Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kocham życie :) chociaż nie zawsze jest kolorowe. Codziennie mierzę się z rzeczywistością i staram się by codzienność nie była przytłaczająca. Aktualnie "słomiana wdowa" i mama dwóch cudownych córek. Jestem tu by na chwilę się oderwać, czasami wyżalić i nie zwariować ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2615
Komentarzy: 54
Założony: 13 stycznia 2021
Ostatni wpis: 20 kwietnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
B_znadmorza

kobieta, 33 lat, Białogóra

161 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 kwietnia 2021 , Komentarze (10)

Wczoraj coś mnie natchnęło, aby odszukać stare zdjęcie i porównać z aktualnym.

Pierwsze zdjęcie z października 2019, drugie z wczoraj ;)

Zmiana jest efektem 1,5 rocznych ćwiczeń z M. Kołakowską i Martą CF. Na diecie nie byłam w tym czasie, jedynie ostatnie tygodnie z przerwami testowałam jadłospis z Biedry od dr Lifestyle. Powiedziałabym, że z jedzeniem bywało u mnie naprawdę rożnie przez ten cały czas... Były tygodnie, które obfitowały w słodycze i niezdrowe przekąski, ale z maty starałam się nie schodzić ;)

To nie jest oczywiście meta, bo wciąż chciałabym jeszcze około 5 kg zejść w dół. Ale miło zobaczyć, że ćwiczenia naprawdę działają. Pewnie gdybym włączyła w to odpowiednie odżywianie, to byłoby dużo lepiej. Jednak życie to jest życie... Trzeba patrzeć optymistycznie w przyszłość :)

Moim największym kompleksem były i są uda. Ale zaczynam akceptować siebie i swoją budowę ciała. Modelką nie zostanę, a może kiedyś i stamtąd pozbędę się nadmiaru ;)

25 marca 2021 , Komentarze (10)

Dziś był naprawdę ładny dzień, chyba pierwszy tak ładny w tym roku. Niby nie było jakoś dużo stopni na plusie, nie było słońca, ale było bezwietrznie. A to u nas nad morzem się rzadko zdarza. 

W planach miałam jakieś większe porządki przedświąteczne w chacie, myślałam aby umyć okna lub ogarnąć szafki w kuchni (mam białe fronty i ciągle się brudzą). W moim planie treningowym miał być reset, więc zawsze to więcej czasu by pokręcić się po domu i zrobić coś na spokojnie jak Mała śpi. 

W rezultacie nie zrobiłam nic konkretnego. Ugotowałam moim rodzicom zupę i zaniosłam, bo wiedziałam że mama idzie do fryzjera i nie będzie miała czasu zrobić obiadu po pracy. Wstawiłam pranie, powiesiłam firanki w pokoju dziewczynek i w pokoju gościnnym (okna umyłam wczoraj), zgarnęłam trochę zabawki... W międzyczasie dowiedziałam się, że zamykają przedszkola i od poniedziałku moją "normalność" szlag trafi ;) nie żebym narzekała, w końcu jestem matką "niepracującą", ale perspektywa dwóch tygodni z kłócącymi się non stop dziećmi nie jest zbyt zachwycająca. Jednak te kilka godzin separacji, kiedy Starsza jest w przedszkolu działa zbawiennie na ich relacje :)

Nie wiedząc nawet kiedy, przyszedł czas by odebrać dziecię z przedszkola. Wracając zachwyciłam się pogodą :) zarządziłam szybkie zjedzenie obiadu i pójście na podwórko. To był strzał w 10! Dziewczynki zachwycone, bo wyciągnęłyśmy wszystkie zabawki ogrodowe - taczki, łopatki, wózki, wiaderka, foremki itp., powiesiłyśmy huśtawkę. Ja naprawdę poczułam wiosnę :) korzystając z okazji, że dziewczynki tak dobrze się bawią ja zabrałam się za porządki. Zagrabiłam część trawników z przodu domu, pozamiatałam chodniki, uprzątnęłam taras i grilla. Byłam bardzo zadowolona, że mogę tyle zrobić. Młodsza stała się naprawdę bardzo samodzielna :) nie musiałam nad nią stać i pilnować, że weźmie coś do buzi, czy będzie jadła piasek. Nie musiałam za nią biegać, bo świetnie sobie radzi na schodach i górkach. Zajmowała się sobą sama, a ja mogłam sobie działać od czasu do czasu zerkając co robi. W końcu zaznałam trochę wolności :) 

Wróciłyśmy do domu dopiero około 18 :) dotlenione i zadowolone. Miła odmiana po przedłużającej się zimie. 

Jeśli chodzi o dietę to trwam w jadłospisie z Biedry. Teraz jestem w 4 tygodniu. Potem zrobię przerwę, bo wraca mój małżonek na święta to kuchnia musi być bardziej tradycyjna ;) Ale dieta smakuje mi i na pewno po świętach będę ją kontynuować. Zacznę wszystko od początku.

