Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dobrze, że ten dzień się kończy


Dzisiaj porażka jeśli chodzi o dietę i trening...i wcale nie dlatego, że zjadłam za dużo albo się nie ruszałam (szloch) do Niemiec dotarłam dopiero o 5, a na 10 miałam do pracy. Wstałam przed 9, żeby zgodnie z planem zjeść śniadanie i zrobić koktajl owocowy do pracy. Byłam jednak tak zmęczona, że uznałam 2 banany za wystarczające drugie śniadanie. Wzięłam butelkę wody i ruszyłam do pracy...A tam masakra (strach) biegania tyle, że teraz nóg nie czuję, czasu na przerwę też nie miałam, więc banany wróciły ze mną, jedynie z wodą nie jestem do tyłu :| teraz leżę ledwo żywa i czekam na obiad, który na szczęście robi mi Piotruś (dziewczyna) zjem i będę leżeć, aż zasnę  (spi) także kolacji już nie zjem (swiety) w ciągu tego dnia schudłam pół kilograma...może to jest pocieszenie :D

  • 106days

    106days

    9 sierpnia 2018, 19:04

    No tak, pojscie do pravy po dlugiej drodze tak sie konczy. Bywa i tak, nie poddawaj sie. Dobrej nocy ;)