Miałam dziś w planie basen, ale wieczorem zadzwonił ojciec. Poprosił o przygotowanie polędwiczek wieprzowych, które ma zamrożone. Poinformowałam, że już ugotowałam zupę i może to wystarczy, a polędwiczki na kiedy indziej, ale się uparł. Cóż było robić, Paweł ani pisnął , i w ten sposób basen odpłynął do środy. Udało mi się tylko ustalić, że obiad jemy u siebie . Po 9 do Biedronki, potem po wędlinę, jakiś drobiazg w tajemnicy przed mężem na 14, II śniadanie i pora jechać. Zabrałam ze sobą zieloną pietruszkę, szalotkę, śmietankę 30%, gorgonzolę, chrzan. No i słój zupy. Pieczarki usmażyłam, doprawiłam polędwiczki po ich oczyszczeniu, zrobiłam sos śmietanowy z gorgonzolą i zielona pietruszka, ziemniaki tłuczone z chrzanem. Polędwiczki usmażyłam z szalotką. Najpierw była zupa, po której oboje rodzice stwierdzili, że już są najedzeni. Podałam im II danie, ale większość została na dni następne. Taka to głupiego robota. Zrobiłam dziś prawie 12.000 kroków, jestem zaganiana jak pies, bo wszystko na tempo. Ale i tak byliśmy nad morzem, bo słońce jeszcze oświetlało horyzont i było bajkowo. Jutro ma lekki luzik, obiad zaplanowany, może jakiś mały wypadzik w okolice?
EwaFit
12 lutego 2018, 21:10Nie ma co się denerwować na rodziców....tak to jest chyba na starsze lata.....sama to widzę :) Pozytyw taki, ze zrobiłas 12 tys kroków :)
Campanulla
13 lutego 2018, 11:01Już przestałam aż tak sie przejmować. To chyba z bezsilności wynika, ale przecież nie zmienie juz rodziców. Dzieki za otuchę.