Treningi wg planu :) dziś miał być reset, a wyszło jak wyszło...

Taką wiosną to chce się żyć :) tylko już znowu zapowiadają ochłodzenie... Eh... 

23 marca 2021 , Komentarze (15)

W końcu normalnie! Po skończonej kwarantannie u córki, nabrałam trochę wiatru w żagle stęskniona za typowym rytmem dnia... Pierwsze co zrobiłam to zakupy w Biedronce na 4 tydzień diety z marketów. Zrobiłam pierwsze swoje zmiany, czyli zamiast tofu weszła pierś z indyka. Posunięcie było idealne, bo fit łazanki posypane skwarkami z indyka było mega pyszne! A podejrzewam, że tofu znowu by popsuło całe danie, bo to zdecydowanie nie mój smak. 

Bardzo lubię moją poukładaną codzienność, kiedy dzieci są zdrowe i mogę większość rzeczy zaplanować :) w dni "robocze" wstajemy o 7 rano, oczywiście na dźwięk budzika reaguję tylko ja... Dziewczyny muszę wyciągać z łóżek. Daję im kwadrans aby "wciągnęły żółtko" (tak mówiła moja babcia, gdy chodziło o rozbudzenie się) i zaczynamy szykowanie do przedszkola. Starsza nie je nic rano, bo w przedszkolu jest śniadanie na wejściu. Młodsza pije mleko. Oglądając bajkę ubieramy się, aby o 7:45 wyjść z domu, by zdążyć na 8:00. Zazwyczaj idziemy pieszo, bo do przedszkola mamy 1 kilometr. Jest mi też dużo wygodniej wsadzić Młodszą w wózek niż wpinać obie w foteliki w aucie, które jeszcze stoi w garażu. Poza tym traktuję to jak dodatkową dawkę ruchu na powietrzu (w obie strony x 2 to 4 km spacer). Z Młodszą wracamy do domu, by najpierw zjeść śniadanie. Wtedy ona najczęściej zajmuje się zabawą, jest szczęśliwa że ma pokój dla siebie i może trochę nabroić Starszej jak jej nie ma ;) a mnie pochłaniają domowe sprawy, czyli ogarnianie chaty + gotowanie. Tak do 11:40 bo wtedy Młodsza idzie drzemać. Około 12 zasypia i mam w końcu czas dla siebie :) co robię? Oczywiście trening :))) aktualnie zaczęłam nowe wyzwanie z Moniką Kołakowską. Miałam dokończyć Fit Wiosnę z CF, ale jakoś Monia mnie bardziej skusiła. Ja wszystkie treningi Marty (oprócz tych premierowych) już robiłam nie raz. A u Moniki będą same świeżynki ;) ale na pewno wrzucę coś od Marty, bo w wyzwaniu są tylko 3 treningi w tygodniu, a to trochę dla mnie za mało. No i jak już poćwiczę, trochę odsapnę to o 13:40 zbieramy się z Młodszą, aby odebrać Starszą z przedszkola, które kończy o godz 14. Popołudnie już jest u nas trochę luźniejsze... Jak jest w miarę pogoda to po obiedzie idziemy jeszcze na dodatkowy spacer, albo jak jest potrzeba to na zakupy. Czasami jedziemy kogoś odwiedzić, lub ktoś odwiedza nas. Około 18 łączymy się z naszym Tatkiem i opowiadamy co tam nowego się wydarzyło. Gadamy tak do 19, bo wtedy już czas na kolację i kąpiel. Uwijamy się z wieczorną rutyną tak, by o 20 już dziewczynki były w łóżkach, a mama mogła w końcu odpocząć ;)

W weekendy jest inaczej, bo nie musimy już nigdzie być na czas. Ja zazwyczaj robię rzeczy, na które w tygodniu nie mam czasu. Bynajmniej są to przyjemności ;) bardziej... a to trzeba okna umyć, jakieś szafki w końcu odgruzować, łazienkę gruntownie wyszorować itp itd. Ale znajduję też czas, żeby realizować jakieś pomysły dzieci (bardziej Starszej, bo Młodsza na razie ich nie ma jako takich) i wtedy idziemy np. na spacer na plażę, albo odwiedzamy jakiś las ;) jak pogoda się poprawi to pewnie więcej będziemy urządzać plenerowych wycieczek.

Czasami jest mi ciężko i nie zawsze idzie gładko. Jak dzieci są chore, to dochodzą nieprzespane noce... Wtedy zrobienie treningu w ciągu dnia graniczy z cudem. Są też dni, że za dużo spadnie na moje barki, muszę coś załatwić poza domem i w chacie panuje totalny chaos. Ale jakby nie było, najważniejsze że JAKOŚ daję SAMA RADĘ :) 

Waga z dziś - 64,00 kg. Walczę o te 5 z przodu ;) zobaczymy czy się uda...

