Bo pracowałam dziś jako prasowaczka. Udało się wreszcie wynieść od mamy pranie zalegające, takie do prasowania. Namawiana wielokrotnie niestety odmawiała pomocy. A dziś wyprasowałam 8 prześcieradeł, 4 zmiany pościeli, dwie piżamy ojca, 4 jego koszule, kilka ścierek, itp drobiazgów.Przy okazji doprałam niedoprane, a pogoda sprzyjała takim czynnościom. Byliśmy dziś u rodziców, aby pomóc przy zmianie komody na nową. Starą mąż rozebrał, ekipa meblarzy ją zabierze. Przy okazji udało się coś poukładać w szafach, namówić mamę na pieluchomajtki, posiedzieć z nią chwilkę na balkonie. Ojciec coraz odważniej mówi o zatrudnieniu kobiety do pomocy. Takie myśli ma po rozmowach ze swoimi znajomymi, którzy korzystają z pomocy osób wynajętych. Oby to wypaliło! Dziś waga cudna, to znaczy, że tarczyca wraca do normy. Ubranka takie luźne się zrobiły, a wczoraj łaskawie patrzyłam na moją odzież letnią. Na obiad dziś zupa krem z cukinii, tagliatelle pełnoziarniste z pulpetami w sosie z papryki, kapusty, pomidora, marchewki. Do tego mix sałat . Smaczne to było . Umówiłam się dziś do fryzjera , na 5 czerwca, jeszcze pedicure, może jutro to załatwię przed wyjazdem do Gdańska. Bo jedziemy do Muzeum Morskiego na wystawę wujka mojego męża. Spotkamy sie przy okazji z rodzina, a przed wystawą powłóczymy się trochę po Gdańsku. Pogody ma sprzyjać.
WielkaPanda
23 maja 2018, 21:58Szacun za tą stertę prasowania! To moje nieulubione zajęcie. Dobrze że sprawy z pomocą dla rodziców nabierają rumieńców. Mam wrażenie że tato jest w lepszej formie od mamy.
Campanulla
24 maja 2018, 21:00Oj tak. Ale niestety trzyma lejce.
zlotonaniebie
23 maja 2018, 19:53Małymi kroczkami i rodzice przyzwyczają się do pomocy. A Ty przy okazji trochę odsapniesz. Miłego włóczenia się po tym pięknym mieście :))