Zaczął się nowy tydzień, a z nim wracam na tory spadkowe. Powoli ruszam, ospale, ale drga coś. Na śniadanie 2 kromki chrupkiego , jedna z masełkiem i rzodkiewką, druga z serkiem i z rzodkiewką + zielona herbata. Na II ś. sałatka z pekinki z czerwoną papryką, ogórkiem kiszonym, pietruszką zieloną, oregano, oliwą i cytryną, kromka chrupkiego z wędzonym karmazynem + kawa z kawiarki z mlekiem. Na obiad będzie powtórka z wczoraj + ryż, bo wczoraj potrawa była bez ryżu. Dziś zaliczone już 5 km. Nad morzem pięknie, śnieg się utrzymuje, jest biało i czysto. Mrozik lekki sprawia, że spacer był rześki. Dzwoniłam do rodziców, proponują wizytę dopiero w piątek, co mi też pasuje. Po powrocie zajęłam się sprawami domowymi, zamówiłam roczną prenumeratę Gazzetta Italia, roczną prenumeratę W drodze , zapłaciłam to, na co już czas. Nastawiłam rosół, przygotowałam schab do pieczeni. Będzie do pieczywa dla męża.Porzuciłam zamiar zajęć basenowych, bo godziny mi nie odpowiadają. Wracam do dywanówek, które zawsze przynosiły pozytywne rezultaty, zajmę się książką o jodze, otrzymaną na gwiazdkę. Poza tym pamiętam ćwiczenia z pilatesu, będę je wykonywać. To powinno wystarczyć.