15 marca 2021 , Komentarze (11)

Kilka słów wstępu.

Za tydzień zaczyna się kalendarzowa wiosna. To taki chyba przełom bo wszyscy na nią czekają z niecierpliwością... Jakby z wiosną miała przyjść nadzieja na lepsze czasy. Tymczasem...

Kolejne obostrzenia. Kolejne restrykcje. 

Każdego w inny sposób dotyka pandemia. Jedni wierzą w jej "moc", drudzy nie... Ale na ogół dużo złości wokół tematu i ciężko się z tym nie zgodzić, bo każdy chciałby normalnie żyć, jakakolwiek by ta normalność nie była. Tyle ile ludzi na świecie - tyle opinii. Na ogół negatywnych. 

Jeśli o mnie chodzi, to skutki pandemii są dla mnie krytyczne. Ponad miesiąc temu covid odebrał mi bardzo bliską osobę, moją Babcię... Wszystko potoczyło się tak szybko. Od zwykłego przeziębienia, do zapalenia płuc i niewydolności oddechowej. Dziesięć dni w szpitalu, potem śmierć. Próbuję to przepracować w swojej głowie, chociaż jestem wciąż niepogodzona. Wiem, że śmierć przychodzi nagle i zawsze za wcześnie. Ale są po prostu takie osoby w naszym życiu, których odejście sprawia, że umiera wraz z nimi część ciebie. Tak Babcia zabrała ze sobą część mojego serca, bo przez całe moje życie zawsze była blisko...  Mówią, że czas uleczy razy, u mnie na razie powoduje coraz większą tęsknotę.

Życie niczego nie ułatwia, więc muszę z żałobą radzić sobie w pojedynkę. Praca męża za granicą w dobie pandemii, to jest koszmar... Zawsze było ciężko, gdy wyjeżdżał. Teraz jest dwa razy ciężej. Nie może swobodnie przyjeżdżać, bo wszystko wiąże się z testowaniem. Dodatkowo Polska jest uważana za obszar wysokiego ryzyka i pracodawcy niechętnie zgadzają się na zjazdy :( czyli wszystko pod górkę.

Dietetycznie.

Ale żeby to życie sobie trochę pokolorować i zająć głowę, postanowiłam rozprawić się z ostatnimi zalegającymi mi kilogramami. Kupiłam sobie JADŁOSPIS Z BIEDRY całoroczny od Dr Lifestyle :) na 4 tygodnie w wersji OGRANICZAM MIĘSO. Zastanawiałam się nad wersją klasyczną, ale ostatnio tyle się mówi o dobroczynności diety roślinnej więc pokusiłam się w jakieś części zrezygnować z mięsa. 

Jestem po 3 tygodniach diety. Jak wrażenia? Dania są BARDZO smaczne. Nie brakuje mi mięsa ALE miłośniczką tofu nie zostanę. Ochyda! I nie zgadzam się, że tofu smakuje tak jak je przyprawisz. Ja zawsze czułam tofu (teraz wiem, że jak zacznę dietę od początku to zamiast tofu wrzucę kurczaka lub indyka). Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń. No może jedynie czas jaki jest podany w jadłospisie na przyrządzenie dania, trochę odbiega od rzeczywistości. Mi zawsze zajmuje więcej. No i nie do końca pasują mi te zakupy raz na tydzień, ponieważ niektóre warzywa/owoce czy natki pod koniec tygodnia są już powiędnięte. Niby można rozbić sobie zakupy, ale to już by wymagało dokładnej analizy jadłospisu co którego dnia - a na to nie mam czasu i cierpliwości. Wolę gotową listę zakupów.

Pojawiły się pierwsze efekty! Ja mam kaloryczność 1700 kcal i to jest ok dla mnie. Po 3 tygodniach z wagi 65,5 kg zeszłam na 63,8 kg (a jestem jeszcze przed @). Zobaczymy co będzie dalej. Na razie mam przymusową przerwę, bo córka trafiła na kwarantannę z przedszkola. Była nawet przeziębiona. Więc izolujemy się, nigdzie nie chodzimy. Jak skończy "areszt domowy" to będę kontynuować dietę, bo będę mogła się ruszyć na konkretne zakupy. Teraz zakupy robi nam moja mama. 

Aktywność fizyczna.

Wraz z początkiem marca zaczęłam wyzwanie z Martą Codziennie Fit - Fit wiosna, plan dla zaawansowanych. Przećwiczyłam pierwsze półtorej tygodnia. Szło mi super, a potem ta kwarantanna córki i przymusowa przerwa. Jednak choroba małej + druga młodsza córka w domu = totalna dezorganizacja. Czekam aż wróci młoda do przedszkola, a ja tym sposobem znowu zyskam trochę czasu dla siebie i będę mogła dokończyć plan treningowy.

