Warsztaty odbyły się w innym miejscu niż wskazano , co ścięło mnie na początku, bo niepotrzebnie drałowałam na czas. Trwają 2 godziny, czego również nie powiedziano przy zapisie, na szczęście nie umówiłam się na jakieś inne czynności. A odbyło się to budynku mojej Szkoły Podstawowej. Wróciłam zatem w tereny dzieciństwa. I tam , gdzie jadałam obiady szkolne, tam dziś gotowałam. Było nas 14 osób, w tym jeden pan. Daniem dzisiejszym była zupa rybna, podawana pracownikom budującym port w Gdyni. Nie do końca zgodna z przepisem pierwotnym, bo przed wojną dodawano do zupy kieliszek nalewki bursztynowej . Takich wymagań dziś nie było. Zupa z łososiem, dorszem, mlekiem kokosowym i kolendrą. Wyszła smaczna, smakowałam i inne, każda była jakaś, czyli jak osoba, która ją gotowała. Następnym razem będzie to kuchnia żydowska, bo i taka była w przedwojennej Gdyni. Warsztaty prowadzą młode osoby z Muzeum Miasta, jedna z osób ma korzenie żydowskie, może będzie ciekawa potrawa. Kupiłam dziś w Tchibo młynek ręczny do kawy, postanowiłam przejść na taka formę przygotowywania napoju. Robię się coraz bardziej slow.. Chłodny dzień, od morza wieje, ale to koniec października przecież . Wieczorem idziemy do kina na film pt" Nasz najlepszy rok" Pora późna, bo 20:20, ale nie chcę , aby film mi uciekł , bo podobno jest dobry.
Magdalena762013
24 października 2017, 23:40Warsztaty w sumie chyba fajne, prawda? Choc tez nie cierpię, gdy juz na początku sa problemy organizacyjne! Wtedy najchętniej mam ochotę od razu zrezygnować... a Ty bylas nieugięta - brawo. Dodatkowo przeniosłam sie w świat dziecięcych lat! A o filmie chętnie usłyszę!
zlotonaniebie
24 października 2017, 16:34Kiedyś, w czasach przedietowych trochę gotowałam wg kuchni żydowskiej, bo lubię takie tematyczne gotowanie. Więc fajna czeka Cię przygoda. Tam każdy sam gotuje potrawę wg zadanego przepisu, tak ?