Od rana jesteśmy w pogotowiu. Oboje z mężem jesteśmy niecierpliwi, i chociaż wiemy o dostawie po 14, to już , już chcielibyśmy. Ale najpierw morze, no bo jak tak bez zobaczenia wielkiej wody. Ona dziś przepięknie się srebrzyła, łagodnie falowała, prawie stojąc w miejscu. Ludzi sporo pomimo wczesnej pory ( przed 10) i dnia powszedniego. Rześko było i przyjemnie. Maszerujemy zawsze dość szybko, wracam do domu z zarumienioną twarzą i często mam mokre plecy pod plecakiem. Wczoraj pierwsza lekcja angielskiego. Weszłam do grupy jak w masło, bez problemów. Na lekcji poprzedniej omawiali tekst z poziomu gimnazjum, wczoraj pracowaliśmy na tekście z zakresu liceum. Bez problemu główka pracuje, czyli tego się nie zapomina. Wymowę mam lepszą , nie odstaje pod względem znajomości słówek, czasów, nie boję się rozmawiać. Będzie dobrze. Moja nadkwasota znów się odezwała. Prawie ćwierć wieku temu stwierdzono u mnie helikobakter pyroli , a zatem mam prawo cierpieć na nadkwasotę. Narazie biorę zapobiegawczo Renni, ograniczam produkty powodujące tę dolegliwość. Powinno wystarczyć. Sprawa tynkowania bez zmian, nadal kulson mać, bo panowie zajęli się zbijaniem tynku w dalszej części budynku. Moja część jest gotowa do pomalowania, ale widać nie zasłużyliśmy. Wpienia mnie to niewyobrażalnie. Tylko faceci tak potrafią bezdurnie pracować.
Magdalena762013
16 listopada 2017, 18:06Ale super z tym angielskim!!
zlotonaniebie
16 listopada 2017, 15:30Ja tylko dodam, że kiedyś obiecałaś mi zdjęcie świeczek na parapecie :))
Campanulla
17 listopada 2017, 16:22Tak zaczyna się skleroza. Przepraszam, świeczki beda później.