Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tralala!!!!


Dzionkiem porannym na wagę hop! A tu 74,7kg się pokazało! Ach jakie życie jest piękne, gdy wszystko idzie  z planem. Wczoraj wieczorem mierzyłam spodnie kupione w okolicach  marca, są ZA DUŻE W PASIE !  A zatem idziemy słuszną drogą i Alleluja .

Na śniadanie chleb chrupki jaglano- kukurydziany, do tego niewielka porcja serka Bieluch ze szczypiorkiem,  drugi kawałek z jajkiem na twardo, trzeci z powidłami.  Do pory II śniadania wypiłam 3 szklanki wody, byłam na pilatesie  wznosząc się na wyżyny wysiłkowe.  Na II śniadanie chleb razowy z pomidorem, potem wizyta w bibliotece, następnie spacer nad morze szybkim krokiem. Po powrocie do domu zajęcia kuchenne, kolejne wyjście z domu w sprawie wyjazdu czerwcowego, powrót na obiad. A obiad dziś to poezja smaków: stek z tuńczyka i szparagi zielone. Ok. 15 jestem po 5 szklankach wody, będa i następne, bo temperatura dziś sprzyja nawadnianiu. Czuję się zupełnie jak w czasie odzwyczajania sie od palenia, bo teraz odzwyczajam się od słodyczy. Nie łaknę, nie ciągnę do nich, nie mam obsesyjnych myśli.  Myśle, że będzie dobrze.