Normalnie się wkurzyłam. Wczoraj pokonałam 20km na rowerze stacjonarnym + dałam radę na tych 10minutowych ćwiczeniach z Mel B i co? No dobra, mówiłam, że będę się ważyć rzadziej ale zwyczajnie o tym zapomniałam i stanęłam na wadze. A tam co? No właśnie. 66,5. Bez podjadania, z ćwiczeniami, kalorii malutko bo olałam kolację (może to dlatego?) a tu 0,4kg więcej! Eh, dzisiaj mam ochotę się nażreć.
I chyba wrócę do poprzedniego menu. Wtedy jadłam mniej tłuszczy i cukrów. A także mniejsze porcje. I chudłam...
7:00 ŚNIADANIE! racuchy otrębowe vitalijki zachodslonca. http://vitalia.pl/index.php/mid/118/fid/1480/kalorie/diety/recipe_id/391. Estetyki nawet nie porównujcie, proszę:)
No i kawa. kalorii śniadanie ma około (ciut zmieniłam przepis zachodslońca i zrobiłam go w ogóle więej) 400. świetnie.
... A może głodówka? Nie, nie, nie! To głupi pomysł! Ale mi tak bardzo... uh!!! No bravo, wkurwiłam się. Nie ma bata, wracam do poprzedniej diety. Czyli żegnajcie placuszki:( Ale dzisiaj może jeszcze trochę poszaleję. Na obiad mam zamiar zrobić tą frittatę (tak to się nazywa?) również jednej z vitalijek:)
W ogóle byłam tak wściekła, że pożarłam 4 racuchy w minutę... i oczywiście wyżłopałam całą kawę do dna... great -.- i jeszcze jestem głodna. może upiekę jakieś ciasto? najlepiej czekoladowe.
ten dzień będzie po prostu zajebisty.