołę w technikum,ważyłam 64 kg i stwierdziłam,że jestem gruba,ze nikogo nie poznam i nikt mnie nie polubi,jeśli będę taka gruba.zaczęłam odchudzanie.mało jadłam,ćwiczyłam 1-2 dziennie.schudłam 15 kg w trochę ponad dwa m-ce.byłam szczęśliwa,szczupła,no i szybko znalazłam nowych przyjaciół w nowej szkole.ale właśnie wtedy zaczęły się napady.ze strachu przed przytyciem,do szkoły nie brałam kanapek,pamiętam ten okropny ból głowy z głodu i burczenie w brzuchu,gdy w duchu zazdrościłam koleżankom,które nie przejmowały się wagą i zajadały drożdżówkami i batonami ze szkolnego sklepiku.ale ja się trzymałam,nie chciałam być znowu gruba.i wtedy zaczęły się kompulsy,po powrotach ze szkoły potrafiłam tak napchać się jedzeniem,że nie mogłam zasnąć.rano wyrzuty sumienia i od nowa głodowanie-za karę,za obżarstwo poprzedniego dnia.tak przeżyłam całą szkołę średnią.potem praca kelnerki,przytyło mi się,ale olałam to.do czasu,aż na obsłudze jednego z wesel usłyszałam od jednego gościa,że ładna i fajna ze mnie dziewczyna,tyle,że szkoda,że trochę za gruba.zabolało i zadziałało w ten sposób,że od nowa zaczęłam głodówki z obżarstwem.tyle w skrócie.nie ma co dalej opowiadać,bo ten stan trwa do dziś,z przerwami na dwie ciąże,gdzie jadłam normalnie.teraz po drugim porodzie,gdzie syn ma już 2,5 lat,tyle też trwają moje kompulsy:(i coraz bardziej się zastanawiam,czy nie poszukać gdzieś pomocy,bo wiem,że sama chyba nie dam rady,a nie umiem tego przerwać...mąż mnie kocha,wiem o tym,ale też wiem,że wolałby mnie szczupłą,taką,jak kiedyś.i ja chciałabym być taka jak kiedyś i chodzi mi nie tylko o wygląd ale poczucie psychicznego szczęścia.bo czuję,że uszło ze mnie życie,że jestem więźniem własnego ciała i psychiki.mam dość takiego życia...
flaviadeluce
15 października 2015, 18:37Ostatnie zdania twojego postu mogę podpiąć pod samą siebie. Najgorsze jest to, ze jesteśmy dorosłe, a nadal działają na nas wydarzenia z odległej przeszłości ( u mnie okres podstawówki-liceum). Większość ludzi myśli, ze to tak łatwo zapomnieć. Wiem co czujesz. Sama zmagam się z zaburzeniami odź. (ale inny rodzaj) iwiem jak ciężko jest z tym walczyć bo sama tę walkę wciąż przegrywam
igusek
15 października 2015, 18:10Dokładnie wiem o czym mówisz.... sama przez to przechodizłam i niestety to czasem wraca... Na poczatku wielka radość kiedy idziesz do sklepu kupujesz miliony jedzenia, jesz a potem te wszystkie dręczące myśli i wyrzuty sumienia. Ja szukałam na to sposobów długo. Pomaga (co sama z resztą zauważyłaś) zajęcie się czymś. Spróbuj się właśnie czymś zająć, wyjść z domu, na spacer, może zapisz się na jakieś dodatkowe ćwiczenia np. ZUMBA- wtedy nie myslisz o jedzeniu a i po ćwiczeniach nie chce ci się tak rzucać na jedzenie. Po drugie ogłaszaj wszystkim naokoło, że się odchudzasz. Jak każdy będzie wiedział to potem trochę wstyd tak się obżerać nie? :p Dużo pij. Ale nie słodkich gazowanych napojów tylko wody, herbat i ewentualnie kawy. I kolejna rzecz znajdź inny sposób nagradzania siebie (nie wiem jak u Ciebie ale ja nagradzałam się żarciem właśnie). U mnie sprawdziły się zakupy. Jakiś mały nowy kosmetyk czy bluzka wystarczy. Uszy do góry! Damy radę :D