Staram się jakoś funkcjonować w tym poplątanym świecie, czasami się uśmiechnąć (chociaż mi nie do śmiechu) i małymi krokami posuwać do przodu, by tylko nie stać w miejscu... W końcu to tylko ZŁY CZAS, nie ZŁE ŻYCIE. W końcu minie i znowu wyjdzie dla mnie słońce :)

22 stycznia 2021 , Komentarze (8)

21 stycznia, godz. 21:22

Dzieci w końcu zasnęły, Starsza jak zwykle bez problemu, Młodsza musiała odtańczyć swoje jak co wieczór. Wymieniłam kilka zdań z mężem na Messengerze, dopowiedziałam to co wcześniej było niemożliwe do powiedzenia bo dziewczyny dawały popalić swoimi krzykami i kłótniami o wszystko co tylko było możliwe. Liczyłam może na więcej, ale dziś totalnie się nie kleiło. Mając wrażenie, że mówię do siebie stwierdziłam, że niech sobie włączy ulubiony serial, a ja coś znajdę w TV by zresetować głowę. W końcu chwyciłam za laptopa i oto jestem...

Jestem po raz drugi. Za pierwszym razem tu byłam wyłącznie w ramach odchudzania. Liczyły się dla mnie tylko cyferki, statystyki, postępy. Pisałam gdy był spadek wagi i wplatałam w podsumowania zdjęcia i relacje z wycieczek pieszych i rowerowych. Raczej mało uczuć i emocji. Suche fakty, więc gdy urodziłam drugą córkę i doba zrobiła się za krótka to całkowicie przestałam korzystać z vitalii. W końcu usunęłam konto.

Teraz szukam odskoczni. Miejsca w którym będę mogła wylać wszystkie swoje żale. Ponarzekać, wygadać się, może poryczeć do monitora... Szukam kawałka swojej "podłogi", pisanej na własnych zasadach. Czegoś w rodzaju auto psychoterapii. Chociaż odchudzania też nie ominę bo jest to jakby nieodłączna część mojego życia. Gdzieś kiedyś założyłam sobie wymarzoną wagę i staram się do niej dążyć. Nie jest to dla mnie cel sam w sobie, więc nie denerwuję się gdy waga nie spada. Nadrzędne stało się dobre samopoczucie i sprawność, a to daje mi regularna aktywność fizyczna i lepsze odżywianie. Jednak żeby coś robić trzeba mieć jakiś cel, coś co będzie motywowało do działania. Stąd u mnie to określenie mety (wagi finalnej). Nie mam pojęcia jak to będzie gdy kiedyś tam dotrę.

Gdy chwyciłam za mojego laptopa, czułam się strasznie przygnębiona... Nadal tak się czuję. Przyszedł ten długo wyczekiwany 2021 rok, który z założenia ma być tym lepszym. W końcu w poprzednim doświadczyliśmy rzeczy, które wydawałyby się jeszcze niedawno niemożliwymi. Słysząc już któryś raz z rzędu, by rzeczywiście był lepszy, najpierw odebrałam sms'a od przyjaciółki "B. mój tata zmarł o 22...". Smutna wiadomość, jej tata zmagał się z rakiem. Walczył od roku, ale dziad był złośliwy i leczenie nie dawało efektów. Niby każdy się liczył z tym, że wkrótce odejdzie, ale co innego się liczyć, a co innego doświadczyć. Znaliśmy się ponad 15 lat i traktowaliśmy się jak rodzina. Gdy wróciłam z pogrzebu Ojca przyjaciółki, w domu czekała już kolejna "bomba". Dzwonili, że Ciocia Ania trafiła do szpitala. Stwierdzili Covid i nie dają jej większych szans. Po 4 dniach walki, zmarła. Pojechałam 600 km na pogrzeb. Pochowaliśmy prochy i wczoraj wróciłam do domu. Początek roku, a już dwa pogrzeby za mną... 

Totalnie rozbita, układam te klocki codzienności. Odkąd mój mąż zaczął wyjeżdżać do pracy za granicę w trakcie pandemii, średnio sobie radzę z rozłąką. Dobija mnie ta niepewność... Nie wiem kiedy go zobaczę, nie wiem co powiedzieć starszej córce na pytanie: kiedy tata wróci? Śledzę nowe informacje na temat obostrzeń i tylko rośnie we mnie frustracja. Czekam na kolejne święta, może długi weekend... Czuję jak życie przelatuje mi przez palce, stęskniona za normalnością jak cała reszta świata. 

To tylko zły dzień, nie złe życie... 

B.