Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
bo brzuch robi sie w kuchni


Porozmawiałam dzisiaj ze sobą poważnie(kujon), po raz kolejny, bo niestety poprzedni i jeszcze poprzedni nie przyniósł rezultatów. Niby się godzę, tak, tak to racja - koniec z kolejnymi dokładkami rodzynek w pracy, koniec z pieczonymi pestkami dyni i solą himalajską wieczorem, nakładaną wciąż i wciąż po kilka ziarenek... 

Co z tego, że dużo ćwiczę i mam kondycje, jak dieta kuleje. Jest zgodna moją nietolerancją, żadnego nabiału, ciastek(ciasteczka) (no prawie), kluchów, białego ryżu - ale ma być lepsza, ma być idealna. Czas trwania 6 tygodni.

 1600 kcal B70, W140, T80

Poniedziałek: 20 km rower + 25 minut orbitreka w południe

Wtorek: 20 km rower

w południe trening brzucha

10 minut rozgrzewki na orbitreku

30 x spinanie brzucha na piłce, 20 x scyzoryki na piłce, 20x na każdą stronę skłony boczne z ciężarkiem 9kg w jednym ręku. Powtórzone 3 razy.

Do tej pory robiłam scyzoryki tak, jak pokazał mi trener w klubie, czyli jakby turlałam piłkę pod siebie i siadałam na niej na kolanach, łydki były na piłce. Było ciężko, ale tak średnio ciężko. Instruktorka na kalistenice pokazała to ćwiczenie inaczej. Na piłce tylko stopy, kolana do klatki piersiowej w powietrzu. Teraz po 20 powtórzeniach ma dosyć, a właściwie to wcześniej tylko jakoś siłą woli dociągam do tych 20,